Joyce Brenda - Kochankowie i kłamcy.pdf

(1162 KB) Pobierz
Lovers and liars
CZĘŚĆ PIERWSZA
Nieznajomi
Lipiec 1987
Kłamstwa.
Same kłamstwa.
Ból jest nadal tak okropny. Od ilu dni to już trwa? Dwa, trzy, cztery?
Tydzień? Sama już nawet nie wie. Dryfuje w chmurze bólu, dryfuje jak płatek śniegu, na zewnątrz ...
Trudno się skupić na czymś innym niż na tej zdradzie. Jak to się stało?
Ona, która nigdy nikogo nie potrzebowała, nawet własnych rodziców - to oni mieli być dla niej - a już
na pewno nie mężczyzny. Ona, która miała w życiu więcej mężczyzn niż zdołałaby policzyć, która
uprawiała gierki bardziej nieczułe niż najgorszy playboy, pograła gorzej niż lekkomyślny gracz. To było jak
skok bez otwartego spadochronu.
Boże.
Jack Ford.
Złoty chłopiec Hollywoodu. Niezrównany symbol seksu. Roznamiętniony. Potrafiący roznamiętniać.
Jeden z najbardziej namiętnych w mieście. I powszechnie znany. Och, jak bardzo znany ...
Prawda śmiertelnie męczyła.
Użył jej by zemścić się na jej ojcu.
Dobry Boże, Gdyby tak mogła się obudzić i stwierdzić, że wszystko to było okropnym snem.
Usłyszała dzwonek do drzwi. Podniosła się. Psy zaszczekały. Pomyślała, że to musi się jej wydawać
- nikt przecież nie wiedział, gdzie była, dokąd uciekła, że ukrywała się w tej chacie nad jeziorem Tahoe.
Ale zadźwięczał jeszcze raz.
Wyszła do holu, odrzuciła na bok falę blond włosów, rozprostowała szerokie ramiona i otworzyła
drzwi. Na zewnątrz hulał wiatr, wyginały się sosny, a śnieg zaczynał padać coraz mocniej.
- Belinda Ford?
Była córką Abe Glassmana, którego multibilionodolarowy konglomerat obejmował dwa kontynenty;
jednego z najbardziej wszechwładnych ludzi w Ameryce. Dziennikarza, którego twarz krył kaptur futra
rozpoznała zanim zdążył wyciągnąć swą legitymację.
O nie, pomyślała. Och, nie, nie, nie teraz.
I to nazwisko, którego użył zwracając się do niej. Ford. Nadal nie było jej bliskie. Chciała mu
zaprzeczyć. Nie mogła.
- Tak?
- Pracuję dla "National Enquirer". Czy mogę wejść? Jest tak mroźno.
- Nie, przykro mi - powiedziała Belinda zaczynając zamykać drzwi.
Ale on wcisnął między nie swe ramię.
- Kiedy pani i Jack Ford pobraliście się? Dlaczego trzymaliście to w tajemnicy? - pytania padały
szybko. - Były już nieporozumienia między wami? Czy jesteście w separacji? Czy to pani odeszła?
179573565.002.png
- Cholera, nie udzielam żadnych wyjaśnień - powiedziała Belinda wściekle chłodna.
- Musi pani mieć jakiś stosunek do artykułu w "Star". A może to dlatego pani zostawiła Forda? To był
chyba cholerny szok - myśleć, że poślubia się gwiazdę kina, a odkryć, że jest on również gwiazdą porno.
Belinda była oszołomiona. O czym on mówi? Jack i porno? Odzyskała równowagę·
- Proszę stąd odejść zanim będę musiała wezwać policję.
- Nie wiedziała pani! - triumfował. - Więc musi być jakiś inny powód, dla którego opuściła pani Forda
zaledwie parę dni po ślubie. Zhańbił swą własną kobietę. Czy o to chodzi? Jakaś inna kobieta? A może
pani o tym wiedziała - czy to z powodu porno? I co z wielbicielami - czy pani mąż może wszystko stracić?
Jego kariera jest w momencie krytycznym, może już się skończyła?
- Wynoś się! - krzyczała. - Wynocha stąd!!
- Ostatniej nocy widziano Forda z Donną Mills. Czy może pani coś o tym powiedzieć?
Nareszcie udało się jej wypchnąć go za drzwi i zatrzasnąć je przed jego twarzą. Brakowało jej tchu.
Czy to mogła być prawda? Czy to możliwe? Jack i porno? Z Donną Mills? Boże, czy to możliwe, żeby był
w jej łóżku? Czy były tam jeszcze inne? I dlaczego - dlaczego to tak strasznie boli, dlaczego w ogóle ją to
obchodzi?
Tyle kłamstw.
W każdej sekundzie, w każdym momencie - jeszcze jedno kłamstwo. Oddychała głęboko. Musi
stanąć twarzą w twarz wobec naj gorszych pytań. Co było pomiędzy jej ojcem Abe Glassmanem a jej
mężem Jackiem Fordem? I dlaczego Jack użył jej jako narzędzia zemsty?
l
Głowy odwróciły się.
Dziś nie tylko wyglądała jak gwiazda, dziś czuła się gwiazdą. Była ponad światem - świat leżał u jej
stóp.
- Witaj Adam!
Wyglądała oszałamiająco. Nie była tak wysoka jak myślano, 160 cm albo coś koło tego, teraz wyższa
na wysokich obcasach, ubrana w obcisłą czarną spódniczkę, która podkreślała jej silne, muskularne nogi.
Ramiona miała szerokie pod jeszcze szerszym jaskrawo pomarańczowym żakietem, prostym jak
spódniczka. Wzburzone włosy opadały na ramiona wspaniałymi falami. Jej twarz była modelowo
perfekcyjna, z wysokimi kośćmi policzkowymi, prostym nosem, pełnymi, zmysłowymi ustami i silnie
zarysowaną szczęką.
Adam Gordon wstał, gdy przechodziła pomiędzy stolikami bistro "Garden" .
- Belindo, jesteś dziś olśniewająca.
Uśmiechnęła się pozwalając by ją posadził. Jego staromodny szyk znów zrobił na niej wrażenie.
- Adamie, dzisiaj świętujemy. Chcę najlepszego szampana w tym lokalu. Ja stawiam - dodała szybko.
Zazwyczaj nie była tak rozrzutna w mieście, gdzie rozrzutność była normą, nie było jej na to stać. Ale
dziś była bogatsza o 350 tys. dolarów. Trzysta pięćdziesiąt tysięcy dolarów!
Adam - wysoki, ciemnowłosy i szczupły, nie w jej typie - ujął jej dłoń.
179573565.003.png
Wciąż była zdziwiona, że zgodziła się wyjść z nim, wmawiała sobie, że to nie dlatego, iż on i jej ojciec
tak bardzo się nie lubią.
- Co to za wiadomość? - patrzył na nią ciepło.
- Sprzedałam scenariusz! Nareszcie! Kupiła go North-Star. Kupili go dla Jacksona Forda. Czy wiesz
kim jest Ford?
To było w Hollywood, a Adam był prawnikiem w jednej z jego największych firm. Wśród wielu
klientów firmy zarówno zbiorowych, jak i innych byli tacy jak Charlton Heston i Joan Collins. W jego
interesie leżało wszystko, co dotyczyło przemysłu rozrywkowego.
- Oczywiście. Gra w telewizyjnych serialach kryminalnych albo grał.
Seriale przerwano a jego przejęła wytwórnia North-Star. Jest teraz powszechnie znany, może
najbardziej. Gratuluję Belindo - powiedział Adam śmiejąc się i zastanawiając czy to nie przeszkodzi mu w
jego planach.
- Och Adamie, tak długo na to czekałam - tak cholernie długo! Myślała o scenariuszu sprzedanym
dwa lata temu, który nigdy nie znalazł się w produkcji. Ale tym razem było inaczej. Teraz producentem
była potężna wytwórnia North-Star, a nie jakaś maleńka, niezależna; tym razem kupiono scenariusz dla
gwiazdy.
- Myślę, że wreszcie udało mi się, Adamie. Po wszystkich latach wysłuchiwania: "dlaczego nie
zabierzesz się do prawdziwej pracy".
Adam uśmiechnął się.
- Dokonałaś tego. Nareszcie.
- Jest jeszcze coś. Są zainteresowani następnym moim produktem, więc już zacieram ręce. Może
niedługo znów coś sprzedam. - To jest prawdziwy powód do świętowania.
Belinda zaczęła skubać długi czerwony paznokieć. Nagle gwałtownie przestała.
- Myślę, że Ford jest powszechnie znany - powiedziała naprężając się.
- Ale czy potrafi grać ... ?
Było to pytanie retoryczne, więc Adam zamówił butelkę szampana "Cristal" .
- Miałam na myśli to - ciągnęła w zamyśleniu - że był nominowany na najlepszego aktora
serialowego, ma wspaniałą dupcię i może jeszcze lepszy uśmiech, ale ... - westchnęła. Nie wiem, czy nie
jest to przypadkiem jeden z tych zarabiających miliony prostaków. Wyobraź sobie, że ktoś taki mógłby
zagrać rolę z mojego scenariusza! Jestem taka zdenerwowana, Adamie. Chciałabym, żeby wszystko było
doskonałe - to moja przepustka do sukcesu. Gdyby tę rolę zagrał Nick Gibson, to byłoby cudownie.
Wszyscy wiedzą, że on potrafi grać.
- Dzięki Fordowi też sprzedamy bilety - zapewnił ją Adam. - Jest teraz bardzo popularny.
Belinda uśmiechnęła się do niego promiennie, ale myślami była gdzie indziej.
Początek zdjęć planowano na grudzień. Kiedy o tym myślała, żołądek skręcał się jej nerwowo.
"Outurage" był jej pierwszym sprzedanym scenariuszem (poprzedni się nie liczył - nie był zrealizowany).
Traktowała go i pieściła jak dziecko. Teraz chciała być przy wszystkich przeróbkach scenariusza. Jeśli
tylko będzie mogła zostać - a była w tym mieście wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że zmienia się tu
179573565.004.png
autorów jak rękawiczki - będzie gotowa na wszystko, każdy kompromis. Tak bardzo, tak desperacko
chciała tu zostać. Chciała, żeby "Outurage" był fantastycznym filmem.
Nie mogła się skupić ani na rozmowie z Adamem, ani na lunchu.
Chciała być już z powrotem przy swoim IBM PC, wygładzać zakończenie trzeciego scenariusza.
Dom stał przy plaży w Laguna Beach, dobrą godzinę drogi od Los Angeles. Stał dosłownie nad
plażą, na palach. Na zewnątrz był mały i tradycyjny - eklektyczny w środku, z zapierającym dech
widokiem Cataliny i rozbijających się fal. Podłogi z sosnowych desek, sufit wysoki i jasny, z olbrzymim,
dającym górne światło oknem. Prawie nie było tu mebli, tylko to, co konieczne - kanapa, kilka krzeseł,
sosnowa skrzynia służąca za stół do koktajli. W pokoju dominował olbrzymi obraz, urodzinowy prezent od
dziadków Belindy. Zajmował całą jedną ścianę. Namalowany w stylu Fauvistów, z żywymi kolorami i
kontrastami, przedstawiał jacht i niszczyciela marynarki wojennej w porcie Nowy Jork podczas obchodów
jego dwudziestolecia. Belinda zakochała się w tym obrazie w galerii w San Francisco. Nawet nie marzyła
o tym, że będzie go posiadała. Obok IBM PC był jej oczkiem w głowie.
Gdy weszła, wielki czarny Lab powitał ją w drzwiach, pochyliła się, by go pogłaskać, a potem na
środku pokoju zaczęła zdejmować buty i pończochy. Myślała o rodzicach. Czy nie powinna do nich
zadzwonić?
Ojciec nie dawał od dawna znaku życia.
Nie obchodziło jej to. Może kiedyś, dawno temu, ale nie teraz. Jednak .... W najważniejszym
momencie jej życia, a miała go właśnie przed sobą, nie było nikogo, z kim mogłaby się podzielić radością,
nikogo poza przypadkowym facetem. Z nim albo z Vincem.
Gdyby przejmowała się tym, musiałaby dojść do nieuniknionych konkluzji. Podeszła więc do wielkich,
oszklonych drzwi prowadzących na pusty taras otoczony kwiatami i metrowej wysokości szybą chroniącą
od wiatru. Gapiła się na spokojną, niebieską wodę, na ludzi uprawiających surfing, na łódki o biało-
niebieskich żaglach łopoczących na wietrze.
Po kilku minutach odwróciła się i popatrzyła na telefon. To co, że nie obchodzi ojca? Czyż nie ma
niepisanego prawa by dzielić z nim najważniej¬szy moment swego życia? Zdecydowanie podeszła do
aparatu.
Recepcjonistka połączyła ją natychmiast. Telefon zadzwonił cztery razy zanim odebrała go jedna z
wielu sekretarek pracujących u Glassmana. Jak zwykle zmęczony ton sączący się przez profesjonalną
uprzejmość.
- Czy mogę mówić z panem Glassmanem? - odezwała się Belinda zastanawiając się czy jej własny
głos jest spięty. Słuchawka jakoś drżała w jej dłoni.
- Kogo mam ...
- Belinda. Glassman. Córka.
To zbiło sekretarkę z tropu. W odpowiedzi usłyszała tylko oddech.
Nigdy nie dzwoniła do ojca, nigdy - ani do pracy, ani poza nią, nie była też w jego biurze odkąd
skończyła 15 lat. Teraz, po kilkusekundowej pauzie, sekretarka poinformowała ją, że będzie musiała
zadzwonić później. Pan Glassman był na zebraniu i nie mógł odebrać telefonu.
179573565.005.png
- Czy chce pani zostawić wiadomość?
- Nie, dziękuję - odpowiedziała szybko.
Odłożyła słuchawkę. No cóż. To był zły pomysł.
A może zadzwonić do matki? Zaczęła myśleć o czekającej ją nocy.
Chciała świętować. To fatalnie, że dziś nie piątek, bo zaproszona była na pr.zyjęcie wydawane przez
North-Star i koniecznie chciała tam pójść. Ale dziś nie piątek. Belinda zawsze była samotnikiem, nawet
jako dziecko, nigdy dotychczas jej to nie martwiło - chyba że była to chwila taka jak ta.
Zatęskniła za Daną, swoją najlepszą przyjaciółką, z czasów gdy były jeszcze nastolatkami. Ich drogi
rozeszły się, gdy Dana wyszła za mąż, a teraz była już matką trójki dzieci. Belinda uważała, że
małżeń¬stwo i macierzyństwo pasowały do Dany, ale nie potrafiła wyobrazić so¬bie siebie w takiej roli. To
nie dlatego, że była samotnikiem i nie po¬trafiła zbliżyć się do ludzi, raczej dlatego, że zbyt dobrze znała
mężczyzn i już dawno porzuciła dziecinne sny o kimś w rodzaju księcia z bajki, kto mógłby dzielić z nią
życie. Większość mężczyzn chciała jednego, a Belinda doskonale wiedziała czego. No i dobrze. Belinda
też tego chciała. To kłamstwo, że można bez tego żyć, też chciała to robić.
W tym momencie chciałaby być z kimś niezwykłym. Ale nie znała nikogo takiego. Odpędzała natrętną
myśl. Oczywiście, to powinien być mężczyzna. Wyobraźnia podsuwała jej wizję masywnych męskich
ramion, piersi porośniętych czarnymi włosami. Czasem nie trafiał się nikt innteresujący. Kiedy indziej
zjawiali się jeden po drugim.
Od dawna już się z nikim dobrze nie przespała. Potrzebowała by ktoś to zrobił dobrze, mocno. Długo.
Myśli o mężczyznach i jej własnych potrzebach zmusiły ją do popatrzenia na automatyczną
sekretarkę przy telefonie, była pewna, że jej światełko miga. Wiedziała kto to mógł być.
Vince był dobry w łóżku, ale ...
Znalazła swój czarny notes i przekartkowała go. Rick, Ted, Harry (kim u licha był Harry?), Brad, Tony
...
Tony. Tony był dobry, bardzo dobry. Poderwała go w barze, bo nie wierzyła w trwałe związki. Oni
wszyscy byli podrywani na krótko, na jedną noc. Tony był naprawdę dobry. Im dłużej o nim myślała, tym
lepiej go sobie przypominała. Ale Tony jakoś do niej teraz nie przemawiał, więc notes z telefonami rzuciła
na krzesło. Do licha z tym wszystkim. Dziś w nocy popracuje, a świętować będzie kiedy indziej.
A on nie mógł opuścić tego cholernego zebrania, żeby porozmawiać z własną córką·
2
Abe Glassman szedł szybko korytarzem pokrytym grubym dywanem, ignorował sekretarkę depczącą
mu po piętach. Miał pomarszczoną, o jastrzębim wzroku, twarz bez uśmiechu.
_ Żadnych telefonów, Rosalie - warknął zanim zatrzasnął drzwi przed jej nosem.
Rosalie wiedziała co to znaczy, nie chciał, by mu ktokolwiek przeszkadzał. Wiedziała też, że jej praca
od tego zależy.
Abe Glassman, wysoki, o szerokich ramionach, szczupły, może tylko zbyt dużym brzuszkiem. Abe
jak każdy mężczyzna - po pięćdziesiątce myślał, że ma prawo do pewnego luzu. Przeszedł za biurko i
179573565.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin