Wieczór dnia poprzedniego.doc

(60 KB) Pobierz
Wieczór dnia poprzedniego by Fallen_Ann

Wieczór dnia poprzedniego by Fallen_Ann

[Opinie - 5] starstarstarstarhalf-starDrukarka

Opis: Czasem nawał obowiązków wzmaga potrzebę oderwania się od rzeczywistości. A kto pomoże w tym lepiej, niż najbliższy przyjaciel?
Rated: 16+
Kategoria: Fanfiki > Książki > Siewca Wiatru Bohaterowie: Brak
GATUNEK TEKSTU: obyczajowy
OSTRZEŻENIA: łagodne sceny erotyczne, treści o narkotykach i używkach
Pojedynki:
Serie: Brak
Rozdzialy: 1 Skonczone: Tak
Liczba slow: 2996 Odwiedzin: 622
Opublikowane: 27/08/2008 Uaktualnione: 07/09/2008

Notki do Tekstu:

Tekst ma ponad rok. Do tej pory zastanawiałam się, czy warto go pokazać. Nie przepadam za nim. Mam jednak nadzieje, że Wam się spodoba.

 

Ten dzień zaczął się dla Lucyfera po prostu okropnie. Obudził się rankiem z wyjątkowo paskudnym przeczuciem, że coś na pewno pójdzie mu nie tak. Owo przeczucie nie pozwoliło zepchnąć się na krańce świadomości, mimo usilnych prób wciąż powracało, by ostatecznie zaowocować serią niezwykle przykrych zdarzeń. Zaczęło się od jednego, a kolejne posypały się za nim niczym kostki domina. Czasem jednak zdarza się, że jedna z kostek nie jest w stanie przewrócić kolejnej. Potrzeba do tego naprawdę niewiele, wystarczy, że jeden z kamieni stanie pod innym kątem, lub w zbyt dużej odległości od następnego. Albo napotka na swej drodze jakąś przeszkodę. Zmagając się ze wszystkimi przeciwnościami, jakie los postawił na jego drodze, Lucyfer miał nadzieję, że ten koszmarny rząd domina natrafi w końcu na coś, co go zatrzyma. Niestety, od pierwszego, pozornie mało znaczącego kłopotu, na jaki natknął się rano, aż do wieczornego przejęzyczenia tak żenującego, że zapragnął natychmiast zapaść się pod ziemię, władca Głębi nie napotkał żadnej znaczącej przeszkody dla tego przeklętego ciągu nieszczęść. Dlatego też pod koniec dnia postanowił, że sam postara się takową stworzyć.
Późnym wieczorem, gdy pasmo dopadających go kłopotów osiągnęło swoje apogeum, Lucyfer udał się do jedynej w całej Głębi osoby, której prawdziwie ufał; do tego jedynego demona, przed którym nie obawiał się odkrywać swoich nawet najbardziej osobistych uczuć
i najgłębszych lęków. Tego, przed którym mógł w końcu być w pełni sobą.
Asmodeusz. Jego najlepszy i zarazem jedyny przyjaciel. Osoba, na której zawsze i wszędzie mógł polegać, która zawsze znajdywała dla niego czas, niezależnie od pory dnia czy nocy. Ktoś, kto na pewno pomoże mu zakończyć ten dzień z poczuciem, iż zachował jeszcze odrobinę godności w oczach swoich poddanych.
Z tą myślą Lucyfer wkroczył na schody wiodące do rezydencji Zgniłego Chłopca. Stanął przed wielkimi podwójnymi drzwiami i zapukał kilkakrotnie. Nie usłyszał jednak szybkich kroków służącego, który miałby je zaraz otworzyć i serdecznie powitać go w skromnych progach pana Asmodeusza. Zapukał jeszcze raz. Nic. Lekko zdenerwowany nacisnął klamkę, a drzwi otwarły się z cichym skrzypnięciem ukazując rozległy, pusty hol.
Przekroczył próg, rozglądając się nerwowo. Wewnątrz było zdecydowanie zbyt cicho jak na rezydencję właściciela największej sieci kasyn i burdeli w Limbo. Nawet najmniejszego śladu żywej duszy. Pełen najgorszych obaw były archanioł ruszył prędko w stronę schodów. Po paru krokach potknął się jednak i przewrócił, robiąc przy tym niemiłosierny hałas. Szybko się pozbierał i sprawdził, co było sprawcą tego niegodnego władcy Głębi upadku.
Jego nogi zaplątały się w coś, co okazało się być bardzo eleganckimi spodniami. Odrobinę zdziwiony Lucyfer wyplątał się z, bez wątpienia, asmodeuszowej części garderoby, i wstał. Wtedy zauważył, że droga od drzwi do schodów usłana jest pojedynczymi ubraniami. Tu rękawiczka, tam jakiś szal, obok pasek. Niewielkie rzeczy, dlatego do tej pory ich nie zauważył.
Ruszył na górę, co chwila natykając się na inną część stroju. Płaszcz, kamizelka, koszula... druga koszula, kolejne spodnie... Lucyfer poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku. Znał Asmodeusza na tyle dobrze, by zacząć się domyślać, co może zastać, gdy dotrze do jego sypialni. Nie miał najmniejszej ochoty zastać przyjaciela w takiej sytuacji. Zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę, że wszystkie znalezione ubrania były, bez wątpienia, męskie.
Dotarłszy do szczytu schodów zatrzymał się i zaczął nasłuchiwać. Na piętrze również panowała idealna cisza, zakłócana jedynie nazbyt głośnym biciem jego serca. Chłodny półmrok korytarza rozświetlała wąska smuga ciepłego, zapraszającego światła, wydobywająca się zza uchylonych drzwi sypialni Zgniłego Chłopca.
Lucyfer podszedł bliżej na palcach i zerknął do środka. Ze swojego miejsca widział jedynie wielkie łóżko przyjaciela. Resztę pomieszczenia zasłaniały mu otwierane do wewnątrz drzwi, zza których co i raz mignęła mu seledynowa czupryna. Zupełnie jakby Asmodeusz co chwila się nad czymś pochylał.
Władca Głębi przesunął się odrobinę, starając się dostrzec, czym jego przyjaciel jest tak zaabsorbowany. Tymczasem demon schylił się, podniósł coś i - nie spoglądając nawet w stronę wejścia - powiedział:
- Możesz wejść, Luciu.
Wstyd zalał Lucyfera czerwoną falą. Ociągając się odrobinę wszedł do środka, by zastać Asmodeusza stojącego nad fotelem, na którym leżała sterta ubrań. On sam zaś trzymał
w rękach koszulę.
- Mod? Co ty… właściwie robisz? – zaczął ostrożnie Lucyfer.
- Pranie – odparł tamten z prostotą. – A myślałeś, że co? Oj, Luciu, Luciu – pokręcił głową, odkładając trzymaną część garderoby z powrotem na stertę.
- Czemu tu tak pusto? – zapytał Lucyfer, pragnąc szybko zmienić temat. Poczucie, że wygłupił się przed swym przyjacielem, stawało się coraz trudniejsze do zniesienia.
- Kazałem służbie i wszystkim innym wynieść się stąd do jutra – odparł Asmodeusz, a widząc zdziwienie malujące się na twarzy byłego archanioła, dodał: - Słyszałem, co się stało. Okropna wpadka, Luciu, przyznaję. Wiedziałem, że zechcesz tu wpaść, więc zadbałem o jak najbardziej komfortowe warunki.
- A to pranie? – Lucyfer wskazał piętrzącą się za demonem stertę ubrań.
- Musiałem znaleźć sobie jakieś twórcze zajęcie do czasu twojego przybycia – w fiołkowych oczach Asmodeusz błysnęło coś dziwnego.
Władca Głębi nagle spochmurniał.
- Więc już wszyscy wiedzą?
Zgniły Chłopiec pokręcił głową.
- Mam najlepszych informatorów. W dodatku bardzo lojalnych. Nie martw się Luciu, zapewniam cię, że nikt niepożądany o niczym nie wie. – Uśmiechnął się leciutko i dodał:
- Chodźmy w jakieś bardziej… ustronne miejsce.

* * *

Ogień w kominku zaczął powoli dogasać, na stole stała czwarta butelka wina, a rozmowa już dawno odbiegła od tematów politycznych zahaczając kolejno o plany na przyszłość, sztukę, najświeższe plotki wprost z kręgów głębiańskiej arystokracji aby w końcu zejść na tematykę stosunków damsko – męskich. Asmodeusz z wyraźnym ożywieniem opowiadał przyjacielowi o niedawno zatrudnionych dziewczynach i o tym, jakie zrobiły wrażenie podczas przyjęcia, które ostatnio urządził. Lucyfer wsłuchiwał się w głos demona, jednak nie docierał do niego sens jego wypowiedzi. Nie wiedział nawet, kiedy przestał zwracać uwagę na słowa wydobywające się z ust Asmodeusza. Nie słuchał, za to przyglądał mu się z większą uwagą niż zazwyczaj.
Seledynowe włosy, pozbawione drogich kamieni i wszelkich innych ozdób, opadały miękko na jego plecy i ramiona, fiołkowe oczy, które w blasku ognia wydawały się niezwykle ciepłe, miały rozmarzony wyraz. Delikatne, różane wargi poruszały się prędko z każdym wypowiadanym słowem, kąciki ust unosiły się leciutko. W jego prawej dłoni spoczął puchar z winem, długie, szczupłe palce obejmowały kielich, podczas gdy druga dłoń kreśliła w powietrzu jakieś bliżej nieokreślone znaki. Jego strój, dobrany jak zawsze z niezwykłym wyczuciem i smakiem, był tym razem po prostu zwyczajny, by nie rzec, pospolity. Żadnych kosztownych dodatków ani charakterystycznych kolorów… Rozparty wygodnie w fotelu demon zachowywał się całkowicie naturalnie.
To był właśnie taki Asmodeusz, jakiego znał jedynie Lucyfer. Prawdziwy, szczery… może nawet szczęśliwy? Tego już władca Głębi nie wiedział, jednak lubił wyobrażać sobie, iż podczas takich właśnie rzadkich chwil beztroski jego przyjaciel właśnie tak się czuł.
Asmodeusz przerwał na moment, wstał i dorzucił kilka drew do kominka. Wyglądał cudownie na tle roztańczonych, pomarańczowych płomieni. Ciepłe światło odbijało się
w jego oczach, a włosom nadawało niezwykły odcień. Gdyby wplótł w nie drogie kamienie, wrażenie byłoby jeszcze wspanialsze.
Demon wrócił na swoje miejsce, spojrzał prosto na Lucyfera i wypowiedział parę słów, po czym umilkł, wpatrując się w niego wyczekująco. Ten zamrugał kilkakrotnie.
- Słucham?
- Pytałem - powtórzył spokojnie – czy może chciałbyś jeszcze wina.
- Ach, tak. Poproszę – powiedział Lucyfer, czerwieniąc się lekko. To całe myślenie
o Asmodeuszu zabrnęło zbyt daleko. „Przecież to twój przyjaciel”, skarcił się mentalnie. „Nie wolno ci.”
Właściwie, to kiedy zaczął myśleć o nim w taki sposób? Czy robił to już wcześniej? A może dopiero teraz zauważył, że cała sylwetka demona emanuje niemożliwą wprost do opisania zmysłowością, nawet podczas tak prozaicznej czynności jak nalewanie wina? Szczególnie kiedy nachyla się, a seledynowe kosmyki swobodnie opadają mu na twarz…
- Ach… - Lucyfer syknął cicho i potarł oczy, starając się uspokoić.
- Dobrze się czujesz, Luciu? – spytał Asmodeusz, podając mu kryształowy puchar.
- Tak, tak. W porządku – odparł szybko, i pociągnął łyk wina. Przez moment patrzył nieobecnym wzrokiem na ciemnoczerwony trunek, po czym, nim zdołał ugryźć się w język, wypalił:
- Powiedz mi, Mod, czy ty… całowałeś się kiedyś z mężczyzną?
Fiołkowe oczy zwęziły się niebezpiecznie, twarz przybrała swój zwykły chłodny wyraz. Były archanioł ponownie poczuł w żołądku ten okropny lodowaty uścisk. Zapadła nieprzyjemna cisza, wzrastające napięcie stawało się coraz trudniejsze do zniesienia.
- Nie – odezwał się w końcu Asmodeusz. Lucyfer otworzył szeroko oczy, nie dowierzając temu, co właśnie usłyszał.
- Nie?
- Nie – powtórzył beznamiętnie demon, spoglądając na przyjaciela znad uniesionego kielicha. Upił łyk wina. – Czemu pytasz?
- Bez powodu – odparł szybko Lucyfer. – Dziwne… - mruknął.
- Co jest takie dziwne? – spytał Asmodeusz. Władca Głębi kolejny raz tego wieczora skarcił się w myślach.
- Nic takiego – powiedział, ale widząc jego ironiczne spojrzenie, dodał: - Trochę dziwi mnie to, że ty nigdy… sądziłem, że… no wiesz…
Asmodeusz westchnął, zamykając oczy.
- Wielu rzeczy o mnie nie wiesz, Luciu. – Zamilkł na moment, po czym jednym haustem opróżnił prawie cały puchar. – Nigdy na poważnie.
- Więc jednak…
- Zdarzało się – przyznał Zgniły Chłopiec. – Ale nic ponad to.
- Wybacz, że o to zapytałem. Jestem pijany – powiedział Lucyfer, dopijając wino. Odstawił puste naczynie na stolik i rozsiadł się wygodniej.Asmodeusz zaśmiał się cicho.
- Ja też. I dlatego ci to mówię.
Lucyfer uśmiechnął się do niego zaczepnie.
- Jako, że jestem pijany, powiem ci coś jeszcze. Podobasz mi się.
- Naprawdę? – Asmodeusz opróżnił kielich i odstawił go. – No to ci wierzę.
- Wierzysz? – spytał władca Głębi, wyraźnie zaskoczony.
- Wierzę, – przyznał demon, – że jesteś pijany.
Były archanioł poczuł, że pieką go policzki. Gospodarz jedynie uśmiechnął się do niego figlarnie i wstał, by, kołysząc się lekko, podejść do fotela swego gościa. Położył ręce na oparciu mebla i spojrzał na przyjaciela z góry.
- Albo bardzo odważny – powiedział niskim, zmysłowym głosem. Fiołkowe oczy pociemniały. – Niezwykle odważny, Luciu, hmm…?
- Jesteś bardziej pijany niż ja – zaśmiał się nerwowo Lucyfer.
- Skoro tak mówisz… - demon siadł mu okrakiem na kolanach. – Chyba nie będziesz miał nic przeciwko – usta Asmodeusza znalazły się niebezpiecznie blisko warg władcy Głębi. Ten rozchylił je, chcąc coś powiedzieć, a demon korzystając ze sposobności, wpił się w nie brutalnie.
Ten nagły atak całkowicie wytrącił Lucyfera z równowagi. Do tej chwili udawało mu się panować nad swoim ciałem, nawet, gdy strumień jego myśli zabrnął zbyt daleko, w głąb zakazanego terenu. Teraz jednak wszelkie bariery dzielące go od przyjaciela zmieniły się w nic niewarte wspomnienie, a on sam zaczął zatracać się w tej jednej chwili, jakby z obawą, że to wszystko wkrótce okaże się jedynie przyjemnym snem.
Lucyfer czuł, jak całe ciało Asmodeusza napiera na jego własne, jak dłonie powoli wędrują wzdłuż karku, jak język stanowczo wdziera się do ust. Zamknął oczy i westchnął z zadowoleniem. Bliskość przyjaciela, zapach jego włosów, oraz ten niezwykły smak. Wino
i coś jeszcze… coś egzotycznego, czego nie potrafił dokładnie określić. Coś, co rozpaliło jego pożądanie.
Gorące wargi demona przesuwały się kolejno na linię szczęki i szyję byłego archanioła, jago ręce odnalazły guziki koszuli. Lucyfer zagryzł dolną wargę, chcąc stłumić cisnący mu się na usta jęk. Asmodeusz tymczasem zdążył już odpiąć trzy pierwsze guziki i zabierał się właśnie za kolejny. Jednak kiedy władca Głębi poczuł chłodne palce na swojej piersi, cichutki głosik rozsądku, który odzywał się gdzieś w odległych zakamarkach jego świadomości, stał się nieznośnie wręcz natarczywy. Zrozumiał dlaczego, gdy otworzył oczy.
Asmodeusz, jego najlepszy przyjaciel, i zarazem jedyna osoba w całej Głębi, której naprawdę ufał, siedział mu na kolanach, a wszystkie jago poczynania powoli zaczęły sprowadzać się do tego, o czym Lucyfer od dawna skrycie marzył. Z tą różnicą, że w jego snach demon był całkowicie trzeźwy. Teraz jednak jego wzrok przepełniało szaleństwo wymieszane ze zwykłą żądzą. Żadnych śladów głębszego uczucia, jedynie chwilowa potrzeba, niemalże zwierzęcy instynkt. Nie, to nie tego pragnął…
- Mod… - zaczął Lucyfer. – Przestań.
Ten jednak albo go nie usłyszał, albo usłyszeć nie chciał. Nie reagując na słabe protesty byłego archanioła dalej zmagał się z guzikami jego koszuli, całując przy tym każdy nowo odkryty skrawek ciała.
- Mod…– powtórzył tym razem znacznie głośniej. – Dosyć, stój! – powiedział tym razem całkiem stanowczo, odpychając go.
Asmodeusz uśmiechnął się drapieżnie.
- O co chodzi? Nie chcesz mnie już?
- Nie! To znaczy… tak… ja… - zaczął plątać się Lucyfer, gdy delikatne dłonie demona ponownie znalazły się na jego torsie. – Przestań! – krzyknął, chwytając jego nadgarstki. – Jesteś kompletnie pijany.
Ten oblizał lubieżnie wargi.
- Przeszkadza ci to? Ty sam nie jesteś trzeźwy. – Pochylił się, próbując kolejny raz połączyć ich usta. Władca Głębi odsunął głowę.
- Nie drażnij mnie. Nie chcę robić czegoś, czego będę żałował.
Fiołkowe oczy zmrużyły się. Ich spojrzenie, połączone z niebezpiecznym uśmiechem goszczącym dalej na wargach demona wywołało u Lucyfera silny dreszcz. Czy było to uczucie nieprzyjemne – tego były archanioł nie potrafił jednoznacznie określić. Bo co można powiedzieć w momencie, gdy resztki zdrowego rozsądku toczą zacięty bój z czymś, co ludzie określają jako „instynkt”?
- Żałować, Luciu? – syknął Asmodeusz, wyraźnie poirytowany. – Czego, twoim zdaniem, miałbyś żałować? Z góry zakładasz, że będziesz zawiedziony? Że nie spełnię twoich oczekiwań? A może – pochylił się, przybliżając usta do jego ucha – chcesz być cholernym idealistą? – wyszeptał. Przygryzł lekko płatek ucha, wywołując u przyjaciela kolejny dreszcz.
- Spójrz prawdzie w oczy: wielkie nadzieje to domena głupców, Luciu. Nie wyszło nam z Głębią, chociaż mieliśmy wspaniałe ambicje. Nie warto się łudzić, trzeba brać to, co daje życie. Ja tak robię od wieków i niczego nie żałuję.
- Nie jestem taki jak ty… - głos Lucyfera zabrzmiał bardzo słabo.
- I bardzo dobrze – palce Asmodeusza wplotły się w krótkie jasne włosy, usta powoli znaczyły drogę wzdłuż linii szczęki. – Nie każę ci przecież zmieniać nastawienia do świata. Mówię tylko, że czasem powinieneś pozwolić ponieść się chwili, bez rozmyślania o jutrze. Poza tym – podniósł się, spoglądając mu w oczy. – Naprawdę myślisz, że będziesz żałował? Nie zacznę traktować cię po tym inaczej, ale nie zamierzam też udawać, że nic się nie wydarzyło.
Wstał.
- Tylko pamiętaj, Luciu: nie rób sobie nadziei.
Oczywiście. Uleganie złudzeniom było w pewnych momentach niebezpieczne, nie wspominając, że przy tym wyjątkowo głupie. Czasem warto poddać się urokowi chwili, pozwolić, by ktoś inny przejął inicjatywę, pociągnął za rękę, poprowadził ciemnym korytarzem po schodach, otworzył drzwi…
„Chociaż przez chwilę nie przejmuj się przyszłością…”
I nie przejmował się. Wiedział jednak, że jeśli kiedykolwiek zdarzy mu się wspomnieć ten wieczór, na pewno nie będzie żałował. Bo nie miał czego żałować.

Chapter End Notes:

Zachęcam do wyrażenia swojej opinii^^

The End.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin