rozdział 8(2).pdf

(42 KB) Pobierz
231859987 UNPDF
Kiedy opuściłam już salę jadalną i byłam w drodze do internatu, uświadomiłam
sobie, że nie wspomniałam Neferet o duchach, w żadnym razie jednak nie miałam ochoty
wracać i poruszać tego tematu. Rozmowa z nią i tak kompletnie mnie wyczerpała, i mimo
pięknego urządzenia sali jadalnej ze wspaniałym widokiem, lnianymi serwetkami i
kryształami bardzo już chciałam znaleźć się gdzie indziej. Marzyłam o tym, by rozsiąść się
wygodnie w swojej sypialni i zacząć opowiadać Stevie Rae wszystko o Lorenie, po czym
leżeć do góry brzuchem, ogladać leniwie jakieś powtórki w telewizji i nie myśleć,
przynajmniej przez te jedną noc, o swoich złych przeczuciach na temat zniknięcia Chrisa,
albo o tym, że teraz jestem grubą rybą odpowiedzialną za najważniejszą grupę w szkole.
Ach, mniejsza o to. Po prostu chciałam przez chwilę znów poczuć się sobą. Tak jak
powiedziałam Neferet, Chris pewnie siedział już w domu, zdrów i cały.
Na resztę zostawało mi dużo czasu. Jutro napiszę konspekt tego, co w niedzielę powiem
Córom Ciemności. Domyślam się, że będę też musiałam się przygotować do
przeprowadzenia obchodów Pełni Księżyca, co stanie się moim pierwszym publicznym
występem z prowadzeniem kręgu i formalnym przewodniczeniem obchodom. Znów
ścisnęło mnie w żołądku, ale udałam, że tego nie zauważam.
W połowie drogi przypomniałam też sobie, że na poniedziałek ma przygotować
wypracowanie z socjologii wampirów. Wprawdzie Neferet zwolniłaby mnie z większości
zadać z tego przedmiotu dla trzeciego formatowania, bym mogła się skupić na tekstach
przeznaczonych dla starszych słuchaczy, ale to się kłóciło z moim usiłowaniem, żyby
pozostać „normalną” (zresztą, co to w ogóle znaczy: być normalną, skoro jestem jeszcze
nastolatką i do tego adeptką w szkole wampirów?). W takim razie na pewno zabiorę się do
pisania, jak reszta klasy. Pośpiesznie więc skręciła do macierzystej klasy, gdzie
znajdowała się moja szafka, a w niej wszystkie podręczniki. Był to także pokój Neferet, ale
zostawiłam ją przecieżw sali jadalnej, gdzie wraz z innymi nauczycielami sączyła wino,
przynajmniej teraz nie żywiłam żadnch obaw, że przypadkiem posłyszę coś straszliwego.
Sala jak zwykle pozostawała otwarta. Po co zakładać jakiekolwiek zamki, skoro
każdy i tak trząsł się ze strachu prze intuicją dorosłych wampirów? W sali było ciemno, ale
wcale mi to nie przeszkadzało. Zaledwie od miesiąca byłam Naznaczona, a już widziałam
równie dobrze jak w świetle. A nawet lepiej. Jasne światło mnie razi, a blask słońca jest
nie do zniesienia.
Z pewnym wahaniem otwierałam szafkę, uświadamiając sobie, że od miesiąca nie
widziałam słońca. I nawet o tym nie myślałam. Czy to nie dziwne?
Własnie rozpamiętywałam dziwne zmiany, jakie zaszły w moim życiu, kiedy nagle
zauważyłam kartkę papieru przylepioną taśmą do wewnętrznej strony mojej szafki.
Wzbudzony jej otwarciem przeciąg spowodował, ze kartka zatrzepotała. Wygładziłam ją
ręką, a widząc, co to jest, doznałam niemal szoku.
To był wiersz. Krótki, zapisany ładną kursywą. Przeczytałam go raz i drugi,
zauważyłam, że to haiku.
Budzi się starożytna królowa
Poczwarka jeszcze nie wykluta.
Kiedy rozwiniesz skrzydła?
Pogładziłam litery. Wiedziałam kto je napisał. Istniała tylko jedna logiczna
odpowiedź. Serce mi się ścisnęło, gdy wypowiedziałam jego imię: Loren.
- Mówię poważnie, Stevie Rae. Musisz mi przyrzec, że nikomu nie powiesz o tym, co teraz
ode mnie usłyszysz. Dosłownie: nikomu. Zwłaszcza Damienowi czy Bliźniaczkom.
- Słowo, Zoey, możesz mi wierzyć. Powiedziałam, że przyrzekam. Co mam jeszcze
zrobić? Upuscić sobie krwi?
Nie odezwałam się na to.
- Zoey, naprawdę możesz mi zaufać. Obiecuję dotrzymać słowa.
Przyglądałam się uważnie swojej najlepszej przyjaciółce. Musiałam z kimś
porozmawiać, i to z kimś, kto nie był wampirem. Wejrzałam w głąb siebie, by zapytać
swojej intuicji, jak radziła mi Neferet. I zobaczyłam że Stevie Rae jest odpowiednią osobą.
To był bezpieczny wybór.
- Nie gniewaj się. Wiem, że mogę ci wierzyć. Tylko że ... Sama nie wiem. Dziwne rzeczy
się dzisiaj wydarzyły.
- Jeszcze dziwniejsze niż te, które codziennie nam się przytrafiają?
- Właśnie. Loren Blake przyszedł dzisiaj do biblioteki akurat wtedy, kiedy ja tam
przebywałam. Był pierwszą osobą, z którą rozmawiałam na temat rady starszych i moich
nowych pomysłów co do Cór Ciemności.
- Loren Blake? Ten najprzystojniejszy z wampirów, jaki kiedykolwiek istniał? Rany koguta.
Zaczekaj, muszę usiąść z wrażenia. - Stevie Rae klapnęła na łóżko.
- Ten, właśnie ten.
- Nie do wiary, że do tej pory nie pisnęłaś ani słówka na ten temat. Jak wytrzymałaś?
- Czekaj, to jeszcze nie wszystko. On ... on mnie dotknął. I to więcej niż jeden raz. Prawdę
mówiąc, spotkałam się z nim dzisiaj nie tylko ten jeden raz. Sam na sam. I wydaje mi się,
że napisał dla mnie wiersz.
- Co?!
- Aha. Najpierw sądziłam, że to wszystko było zupełnie niewinne, jakoś inaczej to
oceniałam. W bibliotece po prostu rozmawialiśmy o moich pomysłach dotyczących
najbliższej przyszłości Cór Ciemności. Nie miało to większego znaczenia. Ale potem Loren
dotknął mojego Znaku.
- Którego? - zapytała Stevie Rae. Jej oczy zrobiły się okrągłe ze zdziwnienia, miałam
wrażenie, że za chwilę ciekawość ją rozsadzi.
- Tego na twarzy. Ale to było później.
- Co to znaczy: później?
- Bo kiedy skończyłam oporządzać Persefonę, nie śpieszyłam się z powrotem do
internatu. Poszłam się przejść pod zachodni mur. I tam spotkałam Lorena.
- Daj spokój, coś takiego! I co dalej?
- Chyba ze sobą flirtowaliśmy.
- Chyba?!
- Uśmiechaliśmy się do siebie, żartowaliśmy.
- No to flirtowaliście. O rany, on jest cudowny!
- Mnie to mówisz? Kiedy on się uśmiecha, zapiera mi dech w piersi. Jeszcze do tego on
dla mnie deklamował wiersz! - dodałam. - To było haiku, które pewien poeta napisał,
patrzac na swoją ukochaną nagą w blasku księżyca.
- Ty chyba żartujesz! - Stevie Rae zaczęła się wachlować rozgrzana z wrażenia. - Ale
mówiłaś żeście się dotykali.
Nabrałam haust powietrza do płuc.
- Nie wiem co o tym myśleć. Bo najpierw wszystko szło gładko. Jak już mówiłam,
śmieliśmy się i rozmawialiśmy. Potem powiedział, że przyszedł tutaj, bo szukał natchnienia
do napisania haiku...
- Niesamowicie romantyczne!
Skinęłam głową i mówiłam dalej:
- Tak. W każdym razie powiedziałam mu, ze wobec tego nie chcę mu przeszkadzać i
płoszyć natchnienia, na co on, że natchnienie przynosi mu więcej rzeczy niż tylko sama
noc. I zapytał, czybym nie chciała być jego natchnieniem.
- Ja cię kręcę!
- Tak też sobie pomyślałam.
- Oczywiście odpowiedziałaś mu, że z przyjemnością staniesz się jego natchnieniem.
- Oczywiście.
- No i.... - Stevie Rae nie mogła się doczekać dalszego ciągu.
- No i zapytał mnie, czybym mu nie pokazała swojego Znaku, tego naramionach i na
plecach.
- Nie mów!...
- Mówię.
- Rany, ja bym natychmiast zdarła z siebie koszulę, aniby się obejrzał!
Roześmiałam się.
- Nie sciągnęłam z siebie koszuli, ale zsunęłam z ramion kurtkę. Właściwie to on mi w tym
pomógł.
- Chcesz powiedzieć, że Loren Blake, poeta pierwszy wśród wampirów, najprzystojniejszy
samiec, jakiego kiedykolwiek ziemna nosiła, pomógł ci zdjąć kurtkę niczym staroświecki
dżentelmen?
- Tak, dokładnie tak to wyglądało. - Zademonstrowałam to, zsuwając kurtkę do łokcia. - A
potem nie wiem, co się ze mną stało, ale nagle przestałam być onieśmieloną nastolatką,
która nie wie, jak się zachować, tylko specjalnie dla niego zsunęłam ramiaczka topu. O,
tak. - Teraz dla Stevie Rae zsunęłam ramiączka skąpej bluzeczki, odsłaniając ramiona,
plecy i spory kawałek biustu ( ponownie gratulując sobie, ze nałożyłam porządny, czarny
biustonosz). - Wtedy dotknął mnie po raz drugi.
- Gdzie cie dotknął?
- Wodził palcem po moim Znaku na ramionach i plecach. Powiedział że wyglądam jk
starożytna królowa wampirów i zadeklamował dla mnie wiersz.
- Ja cię kręce – znów powiedziała Stevie Rae.
Klapnęłam na łóżko, jak Stevie Rae przed chwilą, i podciągnęłam ramiączka topu.
- Przez chwilę sama byłam tym oszołomiona. Kontaktowaliśmy się ze sobą to pewne.
Niewiele brakowało a by mnie pocałował. Wiem, że miał na to ochotę, naprawdę. I nagle ni
stąd ni zowąd wszystko się zmieniło. Raptem zrobił się tylko uprzejmy i oficjalny, grzecznie
mi podziękował za pokazanie Znaku, po czym odszedł.
- Specjalnie się temu nie dziwię.
- A ja się dziwię, i to cholernie się dziwię. Bo jak to, w jednej chwili patrzy mi w oczy i daje
wyraźnie do zrozumienia, ze mnie pragnie, a w następnej zachowuje się jak gdyby nigdy
nic?
- Zoey, ty jestes uczennicą, a on nauczycielem. To szkoła wampirów i mnóstwo rzeczy
wygląda inaczej niż w normalnej szkole sredniej, ale pewne rzeczy się nie zmnieniają, jak
na przykład to, że nauczyciele nie mogą zbliżać się do uczennic.
Przygryzłam wargi.
- On jest nauczycielem w niepełnym wymiarze czasu.
Stevie Rae wzniosła oczy do nieba.
- No i co z tego?
- To jeszcze nie wszystko. Właśnie znalazłam w swojej szafce jego wiersz. - Podałam jej
arkusik papieru z zapisanym wierszem haiku.
Stevie Rae gwizdnęłam przeciągle.
- Rany koguta! Ależ to romantyczne! Ja się zabiję! Ale powiedz mi, jak on dotykał twojego
Znaku?
- A jak myślisz? Palcem. Wodził palcem po konturach. - Nadal czulam jego gorący oddech
na swojej szkórze.
- Deklamował dla ciebie poezje, dotykałtwojego Znaku, napisał dla ciebie wiersz... -
Westchnęła rozmarzona. - Niczym Romeo i Julia przeżywajacy zakazaną miłość. - Nagle
wyprostowała się na łóżku, jakby otrzeźwiała. - A co z Erikiem?
- Jak to co?
- Zoey, przecież to twój chłopak.
- Oficjalnie nie jest moim chłopakiem – nieśmiało zaprotestowałam.
- O rany, Zoey, a co biedak ma zrobić, zeby stać się oficjalnym chłopakiem? Paść na
kolana? Przecież wszyscy wiedzą, że od miesiąca umawiacie się ze sobą i stanowicie
parę.
- Wiem – przyznałam żałośnie.
- Czy Loren podoba ci się bardziej niż Erik?
- Nie. Tak. Cholera, nie wiem. Loren to całkiem inna sprawa. Loren jest jakby z innej
planety. Nie sądzę, byśmy mogli się umawiać, ani nic z tych rzeczy. - Właściwie nie byłam
tego pewna, bo może coś z tych innych rzeczy jednak byłoby możliwe. Może moglibyśmy
się spotykać po kryjomu. Tylko czy ja tego chcę?
Jakby czytając w moich myślach, Stevie Rae powiedziała:
- Mogłabyś się wymknąć na spotkanie z nim.
- Śmieszne. Jemu to pewnie nawet nie przyszło do głowy. - Ale gdy to mówiłam,
przypomniałam sobie żar bijący od niego i pożądanie widoczne w jego ciemnych oczach.
- A jeśli przyszło? - Stevie Rae przyglądała mi się uważnie. - Wiesz, że różnisz się od nas.
Nikt przedtem nie został tak Naznaczony jak ty. Nikt też nie reagował na żywioły tak jak ty.
W takim razie zasady nas obowiązujące ciebie mogą nie dotyczyć.
Znów poczułam ucisk w żołądku. Od pierwszego dnia swojej bytności w Domu Nocy
starałam się ze wszystkich sił wtopić w otoczenie, być jak inni. Naprawdę chciała, by to
nowe miejsce stało się moim domem, a przyjaciele rodziną. Nie chciałam być odmieńcem,
nie chciałam też podlegać innym zasadom. Potrząsnęłam głową i odpowiedziałam z
trudnością:
- Stevie Rae, nie chcę, żeby tak było. Chcę być normalna.
- Wiem – przyznała Stevie Rae łagodnym tonem – Ale ty jesteś inna. Wszyscy to wiedzą.
A powiedz sama: czy nie chcesz się podobać Lorenowi?
Westchnęłam ciężko.
- Sama nie wiem czego chcę. Ale jednego jestem pewna: nie nie chcę, by ktokolwiek
dowiedział się o mnie i o Lorenie.
- Mam zapieczętowane usta. - Zwariowana Oklahomianka odegrała całą pantomimę z
zamykaniem ust na zamek i wyrzucaniem kluczyka za siebie. - Nikt nie wyciśnie ze mnie
ani słówka – wybełkotała półgębkiem, niby to nie mogąc otworzyć ust.
- Czekaj, coś mi się przypomniało. Przecież Afrodyta widziała, jak Loren mnie dotykał.
- To ta czarownica szła za tobą pod mur? - zapytała Stevie Rae z niedowierzaniem.
- Nie, tam nas nikt nie widział. Afrodyta weszła do centrum informacji akurat wtedy, gdy on
gładził mnie po twarzy.
- O cholera!
- Masz rację: cholera! Ale powiem ci cos jeszcze. Pamiętasz, jak opuściłam poczatek
lekcji hiszpańskiego, bo chiałam pójść do Neferet i porozmawiać z nią? Otóż do żadnej
rozmowy wtedy nie doszło. Drzwi do jej klasy były uchylone, więc usłyszałam, co tam się
działo. W srodku siedzała Afroyta.
- Małpa donosiła na ciebie?
- Nie jestem pewna. Usłyszałam tylko strzępy rozmowy.
- Domyślam się, że spanikowałaś, kiedy Neferet wyciągneła cię od nas na wspólną
kolacje.
- Jeszcze jak.
- Nic dziwnego, że wyglądałaś na chorą. Rany, teraz wszystko się układa w logiczną
całość. - Nagle zrobiła wielkie oczy. - Czy przez Afrodytę masz teraz tyły u Neferet?
- Nie. Podczas dzisiejszej rozmowy Neferet powiedziała mi, że wizje Afrodyty mogą być
fałszywe, ponieważ Nyks cofnęła swój dar. Czyli bez względu na to, co Afrodyta
opowiadała, Neferet jej nie wierzy.
- To dobrze. - Stevie Rae miała taką minę, jakby chciała skręcić Afrodycie kark.
- Wcale nie dobrze. - odpowiedziałam. - Reakcja Neferet była zbyt ostra. Dopowadziła
Afrodytę do łez. Poważnie ci mówię, Stevie Rae, Afrodyta była załamana tym, co usłyszała
od Neferet, która w dodtku nie przypominała siebie.
- Zoey, nie mogę uwierzyć, że znowu się użalasz nad Afrodytą. Powinnaś przestać.
- Stevie Rae, nie trafiasz w sedno. Tu nie chodzi o Afrodytę, tylko o Neferet. Była taka
bezwzględna. Nawet jeśli Afrodyta na mnie nagadała i przesadziła w swych opowieściach,
Neferet zareagowała nieodpowiednio. I mam niesmak z tego powodu.
- Masz niesmak z powodu Neferet?
- Tak... nie... sama nie wiem. Chodzi nie tylko o Neferet. Za wiele spadło na mnie naraz.
Chris... Loren.... Afrodyta... Neferet.... Coś mi w tym wszystkim nie gra.
Z miny Stevie Rae wywnioskowałam, że nie bardzo rozumie o co chodzi, i
przydałoby się jej jakieś porównanie z realiami Oklahomy.
- Wiesz, jak to jest tuż przed uderzeniem tornada? Kiedy niebo jest jeszcze czyste, ale już
zaczyna wiać zimny wiatr i zmienia kierunek? Wiesz, że coś się stanie, ale jeszcze nie
wiesz co. Tak właśnie teraz ja się czuję.
- Jakby nadciągała burza?
- Tak i to groźna.
- Co chcesz, żebym zrobiła?
- Żebyś ze mną wypatrywała burzy.
- Tyle to mogę zrobić.
- Dzięki.
- Ale może najpierw obejrzymy film? Damien własnie zamówił w Netfiksie Moulin Rouge .
Ma przyniesc kasete, a Bliźniaczki postarały się o uczciwe chipsy, nie żadne dietetyczne,
a do tego pełnotłusty dip. - Rzuciła okiem na zegar z Elvisem. - Pewnie już są na dole i się
złoszczą, bo każemy im czekać.
Podobało mi się u Stevie Rae, że w jednej chwili mogła wysłuchać moich zwierzeń
Zgłoś jeśli naruszono regulamin