Bauer, Magic Afternoon.doc

(288 KB) Pobierz
Wolfgang Bauer

Wolfgang Bauer

Magic Afternoon

 

przekład: Reinhardt Badegruber, Leon Żylicz

 

 

wszelkie prawa zastrzeżone

w kwestii praw do wystawiania należy zwrócić się do Agencji ADiT

Sulejówek, ul. Czynu Społecznego 50d

tel.: 22/7839871, fax: 22/7834965

agencja.adit@qdnet.pl

www.adit.art.pl

 

 

Cztery osoby: Birgit, Monika, Joe i Charly są w wieku od 22 do 30 lat. Aktorzy mówią (w oryginale austriackim) językiem potocznym, miejscami zmieszanym z literackim.

Pisownia nie powinna sugerować mówienia przesadnym dialektem.

Nieuporządkowany pokój. Pośrodku łóżko. Na podłodze adapter, stolik, składane krzesła, taboret, szafa, stosy płyt na krzesłach, stołach i na podłodze. Wszędzie butelki po dżinie, winie i piwie. Duże okno. Na zewnątrz wspaniałe letnie popołudnie, świergot ptaków. W zadymionym pokoju powietrze można by kroić nożem. Poruszanie się po pokoju nie potrącając czegoś jest niemożliwe. Panie reżyserze! To nie jest „nieład artystyczny”! Bałagan nie powinien być „artystycznie” zaplanowany. Lustro. Przed nim Charly i Birgit. Stoją półnadzy. Każde z nich czesze się. Trwa to długo. Palą jednego papierosa.

 

BIRGIT: Zapal sobie drugiego.

 

CHARLY: (rzuca się na łóżko, szuka papierosów) Gdzie są?

 

BIRGIT

Popatrz... podoba ci się taka fryzura?

 

CHARLY:

No...

 

BIRGIT:

Czy tamta była lepsza?

 

CHARLY:

O wiele lepsza.

 

BIRGIT:

Która?

 

CHARLY:

Co?

 

BIRGIT:

Tamta była lepsza?

 

CHARLY:

Która?

 

BIRGIT:

No ta z tym tym...

 

CHARLY:

Ta jest chyba lepsza... (znajduje paczkę Marlboro)

 

BIRGIT:

Wiesz, tak się teraz będę czesać.

 

CHARLY:

Dobra...

 

BIRGIT: (niezadowolona z siebie)

Jednak tamta była lepsza...

 

Birgit znowu zmienia uczesanie. Charly chodzi po pokoju, przeciąga się, podnosi okładki płyt, książki, odrzuca je; przegląda się w lustrze; nieoczekiwanie obejmuje Birgit, po czym podchodzi do okna i patrzy przez zasłony.

 

CHARLY:

Gdybym nie był taki leniwy, poszedłbym się przejść...

 

BIRGIT:

W taką pogodę?

 

CHARLY:

Masz rację...

 

BIRGIT:

Co robimy wieczorem? (nadal czesząc się siada na łóżku, zapala papierosa)

 

CHARLY:

Jak myślisz, która jest?

 

BIRGIT:

Żebym to ja wiedziała...

 

CHARLY:

Coś koło drugiej?

 

BIRGIT:

E, prędzej szósta. Wyszłam o drugiej... cztery godziny...

 

CHARLY: (sięga po słuchawkę, wykręca numer do zegarynki)

Wpół do piątej! (wstaje, chodzi) Wpół do piątej... wpół do szóstej... wpół do siódmej... wpół do ósmej.

 

BIRGIT:

I tak niewiele dziś wieczorem możemy zrobić...

 

CHARLY:

No...

 

BIRGIT:

Ty nie masz nic?

 

CHARLY:

Nie... może twoja matko coś by ci dała, co?

 

BIRGIT:

Najwyżej 20 szylingów.

 

CHARLY: (pije)

No to co? Dwie dychy od twojej matki...

 

BIRGIT:

To niewiele.

 

CHARLY:

Ten idiota Herbert jest mi winien dwie stówy... ale siedzi w Wiedniu...

 

Birgit sięga po butelkę z dżinem.

 

CHARLY:

Na pływalnię się nie opłaca...

 

BIRGIT:

Pewnie, że nie. Poza tym nie mam kostiumu.

 

CHARLY:

To akurat najmniej ważne...

 

BIRGIT:

Ale bez auta?

 

CHARLY:

Też prawda...

 

Dłuższa pauza.

 

BIRGIT:

Głupieję przy tobie coraz bardziej. (pauza)

 

CHARLY:

I vice versa. (pauza)

 

BIRGIT:

To twoja wina !!!

 

CHARLY:

Moja, twoja... (macha ręką) Ech !

 

BIRGIT:

Jest jeszcze coś do jedzenia?

 

CHARLY:

Coś tam pewnie zostało...

 

BIRGIT: (wychodzi z pokoju zostawia otwarte drzwi; po chwili)

Jest jakiś ser... mogę?

 

CHARLY:

Tak... ale nie wszystko!

 

(Charly czyta gazetę. Birgit wraca ze szklanką.)

 

BIRGIT:

Dają coś w kinie?

 

CHARLY:

Co tam masz?

 

BIRGIT:

Tonik... mam ochotę na dżin...

 

CHARLY: (patrzy na nią z przymrużonymi oczami)

Dżin... Dżin z tonikiem!

 

BIRGIT:

Dobra, dobra, uspokój się... (rozczesuje palcami jego włosy; pauza) Ty!

 

CHARLY:

Co?

 

BIRGIT:

Kino...

 

CHARLY:

Nic nie ma.

 

BIRGIT:

Pokaż... (wyrywa mu gazetę) Film z Jerrym Cottonem...

 

CHARLY:

Słabe... Przeczytaj zapowiedź...

 

BIRGIT:

Kobieta i mężczyzna...

 

CHARLY:

Daj spokój, „wartościowy film”.

 

BIRGIT:

Ale ja mam ochotę na film bardziej artystyczny...

 

CHARLY:

Eee tam...

 

BIRGIT:

Nic innego nie ma.

 

CHARLY:

Jeśli mam na coś iść... to może na reportaż z Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej.

 

BIRGIT:

Sam se idź.

 

CHARLY:

Sprawdź jeszcze raz, czy naprawdę nic nie ma...

 

BIRGIT:

„Doktor Żywago”...

 

CHARLY:

Nawet prawdziwie złego filmu nie ma...

 

BIRGIT:

„Pers i Szwedka”... w kinie „Ton”...

 

CHARLY:

No tak...

 

BIRGIT:

Ale to za daleko...

 

CHARLY:

Nie musimy iść do kina...

 

BIRGIT:

Może jest coś w teatrze...

 

CHARLY:

A co? Masz ochotę na teatr?

 

BIRGIT:

Jutro znowu grają „Zbójców” Schillera.

 

CHARLY:

A pojutrze?

 

BIRGIT:

Nie podają... Może będzie w programie na cały tydzień.

 

CHARLY: (kładzie się do łóżka)

Zdrzemnę się...

 

BIRGIT:

Nie masz już kompotu... co?

 

CHARLY:

Znowu? Nie ma mowy, nie ruszam się stąd.

 

BIRGIT:

Kompociikuuu... plosę plosę kompociiikuuuu!

 

CHARLY: (wstaje)

Jaki chcesz?

 

BIRGIT:

Brzoskwiniowy albo morelowy.

 

CHARLY:

Jest już tylko czereśniowy albo śliwkowy.

 

BIRGIT:

Nie ma innego?

 

CHARLY:

Wszystkie inne zjadłaś.

 

BIRGIT:

No to śliwkowy... ale sprawdź, może został jeszcze jakiś... morelowy...

 

CHARLY:

Dobra.

 

Charly wychodzi, Birgit nastawia „Penny Lane” Beatlesów. Podchodzi do lustra, staje w różnych pozach, przygląda się zwłaszcza swojemu biustowi. Dzwoni telefon, Birgit zastanawia się, woła w kierunku drzwi.

 

BIRGIT:

Telefon! Odebrać?

 

CHARLY (głos)

Nie!

 

BIRGIT:

Czemu?

 

CHARLY: (wchodzi z kompotem)

Niech dzwoni.

 

BIRGIT:

Ale dlaczego?

 

CHARLY:

No to odbierz.

 

BIRGIT: (odbiera)

Tak? Cześć... tak... tak sobie... (podaje słuchawkę Charliemu)

 

CHARLY:

Halo? Cześć... nie wiem... właściwie nic... nic specjalnego... tak... tak... siedzimy sobie... no... rodzice wyjechali... no... kiedy? ...no o fajnie... wieczorem... wieczorem... na razie nic... mieliśmy iść do kina, ale... no właśnie... nie, my też jesteśmy spłukani... haha... no... wszystko jedno... tak... do picia też już prawie nic nie ma... dżin został... no, jeśli... tak? no... no... tak... jasne... tak, tak... tak... oczywiście... a może... dobra... dobra... kto, ty? ...ale dlaczego?... tak ...zawsze to samo... hahaha! tak... dobra... tak... no to przychodź... no... no... no... tak, tak... dobra... no to pa. (odkłada słuchawkę)

 

BIRGIT:

Przyjdzie?

 

CHARLY:

Może.

 

BIRGIT:

Co robi wieczorem?

 

CHARLY:

Sami jeszcze nie wiedzą. Chyba też nic. Spłukani są jak my.

 

BIRGIT:

Koniecznie chcesz z nimi?

 

CHARLY:

I tak nie mamy planów. Jak przyjdą, skoczymy może na drinka i tyle...

 

BIRGIT:

Jestem tak cholernie zmęczona...

 

CHARLY:

Prześpij się...

 

BIRGIT:

I tak nie zasnę...

 

CHARLY:

Denerwujesz się czymś?

 

BIRGIT:

Nie... raczej nie.

 

CHARLY:

Weź tabletkę.

 

BIRGIT:

Wzięłam już dwie dzisiaj. Może ty chcesz?

 

CHARLY:

Od tego dopiero się robię nerwowy.

 

BIRGIT:

Masz rację, wezmę jednak... i tak chciałam wziąć, po to ten tonik...

 

Charly nastawia płytę z Wilsonem Pickettem na cały regulator. Nagle dostaje „kopa”, skacze po pokoju, podśpiewuje.

 

BIRGIT:

Dobrze się czujesz? (Charly nie odpowiada, wystukuje rytm palcami, tańczy) Nie mogę już znieść tego Wilsona Picketta.

 

CHARLY:

Po prostu jeszcze go nie rozumiesz.

 

BIRGIT:

Bardzo zabawne.

 

CHARLY:

To jest power... (śmieje się szyderczo) nic mi więcej nie potrzeba!

 

BIRGIT:

Masz coś do czytania?

 

CHARLY:

Skończ najpierw Saula Bellowa.

 

BIRGIT:

Teraz nie chcę... on jest fragmentami raczej nudny...

 

CHARLY:

Z byka spadłaś? (śpiewa, bębni; pauza) Może Ionesco?

 

BIRGIT:

Ten się ciągle powtarza...

 

CHARLY:

No tak... to może Konrad Bayer...

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin