Dębski Raptowny fartu brak.txt

(30 KB) Pobierz
Eugeniusz D�bski

Raptowny fartu brak

Na zboczu wzg�rza, niemal na ko�cu podjazdu, usadowi� si� paso�ytniczy wzg�rek 
powoduj�c, �e �agodna ju� pozornie droga nagle stan�a d�ba. Silnik spr�y� si�, 
wyci�gn�� nieco wy�sz� nut�, prawie zmarszczy� si� z wysi�ku, ale
pokona� wzniesienie, a potem samo wzg�rze. Na szczycie jednak zapiszcza� 
podejrzanie i raptownie ucich�. Siedz�cy w nieruchomym poje�dzie Luk uni�s� oczy 
ku g�rze i bezg�o�nie skl�� niebo.
- Nie r�b mi tego - poprosi�.
- Pusty zbiornik - beznami�tnie, zdyszanym g�osem poinformowa� Silnik. - Mo�e 
niezupe�nie to mam na my�li, chocia� upraszczaj�c...
- Nie chrza�, ch�opie. Ca�� drog� kln� jak szewc!
- Ale jest pod g�rk�, a paliwo nie najwy�szej marki.
- C-co ty mi pieprzysz!? Jakiej marki? Jakiej marki, co? Teraz mi co� m�wisz o 
marce? Jak si� uk�ada�em, to by�o tylko o "mi�sie", prawda? Mia�em kl�� przez 
ca�� drog�. Tak?! Gdybym wiedzia� co� o warunkach dodatkowych, to bym 
zaproponowa� inne paliwo.
Silnik prychn�� pogardliwie.
-Jakie?
Luk zacisn�� z�by i chwil� walczy� ze sob�.
- Sperm�! - splun�� z ca�ej si�y w przydro�ny py�.
- Akurat by wystarczy�o! - ironicznie sapn�� Silnik. - Chcia�e� przecie� 
wyjecha� poza gara�.
Luk zeskoczy� z siode�ka i kopn�� w opon�.
- A na tym z kolei nic zajecha�by� nawet do peryferyjnego parku.
Spokojnie, ch�opie. Spokojnie. Tak nie ma sensu, uwierz mi. Spoko.
- No to jak - klniesz czy nie? - nie ustawa� Silnik.
- Zaraz, przecie� nie chcesz byle czego, ty parchu pustynny? - wstawi� sprytnie.
- By�o.
- Rusz si�, nie wkurwiaj mnie!
- No i ty masz pretensje, �e nazwa�em twoje przekle�stwa marnym paliwem?!
Luk zawirowa� na pi�cie jednej nogi z �okciami przyci�ni�tymi do brzucha.
- O. mo�e trzeba by�o wybra� jakie� �ama�ce gimnastyczne?
-Zamknij ryja! - hukn�� doprowadzony do sza�u. - Ty w pach� skubany, 
flegmotw�rczy wyciorze! Ty w trzy pi...
- By�o - flegmatycznie przerwa� Silnik.
-Aaaa!!! Trzymajcie mnie! Ludzie! Lu-udzie-e!
- A propos "ludzie"... - rzeczowo wtr�ci� Silnik. - Znasz taki dowcip: pewien 
miastowy zgubi� si� w lesie, w strasznym lesie, i zaczyna wrzeszcze�: "Ludzie, 
ludzie!", a zza drzewa wychyla si� Czukcza i powiada: "Ha! Jak tutaj, to: 
>>ludzie<<, a Jak w
mie�cie, to pogardliwie: Czu-u-ukcza!". - Oczy-reflektory patrzy�y na zamar�ego 
w bezruchu Luka, potem ich pokrywy zamkn�y si� i natychmiast otworzy�y.
- Hy-hy... - niepewnie roze�mia� si� Luk. - Idiota, jak boga kocham, wrobili 
mnie w Silnik-idiot�!
- M�g�by� mi to wyja�ni�, co? To s�owo "Czukcza" i dlaczego to �mieszy...
- Kpisz sobie ze mnie, tak? - Luk odsun�� si� o dwa kroki i po�o�y� r�k� na 
kaburze. - Pokurczu moczem ch�odzony... Gnido niewychech�ana, jak ci wkopi� 
ko�ek w t� niskoch�odzon� dup�. to si� sfajdasz a� po wycieraczki. - Odsun�� si� 
jeszcze o krok i
zaczepi� paznokie� o mosi�n� klamerk�. - Tak ci�, robaczku, wytrzepoc�...
-Ojej. dobrze ju�, z g�rki mo�e wystarczy - st�kn�� Silnik, nie spuszcza� oczu z 
kabury i gdy tylko zobaczy�, �e z cz�owieka uchodzi para, �e r�ka si�ga do 
kieszeni po wodne dropsy, doda� przebiegle; - Ale wyt�umaczysz dowcip i do�o�ysz 
jednak kilka
job�w... P�niej, mo�e jutro! - wrzasn�� widz�c, �e cz�owiek bez ostrze�enia 
wyszarpuje blaster z kabury. - W przysz�ym tygodniu"!
- Ruszaj, czterocylindrowa fl�dro! Silnik warkn��, zapracowa� r�wnym rytmem. Luk 
zabezpieczy� klamerk� kabury. Silnik odczeka� chwil�.
-Oj-jej! Ale� mi dokuczy�! - parskn�� ironicznie Silnik, ale przedtem sprawdzi�, 
czy kabura jest zamkni�ta. Zgrzytn�a przek�adnia, drgn�y baloniaste zbrojone 
tlenem opony. D�wignia r�cznego hamulca zachrobota�a i opad�a, pojazd drgn��.
Cz�owiek poruszy� si� i niedbale, demonstracyjnie opar� d�o� o pogi�te nadkole, 
rozejrza� si� starannie doko�a.
-A rusz si� o centymetr! - zagrozi� Silnikowi. - Ju� mam do�� ciebie i ca�ego 
tego cackania si�. OK?
Silnik zmru�y� reflektory i pyrkn�� obra�liwie. Niew�tpliwie stara� si� jak m�g� 
zamanifestowa� swe niezadowolenie, tymczasem cz�owiek okaza� si� istot� na tyle 
grubosk�rn�, �e jego usi�owania nie mia�y szans powodzenia. Luk poklepa� 
protekcjonalnie
nadkole, potem wskoczy� na mask� i jeszcze raz, tym razem z rzeczywistej 
potrzeby, a nie dla czczej demonstracji, przelecia� wzrokiem horyzont; najpierw 
normalnie, potem przez wszczepione binokle, i by�o to na tyle nieciekawe, �e nie 
chcia�o mu si�
nawet si�gn�� do lornetki. Zeskoczy� na ziemi� wzniecaj�c ob�oczki dusz�cego 
suchego py�u. Przypomnia� sobie o awanturze z Silnikiem i postanowi� dopiec mu 
jeszcze bardziej. Pochyli� si� i poklepa� jeszcze raz mask�.
- Do-o-obry silniczek - powiedzia�. - Dobly pana silniczek, plawda?
- Nie musisz mnie chwali�, znam moj� warto�� - powiedzia� Silnik, a w jego tonie 
zabrzmia�y wyra�ne nutki zadowolenia. -A dlaczego zmieniasz g�osk� "er"? - 
zapyta� naiwnie po chwili.
- Debil - warkn�� Luk.
- Nie rozumiem. Mo�e tu trzeba odwrotnie: el na er?
- Zabij�... - Luk zamierzy� si� nog� na ko�o, chcia� wskoczy� na pak�. ale 
zamar� s�ysz�c; .
- Nie strasz, nie strasz, bo si�...
Luk odczeka� chwil� z uniesion� do g�ry nog�, z otwartymi do kolejnego ci�tego 
esprita ustami, wystraszony. Z tego co wiedzia�, a wiedzia� o Silnikach niemal 
wszystko, Silniki nie potrafi�y grozi�, bo nic potrafi�y planowa� czegokolwiek, 
a przecie�
u�ycie gro�by ma na celu jakie� korzy�ci w dalszej lub bli�szej, ale jednak 
przysz�o�ci- Popatrzy� na Silnik. Zastanawia� si� chwil�.
- Jed�my - powiedzia� nagle Silnik.
W jego na og� metalicznym g�osie tym razem zabrzmia�a wyra�na pro�ba. Luk 
wsun�� si� ostro�nie na siedzenie, poruszy� d�wigni� zamykaj�c� owiewk� i 
delikatnie wcisn�� peda� akceleratora.
- Czy co� si� sta�o? - zapyta� staraj�c si�, by nie zdradzi� emocji.
-Lepiej nie pytaj. - Silnik sam zwi�kszy� obroty. Wbrew zamierzeniom Luka ju� po 
chwili gnali w d� o kilkana�cie kilometr�w na godzin� za szybko. Droga wiod�a 
zboczem wzg�rza. wci�� w prawo, ciasnymi, nieregularnymi spiralami.
- Skoncentruj si� na prowadzeniu.
No to nie gazuj za mnie. wiem. na ile mnie sta� - warkn�� rozz�oszczony Luk. -
Jeszcze... - Serce podskoczy�o mu do gard�a, gdy okaza�o si�, �e zakr�t 
zacie�nia si� do absurdalnych granic, �e wewn�trzne ko�a zaczynaj� traci� 
oparcie w pod�o�u i niemal
po�ow� czasu sp�dzaj� w powietrzu. Gwa�townie wdusi� peda� hamulca. - 
Szszszsz... Jeszcze troch� i by�my zrobili pa-pa w d�!
-Jeszcze troch� i dogoni nas Kolbobum! - krzykn�� histerycznie Silnik, 
zag�uszaj�c terkot opon na nier�wnej powierzchni i trzask pracuj�cych na 
maksymalnych obci��eniach resor�w. zw�aszcza lewych. Krzykn�� naprawd� g�o�no. 
Luk poczu� poruszenie w�r�d
kr�tkich w�os�w na -karku i troch� wy�ej. " Nie �a�uj peda�u...
-Ale co to jest!?
-Nie pytaj...
Zakr�t. Oczywi�cie w prawo, nag�y uskok terenu, �o��dek do gard�a, oouuuops! 
Jaki� dziwny absurdalny kawa�ek prosto i znowu w prawo, cia�niej, Luk zawis� nad 
prawymi ko�ami, co� z p�ki za plecami spad�o i utkwi�o na wysoko�ci nerek 
gniot�c cia�o za
ka�dym razem, gdy pojazd podskakiwa�, zmienia� -nawet nieznacznie - kierunek czy 
pr�dko��. Kanciasty przedmiot stale atakowa� nerki. Cz�owiek zacisn�� z�by. Ju� 
dwie minuty wcze�niej zdj�� nog� z peda�u gazu. bo i tak Silnik dawa� pe�n� moc,
skoncentrowa� si� na hamulcu, u�ywaj�c go jednak oszcz�dnie w obawie, �e Silnik 
wy��czy niepotrzebne w obecnej sytuacji urz�dzenie. Obecna sytuacja musia�a by� 
tragiczna. Luk wyszed� z kolejnego �uku. poszerzy� promie� skr�tu, od razu 
zacie�ni� i
spazmatycznie zaczerpn�� powietrza - �rodek drogi zajmowa� spory g�az. 
praktycznie uniemo�liwiaj�c omini�cie. W tym tempie wykluczone by�o r�wnie� 
hamowanie. Silnik pisn��, pojazd szarpn�� si� do przodu, jeszcze szybciej. Luk 
m�g� ju� tylko trzyma� si�
kierownicy, zw�aszcza �e i tak nie reagowa�a na jego ruchy. Pojazd wahn�� si� od 
lewej kraw�dzi szosy, uni�s� si� lekko na lewych ko�ach, musn�� prawymi stok 
wzg�rza, a nadkolami kanciast� zawad� i hukn�wszy chyba wszystkim czym m�g� o 
powierzchni�
drogi, pogna� dalej. Pojazd zanurkowa�, niemal wyrzucaj�c cz�owieka z fotela. 
Luk j�kn��. podkurczy� nogi i przygotowa� si� do opuszczenia szalonego wehiku�u, 
nie widzia� mo�liwo�ci opanowania wozu. Coraz bardziej by� przekonany, �e Silnik 
r�wnie�
straci� kontrol� nad pojazdem.
- Trzymaj si�, Lu-chu-chuk... - Wyboje zniekszta�ci�y imi� pasa�era.
Na marginesie zwyk�ego w takiej sytuacji procesu my�lowego - mieszanki strachu, 
analizy sytuacji, z�o�ci na siebie, na Silniki, kt�re zapewnia�y o 
bezpiecze�stwie planetki - odezwa�a si� zwariowana my�l, kt�ra zachowywa�a si� 
jak beztroskie dziecko.
Nie dostrzega�a grozy po�o�enia, idiotycznie zdziwiona na przyk�ad tym. �e 
Silniki podskakuj�c na wybojach r�wnie� maj� k�opoty z wymow�. A przecie� m�wi� 
nie przez otw�r g�bowy, a specjalne szczeliny nad oczami-reflektorami.
-To ty... y-y... ty-t-ty... si� zatrzy-yma...
Jeden z gwa�townych podskok�w z niemal jednoczesnym zatrzymaniem wehiku�u 
spowodowa�, �e j�zyk Luka dosta� si� mi�dzy z�by i zosta� nimi przytrza�ni�ty. 
Luk zawy� g�o�no, a potem, trzymaj�c zaciekle kierownic�, przerzucony przez ni� 
g�rn� po�ow� cia�a,
trzasn�� twarz� w pokryw� silnika. W uszach, nie, nie w uszach - pod kopu�� 
czaszki rozleg� si� wielod�wi�czny trzask, przed oczami bezg�o�nie eksplodowa�a 
jasno��. I zamkn�a si� w Czarn� Dziur�. Otworzy�a znowu. Luk poczu�, �e osuwa 
si� po masce
pojazdu, �e kierownica ociera si� o uda i za moment przekroczy granic� kolan, po 
przekroczeniu kt�rej nic ju� nic uratuje pasa�era przed stoczeniem na grunt, 
mo�e pod ko�a. Rykn�� co�, nie zd��y� nawet zaplanowa� krzyku, po prostu 
wrzasn��
rozpaczliwie, ale Silnik albo zrozumia� o co chodzi, albo musia� przyspieszy� - 
pojazd run�� do przodu, podskoczy� i Luk do�� g�adko trafi� niemal dok�adnie w 
to samo miejsce, z kt�rego przed chwil� p�d i rozhukana droga go wyrzuci�y. 
...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin