Ursula Le Guin - Wszystkie Strony Swiata.doc

(1277 KB) Pobierz

Ursula Le Guin

 

 

 

Wszystkie strony świata

 

Tytuł oryginału

 

The Wind’s Twelve Quarters

 

Data wydania oryginalnego 1975

 

Data wydania polskiego 1980

O autorce

 

Ursula K. Le Guin należy dziś do najwybitniejszych na świecie pisarzy uprawiających fantastyką naukową, stanowiąc jednocześnie najlepszy przykład zdumiewającej inwazji kobiet na ten do niedawna czysto męski rodzaj literatury.

Urodziła się w Berkeley w Kalifornii w roku 1929. Jest córką znanego antropologa Alfreda L. Kroebera (litera K po imieniu to ślad panieńskiego nazwiska) i pisarki Theodory Kroeber, autorki m. in. Książki o Indianinie Ishim, ostatnim członku swego plemienia. Wyniesiona z domu świadomość bogactwa i różnorodności kultur miała później wyraźny wpływ na twórczość pisarki.

Po ukończeniu uniwersytetu Columbia (praca dyplomowa z francuskiego renesansu) wyjeżdża na roczne stypendium do Paryża, gdzie wychodzi za mąż za historyka Charlesa Le Guin. Obecnie wraz z mężem i trójką dzieci mieszka na północnym zachodzie Stanów Zjednoczonych, w deszczowym Oregonie.

Tom niniejszy jest jakby podsumowaniem dotychczasowej twórczości autorki w formach krótkich, należy jednakże pamiętać, że sława i pozycja literacka Ursuli Le Guin opierają się przede wszystkim na powieściach. Najważniejsze z nich to fantastyczno–baśniowa trylogia o planecie Earthsea (Ziemio–morze?) oraz dwie powieści fantastyczno–naukowe „The Left Hand of Darkness” („Lewa ręka ciemności”, 1989) i „The Dispossessed” („Wydziedziczeni”, 1974).

Lewa ręka ciemności” to opowieść o przeżyciach pierwszego posła Wspólnoty na najdalszej z zaludnionych planet zwanej Zimą. Jej mieszkańcy są hermafrodytami, płeć rozwija się u nich okresowo i ten sam osobnik bywa w życiu raz kobietą, raz mężczyzną. Wielkim osiągnięciem autorki jest plastyczna wizja lodowatej planety z jej społecznościami, obyczajowością i religiami. Na tym tle rozgrywa się dramat walki o przyciągnięcie planety do Wspólnoty, którego odpowiednikiem w skali jednostkowej są dzieje trudnej przyjaźni ambasadora z miejscowym dostojnikiem. Opowiadanie „Królowa Zimy”, które poprzedza powieść i daje przedsmak atmosfery tego świata, jest chyba najmocniejszym psychologicznie i artystycznie wykorzystaniem paradoksu czasu w całej literaturze fantastycznej.

Powieść „Wydziedziczeni” przedstawia świat, w którym grupa entuzjastów filozofii społecznej Odo wywędrowała na księżyc zrywając więzy z macierzystą planetą posiadaczy–wyzyskiwaczy. I znowu autorka potrafiła stworzyć przekonywające, trójwymiarowe społeczeństwo. Ubóstwo księżycowej przyrody, surowy klimat, stała konieczność współdziałania podtrzymują utopijny system społeczny, przypominający najbardziej izraelskie kibuce. Ceną, jaką się płaci za równość i stabilizację, jest stagnacja, obawa przed odmiennością, kult szarości. W mrówczym społeczeństwie geniusz jest mało potrzebny, nawet podejrzany, a właśnie genialny uczony jest bohaterem powieści. Autorka nie przedstawia schematu swego społeczeństwa (co jest zmorą utworów utopijnych), ale pokazuje je w działaniu, pokazuje ukształtowanych przez nie ludzi. Obraz jest tak wyważony, że jego ocena może być różna w zależności od preferencji czytelnika. Stąd podtytuł: Niejednoznaczna utopia. Bohaterem powieści jest Shevek, genialny fizyk, którego odkrycie umożliwia zbudowanie aparatu (ansible) do natychmiastowego przekazywania informacji. Ma to olbrzymie znaczenie przy dystansach kosmicznych, ale społeczeństwo Sheveka nie ma takich zainteresowań. Uczony wyjeżdża na planetę, gdzie najbogatsze państwo przypomina model USA. Sheveka chcą tu kupić, on jednak nie akceptuje bogactwa za cenę nierówności. Jako uczony świadom swojej odpowiedzialności konsekwentnie realizuje dwa cele: chce uczynić swoje odkrycie narzędziem pokojowej współpracy i jednocześnie wyprowadzić swoje społeczeństwo z izolacji.

Ursula Le Guin należy do tych pisarzy, którzy – jak Robert Heinlein czy Larry Niven – stworzyli swoją własną przyszłą historię. Znaczy to, iż jej powieści i część opowiadań, choć dzieją się w różnych miejscach i czasach, umiejscowione są w pewnej wyimaginowanej wersji historii. Jest to ciekawy wynalazek fantastyki naukowej, dzięki któremu poszczególne utwory zyskują dodatkową perspektywę i jakby uprawdopodabniają się nawzajem w świadomości czytelnika. Tak na przykład opowiadanie „Dzień przed rewolucją” jest właściwie opisem śmierci starej kobiety, ale czyta się je inaczej, jeżeli zna się „Wydziedziczonych” i wie się, że ta stara kobieta to twórczyni ruchu społeczno–politycznego Odo.

W historii stworzonej przez Ursulę Le Guin istnieje prastara cywilizacja haińska, która dała początek wszystkim znanym we wszechświecie cywilizacjom. Z czasem dawne kolonie straciły kontakt z metropolią i z sobą nawzajem, rozeszły się kulturowo, a nawet biologicznie. Potem kontakt został ponownie nawiązany i równoprawne cywilizacje utworzyły Wspólnotę – dobrowolny związek zamieszkanych światów. Kontakty są możliwe dzięki statkom–światłowcom i ansible – aparatowi pozwalającemu na natychmiastowe porozumienie się na prawie dowolną odległość – wynalezionemu przez Sheveka z powieści „Wydziedziczeni”.

W powieściach Le Guin najważniejsza jest nie akcja, lecz psychologia bohaterów. Samotny człowiek staje się osią wydarzeń niezwykłej wagi, nagle ogniskuje się na nim sprawa równowagi, harmonii świata. A może to problem psychologiczny jednostki zostaje podniesiony do skali kosmicznej. Powieści Le Guin są zawsze historią dojrzewania bohatera. Jest nim zwykle ktoś wyposażony w niezwykłą moc (siła magiczna Geda z „Ziemiomorza”, dar telepatyczny Falka z „Miasta złudzeń”, geniusz Sheveka z „Wydziedziczonych”), kto w nieprosty sposób uczy się nią posługiwać dla dobra ludzi, zdobywając gorzką wiedzę o cenie, jaką trzeba płacić za wszystko, bo każdy wybór oznacza rezygnację z innych możliwości.

Swoista filozofia Ursuli Le Guin, znajdująca konsekwentny wyraz we wszystkich jej utworach, począwszy od pierwszej powieści, oparta jest na dawnej myśli chińskiej – taoizmie, a zwłaszcza na poglądach zawartych w starożytnej Księdze Przemian (I–cing). Zgodnie z tą filozofią nadrzędną zasadą świata jest ruch, a jedyną stałą rzeczą jest zmiana. Modelem takiego świata jest nie solidna budowla, lecz raczej rowerzysta lub linoskoczek, a ścieranie się przeciwstawnych sił i tendencji jest niezbędne do utrzymania świata w stanie dynamicznej równowagi. W powieściach Le Guin jest stale obecna dialektyka jedności i różnorodności, a przeciwieństwa przechodzą w siebie nawzajem (lewą ręką ciemności jest jasność). W tak rozumianym świecie nie ma miejsca na ostateczną klęskę i ostateczne zwycięstwo. Rzeczy mało ważne okazują się najważniejsze, prowincjonalne, zamierające kultury stają się zbawieniem ludzkości, drobne fakty decydują o losach cywilizacji. W odróżnieniu od ogromnej większości utworów fantastyczno–naukowych świat Le Guin jest zawsze wielomodelowy, odmienność kulturalna nie jest czymś przejściowym, lecz jest cechą stałą i pożądaną, a kontakt między odmiennymi cywilizacjami jest najwyższą wartością. (W powieści „Planeta zesłania” przypadkowy telepatyczny kontakt między przedstawicielami dwóch cywilizacji zmienia historię wszechświata). Temat kontaktu kultur i cywilizacji, trudność i potrzeba zrozumienia „obcych” występuje w większości utworów Le Guin. Typowym przykładem jest nowela „Słowo las znaczy świat” – swoisty wyraz protestu przeciwko wojnie wietnamskiej – w której zadufanie ziemskich kolonistów i niedocenienie wartości miejscowej kultury prowadzi do tragicznej rzezi.

Nowela ta jest jednocześnie najmocniejszym w twórczości Le Guin atakiem na dominację mężczyzn. Koloniści, wzorowani niewątpliwie na zawodowych wojskowych, to władczy, agresywni, studwudziestoprocentowi mężczyźni. Na leśnej planecie (obraz lasu odgrywa ważną rolę w utworach pisarki, która zresztą mieszka w słynącym z lasów Oregonie) zostają oni upokorzeni przez „miękką”, matriarchalną cywilizację krajowców. Jednak nie można Ursuli Le Guin zaliczyć do grupy zacietrzewionych feministek, które w latach siedemdziesiątych zaczęły brać odwet na mężczyznach za czasy poniewierki i lekceważenia w utworach science fiction. Zgodnie ze swoją taoistyczną filozofią wypowiada się ona za harmonijną równowagą pierwiastka męskiego i żeńskiego w świecie. „Wygląda na to, że znów poszukiwałam równowagi – pisała w związku z Lewą ręką ciemności – między agresywną prostolinijnością »męskości«, parciem aż do granic, nie uznającą ograniczeń logicznością, a cyklicznością pierwiastka żeńskiego, cnotą cierpliwości, dojrzałością, życiowym praktycyzmem.”

Ta koncepcja świata jest osią łączącą utwory Le Guin w wyjątkowo spójną i konsekwentną całość, obejmującą zarówno fantastykę baśniową, jak i science fiction. Pod względem stylistycznym widać natomiast wyraźną ewolucję autorki od fantastycznego romantyzmu do surowego realizmu (o ile można użyć tego słowa w stosunku do literatury z założenia fantastycznej) „Wydziedziczonych” i tomu „Opowieści z Orsinii”.

W czasie kilkunastoletniej zaledwie kariery literackiej Ursula Le Guin zdołała stworzyć własny styl science fiction i zdobyć pozycję czołowej reprezentantki gatunku. Formalnym tego potwierdzeniem jest dwukrotne zdobycie dwóch najważniejszych dorocznych nagród – Hugo i Nebula – przyznawanych za twórczość fantastyczno–naukową. W roku 1969 została także wyróżniona powieść „Lewa ręka ciemności”, a w roku 1974 „Wydziedziczeni”. Inne nagrodzone utwory to „Słowo las znaczy świat” (Hugo 1972), „Niektórzy odchodzą z Omelas (Hugo 1973) „Dzień przed rewolucją” (Nebula 1974) oraz pierwszy i ostatni tom trylogii (Boston Globe Horn, 1969 i National Book Award, 1973).

Lech Jęczmyk

A. E. Housman Chłopak z Shropshire

 

Z dala, od zmroku i poranka,

Ze wszystkich świata stron

Przyniosło tę materię, która,

Związana tu, jest mną.

 

Więc – póki tak na tchnienie czekam,

A nie rozwiał mnie wiatr,

Prędko, daj rękę i zrzuć z serca

Ciężar, co na nie spadł.

 

Przemów, a na to ja odpowiem.

Jak ci dopomóc? Mów.

Albo na wszystkie świata strony

W bezkres odlecę znów[1].

 

 

NASZYJNIK SEMLEY

 

Opowiadanie to, napisane w 1963 roku, wydrukowane w roku 1964, a potem w roku 1966, jako prolog do mojej pierwszej powieści „Świat Rocannona”, jest właściwie moim ósmym, opublikowanym utworem. Mimo to umieszczam, je jako pierwsze w tej książce, gdyż uważam, że jest najbardziej charakterystyczne dla moich wczesnych utworów fantastycznych i fantastyczno–naukowych, najbardziej romantyczne. Rozwój mojego stylu polegaj na odchodzeniu od jawnego romantyzmu, powoli i stopniowo, od tego opowiadania do ostatniego w tomie, napisanego w roku 1972. Był to rozwój. Nadal jestem romantyczką, nie ma co do tego wątpliwości, i jestem z tego zadowolona, ale naiwność i prostota „Naszyjnika Semley” stopniowo przekształciły się w coś twardszego, mocniejszego i bardziej złożonego.

 

Jak odróżnić legendę od prawdy na tych światach oddalonych o tyle lat? – na bezimiennych planetach, zwanych przez swoich mieszkańców po prostu Światami, planetach bez historii, gdzie przeszłość to sprawa mitu, gdzie powracający badacz stwierdza, że jego własne czyny „sprzed kilku lat stały się gestami boga. Irracjonalizm wypełnia przepaść czasu, której dwa brzegi łączą nasze światłowce, a w jego mroku pienią się jak zielsko niepewność i niewspółmierność.

Ktoś, kto chce opowiedzieć historię człowieka, zwykłego uczonego Ligi, który udał się przed niewielu laty na jeden z takich bezimiennych, na wpół poznanych światów, czuje się jak archeolog wśród tysiącletnich ruin, przeciskający się przez gąszcz liści, kwiatów, gałęzi i pnączy, by nagle natknąć się na przejrzystą geometrię koła lub polerowanego narożnika; a potem wchodzi w jakieś zwyczajne, oświetlone słońcem drzwi, by w ciemnym wnętrzu ujrzeć nieoczekiwaną iskierkę ognia, błysk klejnotu, ledwie widoczny ruch kobiecej ręki.

Jak odróżnić fakt od legendy, prawdę od prawdy?

W powieści Rocannona powracają błękitne błyski klejnotu. Zacznijmy ją od tego:

8 Strefa Galaktyczna, N. 62: Fomalhaut II.

Istoty rozumne (gatunki poznane):

Gatunek I.

A. Gdemiar (l. pój. Gdem): Wysoce inteligentni, w pełni człekokształtni jaskiniowcy. Wzrost 120 – 135 cm., skóra jasna, włosy ciemne. W momencie kontaktu ci troglodyci posiadali wyraźnie rozwarstwione oligarchiczne społeczeństwo typu miejskiego, zmodyfikowane zjawiskiem kolonii telepatycznych, oraz technologicznie nastawioną kulturę okresu wczesnej stali.

Skok technologiczny do kultury przemysłowej, poziom C na skutek wypraw Ligi w latach 252 – 254. W r. 254 oligarchowie okręgu Kirien otrzymali automatyczny statek zapewniający połączenie z Nową Południową Georgią. Status C’.

B. Fiia (1. pój. Fian): Wysoce inteligentni, w pełni człekokształtni, tryb życia dzienny, śr. wys. ok. 130 cm. Wśród obserwowanych osobników przeważał typ jasnoskóry i jasnowłosy. Sporadyczne kontakty wskazywały na społeczeństwo typu osiadłej i koczowniczej wspólnoty, częściową telepatię kolonialną z pewnymi oznakami krótkodystansowej telekinezy. Rasa sprawia wrażenie antytechnologicznej, o minimalnych, płynnych wzorcach kulturowych. Kontakt bardzo utrudniony. Nie opodatkowani. Status E?

Gatunek II.

Liuar (1. pój. Liu): Wysoce inteligentni, człekokształtni, tryb życia nocny, śr. wys. ok. 170 cm. Mieszkają w grodach obronnych, społeczeństwo typu klanowego, technologia zablokowana na epoce brązu, kultura rycerska. Horyzontalny podział społeczeństwa na dwie pseudorasy: a) Olgyior – ludzie średni – jasnoskórzy i ciemnowłosi; b) Angyar – panowie – bardzo wysocy, ciemnoskórzy i jasnowłosi...

 

To ona – powiedział Rocannon spoglądając znad Małego Kieszonkowego Przewodnika po Istotach Rozumnych na bardzo wysoką, ciemnoskórą i jasnowłosą kobietę, która stała w głębi długiego korytarza muzeum. Stała nieruchomo, wyprostowana, w koronie złotych włosów, wpatrzona w gablotą.

Wokół niej kręciło się czterech niespokojnych brzydkich karłów.

Nie wiedziałem, że Fomalhaut II ma oprócz troglodytów tyle tych ludów – powiedział Ketho, Kurator.

Ja też. Tu są nawet wymienione „nie potwierdzone” gatunki, z którymi nie doszło do kontaktu. Czas chyba na jakąś gruntowniejszą ekspedycję do nich. Dobrze, że przynajmniej wiemy, kim ona jest.

Dużo bym dał, żeby się dowiedzieć, kim ona jest naprawdę...

 

Pochodziła ze starego rodu pierwszych królów angyarskich i mimo ubóstwa włosy jej błyszczały czystym, szczerym złotem jej dziedzictwa. Mali ludzie, Fiia, kłaniali się na jej widok, nawet, gdy jeszcze jako dziecko biegała boso po polach z jasną, płomienną kometą włosów rozjaśniającą mroczną atmosferę Kirien.

Była wciąż jeszcze bardzo młoda, kiedy Durhal z Hallan ujrzał ją, poprosił o jej rękę i zabrał ją ze zrujnowanych wieżyc i pełnych przeciągu komnat dzieciństwa do swego własnego wysokiego domu. W Hallan na zboczu góry też nie było wygód, choć zachowało się bogactwo. Okna nie miały szyb, kamienne podłogi były nagie; w zimnej porze roku można się było rano obudzić i ujrzeć długie języki nawianego w nocy śniegu pod każdym oknem. Młoda żona Durhala stawała wąskimi bosymi stopami na zaśnieżonej podłodze zaplatając pożar swoich włosów i śmiejąc się do młodego małżonka w srebrnym lustrze zdobiącym ścianę jej pokoju. To lustro i ślubna suknia jego matki wyszyta tysiącem drobniutkich kryształków stanowiły cały jego majątek. Niektórzy z pomniejszych krewniaków nadal posiadali całe skrzynie brokatowych szat, pozłacane meble, srebrne rzędy dla swoich wierzchowców, srebrem zdobione zbroje i miecze, drogie kamienie i biżuterię, na którą młoda małżonka Durhala zerkała z zazdrością, oglądając się za wysadzanym kamieniami diademem lub złotą broszą nawet, gdy jej właścicielka przystawała, by przepuścić Semley z szacunku dla jej urodzenia i pozycji męża.

Durhal i jego żona Semley zasiadali podczas Wielkiej Uczty na czwartym miejscu, tak blisko Pana na Hallan, że starzec często własnoręcznie nalewał wina Semley oraz rozmawiał o łowach ze swoim bratankiem i następcą Durhalem, spoglądając na młodą parę z ponurą, pozbawioną nadziei miłością. Nadzieja była wielką rzadkością wśród Angyarów z Hallan i całej Zachodniej Krainy od czasu, kiedy pojawili się Władcy Gwiazd ze swymi domami skaczącymi na kolumnach ognia i straszliwą bronią mogącą rozbijać góry. Naruszyli oni stare obyczaje czasów pokoju i czasów wojny i choć sumy były niewielkie, honor Angyarów cierpiał wielce, że musieli płacić podatki, daninę na wojnę, jaką Władcy Gwiazd mieli stoczyć z jakimś dziwnym wrogiem, gdzieś w pustych przestrzeniach między gwiazdami, kiedyś na końcu czasu. „To będzie także wasza wojna” mówili, ale już całe pokolenie Angyarów siedziało w daremnym wstydzie w swoich wielkich komnatach, patrząc, jak rdzewieją ich długie miecze, jak ich synowie dorastają nie zadawszy ciosu w bitwie, a córki wychodzą za biedaków lub nawet ludzi średnich, nie mając w posagu bogatego łupu godnego męża szlachetnego rodu. Pan na Hallan z zasępioną twarzą spoglądał na jasnowłosą parę słuchając ich śmiechu, kiedy pili cierpkie wino i weselili się w zimnej, zrujnowanej, okazałej fortecy swojej rasy.

Twarz Semley też twardniała, gdy rozglądała się po sali i widziała na miejscach znacznie poniżej swego, nawet daleko wśród mieszańców i ludzi średnich, na tle białej skóry i czarnych włosów lśnienia i blaski drogocennych kamieni. Ona nic nie wniosła mężowi w posagu, ani jednej srebrnej szpilki. Suknię z tysiącem kryształków schowała do skrzyni na ślub córki, jeżeli będą mieć córkę.

Miała córkę i nazwali ją Haldre, a kiedy jej mała brązowa główka porosła nieco już dłuższym włosem, zabłysło na niej szczere złoto, dziedzictwo wielkopańskich przodków, jedyne złoto, jakie kiedykolwiek będzie jej własnością...

Semley nie wspominała mężowi o tym, co jej doskwiera. Przy całej dobroci, jaką miał dla niej, Durhal w swojej dumie żywił tylko pogardę dla zawiści i dla próżnych zachcianek, a Semley bała się jego pogardy. Zdradziła się jednak przed siostrą Durhala Durossą.

Moja rodzina miała kiedyś wielki skarb – powiedziała. – Był to szczerozłoty naszyjnik z błękitnym kamieniem, to się chyba nazywa szafir, pośrodku.

Durossa potrząsnęła głową i uśmiechnęła się, również niepewna nazwy. Była późna ciepła pora, jak północni Angyarowie nazywają lato swego osiemsetdniowego roku, licząc cykl miesięcy na nowo od każdego zrównania, co Semley uważała za dziwaczny kalendarz, dobry chyba tylko dla średnich ludzi. Jej rodzina dożywała kresu, ale była starsza i miała czystszą krew niż wszystkie te rody z północno–zachodnich kresów, które zbyt często mieszały się z Olgyiorami. Siedziała z Durossą w słońcu na kamiennej ławie podokiennej, wysoko w Wielkiej Wieży, gdzie mieszkała starsza kobieta. Młodo owdowiała i bezdzietna, Durossą została po raz drugi zaślubiona panu na Hallan, swemu stryjowi. Ponieważ było to drugie małżeństwo dla nich obojga i byli spokrewnieni, Durossa nie miała tytułu pani na Hallan, który pewnego dnia otrzyma Semley, ale zasiadała ze starym panem na wysokim krześle i rządziła wraz z nim jego włościami. Starsza od swego brata Durhala, lubiła jego młodą żoną i uwielbiała ich jasnowłosą córeczkę Haldre.

Kupiono go – opowiadała Semley – za cały okup, który mój przodek Leynen dostał po zwycięstwie nad Księstwami Południa – pomyśl tylko, wszystkie pieniądze z całego królestwa za jeden klejnot! Na pewno zaćmiłby wszystkie klejnoty Hallan, nawet te kryształy jak jajka kooba, które nosi twoja kuzynka Issar. Był tak piękny, że dostał własne imię; nazywano go Oko Morza. Nosiła go moja prababka.

A ty nigdy go nie widziałaś? – spytała starsza kobieta leniwie, spoglądając w dół na zielone zbocza, gdzie długie lato wysyłało swoje gorące, wiecznie niespokojne wiatry na lasy i białe drogi ciągnące się hen, aż na brzeg morza.

Zaginął przed moim urodzeniem.

Nie, mój ojciec powiedział, że klejnot został ukradziony przed przybyciem Władców Gwiazd na nasze ziemie. Nie chciał mówić na ten temat, ale pewna stara kobieta ze średnich ludzi znająca mnóstwo opowieści powtarzała mi nieraz, że Fiia wiedzą, gdzie jest klejnot.

Ach, chciałabym zobaczyć tych Fiia! – westchnęła Durossą. – Tyle się o nich słyszy w pieśniach i opowieściach, dlaczego nigdy nie zaglądają w nasze strony?

Zbyt wysoko i zbyt chłodno zimą, jak sądzę. Oni lubią słoneczne doliny południa.

Czy są podobni do Gliniaków?

Gliniaków nigdy nie widziałam; trzymają się od nas z daleka tam, na południu. Podobno są nieforemni i biali jak ludzie średni. Fiia są piękni, wyglądają jak dzieci, tylko szczuplejsze i mądrzejsze. Tak, ciekawe, czy wiedzą gdzie jest naszyjnik, kto go ukradł i gdzie schował! Pomyśl, Durossa, gdybym tak mogła wejść do Wielkiej Sali Hallan i usiąść obok mojego męża z ceną królestwa na szyi, zaćmiłabym inne kobiety tak, jak on zaćmiewa wszystkich mężczyzn!

Durossa pochyliła głowę nad dzieckiem, które oglądało z zainteresowaniem swoje brązowe stopki siedząc na skórze między matką a ciotką. – Semley jest niemądra – szepnęła do dziecka. – Semley, która błyszczy jak spadająca gwiazda, Semley, której mąż nie kocha innego złota poza złotem jej włosów...

A Semley, zapatrzona ponad zielonymi wzgórzami w stronę dalekiego morza, milczała.

Minęła zimna pora i Władcy Gwiazd znowu przybyli po daninę na wojnę z końcem świata – tym razem używając jako tłumaczy pary karłowatych Gliniaków i obrażając w ten sposób wszystkich Angyarów do granic rebelii – potem minęła następna pora ciepła, Haldre wyrosła na uroczą, rozgadaną dziewuszkę i Semley przyniosła ją któregoś ranka do słonecznego pokoju Durossy w wieży. Semley miała na sobie stary błękitny płaszcz, jej włosy przykrywał kaptur.

Zaopiekuj się Haldre przez kilka dni – powiedziała szybko i spokojnie. – Jadę na południe do Kirien.

Chcesz odwiedzić ojca?

Chcę odnaleźć swoje dziedzictwo. Twoi kuzyni z Hagret pokpiwali z Durhala. Nawet ten mieszaniec Parna może mu dokuczać, bo jego żona, ta kluchowata, czarnowłosa flądra, ma aksamitną kapę na łoże, diamentowy kolczyk i trzy szaty, a żona Durhala musi chodzić w łatanej sukni.

Durhal jest dumny ze swojej żony, nie z jej sukien.

Ale Semley była niewzruszona.

Panowie Hallan stają się biedakami w swoim własnym zamku. Przywiozę swojemu panu posag godny moich przodków.

Semley! Czy Durhal wie, że wyjeżdżasz?

Mój powrót będzie szczęśliwy, to możesz mu powiedzieć – odparła młoda Semley wybuchając beztroskim śmiechem, potem schyliła się, żeby pocałować córkę, odwróciła się i zanim Durossa zdążyła się odezwać, znikła, jakby podmuch wiatru przemknął po zalanej słońcem kamiennej podłodze.

Zamężne kobiety angyarskie nie jeżdżą wierzchem dla zabawy i Semley nie opuszczała Hallan od czasu zamążpójścia, toteż teraz, sadowiąc się w wysokim siodle swojego wiatrogona poczuła się znowu jak panna, jak szalona dziewczyna, która na skrzydłach północnego wiatru ujeżdżała półdzikie wierzchowce nad polami Kirien. Zwierzą unoszące ją teraz ze wzgórz Hallan było szlachetniejszej krwi: pasiasta skóra ciasno obciągała puste, lekkie kości, zielone oczy mrużyły się od wiatru, lekkie ale potężne skrzydła biły powietrze po obu stronach Semley, na przemian odsłaniając i przesłaniając chmury nad głową i wzgórza pod stopami.

Na trzeci dzień rano przybyła do Kirien i stanęła na zrujnowanym dziedzińcu. Jej ojciec pił całą noc i tak jak dawniej poranne słońce wpadające przez dziurawy dach drażniło go, a widok córki rozdrażnił go jeszcze bardziej.

Po co wróciłaś? – warknął nie patrząc na nią zapuchniętymi oczami. Płomień jego włosów przygasł, siwe kosmyki wiły się na czaszce. – Czy młody Halla nie ożenił się z tobą i wracasz chyłkiem do domu?

Jestem żoną Durhala. Przyjechałam, żeby odzyskać mój posag, ojcze.

Stary pijak warknął z irytacją, ale Semley roześmiała się tak łagodnie, że krzywiąc się musiał znowu na nią spojrzeć.

Czy to prawda, ojcze, że Fiia ukradli naszyjnik Oko Morza?

Skąd mogę wiedzieć? Stare bajdy. Ta rzecz zginęła chyba przed moim urodzeniem. Lepiej bym się wcale nie rodził. Spytaj Fiia, jak chcesz wiedzieć. Idź do nich albo wracaj do męża, ale zostaw mnie w spokoju. Kirien nie jest miejscem dla kobiet, złota i innych takich rzeczy. Kirien jest skończone, to ruina, puste mury. Synowie Leynena nie żyją, a ich bogactwa znikły. Idź swoją drogą, dziewczyno.

Szary i spuchnięty jak pająk gnieżdżący się w ruinach poszedł niepewnym krokiem do piwnic, by ukryć się przed blaskiem dnia.

Prowadząc pasiastego wiatrogona z Hallan Semley opuściła swój dawny dom i zjechała ze stromego wzgórza, przez wieś średnich ludzi, którzy pozdrawiali ją z posępnym szacunkiem, wśród pól i pastwisk, gdzie pasły się ogromne, półdzikie herilory z podciętymi skrzydłami, aż do doliny zielonej jak malowana miska i wypełnionej po brzegi słonecznym blaskiem. W głębi doliny leżała wioska Fiia i kiedy Semley zsiadła ze swego wierzchowca, mali, drobni ludzie wybiegli ku niej ze swoich chat i ogrodów, i wśród śmiechu wołali cichymi, wysokimi głosami:

Witaj żono Halla, pani Kirien, ujeżdżająca wiatr piękna Semley!

Nazywali ją miłymi słowami i słuchała ich z przyjemnością nie zwracając uwagi na śmiech, bo śmiali się ze wszystkiego co mówili. Ona też tak robiła, mówiła i śmiała się. Stała wysoka, w długim błękitnym płaszczu wśród zamętu ich powitania.

Witajcie słoneczni Fiia, przyjaciele ludzi!

Zaprowadzili ją do wsi i zaprosili do jednego ze swoich przewiewnych domów, a wszędzie towarzyszyła im gromadka małych dzieci. Wiek dorosłego Fiana nie sposób określić, trudno ich w ogóle rozróżnić, a że krążyli nieustannie niczym ćmy wokół świecy, nie wiadomo było, czy mówi się do tego samego osobnika. Wydawało się jednak, że jeden z nich rozmawiał z Semley, podczas gdy inni karmili i głaskali jej wierzchowca oraz przynosili jej wodę do picia i naczynia z owocami z ich karłowatych sadów.

To nie Fiia ukradli naszyjnik panów Kirien! – krzyknął człowieczek. – Co Fiia robiliby ze złotem, pani? My mamy słońce w ciepłej porze, a w zimnej porze wspomnienie słońca, mamy złote owoce, złote liście przy zmianie pór, złote włosy naszej pani z Kirien; nie trzeba nam innego złota.

Więc to jakiś średni czło...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin