Steel Danielle - Album rodzinny.pdf

(718 KB) Pobierz
Danielle Steel
Danielle Steel
Album Rodzinny
Prolog 1983
Thayer, kiedy Ward poczuł kobiecą dłoń wsuwającą się pod jego ramię.
Popatrzył na kobietę i doznał olśnienia. Teraz mógł sobie wszystko przypomnieć.
Przyglądał się córce i odnajdywał w jej rysach szukane przez pamięć szczegóły.
Młoda kobieta przypominała Faye Price Thayer. Tylko przypominała, bo Ward
wiedział najlepiej, że nie ma drugiej takiej kobiety. Druga Faye nie istnieje.
Spoglądał na blond włosy córki i tęsknił za Faye.
Dziewczyna stała w milczeniu. Była ładna, ale bardzo zwyczajna, tym różniła się
od Faye. Jasne włosy miała upięte w ciasny kok. U jej boku stał poważnie
wyglądający mężczyzna, raz po raz dotykający jej ramienia. Ta para mieszkała
daleko. Wszyscy się rozjechali.
C/y ona naprawdę odeszła Ward próbował sobie to uświadomić, kiedy poczuł
spływające po policzkach łzy. Błysnęły flesze. Byłu to nie lada gratka, coś w
sam raz na pierwsze strony gazet „Zboluły wdowiec po Faye Thayer". Ward należał
do żony zawsze, nawet śmierć nie mogła tego zmienić. Wszyscy do niej należeli,
ws/yscy byli z nią związani córki, syn, współpracownicy, przyjaciele. Dzisiaj
zebrali się, aby oddać ostatni hołd kobiecie, która odeszła na zawsze.
Rod/ina stała w pierwszym rzędzie żałobników. Córka Yanessa 7 mp/c/y/ną w
okularach, dalej bliźniacza siostra Yanessy, Yalerie. Kobieta o włosach koloru
płomieni, opalonej twarzy, ubrana w c/iirni|, doskonale skrojoną jedwabną
sukienkę. Wyglądała na osobę, klńrcj się powiodło. Obok niej stał mężczyzna
sprawiający lukic minio wrażenie.
Ws/.yscy pr/yglądali się tej udanej parze. Ward pomyślał, jak bard/.o Val jesl
podobna do Faye. Nigdy wcześniej nie widział tego tak wyra/nie, l.ionel. On
także był podobny do Faye, ale nie aż tak uderzająco. Wysoki, przystojny
blondyn, zmysłowy, elegancki i delikatny, u przy tym mający w sobie tyle
godności. Ward, dostrzegając jego zamyślenie, zastanowił się, czy wspomina tych,
których kochał i którzy odeszli... Gregory i John utracony brat, najdrożs/.y
pr/yjaciel. Myślał, jak dobrze Faye znała Lionela, nawet lepiej, niż on sam znał
siebie. Tak samo było ze stojącą obok niego Annę. Bardzo wyładniała ostatnimi
czasy, nabrała pewności siebie i ciągle młodo wyglądała, w przeciwieństwie do
trzymającego ją za
rękę siwowłosego mężczyzny. Każde z dzieci, jak i wszyscy inni, przybyło, aby
pożegnać się z Faye, postacią niepowtarzalną aktorką, reżyserem, legendą, żoną,
matką, przyjacielem. Byli tu wielbiciele, byli i tacy, którym dała się we znaki.
Faye potrafiła być twarda, ale także potrafiła dużo dawać z siebie. Jej rodzina
wiedziała o tym najlepiej. Dużo wymagała, ale otrzymali od niej znacznie więcej.
Całą drogę powrotną Ward rozpamiętywał swe życie z Faye epizod po epizodzie, aż
do ich pierwszego spotkania w Guadalcanal. Dzisiaj znowu tu byli... Morze
ludzkich twarzy, oświetlonych jasnym słońcem Los Angeles. Całe Hollywood stanęło
przed Faye Price Thayer. Ostatni hołd, pożegnalny uśmiech, łza wzruszenia. Ward
patrzył na dzieci. Były mocne i urodziwe... jak ona. Jakże była z nich dumna,
myślał, czując łzy biegnące po policzkach... jakże oni byli z niej dumni... w
końcu. Zajęło to dużo czasu... a teraz jej już nie ma... Czy to możliwe
Przecież dopiero wczoraj... dopiero wczoraj byli w Paryżu... na południu
Francji... w Nowym Jorku... w Guadalcanal.
12
Guadalcanal 1943
Rozdział pierwszy
pał w dżungli był tak strasznie dokuczliwy, że nawet stojąc bez ruchu, miało się
wrażenie brodzenia s w brudnej, lepkiej papce. Również emocje osiągnęły
temperaturę wrzenia. Mężczyźni tłoczyli się, wzajem-V II nie przepychali. Każdy
marzył o chwili, kiedy wresz-^zzźźS cię ona się ukaże. Każdy chciał poczuć jej
zapach, dotknąć jej. Wielu żołnierzy siedziało wprost na ziemi. Krzeseł dla
wszystkich pragnących ją zobaczyć i usłyszeć zabrakło już dawno. Mężczyźni
czekali od zachodu słońca. Patrząc na nich, miało się wrażenie, że czekali od
wieków tak spragnieni, że przestali zwracać uwagę na upływający czas. Byli
gotowi czekać nawet pół życia. Była dla nich uosobieniem oddalonych o tysiące
kilometrów stąd, a przecież tak kochanych matek, sióstr, przyjaciółek,
dziewczyn, żon... Setki rozmów zlewały się ze sobą w jednostajny szum. Nad
tłumem unosił się obłok dymu z papierosów. Mundury zwilgotniałe od potu
krępowały młode ciała, mokre włosy opadały na czoła przedwcześnie wydoroślałych
chłopców.
Był rok 1943. Wojna trwała już tak długo, że nawet nie pamiętali, kiedy się
rozpoczęła i trudno im było wyobrazić sobie jej koniec. Dzisiejszego wieczoru
miało nastąpić coś niezwykłego. Tylko mała grupa pechowców, którym akurat
wypadła służba, nie mogła chociaż na chwilę przenieść się w inny świat.
Większość
, ,. , „,,,." T «, P 1*7 \^, •
2 — Album rodzinny -|t.(«, / , ,,.--•* ^ ^
l/
MteaiaDoro^ 64 3t^
z nich zrobiła wszystko, co w ich mocy, żeby zobaczyć Faye Price.
Zespół zaczął grać. Powietrze trochę się rozrzedziło, dokuczliwy upał zamienił
się w zmysłowe ciepło. Po raz pierwszy od długiego czasu żołnierze kołysali się
w rytm muzyki, przeniesieni w prawie już zapomniany świat beztroski i rozrywki.
Czekali na Faye nie tyle w wygłodniałym pożądaniu, co w ogromnej tęsknocie.
Czuli narastanie tego uczucia. Dźwięk klarnetu powodował, że długie oczekiwanie
wydawało się już nie do zniesienia. Muzyka przenikała zmysły, niemalże raniła,
wstrzymywała oddechy, unieruchomiała ciała, twarze zastygały w napięciu. Scenę
spowijały ciemności, niewielki snop światła z reflektora oświetlał kurtynę. Po
chwili zebrani ujrzeli postać wyłaniającą się zza zasłony. Najpierw ich oczom
ukazały się stopy, sukienka ze srebrnej lamy i wreszcie nieskazitelnie piękna
twarz. Tłum zafalował i westchnął głęboko. Stała przed nim kobieta o jasnych,
rozpuszczonych włosach, srebrzysta sukienka ciasno opinała jej ciało. Jej oczy
tańczyły, jej usta się uśmiechały, wyciągała do nich ręce i śpiewała, a jej głos
był mocny i głęboki. Wydawało się, że nikt nigdy nie śpiewał tak pięknie, nikt
nie dorównywał jej urodą. Ruchy Faye, będące odbiciem rytmu muzyki, podkreślały
piękno jej doskonałego ciała.
O Boże — jęknął któryś z żołnierzy. W odpowiedzi stu innych uśmiechnęło się ze
zrozumieniem. Wszyscy oni czuli to samo. Nie wicr/yli, /e występ Faye dojdzie do
skutku, aż do momentu, gdy ją zobae/yli, Faye była znana ze swej aktywności.
Podróżowała po WN/,yslkich ogarniętych wojną kontynentach, występowała we
frontowych kos/urach. Rok wcześniej, tuż po tragedii Pearl Harbour, Faye
postanowiła śpiewać dla żołnierzy. Dręczyło ją poczucie winy, /e nic bier/c
/adnego-udziału w wojnie. Tak rozpoczęło się krążenie między Europą, Stanami i
wyspami Pacyfiku, trasy koncertowe w przerwach pomiędzy jednym a drugim filmem.
Kiedy tylko miała kilka dni wolnych od zajęć na planie, wyjeżdżała w trasę. Tak
samo było teraz.
Żołnierz siedzący blisko sceny zauważył puls bijący na szyi Faye. Dopiero wtedy
uwierzył, że rzeczywiście ją widzi, że była realna, w zasięgu jego ręki.
Wystarczyło tylko sforsować barierkę przy scenie i już mógłby jej dotknąć,
poczuć zapach jej ciała. Ta
18
świadomość kompletnie go odurzała, dosłownie nie mógł oderwać wzroku od kobiety.
Mając dwadzieścia trzy lata, Faye Price była już gwiazdą Hollywood. Gdy miała
dziewiętnaście lat, nakręciła swój pierwszy film i od tamtej pory kroczyła od
sukcesu do sukcesu. Miała wszelkie atuty gwiazdy filmowej urodę, osobowość,
talent, a także umiejętność zrobienia z nich odpowiedniego użytku. Na dodatek
natura obdarzyła ją wspaniałym głosem, o niespotykanie dużej skali. Ze swymi
długimi blond włosami i zielonymi oczami stanowiła uosobienie kobiecego wdzięku.
Jednak wcale nie krągłe biodra i pełne piersi były jej głównymi atutami, i nie
one uczyniły z niej gwiazdę. Faye nie była tuzinkową ślicznotką, miała klasę i
silną osobowość. Potrafiła oczarować i zjednać sobie wszystkich. Mężczyźni
pragnęli ją przytulać, kobiety naśladować, a dzieciom kojarzyła się z
księżniczką z bajki.
Opuściła rodzinne małe miasteczko w Pensylwanii i przeniosła się do Nowego
Jorku. Została modelką. Po sześciu miesiącach zarabiała więcej niż jakakolwiek
inna dziewczyna w mieście. Jej fotografie znajdowały się na okładkach wszystkich
liczących się magazynów. Fotografowie uwielbiali z nią współpracować, ale Faye w
skrytości ducha była znudzona pozowaniem. Uważała to zajęcie za jałowe.
Próbowała o tym rozmawiać z koleżankami, ale nie znajdowała zrozumienia. Z
całego tłumu otaczających Faye osób tylko dwóch dostrzegło tkwiący w niej
potencjał możliwości i talentu. Jeden z nich został później jej agentem. Drugi,
producent filmowy, Sam Warman, już po pierwszym spotkaniu miał pewność, że Faye
to dosłownie kopalnia złota. Widywał zdjęcia Faye i był pod wrażeniem jej urody,
ale dopiero osobisty kontakt uświadomił mu, że ma do czynienia z nietuzinkową
postacią. Rzadko zdarzało się spotkać osobę, która każdym, nawet najmniejszym
gestem, ruchem, spojrzeniem przykuwała uwagę, a swego rozmówcę nie pozostawiała
obojętnym na żadną wypowiedzianą przez siebie kwestię. Sam Warman i agent Abe
byli zgodni, że Faye pod ich okiem wyrośnie na gwiazdę pierwszej wielkości.
Spekulacje obu panów nie były bezpodstawne, jako że Faye odznaczała się również
siłą charakteru i wytrwałością w dążeniu do celu. Nie kompromisami. Pragnęła
dokonać czegoś istotnego, sprawdzić się w nowych zadaniach. Abe był o Faye tak
doskonałego zdania, że
19
Sam postanowił zaryzykować i dać jej role w filmie kręconym w Hollywood. Rola
była epizodyczna i nie wymagała szczególnego talentu. Faye potraktowała tę
szansę jak wyzwanie. Postanowiła pokazać, że nawet drugoplanowa rola zagrana z
całym zaangażowaniem potrafi zapaść w serca widzów. Efekt był wspaniały.
Publiczność w salach kinowych siedziała jak zaczarowana, a przed Faye otworzyły
się wrota do kariery. Reżyserzy zachwycali się jej wyrazistą twarzą, ekspresją i
tajemniczym wyrazem wielkich, zielonych oczu. Za rolę w czwartym filmie Faye
dostała Oscara.
W ciągu czterech lat nakręciła siedem filmów, a przy realizacji j piątego
Hollywood odkrył umiejętności wokalne Faye. Kiedy j wybuchła wojna, młoda
aktorka postanowiła śpiewać dla żołnierzy. Robiła to z pasją i poświęceniem.
Przyfrontowa scena stawała się na moment renomowanym teatrem, w którym odbywało
się wielkie show. Bez spektakularnych dekoracji i ogromnej orkiestry Faye dawała
koncert, na jaki było stać tylko największych artystów. Patrzący na nią
mężczyźni mieli wrażenie, że Faye stanowiła kwintesencję wszystkiego, czego
oczekiwał Bóg, stwarzając kobietę. Wprawiała ich w zachwyt i zdumienie, każdy
chciał trzymać ją w ramionach, całować jej usta, zanurzać ręce we włosach, czuć
bicie jej serca w miłosnym uścisku. Nagle jeden z siedzących na widowni mężczyzn
nie wytrzymał i, nie zważając na kpiące uśmieszki innych, kr/yknuł
- Do cholery, czyż ona nie jest fantastyczna
Te słowa podziałały jak magiczne zaklęcie, za sprawą którego /nikło ntipiccie, a
emocje znalazły ujście. Żołnierze krzyczeli, bili bniwo i domagali się bisów. Po
skończonym występie oklaskom nie było końca. Faye znowu wyszła na scenę, aby
zaśpiewać jeszcze kilka piosenek. Gdy z powrotem znalazła się za kulisami, nie
mogła powstrzymać się od łez. Przecież tak niewiele zrobiła dla tych chłopców.
Jakże wszystko było inne w tropikalnej dżungli, tysiące kilometrów od domu. Ileż
radości można wtedy sprawić kilkoma piosenkami, połyskującą suknią, zgrabnymi
nogami, kokieteryjnym zachowaniem. Ilu z tych młodych ludzi zobaczy ponownie
swoje rodziny To był powód, dla którego to wszystko robiła. Mimo że było to
wbrew jej artystycznemu kredo i naturze, dla żołnierzy przeistaczała się w
wampa. W Los Angeles nigdy nie założyłaby zbyt obcisłej sukni, ale zdawała sobie
sprawę, że mężczyźni na
20
froncie chcieli ją widzieć pełną cielesnego powabu i uwodzicielską. Faye nie
czuła się tym ani speszona, ani znieważona. Widziała, że taki jej wygląd pozwala
żołnierzom poczuć się mężczyznami, zapomnieć o koszmarze tuż za ich plecami.
— Panno Price — Oficer sztabowy usiłował przekrzyczeć tłum po drugiej stronie
kurtyny.
Spoglądał na zroszone potem twarz i szyję Faye. W duchu podziwiał jej urodę i
nie wiadomo, skąd wiedział, że ta kobieta ma o wiele więcej do zaofiarowania,
nie tylko piękne ciało. Czuł, jak narastało w nim uwielbienie o nieznanej dotąd
sile. Oto stała przed nim Faye Price zmysłowa i pociągająca tak bardzo, że
zapragnął wziąć ją w ramiona i pocałować. Instynktownie nawet wyciągnął rękę.
Natychmiast pożałował tego gestu. Uznał się za żałosnego faceta łasego na
blichtr wystudiowanej gwiazdy filmowej. Kim ona właściwie jest , myślał.
Przecież na jej sukces pracowało wiele anonimowych osób. Ten zrobił jej makijaż,
tamten wymyślił fryzurę, inny zaprojektował stroje. Jeszcze jedna ładna
dziewczyna, z której zrobili piękność. Oficera ogarnęły wątpliwości. Zdrowy
rozsądek nakazywał ujrzeć w Faye tylko słodką lalkę, ale intuicja upierała się,
że jest inaczej. Zajrzał jej w oczy i... intuicja zatriumfowała. Jaśniały
wrażliwością i szczerością.
— Dowódca chciałby zjeść z panią kolację — oznajmił donośnie, gdy spojrzała w
jego stronę.
— Będzie mi bardzo miło, ale muszę jeszcze raz wyjść na scenę — odpowiedziała.
Następne pół godziny należało do żołnierzy. Dwie piosenki zaśpiewali z nią
wszyscy, a finałowa ballada, liryczna i tkliwa, sprawiła, że wielu słuchaczy
ukradkiem wycierało łzy. Przed ich oczami pojawiły się znowu matki, żony,
siostry, narzeczone...
— Dobranoc, niech Bóg ma was w swojej opiece — pożegnała się zachrypniętym
głosem.
Tłum nagle zamilkł. Żołnierze wstawali z miejsc, kierowali się do wyjścia z
zaimprowizowanego teatru. Kładli się do łóżek, ciągle o niej myśląc. W uszach
nadal mieli dźwięki jej piosenek. Przypominali sobie najdrobniejsze szczegóły
jej wyglądu twarz, ramiona, nogi, usta otwierające się jakby do pocałunku.
Zapamiętali sposób, w jaki się do nich uśmiechała, jak popadała w zadumę,
pamiętali jej oczy w chwili pożegnania. Wszystkie te wrażenia
21
przechowywali w swej pamięci przez długie miesiące jak najwięks skarby.
— Ona jest naprawdę niezwykła — nietypowo dla siebie sko mentował przysadzisty
sierżant. , Nikt nie dziwił się nagłej zmianie tonu i słownictwa. Faye wniosła
nadzieję. Na długo zapadła w serca. Tego wieczoru wszyscy rozmawiali i myśleli
tylko o niej. Pechowcy, którym akurat wypadła służba, próbowali udawać, że nie
jest to znowu taka strata. W gruncie rzeczy czuli się jednak skrzywdzeni i tylko
męska durna powstrzymywała ich od wyrzekania na złośliwość losu.
W kilka minut po koncercie Faye zawiadomiła dowódcę, że chciałaby jakoś spotkać
się z tymi, którzy byli na służbie. Prośba była tak serdeczna i niecodzienna, że
dowódca, aczkolwiek zaskoczony, wyraził zgodę. Funkcję opiekuna Faye podczas
objazdu koszar pełnił adiutant dowódcy, ten sam oficer, który przekazywał
zaproszenie na kolację. Około północy nie było w bazie ani jednego
nieszczęśliwego człowieka, a obecni na koncercie nawet zazdrościli. Nie wiadomo,
co było lepsze. Pechowcy ze służby rozmawiali z nią, wymieniali uściski dłoni, a
nade wszystko widzieli z zupełnie bliska.
Oficer towarzyszący Faye przez cały czas uważnie ją obserwował, nabierając coraz
większej sympatii. Zdecydował, że powie jej o tym. ale ciągle nie nadarzała się
sposobność. Początkowo si|d/il. /,e punna Faye Price, wielka gwiazda Hollywood,
bywalczyni siiloiiów, opływająca w dostatki i luksus, nie ma zielonego pojęcia o
piekle Midway czy Morza Koralowego, o krwawych bitwach morskich, juk ta o
Guadalcanal. Młody oficer musiał jednak pr/y/nać, że nawet nie biorąc udziału w
walkach, Faye potrafiła wczuć się w sytuację zwykłego żołnierza, zdać sobie
sprawę, że codzienność (iuadalcanal wygląda inaczej niż wieczór jej koncertu.
Bardzo go tym ujęła. Ward Thayer przysłuchiwał się rozmowom Faye z żołnier/ami.
Widział, jak wielkie robiła na nich wrażenie. Dawała im ciepło, jakiego nie
zaznali od miesięcy współczucie, jakiego nie byli w stanie otrzymać od innych
mężczyzn. Do tego była jes/cze tak piękna i pociągająca... Ward w pewnej chwili
pomyślał, że Faye Price nie istnieje, bo to niemożliwe, żeby
22
złowiek z krwi i kości miał aż tyle zalet. Kusiło go, aby wyciągnąć kę i
dotknąć jej ramienia. Udowodnić sobie, że to nie iluzja, lecz eczywistość.
Chciał ją przytulić, przynieść ulgę w zmęczeniu, ale tedy przypomniał sobie, że
w ostatnich dwóch latach życia wiele łzy bywał stokroć bardziej wyczerpany.
Minęła już dwunasta trzydzieści, obóz spowijały całkowite |iemności, Ward wracał
z Faye do kwatery.
— Ciekawe, czy dowódca wybaczy mi, że nie zjadłam z nim kolacji — zaczęła
rozmowę Faye. Usiłowała się uśmiechnąć, walcząc ze zmęczeniem.
— Pewnie będzie miał złamane serce, ale jakoś się z tego wykaraska — odrzekł
adiutant, wiedząc, że kolacja i tak nie doszłaby do skutku. Dowódca, już po
zaproszeniu Faye, został wezwany na naradę z generałami. Dotarli oni do
Guadalcanal helikopterami. — Myślę, że dowódca będzie pani bardzo wdzięczny za
wizytę w naszej bazie — dodał po chwili.
— To dla mnie wielki zaszczyt — odpowiedziała Faye, przysia-[lając na białej
skale. Wpatrywała się w Warda.
Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że nigdy wcześniej nie widział równie zielonych,
niesamowitych oczu. Ogarnęła go fala bolesnego rozrzewnienia. Odwrócił się. Gdy
zaciągał się do armii, złożył sobie przyrzeczenie, że wszystkie delikatne
uczucia zostawi w Stanach. Do tej pory mu się udawało. Nie pozwalał sobie na
słabości, nie rozklejał się. To nie był czas ani miejsce na romantyczne
uniesienia. W Guadalcanal codziennie ktoś umierał. W Guadalcanal trward-niały
serca. Kątem oka dostrzegł, że Faye nadal go obserwuje. Istotnie, kobieta
przyglądała się blond czuprynie Warda, jego szerokim ramionom. Stał tyłem do
niej, więc nie była w stanie zobaczyć wyrazu jego niebieskich oczu. Ogarnęło ją
współczucie dla Warda i innych żołnierzy. Rozmyślała o niedawnym koncercie, o
tym, ile radości sprawiła żołnierzom, śpiewając i uśmiechając się. Zastanawiała
się nad potwornością takich miejsc jak Guadalcanal. Ciepłe, ludzkie gesty
pojawiały się tam tylko od święta, a najrzadszym gościem był śmiech. Odwiedzając
żołnierskie bazy, Faye uświadomiła sobie, jak bardzo cieszyło ją, gdy mogła tym
chłopcom podarować chociażby iluzję normalności i beztroski. Miała ochotę
pogłaskać Warda po włosach, gdy ten odwrócił się, ukazując swą dumną, zaciętą
twarz. W głowie adiutanta rozgrywała się praw-
23
dziwa bitwa. Ścierały się, walcząc o lepsze, chęć poddania się urokowi Faye i
strach przed uleganiem emocjom.
— Spędziliśmy ze sobą cały wieczór — mówiła, uśmiechając się, Faye — a ja nawet
nie znam pana imienia. Wiem tylko, że jest pan adiutantem dowódcy.
— Thayer. Ward Thayer.
Wydało jej się, że już słyszała to nazwisko, nie mogła sobie jednak przypomnieć
ani gdzie, ani kiedy. Wzrok mężczyzny był chłodny i taksujący. Faye przyszło na
myśl, że twarz Warda była naznaczona piętnem. Za dużo przeżył i widział, aby
traktować mnie po partnersku. Rozumiem jego cynizm, usprawiedliwiała go Faye.
— Chyba jest pani bardzo głodna, panno Price — zagadnął Ward, uprzytomniwszy
sobie, że aktorka od kilku godzin nie miała nic w ustach.
Faye przytaknęła nieśmiało.
— Tak, jestem głodna. Myśli pan, że powinniśmy obudzić dowódcę i zapytać, czy
zostało coś z planowanej kolacji — Oboje rozśmieszył ten pomysł.
— Przypuszczam, że będę mógł zorganizować coś w innym miejscu — odrzekł Ward,
spoglądając na zegarek.
To jednak bardzo intrygujący człowiek, pomyślała Faye. Przez cały czas walczyła
z pokusą zadawania mu pytań, dowiedzenia się, kim właściwie był. Chciała zbliżyć
się do niego. Wiedziała, że /aintrygował ją jego chłód i dystans.
C/y byłoby nietaktem, jeżeli zaprosiłbym panią do naszej polowej kuchni —
Uśmiechnął się do Faye. Na moment z jego twarzy /niknęło piętno Guadalcanal, a
pojawił się wyraz zawadiackiej młodości. — Założę się, że ciągle można tam
znaleźć jakieś znakomite kąski — dodał.
Faye złożyła ręce w dziękczynnym geście.
— Byłabym ogromnie wdzięczna za kanapkę.
— Zobac/ymy, co się da zrobić.
Pp dwudziestu minutach znaleźli się w ogromnej żołnierskiej stołówce. Faye
usiadła na długiej ławie, delektując się zapachem stojącego przed nią gulaszu.
Szczerze powiedziawszy, gulasz nie był jej ulubionym daniem, ale po tak długim,
wyczerpującym dniu każda potrawa smakowała znakomicie. Ward jadł to samo.
24
— Jak w elitarnym klubie, prawda — spojrzał na Faye z kpiącym uśmiechem.
— Mniej więcej, z wyjątkiem tej siekaniny — odcięła się.
— O Boże, niech pani nie mówi tak głośno, bo jeszcze usłyszy kucharz i poczuje
się zobligowany, by panią uszczęśliwić — fwykrzywił twarz w zabawnym
grymasie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin