Gaarder Jostein Swiat Zofii 3.doc

(291 KB) Pobierz

ŚREDNIOWIECZE

...pójść drogą tylko kawałek to nie to samo, co wybrać złą drogę...

 

Upłynął tydzień, a Zofia nie miała żadnych wiadomości od Alberta Knoxa. Nie dostała też więcej pocztówek z Libanu, ale w rozmowach z Jorunn ciągle powracały do widokówek, które znalazły w Chacie Majora. Jorunn nadal była przerażona, ale kiedy nic więcej się nie wydarzyło, lęk w końcu rozpłynął się pośród odrabiania lekcji i gry w badmintona.

Zofia wiele razy czytała listy od Alberta, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie znajdzie czegoś, co rzuciłoby trochę światła na całą sprawę z Hildą. Przy okazji przetrawiła filozofię antyku. Przestała mieć problemy z odróżnieniem Demokryta od Sokratesa, a Platona od Arystoteles a.

W piątek, 25 maja, stała przy kuchence i przygotowywała obiad dla matki i dla siebie, miały go zjeść razem. Taka była tradycyjna piątkowa urnowa. Dzisiaj gotowała zupę rybną, klopsiki rybne i marchewkę. Bardzo proste dania.

Na dworze zerwał się wiatr. Mieszając w garnku Zofia spojrzała przez okno. Brzozy pochylały się jak źdźbła trawy.

Nagle coś uderzyło o szybę. Zofia odwróciła się jeszcze raz i dostrzegła kartonik, który przykleił się do szyby.

Dziewczynka podeszła do okna i zobaczyła, że to widokówka. Przez szybę przeczytała: „Hilda Moller Knag, c/o Zofia Amundsen...

No tak, cóż innego by to mogło być? Otworzyła okno i wyjęła kartkę. Nie przywiało jej chyba tutaj aż z samego Libanu?

I ta pocztówka datowana była 15 czerwca. Zofia zdjęła garnek z płytki i usiadła przy kuchennym stole. Przeczytała:

 

Kochana Hildo!

Nie wiem, czy kiedy będziesz czytać tę kartkę, nadal będą Twoje urodziny. W pewnym sensie mam taką nadzieję, a przynajmniej mam nadzieję, że nie upłynęło od nich zbyt wiele dni. Jeśli dla Zofii minął tydzień lub dwa, nie musi to wcale znaczyć, że i dla nas upłynęło tyle samo czasu. Wracam do domu w wigilię świętego Jana. Usiądziemy wtedy na ogrodowej huśtawce i razem będziemy patrzeć na morze, Hildo. Wiele mamy sobie do powiedzenia. Pozdrowienia od ojca, który czasami wpada w rozpacz na myśl o tysiącletniej walce między żydami, chrześcijanami i muzułmanami. Stale muszę sobie przypominać, że wszystkie te trzy religie wywodzą się od Abrahama! A to chyba znaczy, że modlą się do tego samego Boga? W każdym razie tutaj Kain i Abel nie zaprzestali jeszcze bratobójczej walki.

PS Czy mogę Cię prosić, żebyś pozdrowiła Zofię? Biedne dziecko, ciągle jeszcze nie rozumie, jak to wszystko się ze sobą splata. Ale może Ty już zrozumiałaś?

 

Zofia załamana oparła się o stół. Pewne było, że ona nie rozumie, jak to się łączy. A czy Hilda rozumie?

Jeśli ojciec Hildy prosił córkę, by pozdrowiła Zofię, musiało to znaczyć, że Hilda wie więcej o Zofii niż Zofia o Hildzie. Całość wydała jej się tak zagmatwana, że powróciła do gotowania.

Kartka, która sama z siebie uderzyła o kuchenne okno. Poczta powietrzna, i to dosłownie...

Kiedy tylko znów postawiła garnek na płytce, zadzwonił telefon.

Może to tatuś! Gdyby wrócił do domu, opowiedziałaby mu, co jej się przydarzyło przez ostatnie tygodnie. Ale to na pewno była tylko Jorunn albo mama... Zofia pobiegła do aparatu.

- Halo, tu Zofia Amundsen.

- To ja - usłyszała z drugiego końca linii.

Zofia była pewna trzech rzeczy: Po pierwsze, to nie był ojciec. Po drugie, w słuchawce rozległ się męski głos. A po trzecie, była przekonana, że już gdzieś ten głos słyszała.

- Kto mówi? - zapytała.

- Tu Alberto.

- Och...

Zofia nie wiedziała, co mówić. Pamiętała ten głos z filmu wideo o Atenach.

- Wszystko w porządku?

- Tak, tak...

- Od tej pory nie będzie już więcej listów!

- Ale przecież nie dotknęłam nawet żadnej żaby!

- Musimy się spotkać osobiście, Zosiu. Zrozum, trzeba zacząć się spieszyć.

- Ale dlaczego?

- Ojciec Hildy próbuje nas osaczyć.

- Jak to osaczyć?

- Ze wszystkich stron, Zosiu. Musimy teraz współpracować.

- Jak...

- Ale nie możesz zbyt wiele pomóc, dopóki nie opowiem ci o średniowieczu. Musimy też zdążyć z renesansem i wiekiem XVII. Kluczową rolę odgrywa ponadto Berkeley...

- Ten, którego portret wisiał w Chacie Majora?

- Ten sam. Być może o jego filozofię rozegra się główna bitwa.

- Czy tu chodzi o jakąś wojnę?

- Nazwałbym to raczej walką duchową. Musimy przykuć uwagę Hildy i przeciągnąć ją na naszą stronę, zanim jej ojciec wróci do domu, do Lillesand.

- Nic z tego nie rozumiem.

- Być może filozofowie otworzą ci oczy. Spotkaj się ze mną w kościele Świętej Marii, jutro, raniutko, o czwartej. Ale pamiętaj, moje dziecko, przyjdź sama.

- Mam przyjść w środku nocy?

...klik!

- Halo?

Co za spryciarz! Odłożył słuchawkę. Zofia biegiem wróciła do kuchenki. Niewiele brakowało, a zupa by wykipiała. Wrzuciła do garnka klopsiki rybne i marchewkę i zmniejszyła grzanie.

W kościele św. Marii? To stary, średniowieczny kościół z kamienia. Zofii wydawało się, że wykorzystywano go tylko na koncerty i specjalne nabożeństwa. Latem czasami otwierano go dla turystów. Ale chyba nie w środku nocy?

Zanim matka wróciła do domu, Zofia wsadziła pocztówkę z Libanu do szafy wraz z innymi rzeczami od Alberta i Hildy. Po obiedzie poszła do Jorunn.

- Musimy zawrzeć dość szczególną umowę - oznajmiła, kiedy tylko przyjaciółka wpuściła ją do środka.

Nie powiedziała nic więcej, dopóki nie zamknęły się za nimi drzwi do pokoju Jorunn.

- To trochę nie w porządku - ciągnęła Zofia.

- Dalej, mówże wreszcie, o co chodzi!

- Będę zmuszona powiedzieć mamie, że dziś przenocuję u ciebie.

- Bardzo fajnie!

- Ale zrozum, tak tylko powiem! Będę zupełnie gdzie indziej.

- To już trochę gorzej. Czy to jakaś historia z chłopakiem?

- Nie, to historia z Hildą.

Jorunn gwizdnęła cichutko, a Zofia surowo popatrzyła jej w oczy.

- Przyjdę do ciebie wieczorem - powiedziała. - Ale około trzeciej będę się musiała wymknąć. Przygotuj się na to, żeby mnie kryć, dopóki nie wrócę.

- Ale dokąd się wybierasz? Co będziesz robić, Zosiu?

- Sorry. Otrzymałam surowe rozkazy.

Nocowanie u przyjaciółki nie stanowiło żadnego problemu, raczej wprost przeciwnie. Czasami Zofia miała wrażenie, że matka chce mieć dom tylko dla siebie.

- Wrócisz chyba jutro przed południem na leguminę? - zapytała i było to jedyne upomnienie, jakie usłyszała przed wyjściem.

- Jeśli nie, to wiesz, gdzie mnie szukać.

Dlaczego tak powiedziała? Przecież to właśnie był najsłabszy punkt.

Odwiedziny z noclegiem rozpoczęły się tak, jak to zwykle bywa z podobnymi wizytami, czyli od długich zwierzeń do późnej nocy. Ale gdy wreszcie koło pierwszej postanowiły iść spać, Zofia musiała nastawić budzik na kwadrans po trzeciej.

Kiedy dwie godziny później Zofia wyłączała budzik, Jorunn ledwie się przebudziła.

- Bądź ostrożna - powiedziała tylko.

Zofia ruszyła w drogę. Kościół św. Marii usytuowany był w odległości kilku kilometrów. Chociaż spała zaledwie dwie godziny czuła się całkiem przytomna. Nad wzgórzami na wschodzie malowała się czerwona smuga.

Kiedy stanęła wreszcie przed wejściem do starego kamiennego kościoła, dochodziła czwarta. Zofia pchnęła ciężkie wrota kościoła. Były otwarte!

W środku panowała niezwykła cisza, wrażenie pustki, jakby stare ściany od stuleci odgradzały wnętrze od świata. Przez witraże wpadało niebieskawe światło, które odkrywało tysiące maleńkich drobinek kurzu wznoszących się w powietrze z drewnianych belek. Zofia przycupnęła na jednej z ławek w nawie. Siedziała wpatrzona w ołtarz i stary krucyfiks pomalowany wyblakłymi farbami.

Upłynęło kilka minut. I nagle ciszę przerwała gra organów. Zofia nie miała odwagi odwrócić głowy. Melodia przypominała stary psalm, na pewno także średniowieczny.

Po chwili znów zapadła cisza. Wkrótce jednak za plecami usłyszała odgłos zbliżających się kroków. Czy powinna się teraz odwrócić? Wolała trwać nieruchomo ze wzrokiem wbitym w Jezusa na krzyżu.

Ktoś ją minął, zobaczyła postać idącą środkiem kościoła, ubraną w mniszą opończę. Zofia gotowa była przysiąc, że to średniowieczny mnich.

Bała się, ale nie była porażona strachem. Przed ołtarzem mnich skręcił i wszedł na ambonę. Oparł się o jej krawędź, popatrzył z góry na Zofię i zaczął mówić po łacinie:

- Gloria patri et filio et spiriti sancto. Sicut erat in principio et nunc et semper in saecula saeculorum.

- Mów po norwesku, ty wariacie! - wykrzyknęła Zofia. Słowa poniosły się echem wśród kamiennych ścian starego kościoła..

Zrozumiała, że mnichem jest Alberto Knox. A mimo to żałowała, że tak nieuroczyście odezwała się w starym kościele. Ale bała się, a kiedy człowiekiem owładnie strach, trochę pomaga przełamanie wszelkich reguł.

- Ciiicho!

Alberto uniósł dłoń w górę, jak czynią to księża, nakazując wiernym usiąść.

- Która godzina, moje dziecko? - zapytał.

- Za pięć czwarta - odpowiedziała Zofia, która zupełnie przestała już się bać.

- To znaczy, że czas już nadszedł. Teraz zaczyna się średniowiecze.

- Średniowiecze zaczyna się o czwartej? - spytała zdumiona Zofia.

- Tak, mniej więcej około czwartej. Mija godzina piąta, szósta i siódma, ale czas jakby zatrzymał się w miejscu. Mija ósma, dziewiąta i dziesiąta, a średniowiecze wciąż trwa. Pomyślisz może, że najwyższy czas wstać i przywitać nowy dzień. Tak, tak, rozumiem, o co ci chodzi. Ale jest święto, jedno długie święto. Bije godzina jedenasta, dwunasta i trzynasta. To czas, który nazywamy rozkwitem średniowiecza. O tej porze zbudowano w Europie wielkie katedry. Dopiero około godziny czternastej zaczyna piać pierwszy kogut. I wtedy, dopiero wtedy następuje zmierzch długiego średniowiecza.

- To znaczy, że średniowiecze trwało przez dziesięć godzin - stwierdziła Zofia.

Alberto odrzucił kaptur brunatnej opończy, wystawił głowę i popatrzył na zgromadzenie wiernych, które w tym momencie składało się tylko z jednej czternastoletniej dziewczynki.

- Jeśli jedną godzinę przyjmiemy za sto lat, to tak. Załóżmy, że Jezus narodził się o północy. Paweł rozpoczął swe podróże misyjne nieco przed pół do pierwszej i zmarł w Rzymie kwadrans później. Do godziny trzeciej chrześcijaństwo było mniej lub bardziej zakazane, ale w roku 313 stało się w cesarstwie rzymskim uznaną religią. Nastąpiło to pod rządami cesarza Konstantyna. Sam cesarz przyjął chrzest dopiero na łożu śmierci, wiele lat później. Od roku 3 80 chrześcijaństwo stało się religią państwową w całym cesarstwie.

- Czy cesarstwo rzymskie się nie rozpadło?

- Owszem, zaczęło trzeszczeć w szwach. Stoimy w obliczu najważniejszych przemian kulturowych, jakie dokonały się w dziejach ludzkości. WIV wieku Rzymowi zagrażały zarówno plemiona napierające od północy, jak i rozpad wewnętrzny. W roku 330 cesarz Konstantyn przeniósł stolicę cesarstwa rzymskiego do Konstantynopola, miasta, które sam założył przy cieśninie wiodącej na Morze Czarne. Przez niektórych było ono traktowane jako „nowy Rzym”. W roku 395 cesarstwo rzymskie rozpadło się na cesarstwo zachodniorzymskie z ośrodkiem w Rzymie i cesarstwo wschodniorzymskie z nowym miastem Konstantynopolem jako stolicą. W roku 410 Rzym został splądrowany przez plemiona barbarzyńskie, a w 476 nastąpił upadek państwa rzymskiego. Cesarstwo wschodniorzymskie jako twór państwowy przetrwało do roku 1453, kiedy Turcy podbili Konstantynopol.

- I wtedy miasto otrzymało nazwę Stambuł?

- To prawda. Kolejną datą, którą powinniśmy zapamiętać, jest rok 529. Wówczas to zamknięto Akademię Platona w Atenach. W tymże roku założono zakon benedyktynów. Był to pierwszy duży zakon. Tym samym rok 529 stał się symbolem zwycięstwa chrześcijaństwa nad filozofią grecką. Od tej chwili klasztory miały monopol na nauczanie, refleksje i dociekania. Wskazówka zegara zbliżała się do pół do szóstej...

Zofia dawno już zrozumiała, o co chodzi Albertowi z tymi wszystkimi godzinami. Północ - to rok 0, godzina pierwsza to 100 lat po narodzeniu Chrystusa, szósta - 600 lat po Chrystusie, a czternasta -1400 lat po Chrystusie...

Alberto mówił dalej:

- „Średniowiecze” oznacza właściwie okres pomiędzy dwiema innymi epokami. Określenie to powstało w renesansie. Uważano wówczas, że średniowiecze to jedna długa „tysiącletnia noc”, która zapadła nad Europą pomiędzy antykiem a renesansem. Nadal używa się określenia „średniowieczny” w pejoratywnym znaczeniu, na określenie wszystkiego co autorytarne i skostniałe. Są jednak i tacy, którzy uważają średniowiecze za „tysiąc lat wzrostu”. W średniowieczu na przykład ukształtował się system szkolnictwa. Już na początku tej epoki powstały pierwsze szkoły przy klasztorne. Od XII wieku pojawiają się szkoły katedralne, a około roku 1200 zakładane są pierwsze uniwersytety. Jeszcze dzisiaj przedmioty podzielone są na różne grupy czy „fakultety”, tak jak w średniowieczu.

- Tysiąc lat to bardzo długi okres.

- Ale chrześcijaństwo potrzebowało czasu, by dotrzeć do głębi świadomości ludzkiej. Poza tym właśnie w średniowieczu kształtowały się narody, z miastami i twierdzami, muzyką ludową i ludowymi podaniami. Czym byłyby baśnie i piosenki ludowe bez średniowiecza? Tak, Zosiu, czym bez średniowiecza byłaby Europa? Prowincją rzymską? Ale ton, jaki dźwięczy w nazwach takich jak Norwegia, Anglia i Niemcy - to właśnie owa bezdenna głębia zwana średniowieczem. W tej głębi pływa wiele tłustych ryb, chociaż nie zawsze potrafimy je dojrzeć. Snorri był postacią średniowiecza, a także święty Olaf i Karol Wielki, nie wspominając już o Romeo i Julii, Tristanie i Izoldzie, Robin Hoodzie. Plus cała sfora dumnych książąt i pełnych majestatu królów, walecznych rycerzy i cud-dziewic, anonimowych witrażystów i genialnych budowniczych organów. A nie wspomniałem jeszcze o braciach zakonnych, krzyżowcach i czarownicach.

- Nie wspomniałeś też o księżach.

- Masz rację. Do Norwegii chrześcijaństwo dotarło dopiero w XI wieku, ale przesadą byłoby twierdzenie, że Norwegia stała się krajem chrześcijańskim po bitwie pod Stiklestad. Pod powierzchnią nowej religii żyły dawne pogańskie wierzenia i wiele elementów przedchrześcijańskich wymieszało się z wiarą chrześcijańską. Na przykład w norweskich obchodach świąt Bożego Narodzenia tradycje chrześcijańskie wzięły ślub z obyczajami staro skandynawskimi. I sprawdza się tu stara zasada, która mówi, że małżonkowie upodabniają się do siebie. Kołacz, prosiak i piwo przygotowywane na Boże Narodzenie zaczynają kojarzyć się z trzema mędrcami ze Wschodu i stajenką w Betlejem. Trzeba jednak podkreślić, że z czasem światopogląd chrześcijański stał się jedynym i dominującym. Dlatego właśnie o średniowieczu mówimy często jako o „kulturze jednorodnej”.

- I nie było ono wcale tylko smutne i ponure?

- Pierwsze stulecia po roku 400 były rzeczywiście okresem kulturalnego upadku. Okres rzymski to czas „wysokiej kultury”, z miastami, które posiadały system ścieków, publiczne łaźnie i publiczne biblioteki. Nie mówiąc już o okazałej architekturze. W pierwszych stuleciach średniowiecza kultura ta upadła. Taki sam los spotkał handel i gospodarkę pieniężną. W średniowieczu rozpowszechniła się gospodarka naturalna i handel wymienny. To czas feudalizmu. Wielcy panowie feudalni posiadali ziemię, na której chłopi musieli niewolniczo pracować, by zarobić na życie. W ciągu pierwszych stuleci zmalała też znacznie liczba ludności. Wspomnę tylko, że Rzym w starożytności był milionowym miastem, a już w VII wieku liczba mieszkańców dawnej „stolicy świata” spadła do 40 000, a więc zaledwie ułamka. Nieliczni rzymianie wałęsali się wśród ruin majestatycznych budowli powstałych w okresie świetności miasta. Kiedy potrzebowali budulca, dość było wokół gruzów, z których można było czerpać. Budzi to, rzecz jasna, ogromny żal współczesnych archeologów, którzy woleliby, by ludzie średniowiecza pozostawili dawne zabytki nietknięte.

- Łatwo jest być mądrym po szkodzie.

- Okres potęgi politycznej Rzymu minął już w końcu IV wieku. Ale biskup Rzymu został wkrótce głową całego Kościoła rzymskokatolickiego. Nadano mu miano „papież” - ojciec; z czasem zaczął być uważany za zastępcę Jezusa na Ziemi. W ten sposób Rzym pozostał stolicą Kościoła niemal przez całe średniowiecze. Niewielu znalazło się takich, którzy ośmielili się „sprzeciwić Rzymowi”. Co prawda z czasem królowie i książęta tworzących się państw zdobyli tak wielką władzę, że niektórzy z nich odważyli się przeciwstawić silnej władzy Kościoła. Jednym z nich był norweski król Sverre...

Zofia z uwagą popatrzyła na uczonego mnicha.

- Powiedziałeś, że Kościół zamknął Akademię Platona w Atenach. Czy zapomniano o wszystkich greckich filozofach?

- Tylko częściowo. Znano trochę pism Arystotelesa i trochę pism Platona. Ale dawne cesarstwo rzymskie podzieliło się na trzy obszary kulturowe. W Europie Zachodniej dominowała chrześcijańska kultura łacińskojęzyczna ze stolicą w Rzymie. W Europie Wschodniej - chrześcijańska kultura grekojęzyczna ze stolica w Konstantynopolu. Później miasto otrzymało grecką nazwę Bizancjum. Dlatego mówimy o „średniowieczu bizantyjskim” w odróżnieniu od średniowiecza rzymskokatolickiego. Ale do cesarstwa rzymskiego należała także Afryka Północna i Środkowy Wschód, a na tym obszarze w średniowieczu rozwinęła się arabskojęzyczna kultura muzułmańska. Po śmierci Mahometa w roku 632 islam podbił zarówno Środkowy Wschód, jak i Afrykę Północną. Do muzułmańskiego obszaru kulturowego dołączyła wkrótce także Hiszpania. Islam miał swoje święte miejsca, miasta takie jak Mekka, Medyna, Jerozolima i Bagdad. Ze względu na znaczenie kulturowo-historyczne warto zauważyć, że Arabowie podbili także dawne hellenistyczne miasto Aleksandrię. Przejęli oni wiele z dziedzictwa nauki greckiej. Przez całe średniowiecze właśnie Arabowie przewodzili w takich naukach jak matematyka, chemia, astronomia i medycyna. Do dzisiaj przecież posługujemy się cyframi „arabskimi”. W wielu dziedzinach kultura arabska przewyższała znacznie chrześcijańską.

- Pytałam, jak potoczyły się losy filozofii greckiej.

- Czy potrafisz wyobrazić sobie szeroką rzekę, która na pewnym odcinku rozgałęzia się na trzy odnogi, by później znów popłynąć jednym korytem?

- Owszem, potrafię.

- Więc tak właśnie kultura grecko-rzymska została przechowana częściowo przez rzymskokatolicką kulturę Zachodu, częściowo przez bizantyjską kulturę Wschodu, a częściowo przez arabską kulturę Południa. To wprawdzie wielkie uproszczenie, ale możemy powiedzieć, że neoplatonizm popłynął na zachód, Platon na wschód, a Arystoteles do Arabów - na południe. W każdej jednak z tych trzech odnóg znalazło się coś nowego. A najważniejsze, że w końcu średniowiecza wszystkie rzeki łączą się ze sobą w północnych Włoszech. Wpływy arabskie docierają tu poprzez Arabów z Hiszpanii, wpływy greckie z Grecji i Bizancjum. I teraz zaczyna się renesans, rozpoczyna się odrodzenie kultury antycznej. W pewnym sensie więc kultura antyku przeżyła długie średniowiecze.

- Rozumiem.

- Nie uprzedzajmy jednak biegu wydarzeń. Najpierw pomówimy trochę o filozofii średniowiecznej, moje dziecko. Ale nie będę już przemawiał z ambony. Schodzę na dół.

Zofia pod powiekami czuła, że tej nocy spała zaledwie kilka godzin. Kiedy ujrzała, jak ten niezwykły mężczyzna schodzi z ambony w kościele św. Marii, miała wrażenie, że to sen.

Alberto podszedł do balustrady przy prezbiterium. Spojrzał najpierw na ołtarz ze starym krucyfiksem, później odwrócił się ku Zofii, wolnym krokiem zbliżył do niej i usiadł na kościelnej ławce.

Po raz pierwszy Zofia znalazła się tak blisko niego i poczuła się nieswojo. Pod kapturem dostrzegła parę piwnych oczu. Należały do mężczyzny w średnim wieku, o ciemnych włosach i szpiczastej brodzie.

Kim jesteś? - pomyślała. Dlaczego wdarłeś się w moje życie?

- Z czasem na pewno lepiej się poznamy - powiedział, jakby czytając w jej myślach.

Gdy tak siedzieli, a światło wpadające przez witraże stawało się coraz ostrzejsze, Alberto Knox zaczął opowiadać o filozofii średniowiecza.

- Średniowieczni filozofowie przyjmowali niemal za pewnik, że nauka chrześcijańska jest prawdziwa - rozpoczął. - Pozostawało tylko pytanie, czy musimy wierzyć w chrześcijańskie objawienie, czy też możemy zbliżyć się do prawd wiary za pomocą rozumu. Jak ma się filozofia grecka do tego, co napisano w Biblii? Czy Biblia jest przeciwieństwem rozumu, czy też wiarę i wiedzę da się ze sobą połączyć? Właściwie cała filozofia średniowieczna obracała się wokół jednego problemu.

Zofia z niecierpliwością pokiwała głową. Na pytanie o wiarę i wiedzę odpowiedziała przecież na klasówce z religii.

- Zobaczymy, jak ten problem pojmowali dwaj najważniejsi filozofowie średniowiecza. Zaczniemy od AUGUSTYNA, który żył w latach 354 - 430. W historii życia tego człowieka możemy prześledzić przejście od późnego antyku do początków średniowiecza. Augustyn urodził się w małym mieście Tagasta w Afryce Północnej, ale już jako szesnastolatek wyruszył do Kartaginy na studia. Później przyjechał do Rzymu i Mediolanu, a ostatnie lata życia spędził jako biskup Hippony, miasta w pobliżu Kartaginy. Nie przez całe życie jednak był chrześcijaninem. Zanim nim został, fascynowało go wiele innych prądów religijnych i filozoficznych. - Jakich, na przykład?

- Przez pewien czas był manichejczykiem. Manichejczycy to jedna z sekt religijnych, typowa dla późnego antyku. Głosili na wpół religijną, na wpół filozoficzną naukę o zbawieniu. Przyjmowali oni, że świat podzielony jest na dobro i zło, światłość i ciemność, ducha i materię. Duchem człowiek może wznieść się ponad świat materialny i przygotować podstawy do zbawienia duszy. Ale ostry rozdział dobra od zła nie dawał spokoju młodemu Augustynowi. Był pochłonięty tym, co nazywamy „problemem zła”, czyli pytaniem, skąd bierze się zło. Przez pewien okres pozostawał pod wpływem filozofii stoickiej, a według stoików nie istniał wyraźny podział między dobrem a złem. Przede wszystkim jednak na Augustyna wywarł wpływ inny ważny kierunek filozofii późnego antyku - a mianowicie neoplatonizm. Zetknął się w nim z myślą, że wszelkie istnienie ma boską naturę.

- A potem został neoplatońskim biskupem?

- Tak, tak chyba można to określić. Przede wszystkim był chrześcijaninem, ale poglądy Augustyna pozostają pod wpływem myśli platońskiej. A to znaczy, Zosiu, że początki chrześcijańskiego średniowiecza nie oznaczają wcale dramatycznego zerwania z filozofią grecką. Wiele z filozofii greckiej przenieśli w nowe czasy Ojcowie Kościoła, tacy jak Augustyn.

- Chcesz powiedzieć, że Augustyn był w pięćdziesięciu procentach chrześcijaninem, a w pięćdziesięciu neoplatończykiem?

- On sam, naturalnie, uważał, że jest w stu procentach chrześcijaninem. Ale nie dostrzegał żadnych ostrych przeciwieństw między chrześcijaństwem a filozofią Platona. Uważał, że zbieżność filozofii platońskiej z nauką chrześcijańską narzuca się sama do tego stopnia, że zastanawiał się, czy przypadkiem Platon nie znał części Starego Testamentu. To oczywiście bardzo wątpliwe. Możemy raczej powiedzieć, że to Augustyn „schrystianizował” Platona.

 

- W każdym razie nie powiedział „do widzenia” wszystkiemu, co miało związek z filozofią, choć przyjął wiarę chrześcijańską?

- Wskazał jednak, że dla ludzkiego rozumu istnieją granice poznania w kwestiach religijnych. Chrześcijaństwo to także boskie misterium, do którego zbliżyć się możemy jedynie przez żarliwą wiarę. Jeśli jednak oddamy się Bogu, Bóg „oświeci” naszą duszę i wówczas będziemy mogli osiągnąć swoistą wiedzę nadprzyrodzoną. Augustyn sam doświadczył, jak daleko może sięgać filozofia. Dopiero kiedy stał się chrześcijaninem, jego dusza osiągnęła spokój. „Niespokojne jest serce nasze, póki nie spocznie w Tobie” - pisał.

- Nie bardzo rozumiem, jak można było połączyć naukę Platona o ideach z chrześcijaństwem - wtrąciła Zofia. - A co z wiecznymi ideami?

- Augustyn obstaje przy twierdzeniu, że Bóg stworzył świat z niczego, a to myśl biblijna. Grecy bardziej skłonni byli uważać, że świat istniał od zawsze. Ale Augustyn twierdził, że zanim Bóg stworzył świat, idee istniały już w jego umyśle. Przypisał więc platońskie idee Bogu i w ten sposób uratował platońskie wieczne idee.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin