ROZDZIAŁ ÓSMY
Droga do miasta upływała w milczeniu. Bella siedziała w skórzanym
fotelu i patrzyła przed siebie niewidzącym wzrokiem. Od czasu do czasu rzucała
ukradkowe spojrzenia w stronę Edwarda, ale on nie odrywał oczu od drogi, a
jego twarz przypominała maskę. Zauważyła jednak, że od czasu do czasu bębnił
palcami o kierownice. Ciekawe, co tak bardzo pochłaniało jego myśli?
Pewnie zastanawiał sie, jak reaktywować związek z Jessica. Na sama myśl
o ich schadzkach ogarniała ja zazdrość. Nie miała prawa być zazdrosna.
Wiedziała o tym od samego początku, kiedy to przedstawił jej warunki umowy.
Co za ironia! Była jego żoną dopiero od dwudziestu czterech godzin, a już
zdążyła przywyknąć nie tylko do tej roli. Nieoczekiwanie do jej życia wkradła
się miłość. A przecież tak bardzo starała sie trzymać go na dystans, podsycając
w sobie nienawiść i marząc o dniu, w którym będzie mogła sie zemścić.
Poczuła na sobie jego wzrok i spojrzała na niego. Ciekawe, czy wiedział,
o czym myślała? Szybko odwróciła głowę, a jej policzki poczerwieniały. Samochód gwałtownie ruszył do przodu, wciskając ja w fotel. Natychmiast
przypomniała sobie o jego sile i chęci dominacji. Wiedziała, że lubił wygrywać.
Ale czy w jego piersi biło serce? Czy można było nauczyć go miłości i
zaufania? I czy ona była odpowiednią osobą, żeby go tego nauczyć?
Zaraz po powrocie do hotelu Edward na powrót wszedł w role pana i
władcy.
- Wezmę prysznic i ogolę sie - poinformował ja, kiedy zamknęły sie za
nim drzwi apartamentu.
Bella nerwowo odgarnęła z twarzy kosmyk włosów.
- Masz własna łazienkę, wiec nie musisz obawiać sie, że naruszę twoja
prywatność.
Bella nie potrafiła rozszyfrować jego zachowania. Wyczuwała złość,
ale nie była pewna, czy to ona stanowiła jej źródło. Dlatego zacisnęła usta i
spróbowała wymyślić cos, co mogłaby mu odpowiedzieć. Ale był szybszy.
- Na litość boska, przestań tak na mnie patrzeć -jęknął. - I nie rób z siebie
męczenniczki.
- Przepraszam. - W końcu odzyskała głos i jasność umysłu. - Może założę
na głowę papierowa torbę, żeby oszczędzić ci mojego widoku?
- To nie będzie konieczne.
Skrzyżowali spojrzenia, ale tym razem to on odwrócił głowę pierwszy.
- Jeśli jesteś głodna, skorzystaj z obsługi hotelowej. Ja wychodzę.
- Świetnie - wycedziła przez zęby, z trudem powstrzymując łzy. - Idź
sobie do kochanki. Nic mnie to nie obchodzi.
Obudził ja suchy kaszel. Natychmiast odrzuciła kołdrę i ruszyła
korytarzem do jego sypialni. Zapukała, ale nikt nie odpowiedział.
- Dobrze sie czujesz? - zawołała.
Nagle drzwi otworzyły sie na oścież. Zaskoczona wpadła do środka i
najpewniej wyładowałaby na jego piersi, gdyby nie przytrzymał jej ręką. Nie
miał na sobie nic poza bokserkami, a jego muskularna sylwetka onieśmielała ja.
- Czego chcesz? - warknął, puszczając jej ramie. Bella spojrzała na
niego zaniepokojona. Bez wątpienia miał gorączkę.
- Okropnie wyglądasz.
- Nie przypominam sobie, żebym pytał cie o opinie na temat mojego wyglądu.
- Jesteś chory.
- Powtarzasz się.
- Naprawdę chory. Trzeba zadzwonić po lekarza.
- Przeżyje.
Bella nie ruszyła sie z miejsca. Zacisnęła usta i spojrzała na niego.
Wytrzymał jej spojrzenie przez minutę albo dwie, po czym odwrócił sie,
pocierając twarz, jak gdyby próbował pozbyć sie bólu z okolicy skroni.
- Boli cie głowa? - zapytała.
- Idź sobie, Bella. Nie lubię mieć publiczności, kiedy nie jestem w
formie.
- Musisz wziąć jakiś lek przeciwgorączkowy.
- A ty powinnaś skorzystać z mojej rady i wyjść stad, zanim sie zarazisz. -
Ton jego głosu przeczył, jakoby troszczył sie o jej zdrowie, ale nie miała
zamiaru sie poddawać.
- Wracaj do łóżka. Przyniosę ci tabletki.
Edward mruknął cos, co przypominało narzekanie na wszystkie kobiety
tego świata, ale posłusznie wykonał polecenie.
Bella wróciła po kilku minutach ze szklanka wody i pigułkami, które
zawsze nosiła w torebce.
- Proszę. Drapie cie w gardle?
- Trochę.
- Bola cie mięsnie? Łypnął na nią.
- Nie potrzebuje pielęgniarki.
Spojrzała na niego, jak gdyby miała do czynienia z wyjątkowo nieznośnym dzieckiem.
- Musisz pic dużo płynów.
- Musisz stad wyjść - warknął.
- I może powinieneś cos zjeść. Może zupę albo...
Nagle kołdra poszybowała w powietrze, a Edward rzucił sie pędem do
łazienki. Bella skrzywiła sie, kiedy usłyszała, że wymiotuje. Sama
doskonale pamiętała swoje dolegliwości po kąpieli w strumieniu. Popchnęła
drzwi łazienki i znalazła go pochylającego sie nad umywalka. Był blady jak
ściana.
Bella chwyciła mały ręcznik, zmoczyła go pod prysznicem i położyła
mu na karku.
- Odejdź. Tego nie było w naszej umowie.
- Wiem. Później wyrównamy rachunki.
Nie protestował, kiedy otarła pot z jego nagich ramion wilgotnym
ręcznikiem. Wyprostował sie, podpierając na umywalce, i spojrzał na nia.
- Dlaczego to robisz?
Zmoczyła ręcznik, żeby na niego nie patrzeć.
- Choroba to nic przyjemnego.
- Podobnie jak nie ma nic przyjemnego w dotrzymywaniu towarzystwa
choremu.
- Nie dotrzymuje ci towarzystwa, tylko ci pomagam.
- Denerwujesz mnie.
- Wejdź pod prysznic, a ja zajmę sie twoim łóżkiem.
Wyglądał tak, jak gdyby nadal zamierzał sie kłócić, ale na koniec
westchnął i wszedł pod prysznic. To był dla niej sygnał do wyjścia, mimo że nie
mogła oderwać oczu od jego nagiego ciała. Pocieszyła ja myśl, że był zbyt
chory, żeby to dostrzec. Bardzo sie myliła.
Kiedy kilka minut później wyszedł z łazienki, wygładzała pościel na
łóżku. Łagodny uśmiech na jej ustach zmienił jej twarz, kiedy na niego
spojrzała.
- Lepiej ci?
Skinął głowa i usiadł. Ręcznik ześliznął mu sie z bioder, ukazując linie
opalenizny. Dostrzegł błysk zaciekawienia w jej oczach, chociaż próbowała go
ukryć. Sprawiała wrażenie rozkojarzonej, kiedy odsuwała kołdrę.
- Przyniosę ci cos do picia - wymamrotała, wychodząc z pokoju.
Edward położył sie i zamknął oczy. Chociaż ból głowy był nieznośny,
uśmiech nie znikał z jego ust.
Kiedy wróciła do jego sypialni i zobaczyła, że zasnął, nie wiedziała, czy
sie cieszyć czy martwic.
Przysunęła krzesło do łóżka, usiadła i przyjrzała mu sie, korzystając z
okazji, aby bez skrepowania móc uważnie przestudiować rysy jego twarzy.
Chciała go dotknąć i nakreślić palcami każda widoczna linie. Nie potrafiła długo
sie powstrzymywać. Dotknęła go w chwili, kiedy otworzył oczy.
- Obudziłeś sie!
- Co to były za tabletki?
- Przeciwbólowe - wyjaśniła, zmuszając sie, żeby spojrzeć w górę. -
Czemu pytasz?
- W rekordowym tempie pozbyłem sie bólu głowy. Na co je bierzesz?
- Potrzebuje ich od czasu do czasu. - Zaczerwieniła sie i spuściła wzrok. -
Kiedy źle sie czuje.
- Myślałem, że większość młodych kobiet bierze tabletki
antykoncepcyjne, żeby poradzić sobie z takimi dolegliwościami. Ale, jak sama
powiedziałaś, nie przypominasz innych kobiet.
- Czego sie napijesz? - zapytała zmieszana, zmieniając temat.
- Czarna herbata będzie w sam raz.
- Może masz ochotę na kilka tostów?
- Widać, że masz doświadczenie w opiece nad chorym.
Nie udało jej sie opanować cierpkiego uśmiechu.
- Kilka lat temu Jacob zachorował na mononukleozę zakaźna. Od tego
czasu trochę wyszłam z wprawy.
- Moim zdaniem niczego nie można ci zarzucić.
- Dziękuję.
- Nie ma za co.
- Ale ja naprawdę jestem ci wdzięczny.
Uciekła od jego spojrzenia, zamykając za sobą drzwi. Popędziła do
kuchni i czym prędzej wstawiła wodę. Zachowywała sie jak nastolatka, która nie
może doczekać sie kolejnej randki. A przecież musiała zachować zdrowy
rozsadek. Ten człowiek zagraż...
renata656