Świadectwo klęski (Bitwa pod Wiedniem w oczach Turków).doc

(50 KB) Pobierz
Kiosk

 

Prasa polska: Mówią Wieki

Marcin Gawęda/09.12.2002 11:13

Świadectwa klęski

Bitwa pod Wiedniem w oczach Turków

Bitwa pod Wiedniem w 1683 roku uchodzi za jedno z najważniejszych wydarzeń w historii XVII wieku. Zwycięstwo wojsk koalicji (pierwsze skrzypce grał w niej Jan III Sobieski) nad turecką armią Kara Mustafy, porównywane do triumfu nad Arabami pod Poitiers w 732 roku, miało jak wtedy uratować chrześcijańską Europę przed islamskim zalewem. Również przegrani mieli świadomość znaczenia tej batalii. Dlatego warto się przekonać, jak wiedeńską klęskę oceniali kronikarze tureccy. .onet-ad-main2-box { display: none }

W połowie XVII wieku Turcja nadal powiększała terytorium kosztem swych europejskich sąsiadów: cesarstwa Habsburgów (1664 - zdobycie Ujvaru, tj. Nowych Zamków na Węgrzech), Wenecji (1669 - upadek Kandii na Krecie), Rzeczypospolitej (1672 - podbój Podola). Obejmowało ono wówczas obszar ponad 5 mln km kw. (w znacznej części jednak pustynny), który zamieszkiwało ponad 30 mln ludności - dla porównania Francja miała niecałe 20 mln mieszkańców. Choć na gmachu państwa osmańskiego zaczęły pojawiać się rysy, wielki wezyr Kara Mustafa mógł patrzeć w przyszłość z nadzieją pobicia Habsburgów. Niepokoił go pustawy skarbiec i spadek dyscypliny w korpusie janczarów, ale widok dziesiątków tysięcy gazich, czyli wojowników muzułmańskich (słowo wywodzi się z arabskiego i oznacza dosłownie "toczący wojnę", w domyśle - świętą), zgromadzonych na wiedeńską wyprawę działał krzepiąco. Osobowość Kara Mustafy dobrze scharakteryzował jeden z weneckich obrońców Kandii, pisząc, że wezyr nie zazna spokoju, dopóki bazyliki św. Piotra [w Rzymie] nie przerobi na stajnie sułtana. Wiadomo jednak, że za wojną opowiedziały się także koła dworskie zainteresowane polityką ekspansji.
 

Tymczasem bezprecedensowa klęska pod Wiedniem wywołała szok w Imperium Osmańskim i wściekłość sułtana Mehmeda IV. Ponieważ w Stambule nie dopuszczano myśli, że na polu bitwy "niewierni" mogą okazać się lepsi od "wojowników Allacha", winnych szukano przede wszystkim we własnych szeregach. Długo dyskutowano także o przyczynach klęski. Echa tej dyskusji możemy odnaleźć w tureckich kronikach z tego okresu.

Cztery przyczyny klęski

Wyprawę wiedeńską komentowało czterech tureckich kronikarzy: Silahdar Mehmed Aga z Fyndykły, Dżebedżi Hasan Esiri, Husejn Hezarfenn i Defterdar Sary Mehmed Pasza. O przyczynach klęski najwięcej pisali Silahdar i Dżebedżi, pozostali dwaj ograniczyli się do suchych relacji, ale i z nich można się wiele dowiedzieć, czytając między wierszami. Najpełniejsze sprawozdanie z wyprawy przedstawił Silahdar. Jest to jedno z najlepszych źródeł muzułmańskich dla interesującego nas okresu, a autor zyskał opinię historyka sumiennego i gruntownego, chociaż, co warto podkreślić, nie brał udziału w wyprawie, będąc w tym czasie wraz z dworem padyszacha w Belgradzie. Przyczynom klęski poświęcił aneks i konkluzję. We wstępie do aneksu czytamy: Klęska ta, jaka [spadła na nas] zrządzeniem Bożym, ma swoje wyraźne powody i przyczyny. To odwołanie do Allacha jest charakterystyczne dla Silahdara, który był przekonany o religijnym charakterze wojny. Widać to wyraźnie w nieco filozoficznej konkluzji następującej po rzeczowych argumentach: wszelakie oznaki błyskotliwego triumfu i zwycięstwa [...] było się tłumaczyło łaskami Pana Największego [...] i miało na uwadze, iż będąc ludźmi, bardzo jesteśmy słabi i ułomni.

Jako pierwszą przyczynę klęski Silahdar wskazał rzesze markietanów, które ciągnęły za armią turecką. Nieskończenie wielu przekupniów, którzy przybyli [z armią] wyłącznie dla interesu - jak pisze kronikarz - powodowało zamieszanie i obniżenie morale wojska. Kupcy ci mieli także bezpośredni wpływ na rozprężenie muzułmańskich gazich podczas bitwy, bowiem każdy z nich troszczył się jedynie o ocalenie swej skóry oraz dbał tylko o uratowanie swojego mienia i jasyru. Oni to w dniu bitwy [...], zamiast trwać w miejscu - woleli uciekać. Ponieważ za nimi poczęli z obozu uciekać inni, morale walczących wojsk tureckich gwałtownie się pogorszyło, bo muzułmańscy wojownicy, pragnąc zapobiec utracie swojego mienia, myśleli tylko o jednym: aby się udać do swoich namiotów. Winą za taki stan rzeczy kronikarz obarcza Kara Mustafę, który powinien przed bitwą przeszukać obóz i usunąć z niego cywilnych próżniaków.

Drugą przyczyną było wyczerpanie wojska po wielotygodniowych walkach na ziemiach cesarstwa i pod samym Wiedniem. W chwili bitwy, jak zauważa kronikarz, żołnierze muzułmańscy po sześćdziesięciu dniach uporczywej walki z niecnym nieprzyjacielem [...] byli już osłabieni i wyczerpani. Tymczasem armie sprzymierzonych były wypoczęte i liczne. Co więcej, wojska tureckie były podzielone pomiędzy okopy blokujące miasto a okopy naprzeciw sił chrześcijańskiej koalicji. Silahdar przyznaje, że po tylu dniach oblężenia nie można było pozostawić całkowicie pustych transzei pod miastem (tym bardziej że lada chwila zamierzano wysadzić miny), ale należało tam pozostawić nie więcej jak tysiąc ludzi, kierując się względami przezorności i bezpieczeństwa, a resztę przesunąć do walki ze sprzymierzonymi. Zauważmy, że pod miastem pozostawiono część najlepszych oddziałów piechoty - janczarów.

Trzecią przyczyną było wyczerpanie koni, które przez dwa miesiące nawet na oczy nie widziały jęczmienia, więc wynędzniały i straciły wigor. Trudno to zweryfikować, ale nie ma powodu, by nie wierzyć kronikarzowi. Jeśli faktycznie wierzchowce muzułmańskie były w tak opłakanym stanie, mogło to znacząco obniżyć wartość armii, w większości składającej się ze znakomitej kawalerii. Podkreślmy, że armia turecka zanim dotarła do granic austriackich, musiała pokonać ogromne odległości, co na pewno wyczerpało siły wierzchowców. Oddziały z Damaszku musiały przejść 2700 km, z Erzerumu - 2400, z Karamanu - 1950, a z samego Adrianopola, gdzie wyznaczono koncentrację armii, było do granicy 1200 km (91 dni marszu!).

Ostatnim i decydującym, jak uważa Silahdar, powodem klęski był upadek dyscypliny. Zaważyły na tym stosunkowo łatwe sukcesy na początku kampanii. Wielu żołnierzy uwierzyło, że można wygrać wojnę bez większego wysiłku, a utwierdzały ich w tym ogromne łupy. Ludzie swoimi czynami - pisze Silahdar - w niedostatecznej mierze okazywali [Allachowi] konieczną przecież wdzięczność za ową druzgocącą siłęi bogatą zdobycz. Dalej następuje wyliczenie występków, jakich dopuszczali się żołnierze: pijaństwo, uciechy z ladacznicami, gwałty, grabieże itd. Według kronikarza mnóstwo i obfitość [łupów] była wówczas taka [...], że się wszystkiego wyzbywano za bezcen. Spadek dyscypliny dotknął nawet najwyższych dowódców.

Demoralizacja i lekceważenie przeciwnika

Dalszych szczegółów na temat upadku morale armii dostarcza Dżebedżi Hasan Esiri. Wojsko tureckie na całej przestrzeni [w czasie marszu] paliło znajdujące się na prawo i lewo od szlaków wielkie i małe zamki, miasta i miasteczka, wsie, a nawet pola. Pochód niewiele miał wspólnego z prawdziwą wojną, tym bardziej że umocnione punkty nie stawiały dużego oporu, głównie z powodu ogromnej przewagi tureckiej. Tak więc wojna sprowadzała się do grabienia, mordowania i palenia. Jasyru w obozie wojsk monarszych było takie mnóstwo, że nawet wśród parobków do koni, poganiaczy mułów, stajennych czy wielbłądników rzadki był człowiek, który by nie miał jeńca. Do tych rzesz markietanów, ciurów obozowych i innych nie walczących dodajmy jeszcze tysiące sztuk bydła. Demoralizacja osiągnęła taki poziom, że część żołnierzy przebierała się bez potrzeby w odzież niemiecką albo węgierską, a różni osobnicy [...] chodzili od bramy do bramy i wyznaczali dla siebie nadania, czyli niczym skórę na żywym jeszcze niedźwiedziu dzielili ziemię habsburską w trakcie trwającej kampanii wojennej! W sumie, zarówno możni, jak i maluczcy - czytamy - byli owładnięci zarozumiałością i butą taką, iż sądzili, że ziemia ta już przeszła w ich posiadanie.

Spadek dyscypliny miał wymierny skutek - znacznie wzrosła dezercja. Możemy to uznać za kolejny powód klęski. Posiadłszy takie bogactwo jeszcze przed osiągnięciem celu [wyprawy], większość żołnierzy porzucała swoje chorągwie, brała najlepsze konie, przebierała się w strój wojska z pogranicza bądź w strój tatarski, a potem krążyła po równinach i wzgórzach, i gdzie się jej tylko zachciało. Także wielu janczarów przebierało się za lewendów [nieregularne oddziały piechoty rekrutowane z poddanych chrześcijańskich] oraz porzucało własne chorągwie i przechodziło do innych pułków lub do swoich ziomków, [przez co] zamiast porządku panował wśród wojska całkowity chaos. [...] wszyscy myśleli tylko o tym, by wywieźć swoje skarby. Jeśli nawet kronikarz przejaskrawił problem dezercji, to jednak demoralizacja musiała być spora, skoro dezerterowali nawet żołnierze elitarnych jednostek.

Istotną przyczyną klęski według Dżebedżiego były niesnaski wśród dowódców tureckich: W gronie dowódców panował rozłam, a większość ich była niechętna nadmiernemu wzrostowi władzy prześwietnego serdara jegomości [tj. Kara Mustafy], toteż stając w jego obliczu wprowadzała go w błąd prawieniem pochlebstw oraz relacjami i replikami, które musiały [go] wpędzać w zaślepienie i pychę. Chodziło o konflikt między paszą budzińskim Ibrahimem a Kara Mustafą, relacjonowany także przez innych kronikarzy. Dżebedżi jest odosobniony w swej próbie usprawiedliwienia Kara Mustafy. Inni kronikarze wyżej cenili doświadczenie wojenne i inteligencję Ibrahima paszy.

Pozostała dwójka kronikarzy opisujących wyprawę - Defterdar i Husejn, również obarczała odpowiedzialnością naczelnego wodza. Husejn niedwuznacznie oskarżył Kara Mustafę o nieudolność. Świadczy o tym nagłówek odnośnego fragmentu: rozumna rada, jak winien postępować serdar i serasker, kiedy wyrusza na wojnę, co od razu wskazuje, że wielki wezyr popełnił błędy, autor zaś radzi jego następcom, by wyciągnęli z nich wnioski. Uzupełnia go drugi nagłówek: pierwsze objawy chciwości i pierwsze zgubne pociągnięcia [Kara Mustafy]. Jeśli mamy jeszcze wątpliwości co do winy wezyra, rozwiewają się one w trakcie lektury: gdy trzeba było trzymać się wyłuszczonych tu reguł [owych "rozumnych rad"], pan fortunny - wódz niniejszej wyprawy, będąc człowiekiem małego rozumu a wielkiej chciwości, przystąpił do dzieła, reguł owych zupełnie nie pomny. Przejawem tego było zezwolenie na grabieże i branie jasyru. Natomiast, zdaniem Husejna, główną przyczyną klęski pod Wiedniem było lekceważenie przeciwnika i błędy wojskowe wezyra, m.in. nieużycie do walki wszystkich sił. Wprawdzie pozostawienie oddziałów janczarów w okopach pod murami miasta krytykował już Silahdar, ale Husejn postrzega ten problem w szerszej perspektywie. Część wojsk oblegała w tym czasie Jawaryn, część pozostała przy królu kuruców, inni w okolicach Ujvaru, jedni [rozjechali się] za prowiantem, a inni po paszę, jedni [byli] ze zwierzętami na pastwiskach, inni zaś leżeli chorzy w namiotach.

Ibrahim Pasza - kozioł ofiarny

Wkrótce po wiedeńskiej klęsce Kara Mustafa obwołał kozłem ofiarnym swego podwładnego, a zarazem przeciwnika, szwagra sułtana Ibrahima paszę, którego oskarżył o opuszczenie pola bitwy i skazał na śmierć (głową zapłaciło za porażkę także dwóch innych paszów i wielu pomniejszych dowódców). Tymczasem w omawianych kronikach tureckich jest on bohaterem pozytywnym, zwłaszcza na tle nieudolnego i mściwego Kara Mustafy. Ibrahim był jedynym dowódcą tureckim, który nie zgadzał się z wezyrem i jego sposobem prowadzenia wojny: w czasie narady pod Jawarynem stwierdził, że lepiej byłoby najpierw zdobyć to miasto, a następnie skierować się na Wiedeń. Kara Mustafa, słysząc te słowa, podważające jego plan natychmiastowego marszu na Wiedeń, z nadmiernego oburzenia aż zmysły postradał - jak zanotował Defterdar - po czym niejako za karę pozostawił Ibrahima z częścią wojsk pod Jawarynem. Dopiero tuż przed bitwą, w obliczu przedłużającego się oblężenia i nadchodzącej odsieczy, ściągnął jego oddziały pod Wiedeń. Ibrahim pasza wytykał Kara Mustafie inne błędy, m.in. rozprzężenie w wojsku. Zwracał również uwagę, że Austrii mogą udzielić pomocy inne kraje europejskie, i apelował, by nie lekceważyć przeciwnika. Dlatego na nim skupił się potem cały gniew przegranego wodza. Husejn pisze o tym wprost: Ten obłudnik [Kara Mustafa] bez żadnej podstawy i bez żadnego prawa stracił owego mądrego wezyra i wyprawił go między męczenników [...], jak gdyby przez zabójstwo tego [paszy], nad którym oby się [Allach] zmiłował, mógł zmazać swoje własne niecne czyny i haniebne postępki. Inna sprawa, że sam Kara Mustafa wkrótce potem został zgładzony z rozkazu sułtana.

Jedynym obrońcą pamięci wielkiego wezyra był Dżebedżi. Kronikarz aż trzykrotnie odnotował, że wojska sprzymierzonych przełamały linie tureckie na odcinku dowodzonym przez Ibrahima paszę. Czytelnikom mogło się więc wydawać, że to właśnie on był odpowiedzialny za porażkę. Wrażenie potęgowało wychwalanie odwagi i woli walki Kara Mustafy: Giaurzy przedarli się tedy przez skrzydło Ibrahima paszy, a potem niby wezbrana rzeka rozlali się z owego skrzydła, podczas gdy odcinek środkowy, na którym stał prześwietny serdar jegomość, okazał się jak gdyby jakim bastionem lub cyplem. Jednak te górnolotne frazy nie mogły przywrócić dobrego imienia Kara Mustafie. W opinii sułtańskiego dworu i tureckich elit to właśnie on był głównym winowajcą wiedeńskiej klęski, za co zapłacił głową. Sułtanowi i dworskiej kamaryli było to na rękę, gdyż pozwalało stłumić dyskusje na temat koniecznych reform państwa i armii. A stworzony przez tureckich kronikarzy i podchwycony przez historyków czarny wizerunek Czarnego Mustafy ("Kara" to po turecku "czarny") przetrwał do naszych czasów.

Mówią Wieki nr 11/2002

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin