05 Nieujarzmiona ciemnosc - Ivy Alexandra.pdf

(1436 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
858725448.001.png
Ivy Alexandra
Strażnicy Wieczności 05
Nieujarzmiona ciemność
On przysiągł chronić ją przed wszelkim niebezpieczeństwem. Poza swoją mroczną namiętnością...
Są potężni i wieczni. I spragnieni smaku krwi. Lecz przeznaczeniem każdego z nich jest strzec
niezwykłej kobiety. W jej obronie Strażnik Wieczności nie zawaha się przed niczym. I nie ulęknie się
niczego – poza miłością…
Jagr od wieków woli przebywać tylko we własnym towarzystwie. Lecz jako członek chicagowskiego
klanu wampirów ma obowiązki do wypełnienia. Teraz ma wytropić pewną zaginioną kobietę...
Regan przysięgła sobie, że nigdy więcej nie uzależni się od mężczyzny. Zwłaszcza tak aroganckiego,
o oczach z lodu i muskułach ze stali. Jedyne na czym jej zależy, to odwet na kimś, kto więził ją
latami. Nie potrzebuje sprzymierzeńca,a tym bardziej kochanka. Lecz będzie musiała wybrać
pomiędzy żądzą zemsty a mrocznym jak noc pożądaniem, które budzi w niej tlący się od lat, a nawet
od stuleci, płomień...
Prolog
Jagr wiedział, że swoim pojawieniem się w ekskluzywnym klubie nocnym należącym do Vipera
wywołuje panikę. W tym eleganckim lokalu z kryształowymi żyrandolami i obiciami z czerwonego
aksamitu gromadzili się bardziej cywilizowani przedstawiciele świata demonów. O Jagrze można
było powiedzieć wszystko, tylko nie to, że był cywilizowany.
Wysoki, prawie dwumetrowego wzrostu wampir był niegdyś przywódcą Wizygotów. Jednak to nie
jego zaplecione w warkocz, jasnozłote, sięgające pasa włosy ani lodowato niebieskie oczy, którym nic
nie umknęło, ani też skórzany płaszcz owijający się wokół muskularnego ciała sprawiały, że istoty
mające choćby cień inteligencji schodziły mu z drogi.
Nie, to była zimna doskonałość rysów i tląca się w nim dzika furia.
Trzysta lat bezlitosnych tortur pozbawiło go wszelkiego ucywilizowania.
Nie zważając na rozstępujące się przed nim demony, które w panicznej ucieczce potykały się o krzesła
i stoły, byleby tylko uniknąć z nim konfrontacji, Jagr nie spuszczał z oka dwóch Kruków strzegących
drzwi do biura na tyłach klubu. Panująca wokół atmosfera wyrafinowego luksusu przyprawiała go
wręcz o wysypkę.
Był wampirem, który nad wszelkie inne miejsca przedkładał swoją kryjówkę pod ulicami Chicago,
gdzie otoczył
się przebogatym księgozbiorem. Posiadł wiedzę, niedostępną żadnemu człowiekowi, nieczłowiekowi
ani demonowi.
Nie był jednak całkowitym samotnikiem, za jakiego uważali go współplemieńcy. Wiedział, że bez
względu na to jak wielką dysponowałby siłą, umiejętnościami czy inteligencją jego przetrwanie
zależy od nadążania za postępem technologicznym współczesnego świata i od zdolności wtopienia się
w społeczeństwo.
Nawet samotnik musi się pożywić.
Wyposażył kryjówkę w telewizor z ekranem plazmowym odbierający wszystkie kanały nadawane na
świecie, oraz garderobę z niewyróżniającymi się spośród innych ubiorami które pozwalały mu krążyć
po zapuszczonych okolicach bez wzbudzania sensacji.
Najgroźniejsi łowcy wiedzą, jak się maskować na polowaniu.
Ale to miejsce...
Wolałby dać się przebić osinowym kołkiem, niż się tu znaleźć. Nie jest przecież skończonym
bałwanem.
Cholerny Styks. Ten stary wampir doskonale wiedział, ze tylko królewskie wezwanie zmusi go do
wejścia do wypełnionego tłumem gości klubu. Jagr nigdy nie ukrywał swej pogardy dla innych.
Lekceważył ich towarzystwo.
Dlaczego więc Anasso wybrał właśnie to miejsce na spotkanie?
W nastroju mrożącym krew w żyłach wszystkich obecnych w rozległych salach klubu, Jagr przeszedł
obojętnie obok stojących na warcie Kruków i jednym pchnięciem mocarnej dłoni wysadził ciężkie
dębowe drzwi z zawiasów.
Kruki warknęły ostrzegawczo, odsłaniając ukryte pod pelerynami miecze, sztylety i pistolety,
przymocowane w różnych miejscach ciała.
Jagr nie zwolnił kroku. Styks nie pozwoliłby swoim ulubieńcom zrobić krzywdy zaproszonemu
gościowi. Przynajmniej dopóki nie dostanie od niego tego, na czym mu zależało.
A nawet jeśli Styks nie odwołałby strażników... Cóż, Jagr czekał całe wieki, żeby stanąć do walki.
Takie jest przeznaczenie wojownika.
Z wnętrza dochodził odgłos cichej rozmowy. Dwa Kruki, choć niechętnie, pozwoliły mu wejść. Ich
jedyną reakcją było gniewne spojrzenie.
Przeszedłszy przez roztrzaskane drzwi, Jagr zatrzymał się na chwilę, aby uważnie przyjrzeć się
pomieszczeniu utrzymanemu w tonacjach bladego błękitu i kości słoniowej. Tak jak się spodziewał,
Styks, rosły Aztek, obecnie król wampirów, siedział rozparty wygodnie za ciężkim, orzechowym
biurkiem. Jego kamienna twarz niczego nie zdradzała. Viper, szef klanu wampirów Chicago, stał obok
niego. Srebrnowłosy, o ciemnych oczach, przypominał bardziej anioła niż groźnego wojownika.
- Jagrze. - Styks oparł się plecami o skórzany fotel, stukając palcami w szeroką pierś. - Dziękuję za tak
szybkie przybycie.
Jagr zmrużył oczy.
- A miałem wybór?
- Uważaj - ostrzegł go Viper. - Mówisz do swojego Anassa. Jagr skrzywił się, ale był na tyle mądry,
żeby zachować
gniewne myśli dla siebie. Nawet zakładając, że miałby szansę w potyczce ze Styksem, nie wyszedłby
z tego klubu żywy, gdyby rzucił wyzwanie Anassowi.
- Czego sobie życzysz? - warknął.
- Mam dla ciebie zadanie.
Jagr zacisnął zęby. Przez ostatnie sto lat udało mu się żyć z dala od spraw klanu, którego stał się
członkiem, uznany za brata. Nie przejmował się losem innych i tego samego oczekiwał w zamian.
Odkąd okazał się na tyle głupi, żeby wpuścić do swojej kryjówki Cezara, nie mógł pozbyć się tych
przeklętych wampirów.
- Jakiego rodzaju zadanie? - zażądał wyjaśnienia tonem dającym wyraźnie do zrozumienia, że nie
zamierza się nikomu przypochlebiać.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin