Wolter - Prostaczek.pdf

(376 KB) Pobierz
8906730 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
8906730.001.png 8906730.002.png
François Voltaire
Prostaczek
Historia prawdziwa
znaleziona w papierach ojca
Quesnela
(1767)
2
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
3
I
JAK PRZEOR KLASZTORU NAJŚWIĘTSZEJ PANNY Z GÓRY I JEGO
SIOSTRA SPOTKALI HURONA 1
Pewnego dnia święty Dunstan, Irlandczyk z pochodzenia a święty z zawodu, wyruszył z
Irlandii na małej górce i płynąc ku wybrzeżom Francji, przybył z pomocą tego wehikułu do
zatoki Saint-Malo. Znalazłszy się na brzegu, pobłogosławił górę, która skłoniła mu się uniżenie i
wróciła do Irlandii tą samą drogą.
Dunstan założył w tych stronach klasztorek i dał mu nazwę Góry, którą to nazwę nosi dziś
jeszcze, jak każdemu wiadomo.
W roku 1679, 15 lipca, wieczorem, ksiądz de Kerkabon, przeor Najświętszej Panny z Góry,
przechadzał się nad morzem z panną de Kerkabon, swoją siostrą, oddychając świeżym
powietrzem. Przeor, już nieco w wieku, był to zacny kapłan zażywający miłości u sąsiadów, jak
wprzódy zażywał jej u sąsiadek. Wielkie poważanie zjednało mu w okolicy zwłaszcza to, że był
w całej prowincji jedyną duchowną osobą, której po wieczerzy nie trzeba było odnosić do łóżka.
Dość był biegły w teologii; kiedy zaś znużył się świętym Augustynem, szukał wytchnienia u
Rabelais’go; toteż wszyscy go chwalili.
Panna de Kerkabon, dotąd, mimo szczerej ochoty, niezamężna, wyglądała w czterdziestej
piątej wiośnie wcale świeżo. Z natury zacna i tkliwa, lubiła wygodne życie i była nabożna.
Spoglądając na morze przeor rzekł:
– Ach tak, w tym właśnie miejscu wsiadł na okręt biedny nasz brat wraz z drogą bratową,
panią de Kerkabon, swoją żoną. Było to w roku 1669; fregata zwała się „Jaskółka”; jechał
zaciągnąć się do wojska w Kanadzie. Gdyby nie to, że go zabito, mielibyśmy nadzieję ujrzenia
go jeszcze.
– Czy wierzysz – rzekła panna de Kerkabon – że bratową zjedli Irokezi, jak nam doniesiono?
– Oczywiście: gdyby jej nie zjedli, byłaby wróciła... Będę ją opłakiwał całe życie... Była to
urocza kobieta; brat zaś, przy swoich talentach, byłby zrobił wielką karierę.
Tak roztkliwiając się, ujrzeli niewielki okręt wpływający w zatokę: byli to Anglicy, którzy
wieźli na sprzedaż płody swego kraju. Wysiedli na ląd, nie zwracając uwagi na przeora ani na
jego siostrę, bardzo dotkniętą tym brakiem względów.
Zgoła inaczej zachował się młody człowiek bardzo zręcznej postaci, który skoczył jednym
susem przez głowy towarzyszy i znalazł się tuż na wprost panienki. Skinął jej głową, nie będąc
biegły w ceremoniale ukłonów. Fizjonomia jego oraz strój zwróciły uwagę przeora i jego siostry.
Miał gołą głowę i gołe łydki, na nogach lekkie sandały, długie włosy zaplecione w warkocze;
obcisły kaftan uwydatniał gibką kibić; wyraz twarzy był dziarski i łagodny zarazem. W jednej
ręce miał buteleczkę wódki barbadyjskiej, w drugiej sakwę, a w niej kubek i parę wybornych
1 Z powodu swych żartów na temat religii Prostaczek stał się przedmiotem pościgu władz; całe jedno wydanie
skonfiskowano, co przyczyniło się jedynie do powodzenia książki; z 3 funtów cena jej podniosła się na 24 funty.
Pasquier Quesnel (1634–1719), którego Wolter czyni autorem swej książki, był to uczony jansenista, którego
pisma papież potępił w słynnej bulli Unigenitus i który musiał się chronić przed prześladowaniem do Belgii i
Holandii.
4
sucharów. Mówił po francusku dość zrozumiale. Poczęstował wódką pannę de Kerkabon i
przeora, napił się z nimi, dał im golnąć raz jeszcze, wszystko z taką naturalnością i prostotą, że
oboje byli zachwyceni. Ofiarowali mu swoje usługi, pytając, kim jest i dokąd się udaje. Odparł,
że sam nie wie; jest z natury ciekawy, chciał po prostu obejrzeć wybrzeża Francji, dokonawszy
zaś tego, wraca.
Przeor, wnosząc z akcentu, że nie jest Anglikiem, pozwolił sobie spytać młodzieńca, z jakiego
kraju pochodzi.
– Jestem Huron – odparł.
Panna de Kerkabon, zdumiona i zachwycona uprzejmością Hurona, zaprosiła go na wieczerzę.
Nie dał się prosić, za czym wszyscy troje ruszyli ku opactwu.
Pulchna i przysadzista panienka przyglądała się chłopcu małymi oczkami i mówiła do brata:
– Co za płeć u tego chłopca: krew z mlekiem!... Cóż za piękna cera jak na Hurona!
– Tak, tak – odpowiadał przeor.
Zasypywała wędrowca pytaniami, on zaś odpowiadał na wszystko nader bystro.
Wieść o pobycie Hurona na plebanii rozeszła się niebawem. Śmietanka z całej parafii
ściągnęła tam na wieczerzę. Przybył ksiądz de Saint-Yves z siostrą, ładną i doskonale ułożoną
młodą Bretonką; przybyli delegat, poborca, wszyscy z żonami. Posadzono cudzoziemca między
panną de Kerkabon a panną de Saint-Yves. Wszyscy patrzyli nań z podziwem, wszyscy naraz
zasypywali go pytaniami; Huron nie przejmował się tym, zdawałoby się, że wziął sobie za zasadę
dewizę milorda Bolingbroke: Nihil admirari 2 . W końcu, zmęczony tym zgiełkiem, odezwał się
łagodnie, ale stanowczo:
– Moi państwo, w moim kraju jest zwyczaj mówić kolejno: w jaki sposób mam odpowiadać,
kiedy niepodobna mi zrozumieć?
Rozsądek zawsze przywodzi ludzi na chwilę do zastanowienia: zapanowała wielka cisza. Pan
delegat, który stale czepiał się cudzoziemców, skoro ich zdybał w jakim domu, i który był
największym pytaczem w okolicy, rzekł, otwierając gębę na pół łokcia:
– Czy wolno mi spytać o pańskie nazwisko?
– Zwano mnie zawsze Prostaczkiem – odparł – a potwierdzono mi to imię w Anglii, ponieważ
mówię po prostu, co myślę, tak jak robię wszystko, co chcę.
– W jaki sposób, urodziwszy się Huronem, mógł pan przybyć do Anglii?
– Zawieziono mnie tam: dostałem się raz w bitwie do niewoli po dość uporczywej obronie;
Anglicy, którzy cenią dzielność, ponieważ sami są dzielni i ponieważ są równie zacni ludzie jak
my, oświadczyli mi, iż mogę albo wrócić do rodziny, albo jechać do Anglii; wybrałem to drugie,
ponieważ namiętnie lubię podróżować.
– Ależ, panie – rzekł delegat z namaszczeniem – w jaki sposób mogłeś opuścić ojca, matkę?...
– Nie znałem nigdy ojca ani matki – odparł cudzoziemiec.
Towarzystwo rozczuliło się, wszyscy powtarzali:
– Ani ojca, ani matki!
– Zastąpimy mu ich – rzekła gospodyni domu do brata przeora. – Ten pan Huron jest tak
sympatyczny!...
Huron podziękował jej w słowach pełnych szlachetności i dumy, dając do zrozumienia, że nie
trzeba mu niczego.
– Uważam, mości Prostaczku – rzekł poważny delegat – że pan mówi po francusku lepiej, niż
przystało na Hurona.
2 Nihil admirari (tac.) – Niczemu się nie dziwić.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin