02. Jaguar's Claim.doc

(47 KB) Pobierz

ROZDZIAŁ DRUGI

 

 

Do drzwi znów ktoś zadzwonił.

- Kto tam? Niech to diabli! – mruknęła Tanesha, kierując się do drzwi, nie mając nadziei że nastąpi odpowiedz z drugiej strony.

- Starszy mężczyzna w liberii – odpowiedziała Serena zamyślonym głosem, lecz po chwili ocknęła się. – Przepraszam, nie musiałam tego mówić.

- Wiedźma - mruknęła Tanesha, która zawsze trochę przerażały pomysły Sereny. Gdy otworzyła drzwi, zobaczyła mężczyznę w czarnym uniformie.

- Pani Da Silva?

- Tak, to ja.

- To dla pani. Poczekam tu na pani odpowiedz.

Tanesha wzięła białą kopertę i zamknęła drzwi. Nie rozpieczętowała koperty od razu, wzięła bilecik i przeczytała kilka zdań napisanych od ręki. Słowa były napisane pochyłym, zaostrzonym pismem. Jest rozgniewany pomyślała. Jednak treść wcale na to nie wskazywała.

Serena podążyła za nią do drzwi, wyrwała karteczkę z rąk i przeczytała sobie pod nosem.

- Kto chce żebyś wstąpiła na minutkę by porozmawiać o czymś bardzo ważnym? – Serena przewróciła karteczkę. – Nie ma imienia? – oddała ją – Muszę ci powiedzieć, że twoje życie jest bardzo ciekawe. Skąd on jest?

- Nie wiem – powiedziała Tanesha, chociaż miała dobry pomysł odnośnie tego, kto mógł jej wysłać to zaproszenia. Na pewno to był ten sam mężczyzna, który dzwonił do niej wcześniej. Głos i pismo dobrze ze sobą komponowały.

- Pójdziesz?

- Dziś wieczorem mam samolot. Nie mam czasu na przygody.

Gdyby lot nie był o ósmej, to byłaby bardzo ciekawa spotkać tego mężczyznę, którego tajemniczy głos przyprawiał ją o dreszcze na całym ciele.

- Mówiłam ci wcześniej i powiem to jeszcze raz – oznajmiła Serena. – Mogę dać ci wystarczająco dużo pieniędzy żebyś została tu kolejny rok.

- A ja odpowiem: dzięki, ale nie. Może i nie chcę wyjeżdżać, ale nie zmienię zdania. Brazylia. Chcę zobaczyć swoją siostrę. Tęsknię za nią. Prawie w ogóle nie rozmawiałyśmy przez telefon i zawsze szeroko omijałam temat w jaki sposób pracowałam.

- Co złego jest grać na giełdzie? – spytała szczerze zdziwiona Serena. Tanesha kochała ją właśnie za to.

- Mam na myśli to, w jaki sposób pracowałam na pieniądze, by mieć możliwość grania na giełdzie. Boję się, że moja babcia dostałaby zawału, gdyby się dowiedziała czym tak naprawdę się zajmowałam.

- Jest aż tak surowa?

- My, da Silva – powiedziała Tanesha głosem babci. – Jest taka jedna legenda mówiąca o tym, że nasi przodkowie byli pierwszymi kotami – zmiennokształtnymi. Moja babcia jest z niej bardzo dumna. Uważa, że wszyscy da Silva są wyjątkowi.

Serena uśmiechnęła się.

- Nie wiem jak jest z tą waszą wyjątkowością, ale ty jesteś zdumiewająca. Nic dziwnego, że mężczyźni chcą pogłaskać cię za uszkami gdy mruczysz.

- Może to dziwne, ale nigdy jeszcze nie spotkałam mężczyzny, który zabawiałby mnie w taki sposób... Poczekaj. Prawie bym zapomniała! Ja też mam dla ciebie prezent pożegnalny – powiedziała Tanesha.

              Skierowała się do kuchni i wzięła z blatu swój mały, czarny notes.

- Trzymaj – dała Serenie do rąk wizytówkę. – To jest telefon do Gabriela. Nie musisz dzwonić, bo...

- Znasz Gabriela? – przerwała jej Serena, szeroko otwierając oczy.

- Zabierze cię dziś na randkę w ciemno.

- Zabierze? – policzki dziewczyny lekko poróżowiały.

Tanesha uśmiechnęła się, zadowolona, że odwaliła dobrą robotę. Gabriel był dobrym przyjacielem, który był do tego bardzo przystojny, gorący a ona zawsze podejrzewała, że Serena go pragnęła.

- Ale do tego, by padł przed tobą na kolana będziesz go musiała zmusić na  osobności. Mnie przy tym nie będzie – powiedziała Tanesha, zauważając, że twarz przyjaciółki czerwienieje.

- Ten człowiek chyba ciągle stoi przed drzwiami – powiedziała Serena, otwierając torebkę by schować karteczkę.

Tanesha napisała na świstku papieru Nie jestem zainteresowana, otworzyła drzwi i poddała go stojącemu mężczyźnie.

- Cześć.

Gdy wróciła do wiedźmy, ta wciąż stała zaczerwieniona, więc objęła ją rękami.

- Przepraszam kochana ale długie, dramatyczne pożegnania nie są dla mnie – powiedziała Serena i skierowała się do drzwi, ale odwróciła się po raz ostatni. – Ale mam przeczucie, że jeszcze tu wrócisz.

- Kto wie – odparła Tanesha. – Chcę abyś przyjemnie spędziła dzisiejszy wieczór.

Serena była zadowolona. Do tego słyszała, że Gabriel by dosłownie czarodziejem w łóżku. Po tym jak Serena wyszła, Tanesha wróciła do kuchni. Wyciągnęła małą łyżeczkę z szuflady i wyjęła bitą śmietanę z lodówki. Pierwsza porcja była przyjemnie zimną porcją, która ślizgała się w jej gardle. Znów zadzwonił telefon. Przez dłuższą chwilę tylko patrzyła jak dzwoni, zastanawiając się, czy to ten sam mężczyzna który dzwonił wcześniej. Po czwartym sygnale podniosła słuchawkę.

- Słucham?

- Odrzuciłaś moje zaproszenie.

- O – powiedziała, mieszanka pobudzenia i podniecenia przebiegła po jej kręgosłupie. Usiadła w swoim krześle, podkulając nogi. Mój tajemniczy wielbiciel. Chciała dowiedzieć się w jaki sposób znalazł jej numer. Albo jej adres.

- Dlaczego odrzuciłaś zaproszenie?

- Czego chcesz?

- Powiem ci tylko wtedy, gdy będziesz siedziała przede mną.

- Nie mam dla ciebie czasu.

- Uwierz mi – powiedział uwodzicielskim głosem. – Nie ma nic ważniejszego niż spotkanie ze mną.

- Zaczynam w to wierzyć po sposobie w jaki to mówisz.

Ton jego głosu wślizgnął się pomiędzy jej nogi. Nie mogła usiedzieć spokojnie, zerwała się z miejsca i zaczęła chodzić po pokoju. – Tak, ale jest coś ważniejszego niż to – powiedziała, rozdrażniona że tak to na nią działa. - Opuszczam dzisiaj Nowy Jork, poszukaj zabawy gdzie indziej.

- Lecisz dziś do Brazylii?

Mrugnęła zdziwiona.

- Skąd, do diabła, wiesz gdzie lecę?

Zapadła długa cisza. Tanesha zaczęła myśleć, że mężczyzna po prostu odłożył słuchawkę, lecz głos się znów odezwał.

- Muszę się z tobą zobaczyć.

- Musisz się ze mną zobaczyć? Przecież mnie nie znasz! – krzyknęła w słuchawkę. Dlaczego jest taka zdenerwowana? To napewno to przez jego spokojny, dźwięczny głos.

- Dam ci dziesięć tysięcy dolarów jeżeli się zgodzisz.

Znów usiadła w krześle.

- Dziesięć tysięcy dolarów? – spytała ostrożnie, w myślach przeliczając pieniądze na bilet w pierwszej klasie na następny bliższy rejs. A zatem o zbudowaniu swojego małego kawowego sklepiku. Usiadła prosto. – Chodzi ci tylko o spotkanie? To wszystko?

- Tak, Tanesho, po prostu chcę cię zobaczyć.

Dreszcz przeszedł po jej skórze. Skąd wiedział jak miała na imię?

- Jak się nazywasz? – spytała. Nagle wszystkie jej wątpliwości się ulotniły.

- Możesz nazywać mnie Den – powiedział. – Więc co sądzisz o mojej propozycji?

Co z tym zrobić? Rozmyślając, zjadła jeszcze jedną łyżeczkę bitej śmietany. Może to jest to, czego akurat potrzebuję – ostatnia przygoda przed wyjazdem. Kwota jest zachęcająca. A mężczyzna po drugiej stronie brzmi bardzo ponętnie i bardzo męsko. Perspektywa słodkiej nocy w jego objęciach zdecydowała o wszystkim. Gdyby nie powiedział, że chce ją po prostu zobaczyć, to wiedziała czego naprawdę chciała. Inaczej po co by wydzwaniał przez cały ten czas?

- Mmm... Może jednak będę miała czas by się z tobą spotkać, Den.

- Wiedziałem – odpowiedział szybko. – Mój kierowca przyjedzie po ciebie o szóstej.

Tanesha w zamyśleniu oblizała dolną wargę. Trzy miesiące bez seksu zaczęły dawać się jej we znaki. Tak naprawdę myślała już tylko o tym, jak to będzie spotkać się z nim. Jeśli jest tak samo seksowny jak jego głos, to sama zapłaciłaby mu za jedną noc.

 

 

 

Danilo Tovares odłożył słuchawkę, mając ochotę rzucić nią przez pokój. Nie pozwolił jednak by zawładnęła nim wściekłości. Po pięciu latach szukania jej, po tym jak sprawdził każdy kamień by ją odnaleźć, jej babcia zadzwoniła do niego trzy tygodnie temu i dała mu jej adres, przypominając o jego obietnicy. O obietnicy, którą złożył dawno temu.

Nie chciał być już dłużej związany tą obietnicą. Zwierzę w jego wnętrzu zdenerwowało się pod wpływem nieprzyjemnych wspomnień. Pięć lat temu chodził po swoim pokoju, czekając na nią. Ale to nie było to samo co dziś. Różnica była zbyt wielka. Wtedy chciał uczynić z Taneshy swoją żonę.

Zdrada Taneshy poraziła go wtedy. Poczuł, jak wściekłość rozlewa się po jego wnętrzu. Czekał na nią, trzymając serce na dłoniach, gotów paść przed nią na kolana i powiedzieć o swojej miłości, by uczynić z niej swoją żonę. Zacisnął pięści, próbując siłą woli zatrzymać wspomnienia, lecz to nie podziałało. Jeśli kiedykolwiek ją znajdzie, obiecał sam sobie, że nie obejdzie się z nią łagodnie.

I dziś ją znalazł.

Teraz musiał dowiedzieć się co robiła przez te pięć lat. To, o czym się dowiedział od swoich informatorów, otworzyło mu oczy.

Wiedział gdzie chodziła na kolacje, z kim się spotykała, gdzie robiła zakupy. Niewinne zajęcia, nic, co można by było osądzać. Poza tym, że rozkładała nogi przed każdym, kto miał wystarczająco dużo pieniędzy. Teraz wszystko straciła.

Miał również fotografie w zaklejonej białej kopercie. Nigdy jej nie otwierał, nie chciał tego oglądać. Wiedział z opisów jaka była – wysoka, z brązowymi oczami i długimi, czarnymi włosami. Na plecach miała znak w kształcie kociej łapy. Taki znak miał każdy z rodziny Da Silva.

Niechciany ryk wyrwał mu się z ust. Przestał chodzić po pokoju, nakazując sobie spokój. Jego serce biło mocno. Planował rozwiązać problem spokojnie i szybko. Do tej pory mu to nie wychodziło. I teraz znów czeka kiedy Tanesha pojawi się na jego progu.

Zamknął oczy, próbując pokonać rozdrażnienie. Był pewien, że życie na Manhattanie w miejscu pełnym kurzu, betonu i hałasu, zatarło całą jej kocią grację, jej przyrodnią energię. Wyobrażał ją sobie jako bezdomną kocicę, która stała się tłusta i ohydną od sporej ilości cukru. Myślała, że był z Adą i że ona nie mogła być jego drugą połówką. Jedyne, czego chciał, to żeby nigdy nie wróciła do Brazylii.

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin