rozdział 12.doc

(41 KB) Pobierz

12

Stałam naprzeciwko drzwi znajdujących się w wąskiej pustej przestrzeni, wyglądającej na tak wąską jak moje oczy które się przystosowują do ciemności, wyglądającej jak jakieś zbiorowisko bezdomnych, było tam pełno potłuczonego szkła, pełno głodnych bezdomnych kotów – ale, nie Damen.

Szłam do przodu co chwilę się potykając, a moje serce biło tak szybko, ze bałam się iż wyskoczy mi z klatki piersiowej. Odmawiałam sobie uwierzenia, że on tutaj jest. Odmawiałam sobie wiary w to, że on mnie porzucił. Roman jest okropny! On kłamie! Damen nigdy by mnie nie zostawił od tak!

Kładę rękę na ścianie aby wyczuć gdzie idę, zamykam oczy i próbuje go wyczuć telepatycznie, wzywając go do mnie, przesyłam mu miłość to, że się o niego martwię, ale nic nie widzę. Mam tylko czarną dziurę w głowię jako odpowiedz. Idę dalej, dalej od auta, dalej od bezpiecznej drogi. Wciskam słuchawkę od telefonu komórkowego w ucho i dzwonie do niego, ale włącza się tylko poczta głosowa.

Nawet jeśli coś takiego się stało… W tym momęcie psuję sobie sandały, ale co mi tam buty mogę sobie kupić 100 takich samych par.

Ale nie będę mogła sobie sprawić następnego Damena.

Idę coraz dalej, światła jest coraz mniej. Czuje się wyczerpana, spocona i zła. Muszę do ubikacji, ale jednocześnie chcę zamknąć oczy i jak gdyby nigdy nic wejść w umysł Damena i przeczytać jego myśli, ustalić gdzie jest.

Ale prawda jest taka, że nie mogę nigdy nie mogłam. To jedna z wielu rzeczy, która mi się w nim podobała, przy nim zawsze czułam się taka normalna.

Tak, jedna rzecz, którą kiedyś uwielbiałam teraz szczerze jej nienawidziłam.

- Może windom?

Patrzę przed siebie i co widzę? Romana, stojącego przede mną, trzymającego klucze w jednej ręce a w drugiej moje zepsute sandały.

Potrząsam głową i odwracam swoją głowę, mogę zrobić wszystko nawet przejść przez rozżarzone węgle albo rozbite szkło niż jechać z nim windą.

- No weź – mówi – Nie będę gryźć.

Zabieram swoje rzeczy do swojej torby, wygładzam sukienkę, wstaję i mówię: - Nie ma potrzeby.

- Naprawdę? – uśmiecha się podchodząc tak blisko, że końce naszych stóp stykają się niemal – Bo szczerze mówiąc nie wyglądasz najlepiej.

- Odwracam się i dochodzę a kiedy się nie zatrzymuje mówi – Co oznacza, że sytuacja nie wygląda najlepiej. Bo ty oczywiście nigdy. Ale po prostu jesteś zaniedbana, bez butów, i sytuacja zdaje się mówić że twój chłopak cię porzucił.

Wzięłam głęboki oddech i nie poddawałam się, mając nadzieje że wkrótce skończy tą gierkę, i sobie pójdzie. – Nawet jeśli wyglądam na trochę szalonego to musze przyznać że jestem lekko zdesperowany, ciągle palisz – jeśli wiesz co mam na myśli.

Zatrzymuję się, zwracam twarz w jego stronę, a on świdruje mnie wzrokiem, ogląda mnie od góry do dołu zatrzymując się na moich nogach, biodrach i piersiach – z takim niepowtarzalnym blaskiem.

- Zastanawiam się o czym Damen myśli – jeśli byś mnie spytała –

- Nikt cię o to nie pytał – mówię, czuję że moje ręce zaczęły drgać, ale wiem że nie mam powodu aby czuć się zagrożona.

Mimo tego, że mogę wyglądać jak dziewczyna średniego wzrostu, która przyszła z zewnątrz, to taka nie jestem. Jestem silniejsza niż się wydaję, tak silna że mogłabym go zmieść jedną ręką z powierzchni ziemi. Mogłam mu odciąć nogi od podłoża i rzucić nim przez parking na drugiej stronie ulicy. I sądzę że nie jestem na tyle silna aby tego nie zrobić.

Uśmiechnął się, tym swoim leniwym wzrokiem który działał na wszystkich poza mną. Jego niebieskie stalowe oczy wpatrywały się we mnie intensywnie, był tak rozbawiony – tak, że moim pierwszym odczuciem była chęć ucieczki.

Ale nie zrobiłam tego.

Bo wszystko co to było, to było tylko zwykłe wyzwanie a ja nie mogłam mu pozwolić wygrać.

- Nie potrzebuje podwózki – w końcu wyksztusiłam. Przeszedł koło mnie, stanął naprzeciw mnie. Jego zimny oddech owinął mój kark gdy powiedział – Ever, proszę, zwolnij na minutę, możesz? Nie chciałem cię zasmucić.

Ale nie zwolniłam. Byłam zdecydowana aby pogłębić odległość dzielącą nas, jeśli to możliwe.

- No weź – zaśmiał się – Po prostu staram się pomóc. Wszyscy twoi znajomi cię opuścili. Damen cię zostawił, wyprowadził się od siebie, co daje mi nadzieje na to, że może jestem twoją jedyną nadzieją.

- Mam mnóstwo opcji – wybełkotałam, chcąc aby po prostu odszedł, więc mogę znaleźć jakieś auto, znaleźć buty, i pujśc swą drogą.

- Nic nie widzę.

Potrząsam głową i idę dalej. Tą rozmowę można uznać za skończoną.

-To co mówisz, jeśli wolisz iść całą drogę do domu pieszo niż w samochodzie ze mną?

Przechodzę do końca ulicy i wciskam guzik aby pojawiło się zielone światło, abym mogła dostać się na drugą stronę. I mogła się go pozbyć.

Nie mam pojęcia dlaczego mieliśmy taki zły start, ale jest dla mnie oczywiste że mnie nienawidzisz, lecz nie wiem dlaczego. – Jego głos był gładki, przyjemny, jakby naprawdę chciał cofnąć czas, rozpocząć wszystko na nowo, że to co było już się nie liczy.

Ale ja nie chcę zaczynać od początku. Nie chcę się zmienień. Chcę go ominąć i iść dalej, chcę aby zostawił mnie w spokoju, tak abym mogła znaleźć Damena. Ale jednak nie mogę odpuścić, nie mogę aby ostatnie słowo należało do niego. Więc spoglądam przez ramię i mówię: - Nie pochlebiaj sobie Roman. Nienawidzenie wymaga opieki. Więc w tym wypadku nie mogę cię nienawidzić.

Nie potrzebowałam aby po drugiej stronie ulicy zaświeciło się zielone światło. Minęłam ścigacze gdy światło żółte się zapaliło, ale poczułam chłodny wzrok Romana na plecach.

- Co z twoimi butami? – krzyczy – Zostaw hańbę na bok. Jestem pewny że można ocalić twoje pięty.

Po prostu idę. Okrążam go szerokim łukiem, moje sandały zwisają mu z palców. Jego głośny śmiech brzęczał mi w uszach, gonił za mną przez bulwar i przez ulicę.

 

 

 

 

 

 

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin