Jan Parandowski
Pieśń pierwsza
Atena i Telemach
Męża głoś, Muzo, wielce
obrotnego, który zburzył święty
gród Troi, a potem wiele
wędrował, widział miasta ludzi
tak wielu i ducha ich poznał.
Wiele swym sercem wycierpiał na
morzu, walcząc o własną duszę i
powrót towarzyszy. Ale i tak ich
nie zbawił, choć bardzo pragnął.
Zginęli przez własną zuchwałość
- głupi! - gdy zjedli krowy
Hyperionowego Heliosa. On to
odebrał im dzień powrotu.
I nam coś z tego opowiedz, a
zacznij, skąd chcesz, boska
córko Dzeusa.
W on czas wszyscy inni, ilu z
nich uniknęło zagłady, wyrwawszy
się wojnie i morzu, byli już w
domu - on jeden, stęskniony za
powrotem i żoną, siedział u
czcigodnej nimfy, arcyboskiej
Kalipso. Trzymała go w głębokich
pieczarach chcąc go mieć za
małżonka. A kiedy po upływie lat
nadszedł rok, w którym bogowie
wyprzędli mu powrót do domu, do
Itaki, nawet tam, wśród swoich
najbliższych, nie miał uniknąć
walki.
Litowali się nad nim wszyscy
bogowie prócz Posejdona - jego
to gniew ścigał boskiego Odyssa
aż do ziemi ojczystej.
Lecz Posejdon przebywał
właśnie u dalekich Etiopów,
którzy dzielą się na dwa szczepy
- jeden tam, gdzie Hyperion
zapada, drugi tam, gdzie
wschodzi, na kresach ludzkości.
Przed hekatombą z byków i
baranów weselił się i ucztował,
a tymczasem inni bogowie
zgromadzili się w domu Dzeusa
Olimpijskiego. On pierwszy,
ojciec ludzi i bogów, przemówił.
Mając na myśli nieskazitelnego
Ajgista, którego zabił
przesławny Orestes, syn
Agamemnona, w takich słowach
zwrócił się do nieśmiertelnych:
- Hej, jakże to dziś łatwo
ludzie bogów oskarżają! Mówią,
że od nas idzie zło, a w istocie
sami swą butą sięgają ponad
ludzki los i sprowadzają na
siebie nieszczęście. Oto
patrzcie Ajgista: ponad los
poślubił prawą małżonkę
Agamemnona, a jego samego zabił,
ledwo ów powrócił. I wiedział,
że czeka go zguba! Zawczasu
posyłaliśmy doń Hermesa,
świetlistego tropiciela,
ostrzegaliśmy, żeby go nie
zabijał i nie uwodził jego żony,
bo przyjdzie zemsta z rodu
Atrydów, skoro tylko Orestes
dorośnie i za swą ziemią
zatęskni. Tak mówił Hermes, lecz
umysł Ajgista nie przyjął dobrej
rady, a teraz za wszystko
zapłacił.
Odpowiedziała mu jasnooka
bogini Atena:
- Ojcze nasz, Kronido, władco
najwyższy! Słuszną, zaiste,
poległ ów śmiercią i oby każdy
tak zginął, kto by podobnie
postąpił. Lecz mnie z przyczyny
boskiego Odyssa serce się kraje.
Nieszczęsny, z dala od swoich,
cierpi na wyspie wokół oblanej.
Na tym pępku morza, na ostrowiu
lesistym, mieszka bogini, córka
zgubnego Atlasa, który zna
wszystkich mórz czeluście, a sam
dźwiga wielkie słupy,
rozdzielające niebo od ziemi.
Jego to córka więzi
nieszczęśliwego. On płacze, a
ona wciąż miękkimi,
pieszczotliwymi słowami czaruje,
iżby zapomniał Itaki. Lecz on
śmierci raczej wygląda i
chciałby zobaczyć bodaj dym
wznoszący się z jego ziemi. Czyż
nawet w tobie nie poruszy się
miłe serce, panie Olimpu? Czy
nie przyjmowałeś łaskawie ofiar,
które ci składał Odys przy
okrętach argiwskich w Troi
szerokiej? Za cóż gniewasz się
dziś na niego, Dzeusie?
Odpowiadając jej rzekł Dzeus
chmurozbiórca:
- Jakież to słowo, moje
dziecko, wymknęło się z zagrody
twych zębów? Jakże mógłbym
zapomnieć boskiego Odyssa,
który, ze wszystkich
śmiertelnych najmędrszy.
najwięcej ofiar dawał
nieśmiertelnym panom niebios
szerokich? Lecz pan ziemi,
Posejdon, nieubłagany jest w
swym gniewie za boskiego
Polifema, najpotężniejszego z
Kiklopów, którego Odys oka
pozbawił. Polifema zrodziła
nimfa Toosa, córka Forkisa,
opiekuna morskiej topieli, gdy
się złączyła z Posejdonem w
głębokich pieczarach. Z jego to
przyczyny Pan, co ziemią
wstrząsa, nie zabija wprawdzie
Odyssa, ale go trzyma z dala od
ziemi ojczystej. Lecz my tutaj
omówimy, kiedy by i jak
powrócił. Posejdon powściągnie
swój gniew, bo nie sposób
jednemu stawać przeciw wszystkim
bogom i działać wbrew ich woli.
Odrzekła bogini jasnooka
Atena:
najwyższy, jeśli się tak podoba
bogom szczęśliwym, żeby Odys
przemądry wrócił do domu,
wyślijmy Hermesa, świetlistego
gońca, na wyspę Ogigię i niech
jak najprędzej nimfie o pięknych
warkoczach obwieści wyrok
niecofniony o powrocie
wytrwałego Odyssa. Ja tymczasem
pójdę do Itaki. Synowi Odyssa
dodam otuchy i w jego łonie myśl
położę, by na wiec zwołał
bujnowłosych Achajów i zgromił
zalotników, którzy mu bez
ustanku zjadają trzody owiec i
włókonogie woły o rogach
pokrętnych. Wyślę go do Sparty i
do piaszczystego Pylos - może
coś usłyszy o powrocie miłego
ojca i niechaj zyska sławę
szlachetną wśród ludzi.
To mówiąc uwiązała pod stopami
piękne sandały, ambrozyjskie,
złociste, które ją niosą i ponad
wodą, i ponad nieobeszłą ziemią
równo z wiatru powiewem. Wzięła
włócznię potężną, spiżem ostrym
okutą, ciężką i okrutnie wysoką,
którą kładzie mężów zastępy, gdy
gniew ją unosi - córkę
wszechwładnego ojca.
Zerwała się z wierchów Olimpu
i w lot stanęła w Itace, u
wejścia w dom Odyssa, na
dziedzińcowym progu. Z włócznią
spiżową w dłoni, była podobna do
gościa, Mentesa wodza
Tafijczyków. Zastała mężnych
zalotników przed domem. Siedząc
na skórach wołów, które sami
porżnęli, zabawiali się grą w
kamyki. Dokoła krzątali się
heroldowie i słudzy - jedni wino
z wodą mieszali w kraterach,
inni porowatymi gąbkami zmywali
stoły, inni je zastawiali krając
niezliczone mięsiwa.
Ze wszystkich pierwszy
spostrzegł ją Telemach o boskim
wejrzeniu: siedział on wśród
zalotników z sercem strapionym i
w duchu oglądał szlachetnego
ojca, jak wraca i tym oto
zalotnikom kres kładzie w swym
domu, a potem cześć odbiera i
władzę. Z tymi myślami siedząc
wśród zalotników zobaczył Atenę
i poskoczył do wrót, gniewny, że
gość tak długo stoi u wejścia.
Zbliżył się, uścisnął prawą
dłoń, odebrał włócznię spiżową i
witał słowem skrzydlatym:
- Raduj się, gościu! Będziesz
u nas mile przyjęty, a po
wieczerzy powiesz, czego ci
potrzeba.
To mówiąc szedł naprzód, za
nim kroczyła Pallas Atena.
Gdy znaleźli się w sali o
stropie wysokim, włócznię
wstawił do gładzonego stoiska,
gdzie było wiele włóczni
wytrwałego Odyssa, a boginię
podprowadził do tronu, który
nakrył płótnem. Tron był piękny,
rzeźbiony, z podnóżkiem na
stopy. Dla siebie wziął krzesło
malowane. Usiadł z dala od
zalotników, żeby ich, wrzaski
nie obrzydziły gościowi
wieczerzy i żeby na uboczu od
zuchwalców pomówić o nieobecnym
ojcu.
Służąca wodę im lała na ręce z
pięknego złotego dzbanka nad
srebrną miednicą. I ustawiła
stół gładzony. Chleb przyniosła
i rozmaite potrawy czcigodna
klucznica, rada z domowych
zapasów. Krajczy postawił misy
wszelkiego mięsiwa, a obok złote
puchary. Herold nalał im wina.
A oto weszli mężni zalotnicy.
Zasiedli rzędem na krzesłach i
tronach, heroldowie polewali im
ręce wodą, służące chleb
roznosiły w koszykach, chłopcy
kratery napełniali napojem. I
wraz wszyscy wyciągnęli ręce do
zastawionych potraw.
A gdy się pozbyli głodu i
pragnienia, zachciało się
zalotnikom śpiewu i pląsów,
które są uczty okrasą. Herold
więc przepiękną kitarę włożył w
ręce Femiosa, który z musu
śpiewał zalotnikom. Biorąc kilka
dźwięków zaczął piękną pieśń, a
Telemach zbliżył głowę ku
jasnookiej Atenie, tak żeby go
tamci nie słyszeli:
- Drogi gościu, czy nie
pogniewasz się o to, co powiem?
Widzisz, im tylko w głowie
kitara i śpiew, a lekko im to
przychodzi, bo cudzy dobytek
jedzą bezkarnie. Tymczasem
gospodarza białe kości albo
gdzieś leżą na ziemi i butwieją
na deszczu, albo fala je toczy
po morzu. Ach, gdyby się on
zjawił w Itace, każdy by z nich
wolał mieć rącze nogi niż skarby
złota i drogich szat! Ale dziś,
kiedy on sczezł złą dolą, znikąd
dla nas pociechy, choćby mi nie
wiem kto z ludzi mówił, że on
przyjdzie. Przepadł jego dzień
powrotu. Lecz ty powiedz
szczerze i dokładnie: ktoś jest
i skąd? Gdzie twój gród i ród?
Na jakim przybyłeś okręcie? Jacy
żeglarze dowieźli ciebie do
Itaki? Co to byli za ludzie? Bo
nie sądzę, żebyś tu przyszedł
piechotą. Powiedz mi jeszcze -
chciałbym znać prawdę - czy
jesteś tu po raz pierwszy, czy
też jako gość ojcowy. Wielu
mężów odwiedziło nasz dom, bo i
on sam był ludziom przychylny.
Rzekła bogini jasnooka Atena:
- Odpowiem ci szczerze. Jestem
Mentes i szczycę się być synem
mądrego Anchialosa. Panuję nad
Tafijczykami, miłośnikami
wioseł. A teraz tu zawinąłem z
okrętem i drużyną, bo płynę po
ciemnym morzu hen, do ludzi
dalekich, do Temesy, po miedź, a
wiozę błyszczące żelazo. Okręt
mój stoi wśród pól, z dala od
miasta, w zatoce Rejtron, pod
lesistym Nejonem. Jesteśmy sobie
nawzajem ojcowymi druhami z
dawnych lat. Zapytaj przy
sposobności staruszka Laertesa.
Mówią, że nie zachodzi on wcale
do miasta, siedzi gdzieś na wsi
ze swoją zgryzotą. Ma przy sobie
starą służącą, która mu jadło i
napój podaje, gdy zmęczenie
obejmie kolana. Wciąż jeszcze
łazi dokoła swojej winnicy. A ja
przyszedłem, bo mówiono mi, że
on już jest w domu, twój ojciec.
Ale widać bogowie zatrzymują go
w drodze. Nie, boski Odys nie
umarł - żyje! Tylko gdzieś więzi
go jakaś wyspa na morzu
szerokim, jacyś okrutni i dzicy
ludzie trzymają go gwałtem. I
choć nie jestem wieszczkiem ani
się nie znam na ptakach, powiem
ci wróżbę, którą nieśmiertelni
wrzucają mi w serce i o której
wiem, że się spełni. Nie będzie
on już długo poza ukochaną
ziemią ojczystą i nie zatrzymają
go nawet żelazne pęta. Znajdzie
sposób, żeby wrócić - wiesz,
jaki jest przemyślny. Lecz ty
powiedz szczerze i wiernie: czyś
ty rodzony syn Odyssa? Strasznie
do niego jesteś podobny - z
głowy, z pięknych oczu. Często
bywaliśmy ze sobą, póki nie
ruszył na Troję, a z nim kwiat
Argiwów na wydrążonych okrętach.
Odtąd ani on mnie, ani ja nie
widziałem boskiego Odyssa.
Odpowiedział roztropny
Telemach:
- Szczerze ci powiem, gościu.
Matka mówi, że jego jestem
synem, sam nie wiem. Jakże może
ktoś sam poznać swój ród? Obym
się był raczej urodził synem
szczęśliwego męża, który pośród
swoich dóbr dożyłby starości! A
tak, zrodził mnie pono
najnieszczęśliwszy ze
śmiertelnych - jeśli chcesz
wiedzieć.
- Nie zostawią bogowie twojego
rodu bez sławy, gdy takiego syna
urodziła Penelopa. A teraz
powiedz: co to za uczta? Co to
za tłum się zbiera? W jakim
celu? Na święto czy na wesele?
Widać, że to nie biesiada
składkowa. I zdaje mi się, że
oni zbyt zuchwale w tym domu
ucztują. Każdy człowiek
rozsądny, który by tu przyszedł,
oburzyłby się na taki bezwstyd.
Odrzekł roztropny Telemach:
- Gościu, skoro mnie o to tak
troskliwie pytasz, powiem, że
dom ten był pono kiedyś zamożny
i bez skazy, dopóki był w kraju
ów mąż. Teraz inaczej
postanowili bogowie na naszą
zgubę, czyniąc go niewidzialnym
w całym ludzkim świecie.
Doprawdy, nie tak by mnie bolała
jego śmierć, gdyby był poległ
pod Troją, wśród swoich
towarzyszy, albo po skończonej
wojnie na rękach drogich osób.
Mogiłę by jemu usypali
Panachajowie i byłaby stąd dla
syna wielka chwała na później. A
teraz niesławnie porwały go
harpie. Znikł bez śladu, bez
wieści, a mnie zostawił zgryzotę
i płacz. I nie tylko za nim
płaczę i jęczę, bogowie mi
sprawili inne złe troski. Jacy
bowiem są najznakomitsi panowie
na wyspach, w Dulichionie, na
Same, w lesistym Dzakyncie, ilu
ich też panuje w górzystej
Itace, tylu o moją matkę się
stara i mój dom objada. A ona
ani nie odpycha złowrogich
ślubów, ani spełnić nie może. I
tak mój dom niszczeje. Prędko i
mnie samego rozszarpią.
Odparła oburzona Pallas Atena:
- Niestety! Bardzo tu brak
Odyssa, żeby swe ręce położył na
tych bezwstydnych zalotnikach.
O, gdyby tak wszedł i stanął w
drzwiach - w hełmie, z tarczą, i
włóczniami, taki, jakim go
pierwszy raz widziałem, gdy w
naszym domu pił i weselił się
wróciwszy z Efiry od Ilosa, syna
...
ihuw