Maid epilog.pdf

(199 KB) Pobierz
Maid
Epilog
Bella:
- Kochanie sądzisz, że to dobry pomysł żeby chłopcy już spali we
własnych pokojach? - zapytałam zagryzając zdenerwowana wargi.
Edward uśmiechnął się do mnie czule.
- Skarbie od kiedy skończyli po trzy latka śpią jak zabici w nocy -
wytłumaczył spokojnie po raz dziesiąty tego dnia. - Musisz ich powoli
od siebie odsuwać. Niedługą pójdą do przedszkola i nie chcę żeby moi
synowie byli maminsynkami.
Wypuściłam ciężko powietrze.
- Ale ja nie chcę żeby szli do przedszkola! W domu jest im dobrze.
Wszystkiego ich sama uczę. Alec umie pisać już kilka literek i mówi
pełnymi zdaniami a Anthony świetnie rysuje! - czepiałam się ostatniej
deski ratunku.
Edward wywrócił na mnie oczami.
- Wiem, że świetnie sobie radzisz z tymi urwisami ale zrozum, że nie
możesz ich trzymać pod kloszem. Potrzebują kontaktu z rówieśnikami -
tłumaczył mi jak dziecku.
- Mają kontakt z rówieśnikami - sprzeciwiłam się. - Często bawią się z
Lilly.
Edward wypuścił ciężko powietrze.
- Za tydzień idą do przedszkola i koniec - powiedział kategorycznie. -
Pomyśl o swoich studiach. Nie możesz chodzić na uczelnię i
jednocześnie zajmować się dwójką małych chłopców.
Wydęłam dolną wargę i skinęłam głową zrezygnowana. Edward
przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czoło.
- Będzie dobrze, pani Cullen.
Uśmiechnęłam się szeroko i cmoknęłam go w usta.
- Wciąż nie mogę uwierzyć w to jak wielkie szczęście mnie spotkało -
wymruczałam cicho.
Edward pokręcił głową.
- To mnie spotkało największe szczęście we wszechświecie. Mam
wspaniałą żonę i dwójkę cudownych synów. Czego chcieć więcej?
Objęłam go jeszcze mocniej z błogim westchnieniem. Nagle do głowy
wpadło mi wspomnienie naszego ślubu. Zerknęłam na obrączkę i
uśmiechnęłam się szeroko.
- Dobra Bella weź głęboki wdech! - poradziła mi Alice.
- To nie takie proste! - wymamrotałam. - Za pięć minut wychodzę za
mąż!
- Wiem o czym mówisz - powiedziała. - Sama przez to przecież
przechodziłam.
- No właśnie - wytknęłam ją palcem. - Zemdlałaś zanim wyszłaś z pokoju
do kościoła więc mi tu teraz nie gadaj!
Usłyszałam chichot Rosalie.
- Bells weź się w garść do cholery - powiedziała blondynka. - Chyba nie
chcesz żeby Edward czekał, prawda? Wiesz jak mu zależy na tym żeby
cię zaobrączkować więc zbieraj swój cudowny tyłek i zacznij człapać do
kościoła, mały słoniu.
Pokazałam jej język ale po jej słowach poczułam się lepiej.
- Odezwała się słonica numer dwa - powiedziałam sarkastycznie.
Wciąż byłam drażliwa na punkcie mojej wagi. Przytyłam dziesięć kilo i
pierwsze co było widać kiedy wchodziłam do jakiegoś pokoju to był mój
brzuch. Byłam w ósmym miesiącu ciąży. Termin miałam wyznaczony za
trzy tygodnie. Podniosłam się do góry i pozwoliłam dziewczyną
wyprowadzić się z małego pomieszczenia z boku kościoła. Wyszłyśmy na
zewnątrz i stanęłyśmy przed dużymi drzwiami od kościoła. Alice tupała
nogą i patrzyła na zegarek.
- Muszę iść i stanąć jako świadek - powiedziała i wymknęła się tylnymi
drzwiami.
- No dobra - wyjąkałam. - Chyba czas na nas.
Rosalie wyszczerzyła się do mnie mocno.
- Zobaczymy jak będziesz się szczerzyć jak za trzy miesiące ty będziesz
stała na tym samym miejscu co ja.
Rose wzruszyła ramiona.
- Prawdopodobnie będę podskakiwać z podekscytowania -
odpowiedziała i pogłaskała swój brzuch.
Termin Rose był określony za ok. tydzień góra półtora.
- Dobra przyszła pani Cullen twój książę czeka - powiedziała i pchnęła
wielkie drewniane drzwi.
Otworzyły się ze skrzypnięciem i głowy wszystkich skierowały się w
naszą stronę. Przełknęłam nerwowo. Kiedy usłyszałam grające organy
ruszyłam powoli do przodu czując się komicznie w białej sukni z wielkim
wystającym brzuchem. Rosalie szła za mną i trzymała mój koszmarnie
długi welon. Dostrzegłam Emmetta i Alice stojących na miejscach dla
świadków a później moje oczy napotkały zielone tęczówki, które płonęły
jasnym żarem i nic już się dla mnie nie liczyło. Ceremonia przebiegła
szybko i wszyscy zgromadzili się później w niedużym pałacu oddalonym
od naszego nowego domu o cztery kilometry. Każdy po kolei wznosił za
nas toast a ja i Edward nie robiliśmy nic innego tylko gapiliśmy się na
siebie jak urzeczeni.
- Jak się czujesz, pani Cullen? - zwrócił się tak do mnie po raz pierwszy
w życiu a moje serce zabiło mocniej.
- Cudownie, panie Cullen - odpowiedziałam a on mocno mnie
pocałował.
Mieliśmy prawdziwego DJ'a, który puszczał fantastyczną muzykę. Byłam
przebrana w kremową, luźną suknię do samej ziemi z kwadratowym
dekoltem i olbrzymią kawową kokardą. Razem z Rosalie nieporadnie
kołysałyśmy się na parkiecie. Alice naśmiewała się z nas przez cały czas.
Posłałam jej złe spojrzenie.
- Zobaczymy jak ty będziesz tak wyglądać a my z Rosi będziemy szczupłe
i piękne na obcasach - fuknęłam na nią.
Roześmiała się jeszcze bardziej. Nasi trzej panowie pili na umór. Wnosili
toasty za wszystko i za wszystkich. Cudownie było patrzeć na tak
szczęśliwego Edwarda. Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam do
dziewczyn:
- Chyba czas na jego prezent ślubny.
Pokiwały gorliwie głowami.
- Chciałabym zobaczyć jego minę kiedy ich zobaczy - zaśmiała się Alice.
- Jestem taka podekscytowana - wyznałam im i po chwili umilkłam
widząc chwiejnie zbliżającego się do nas Edwarda.
- Jak się ma moja piękna żona? - zapytał i mocno mnie pocałował.
Mimo alkoholu wciąż dobrze się wysławiał.
- Wspaniale drogi mężu - odpowiedziałam. - Chodź ze mną chciałabym
ci coś podarować.
Spojrzał na mnie zaciekawiony ale pozwolił mi się poprowadzić do
wyjścia z głównej sali.
- Będziesz mi tańczyć na rurze? - zapytał z lubieżnym uśmieszkiem.
Pokazałam mu palec.
- Chciałbyś - zakpiłam.
Przyciągnął mnie mocno do siebie żeby dać mi poczuć to jak twardy był.
- Wierz mi, że bym chciał - wymruczał seksownie.
Szybko wyplątałam się z jego ramion i poprowadziłam go na tyły do
ogrodu.
- Gdzie my na Boga idziemy? - zapytał.
- Już blisko - odpowiedziałam i przeszliśmy za wielkie krzaki gdzie
zobaczyłam oświetlony dwoma reflektorami zespół Bullet for my
Valentine. Rozstawili sprzęt na trawie i jak tylko nas zobaczyli
rozbrzmiały pierwsze dźwięki.
- Co do.... ? - zaczął Edward zdezorientowany.
- Twój prezent - wymruczałam kiedy zatrzymaliśmy się w odległości
kilkunastu kroków od zespołu.
Wokalista zaczął śpiewać:
" Forever and always...
That time is here again
Prepare to be apart
And it drives you crazy
Each time i go away
The distance gets longer
But it makes us stronger ".
- Jezu! Nie wierzę - usłyszałam głos Edwarda.
Stał jak skamieniały i gapił się wielkimi oczami przed siebie. W połowie
piosenki rozluźnił się całkowicie i zaczął bujać do rytmu. Na jego twarzy
gościł olbrzymi uśmiech i co kilka chwil spoglądał na mnie z tak wielką
miłością w oczach, że napuchłam z dumy. Matt Tuck po raz ostatni
zarzucił długimi włosami i zakończył piosenkę. Razem z Edwardem
głośno zaklaskaliśmy. Matt podszedł do nas i wyciągnął rękę do
Edwarda. Tamten ujął ją z nabożną czcią.
- Nie wierzę - udało mu się wydusić.
Matt roześmiał się głośno.
- Mnie również jest miło - odpowiedział głębokim głosem.
Stałam tam i patrzyłam na całkowicie zszokowanego Edwarda i miałam
uśmiech od ucha do ucha. Edward podał każdemu członkowi zespołu
rękę.
- Wybaczcie pytanie ale jak do cholery się tu znaleźliście?! - nie mógł
ukryć podekscytowania w swoim głosie.
Matt wyszczerzył się do mnie.
- Pewne trzy młode damy zamęczały naszego menagera przez około
tydzień - wytłumaczył a ja się zarumieniłam. - Wreszcie zgodziłem się na
spotkanie a twoja urocza małżonka wytłumaczyła mi, że chce abyśmy
zagrali dla ciebie w prezencie ślubnym. Nie mogłem odmówić.
Nagle Edward porwał mnie w ramiona i okręcił dookoła nie zważając na
to jak bardzo ciężka jestem.
- Kocham cię tak kurewsko mocno! - powiedział i pocałował mnie na ich
oczach.
Usłyszałam męskie śmiechy i rozpłynęłam się w jego zielonych oczach.
Nagle podskoczyłam słysząc głośny huk.
- Jak myślisz, który z nich? - zapytał Edward.
- Myślę, że obaj na raz - wymamrotałam i poszłam do salonu gdzie
dwójka moich małych chłopców stała obok bałaganu stworzonego z
przewróconej donicy z kwiatem. Z donicy wyleciało dużo ziemi a oni
gapili się na nas wyglądając na całkowicie winnych.
- Który tym razem? - zapytał udając groźnego Edward.
Chłopcy spojrzeli jeden na drugiego i wskazali siebie nawzajem. Prawie
się roześmiałam. Robili tak za każdym razem.
- Alec przyznaj się - powiedziałam kucając obok niego.
- To Anthony, naprawdę - wymamrotał.
- Alec! - pisnął Anthony. - Wujek Emmett mówi, że nie wolno skarżyć!
Zgłoś jeśli naruszono regulamin