§ McLaughlin Emma & Kraus Nicola - Pracująca dziewczyna.pdf

(1703 KB) Pobierz
850415201.001.png
Pracująca dziewczyna
24-letnia bohaterka, Girl, zostaje zwolniona z pracy z powodu konfliktu
z szefową. Po rozpaczliwych poszukiwaniach znajduje nową, która
początkowo wydaje się ucieleśniać wszystkie jej marzenia. Praca w
nowoczesnej korporacji okazuje się ogromnie stresująca i zmusza ją do
podejmowania decyzji niezgodnych z własnymi przekonaniami.
Rzucona na "głęboką wodę", musi decydować o milionowych dotacjach
oraz realizować polecenia szefa, męskiego szowinisty, który udaje, że
pragnie przekształcić firmę w przyjazną dla kobiet. To jednak tylko
dekoracja, gdyż na co dzień Girl jest dyskryminowana. Po nieudanym
polowaniu na klientkę, w firmie zmienia się szef i zaczynają zwolnienia.
Girl zostaje postawiona przed wyborem - pieniądze czy moralność...
Rozdział 1
Doris Wodazmózgu
Drzwi damskiej toalety otwierają się ze skrzypnięciem i wstrzymuję
oddech, gwałtownie unosząc stopy i stawiając je na desce sedesowej —
usiłuję w samotności popracować podczas przerwy na lunch. Gumowe
podeszwy z piskiem przesuwają się po ułożonych w plaster miodu
kaflach, kiedy schylam się, żeby powolutku przesunąć głębiej resztki
lunchu. Zdradza mnie pióro, bezczelnie stacza mi się z kolan na
powybrzuszaną podłogę.
— Kto tu jest? — moja szefowa, Doris, przekrzykuje zgiełk maszyn do
szycia z zatrudniającego biedaków warsztatu, dudniący w przewodach
wentylacyjnych. Rozważam opcję, żeby nie odpowiadać — może
pomyśli, że z rur wykrusza się nie tylko azbest, ale i pióra. — Haloo? —
Puka w drzwi ostatniej kabiny, a potem energicznie nimi potrząsa. Przy
podłodze pojawiają się siwe loczki mocno skręconej trwałej. — Och,
Girl, to ty.
Zmuszam się do pogodnego uśmiechu.
— Znowu masz okres, tak? — Gapi się na mnie pogardliwie i gwałtownie
oblewa ciemną czerwienią z powodu pozycji do góry nogami. — Wiesz,
Girl — zauważa na podłodze moje materiały do pracy — zaopatrzyłam
cię w absolutnie wystarczające biurko.
— Tak, dziękuję... — Próbuję przemieścić skrzyżowane
nogi, nie kopiąc jej w twarz. — Korzystałam tylko z chwili ciszy, żeby
dokończyć prezentację na konferencję. — Otwieram drzwi, a ona
gwałtownie pcha je w moją stronę, rozchlapując na mój płaszcz kubek
kawy, balansujący na wieszaku na papier toaletowy. Nowy płaszcz.
Unosi brwi, tak że wysuwają się ponad wielobarwne, jak z modeliny,
oprawki dwuogniskowych okularów.
— Jesteś niezorganizowana — oznajmia. — Naprawdę powinnaś
szykować sobie lunch w domu i przynosić ze sobą. Niezbyt dobrze
zarządzasz finansami, jeżeli codziennie kupujesz te drogie kanapki. Ale w
tym celu, jak sądzę, musiałabyś odpowiednio wcześnie wstać. — Tkwi w
drzwiach kabiny nieruchomo, sugerując, że jestem jej winna wyjaśnienie.
— Powinnam — mówię i kiwam głową, zbierając z podłogi gorszące
opakowania po kanapkach i swoje papiery.
Składa ręce na bujnym biuście i dalej patrzy na mnie z góry. Zanim udaje
mi się powiedzieć, jak mogę odpokutować winę, drzwi łazienki znów
otwierają się ze skrzypieniem i wtacza się Pam, zastępca dyrektora
Miejskiego Centrum do spraw Równości.
— O, Doris, tu jesteś. — Sunie ciężko, kołysząc się na boki jak upasiony
John Wayne. — Jadę do śródmieścia na spotkanie w Centrum Młodzieży
i jeżeli będzie tak jak w zeszłym tygodniu, zostanę tam do kolacji...
— Są. Fantastyczne. — Doris dźga palcem powietrze, wskazując
purpurowe trepy Pam, dobrane do jasnopurpurowego lnianego
bezrękawnika i ciemnopurpurowego sznura afrykańskich paciorków,
które ambitnie połączyła z odpustowymi fioletowymi koralikami. Gdyby
miała w kuchni bakłażana, założyłaby go jako kapelusz.
— Widziałam takie zielone u Odetty, więc zamówiłam sobie parę u
Świętego Mikołaja, ale wiesz, że wciąż poluję na te. — Pam kieruje
wzrok na czarne trzewiki z nubuku, które nosi Doris.
— W życiu ci nie powiem. — Doris droczy się, wykręcając nogę w
kostce. Jest znana z tego, że własny lniano-nubukowy strój nosi
całkowicie czarny, co w miotanym sztormem menopauzy morzu
antagonistek wcięcia w talii i deski do prasowania dodaje jej
kosmopolitycznej aury.
— Ja tylko... — spoglądam na umywalkę przy drzwiach i drżąc, mijam je,
pocierając świeżą plamę na płaszczu kawałkiem papieru toaletowego.
— Spójrz tylko na nią. — Doris niechętnie się odsuwa i wskazuje na mnie
kciukiem, wprowadzając Pam w szczegóły „najnowszego kłopotu z Girl".
— Nie potrafi utrzymać kawy w kubku. — Zaciska usta i mruży oczy, po
czym dodaje: — Girl, kiedy się pozbierasz, przyjdź do mojego biura.
Chcę coś dodać do pakietu konferencyjnego.
— Oczywiście. A ja chciałabym przejrzeć z tobą przygotowaną
prezentację...
Ale gruszkowate sylwetki znikają już za zamykającymi się ze
stuknięciem drzwiami. Z trzaskiem rzucam papiery na popękany
plastikowy blat, wyszarpuję ostatni papierowy ręcznik z popękanego
pojemnika i zrzucam z ramion znieważony płaszcz. Wstaję z łóżka
odpowiednio wcześnie, dziękuję bardzo. I skoro już pytasz, pracuję
podczas nie-opłacanej przerwy na lunch. Dla ciebie. A to, że jedynym
miejscem z odrobiną ciszy i spokoju, które jestem w stanie znaleźć w tym
wirującym tornado psychodramy, jest deska sedesowa, powinno
powiedzieć ci co nieco, jakiego typu organizacją tu zarządzasz. I nie
jestem kretynką. To ty. Ty jesteś kretynka.
— Kretynka. — Celuję w pozwijany na brzegach, mający trzydzieści lat
plakat sztandarowego dzieła Doris Weintruck Teraz my: ucząc młode
kobiety, jak wyjść przed szereg i przemówić!; zwiodło mnie na tyle, by
stać się kamieniem węgielnym mojej edukacji na Uniwersytecie
Wesleyańskim. Uśmiech rzeźbiący dołeczki w policzkach, głowa
nonszalancko odrzucona do tyłu, uniesione ramię w kitlu, kasztanowe
loki wywinięte na zewnątrz w uczesaniu a la super-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin