Francine Rivers Warszawa: Palabra, 1997 Na dysk przepisa� Franciszek Kwiatkowski Prolog Rok 79 po Chrystusie Stra�nik najg��bszego lochu odsun�� rygiel i ruszy� przodem. Stukot nabitych �wiekami but�w �o�nierskich przypomnia� Atretesowi czasy Kapui. Szed� za stra�nikiem i poci� si�, wdychaj�c wo� zimnego kamienia i ludzkiego strachu. Kto� krzykn�� spoza zamkni�tych drzwi. Inni j�czeli ogarni�ci rozpacz�. Nagle gdzie� z dalekiego kra�ca ociekaj�cych wilgoci� podziemi doszed� ich uszu d�wi�k - g�os tak s�odki, �e Atretes poczu�, jak co� przyci�ga go w tamt� stron�. Gdzie� w ciemno�ciach jaka� kobieta �piewa�a. Stra�nik zwolni� i przechyli� nieco g�ow�. - Czy s�ysza�e� kiedykolwiek taki g�os? - spyta�. �piew umilk� i stra�nik przyspieszy� kroku. - Jest tu od kilku miesi�cy, lecz to w niczym jej nie odmieni�o. Nie to co innych. Szkoda, �e jutro umrze wraz ze wszystkimi - rzek�, zatrzymuj�c si� przed ci�kimi drzwiami. Podni�s� rygiel. Oddychaj�c ci�ko ustami, Atretes sta� na progu i przenosi� wzrok z jednej twarzy na drug�. Jedna jedyna pochodnia migota�a osadzona na bocznej �cianie, ale ludzie w g��bi pozostawali w cieniu. Wi�kszo�� wi�ni�w stanowi�y kobiety i dzieci. By�o te� kilku ledwie, ale starych, brodatych m�czyzn. Atretes nie by� wcale tym zaskoczony. M�odszych oszcz�dza si� do walk. Kto� wypowiedzia� jego imi� i zobaczy� szczup�� kobiet� w �achmanach wstaj�c� spo�r�d gromady brudnych wi�ni�w. Hadassa! - To ta? - spyta� stra�nik. - Tak. - �piewaczka. Ty tam! Wyjd�! Atretes patrzy�, jak przepycha si� przez t�um. Ludzie wyci�gali r�ce, �eby j� dotkn��. Kto� uj�� jej d�o�, a ona u�miechn�a si� i szepn�a jakie� s�owo otuchy. Kiedy dosz�a do drzwi, spojrza�a na niego �wietlistymi oczami. - Co tu robisz, Atretesie? Nie chcia� rozmawia� przy rzymskim stra�niku, wzi�� j� wi�c za r�k� i wyci�gn�� na korytarz. Stra�nik zamkn�� drzwi i opu�ci� rygiel. Otworzy� inne drzwi, po drugiej stronie korytarza, i zapali� pochodni�, sam za� zaj�� stanowisko na ko�cu korytarza. Wchodz�c za Hadass� do pomieszczenia, Atretes s�ysza� stukot podbitych �wiekami but�w na kamiennej posadzce. Zacisn�� d�onie. �lubowa� sobie, �e jego noga nie stanie ju� nigdy w takim miejscu, i oto jest tutaj z w�asnej woli. Hadassa dostrzeg�a udr�k� maluj�c� si� na jego twarzy. - Na pewno nienawidzisz tego miejsca - szepn�a. - Co sprowadzi�o ci� tutaj? - Mia�em sen i nie wiem, co on oznacza. Wyczu�a jego rozpacz i prosi�a Boga, by da� jej odpowied�, kt�rej Atretes potrzebuje. - Usi�d� i opowiedz. - Poczu�a s�abo�� spowodowan� kilkudniowym zamkni�ciem i brakiem po�ywienia. - Ja mog� nie zna� odpowiedzi, ale B�g j� zna. - Id� przez ciemno��, przez ciemno�� tak g�st�, �e czuj�, jak napiera na moje cia�o. Widz� tylko swoje d�onie. Id� d�ugo, nie czuj�c niczego, szukaj�c, zda si�, przez ca�� wieczno��, a� widz� przed sob� rze�biarza. Pracuje nad pos�giem, kt�ry przedstawia mnie. Jest podobny do tych, kt�re sprzedaj� na kramach wok� cyrku, tyle �e ten jest jak �ywy. Rze�biarz bierze do r�ki m�otek i wiem, co zaraz zrobi. Krzycz�, by tego nie robi�, lecz on uderza m�otkiem i pos�g rozpada si� na milion od�amk�w. Atretes wsta�, dr��c na ca�ym ciele. - Czuj� b�l, b�l, jakiego nigdy nie zazna�em. Nie mog� si� poruszy�. Widz� wok� siebie las z ojczystego kraju i zapadam si� w bagno. Wszyscy stoj� wok� mnie: matka, �ona, dawno zmarli przyjaciele. Krzycz�, lecz oni stoj� nieruchomo, patrz�c, jak bagno mnie wsysa. B�oto napiera na mnie jak przedtem ciemno��. I nagle pojawia si� m�czyzna, kt�ry wyci�ga do mnie obie r�ce. Jego d�onie krwawi�. Hadassa patrzy�a, jak Atretes opiera si� ze znu�eniem o kamienn� �cian� po drugiej stronie celi. - Czy bierzesz go za r�k�? - Nie wiem - odpar� ze smutkiem. - Nie mog� sobie przypomnie�. - Budzisz si�? - Nie. - Wci�gn�� powoli powietrze w p�uca, staraj�c si� zapanowa� nad swoim g�osem. - Jeszcze nie. - Zamkn�� oczy i prze�kn�� z wysi�kiem �lin�. - S�ysz� p�acz noworodka. Le�y nagi na ska�ach nad morzem. Widz�, jak nadchodzi fala i wiem, �e go zmyje. Chc� do niego dotrze�, ale fala go zalewa. Wtedy si� budz�. Hadassa zamkn�a oczy. Atretes odchyli� g�ow� do ty�u. - Powiedz mi, co ten sen oznacza? Hadassa modli�a si�, by Pan zes�a� na ni� m�dro��. D�ugo siedzia�a z pochylon� g�ow�. Po d�u�szej chwili podnios�a wzrok. - Nie jestem jasnowidz�c� - powiedzia�a. - Tylko B�g mo�e wyja�nia� sny. Wiem jednak, Atretesie, �e pewne rzeczy s� prawdziwe. - Jakie rzeczy? - M�czyzn� wyci�gaj�cym r�ce jest Jezus. Powiedzia�am ci, jak umar�, przybity do krzy�a, i jak powsta� z martwych. Wyci�ga do ciebie obie r�ce. Uchwy� je i trzymaj mocno. Twoje ocalenie jest bliskie. - Zawaha�a si�. - A dziecko... xx- Wiem wszystko. - Twarz Atretesa st�a�a. Z trudem panowa� nad miotaj�cymi nim uczuciami. - To m�j syn. My�la�em o tym, co powiedzia�a� mi tamtej nocy na wzg�rzach. Pos�a�em wiadomo��, �e chc� dosta� dziecko, kiedy si� narodzi. Widz�c zdumione spojrzenie Hadassy, Atretes zerwa� si� i zacz�� niespokojnie kr��y� po celi. - Najpierw chcia�em tylko zrani� Juli�, odebra� jej dziecko. Potem chcia�em je naprawd�. Postanowi�em je wzi�� i wr�ci� do Germanii. Czeka�em i przys�ano mi wiadomo��. Dziecko przysz�o na �wiat martwe. Atretes wybuchn�� urywanym, pe�nym goryczy �miechem. - Lecz sk�ama�a. Dziecko �y�o. Kaza�a po�o�y� je na skale, by umar�o. - M�wi� g�osem zd�awionym przez �zy, przeczesuj�c w�osy palcami. - Powiedzia�em ci, �e gdyby Julia po�o�y�a je u moich st�p, odwr�ci�bym si� i odszed�. I ona tak w�a�nie uczyni�a. Po�o�y�a dziecko na skale i odesz�a. Nienawidzi�em jej za to. Nienawidzi�em samego siebie. Powiedzia�a�: "Niech B�g si� nad tob� zmi�uje". O tak, zmi�owa� si�. Hadassa wsta�a i podesz�a do niego. - Tw�j syn �yje. Zesztywnia� i spojrza� na ni�, a ona po�o�y�a mu d�o� na ramieniu. - Nie wiedzia�am, Atretesie, �e przys�a�e� po niego. Gdybym wiedzia�a, przynios�abym go tobie. Wybacz mi, prosz�, b�l, kt�ry ci zada�am. Zwiesi�a bezw�adnie r�k�. Atretes uj�� jej d�o�. - Powiedzia�a�, �e m�j syn �yje. Gdzie jest? Modli�a si�, by B�g sprawi�, �e to, co powie, oka�e si� dobre. - Zanios�am twego syna do aposto�a Jana i odda�am go w r�ce Rispy, m�odej wdowy, kt�ra utraci�a swoje dziecko. Pokocha�a go, gdy tylko spojrza�a w jego twarz. Rozlu�ni� d�o� i opu�ci� r�k�. - M�j syn �yje - powt�rzy� ze zdumieniem, czuj�c, jak opada z niego ci�ar b�lu i winy. Zamkn�� z ulg� oczy. - M�j syn �yje. - Oparty plecami o kamienn� �cian� osuwa� si� powoli, gdy� zawiod�y go nogi. - M�j syn �yje - znowu powt�rzy� zd�awionym g�osem. - B�g jest mi�osierny - powiedzia�a, k�ad�c mu d�o� na g�owie. Ta leciutka pieszczota przypomnia�a Atretesowi matk�. Uj�� d�o� Hadassy i przytuli� j� do policzka. Podni�s� wzrok i zobaczy� siniaki na jej twarzy, zobaczy�, jak chude jest jej cia�o okryte podart�, brudn� tunik�. Ocali�a jego syna. Czy� mo�e teraz odej�� i pozwoli�, by umar�a? Wsta�, zdecydowany przyst�pi� do dzia�ania. - Id� do Sertesa. - Nie. - Tak - odpar� z determinacj�. Nigdy nie walczy� z lwami i mia� niewielk� szans�, by prze�y�, ale musia� spr�bowa�. - Wystarczy jedno s�owo szepni�te w�a�ciwemu cz�owiekowi, a znajd� si� na arenie jako tw�j obro�ca. - Ja mam ju� obro�c�, Atretesie. Bitwa dobieg�a ko�ca. I zawsze jest to koniec zwyci�ski. - Trzyma�a mocno jego d�o� w swoich d�oniach. - Czy� tego nie widzisz? Je�li wr�cisz teraz na aren�, umrzesz nie poznawszy Pana. - Ale ciebie czeka �mier�. Jutro zostaniesz rzucona lwom. - We wszystkim jest r�ka Boga, Atretesie. Stanie si� Jego wola. - Umrzesz. - Cho�by mnie zabi� Wszechmocny, ufam. - U�miechn�a si�. - Cokolwiek si� zdarzy, s�u�y Jego dobrym celom i Jego chwale. Nie czuj� strachu. Patrz�c na ni�, Atretes �akn�� do b�lu wiary takiej jak jej wiara, wiary, kt�ra przynios�aby mu ukojenie. D�ugo wpatrywa� si� w jej twarz, a potem skin�� g�ow�, walcz�c z miotaj�cymi nim uczuciami. - B�dzie, jak powiedzia�a�. - B�dzie wedle woli Boga. - Nigdy ci� nie zapomn�. - Ani ja ciebie. - Wyja�ni�a mu, jak ma znale�� aposto�a Jana, a potem po�o�y�a d�o� na jego ramieniu i podnios�a na niego spojrzenie pe�nych pokoju oczu. - A teraz odejd� z tego miejsca �mierci i nie ogl�daj si� za siebie. Wysz�a na ciemny korytarz i zawo�a�a stra�nika. Atretes sta� z pochodni� w r�ku, patrz�c, jak stra�nik przychodzi i otwiera rygiel. Hadassa obejrza�a si� na Atretesa. W jej oczach zobaczy� mi�o��. - Niechaj B�g b�ogos�awi ci. Niechaj ci� zachowa. Niechaj ja�nieje nad tob� Jego twarz i b�dzie dla ciebie powabna. Niechaj B�g obr�ci ku tobie sw� twarz i ze�le ci pok�j - powiedzia�a z �agodnym u�miechem. Odwr�ci�a si� i wesz�a do celi. Przywita� j� cichy szmer g�os�w. Drzwi z g�uchym odg�osem zatrzasn�y si� za ni� na zawsze. xy Ziarno Oto siewca wyszed� sia�... Rozdzia� I Atretes pada� z n�g, a w dodatku jego duma zosta�a zadra�ni�ta i cierpliwo�� ca�kowicie si� wyczerpa�a. Mia� ju� dosy� wszystkiego. Gdy tylko dowiedzia� si� od Hadassy, �e jego syn �yje i �e aposto� Jan wie, gdzie mo�na go znale��, przyst�pi� do uk�adania planu. Poniewa� posp�lstwo nadal go uwielbia�o, nie m�g� pokaza� si� w mie�cie, kiedy mu si� spodoba, ale musia� czeka�, a� zapadnie mrok. I tego si� trzyma�. Odnalezienie domu aposto�a nie by�o trudne - Hadassa poda�a dostatecznie jasne wskaz�wki - ale cz�owiek Bo�y nawet w �rodku nocy zaprz�tni�ty by� swoimi sprawami: pociesza� chore dzieci, wys�uchiwa� spowiedzi umieraj�cych. Atretes czeka� wi�c, by po kilku godzinach dowiedzie� si�, �e aposto� przys�a� wiadomo��, i� udaje si� prosto nad rzek�, by odprawi� o �wicie nabo�e�stwo. Atretes by� w�ciek�y, ale poszed� tam i trafi� na moment, kiedy t�um zgromadzi� si� ju�, by wys�ucha� Jana, kt�ry opowiada� o Jezusie Chrystusie, ich zmartwychwsta�ym Bogu. Cie�la z Galilei Bogiem? Atretes zamkn�� uszy na g�oszone przez Jana s�owo i zaszy� si� w spokojnym miejscu pod terebintem, zdecydowany...
karrverde