Henryk Sienkiewicz - Ogniem i mieczem - T2.txt

(759 KB) Pobierz
Aby rozpocz lektur, 
kliknij na taki przycisk 
ktry da ci peny dostp do spisu treci ksiki. 

Jeli chcesz poczy si z Portem Wydawniczym 
LITERATURA.NET.PL 
kliknij na logo poniej. 

, 

HENRYK SIENKIEWICZ


OGNIEM I MIECZEM


TOM II 


Tower Press 2000 

COPYRIGHT BY TOWER PRESS, GDASK 2000 


R OZ DZ IA I 

Pewnej pogodnej nocy, na prawym brzegu Waadynki posuwa si w kierunku Dniestru orszak jedcw 
zoony z kilkunastu ludzi. 

Szli bardzo wolno, prawie noga za nog. Na samym przedzie, o kilkadziesit krokw przed innymi, jechao 
dwch jakoby w przedniej stray, ale widocznie nie mieli adnego do straowania i czujnoci powodu, bo przez cay 
czas rozmawiali ze sob, zamiast dawa baczenie na okolic  i zatrzymujc co chwila konie, ogldali si na reszt 
orszaku, a wwczas jeden z nich woa: 

 Pomau tam! pomau!
I orszak zwalnia jeszcze kroku zaledwie posuwajc si naprzd.
Na koniec wysunwszy si zza wzgrza, ktre osaniao go swym cieniem, orszak w wszed na przestwr
oblany wiatem ksiyca i wtedy to mona byo zrozumie ostrono pochodu: oto w rodku karawany idce obok 

siebie dwa konie dwigay przywizan do siodeek koysk, w koysce za leaa jaka posta. 

Srebrne promienie owiecay blad jej twarz i zamknite oczy. 

Za koysk jechao dziesiciu zbrojnych. Po spisach bez proporcw mona w nich byo pozna Kozakw. 
Niektrzy prowadzili konie juczne, inni jechali luzem, ale o ile dwaj jadcy na przedzie zdawali si nie zwraca 
najmniejszej uwagi na okolic, o tyle ci ogldali si niespokojnie i trwoliwie na wszystkie strony. 

A jednak okolica zdawaa si by zupen pustyni. 

Cisz przeryway tylko uderzenia kopyt koskich i woanie jednego z dwch jadcych na przedzie jedcw, 

ktry od czasu do czasu powtarza sw przestrog: 

 Pomau! ostronie!
Na koniec zwrci si do swego towarzysza.
 Horpyna, daleko jeszcze?  spyta. 
Towarzysz, ktrego zwano Horpyn, a ktry w istocie by przebran po kozacku olbrzymi dziewk, popatrzy w 
gwiedziste niebo i odrzek: 

 Niedaleko. Bdziemy przed pnoc. Miniemy Wrae Uroczyszcze, miniemy Tatarski Rozg, a tam ju zaraz 
Czortowy Jar. Oj! le by tam przejeda po pnocku, nim kur zapieje. Mnie mona, ale wam le by byo, le!  
Pierwszy jedziec wzruszy ramionami. 
 Wiem ja  rzek  e tobie czort bratem, ale na czorta s sposoby. 
 Czort nie czort, a sposobu nie ma  odpara Horpyna.  eby ty, sokole, na caym wiecie schowania dla 
swojej kniaziwny szuka, to by ty lepszego nie znalaz. Ju i tdy nikt po pnocku nie przejdzie, chyba ze mn, a 
w jarze jeszcze ywy czowiek nogi nie postawi. Chce kto wrby, to przed jarem stoi i czeka, pki nie wyjd. Nie 
bj ty si. Nie przyjd tam ani Lachy, ani Tatary, ani nikt, nikt. Czortowy Jar straszny, sam zobaczysz. 
 Niech sobie bdzie straszny, a ja mwi, e przyjd, ile razy zechc. 
 Byle w dzie przychodzi. 
 Kiedy zechc. A stanie czort w poprzek, to za rogi wezm. 
 Ech, Bohun! Bohun! 
 Ej, Docwna, Docwna! ty si o mnie nie troszcz. Wemie mnie czort czy nie wemie, to nie twoja sprawa, 
ale to ci powiadam: rad ty sobie ze swoimi czortami, jak chcesz, byle na kniaziwn bieda nie przysza, bo jeli jej 
si co stanie, to ciebie z moich rk ni czorty, ni upiory nie wydr. 
 Raz mnie ju topili, jeszcze jak my nad Donem z bratem mieszkali, drugi raz ju mi w Jampolu mistrz gow 
goli, a dlatego mi nic. Ale to inna rzecz. Ja z przyjani dla ciebie bd jej strzega, by jej i wos na gowie od 
duchw nie spad, a przed ludmi u mnie bezpieczna. Ju ci si ona nie wymknie. 
 A ty, sowo! jeli tak mwisz, to czemu ty mnie wrya na bied, czemu ty mi hukaa nad uchem: Lach przy 
niej! Lach przy niej!? 


 To nie ja mwia, to duchy. Ale si moe zmienio. Jutro ci powr na wodzie w kole myskim. Na wodzie 
wszystko dobrze wida, jeno trzeba dugo patrzy. Sam zobaczysz. Ale ty wcieky pies: powiedzie ci prawd, to 
si sierdzisz i za obuch apiesz... 
Rozmowa urwaa si, sycha byo tylko uderzenia kopyt o kamienie i jakie gosy dochodzce od strony rzeki, 

podobne do sykania konikw polnych. 

Bohun nie zwrci najmniejszej uwagi na owe gosy, ktre jednak wrd nocy mogy dziwi  podnis twarz ku 
ksiycowi i zamyli si gboko. 

 Horpyna  rzek po chwili. 
 Czego? 
 Ty czarownica, ty musisz wiedzie: czy prawda, e jest takie ziele, e jak si go kto napije, to musi pokocha? 
Lubystka czy jak? 

 Lubystka. Ale na twoj bied nic i lubystka nie poradzi. Jeliby kniaziwna innego nie kochaa, to tylko da jej 
si napi, ale jeli kocha, to wiesz, co si stanie? 
 Co? 
 To jeszcze bardziej tego innego pokocha. 
 Przepadnije ty ze swoj lubystk! Umiesz ty le wry, a poradzi nie umiesz. 
 To suchaj: znam ja inne ziele, co w ziemi ronie. Kto si go napije, dwa dni i dwie noce jak pie ley, o 
wiecie nie wie. Tego ja jej ziela dam  a potem... 
Kozak zatrzs si na siodle i utkwi w czarownicy swe wiecce w ciemnoci oczy. 

 Co ty kraczesz?  spyta. 
 Taj hodi!  zawoaa wiedma i wybuchna ogromnym, podobnym do renia klaczy, miechem.
miech w rozleg si zowrogim echem w rozpadlinach jarw.
 Suko!  rzek wataka.
Po czym oczy jego gasy stopniowo, popada znw w zamylenie, na koniec pocz mwi, jakby sam do siebie:
 Nie, nie! Kiedy my Bar brali, ja pierwszy wpad do klasztoru, by jej przed pijanicami broni i eb strzaska 
kademu, kto by si jej dotkn, a ona si noem pchna  i teraz o boym wiecie nie wie. Dotkn jej rk, to si 
znw pchnie albo do rzeki skoczy, nie upilnujesz, nieszczsny! 
 Ty w duszy Lach, nie Kozak, kiedy po kozacku nie chcesz dziewczyny zniewoli... 
 eby ja by Lach!  zawoa Bohun  eby ja by Lach!
I za czapk obu rkoma si chwyci, bo jego samego bl chwyci.
 Musiaa ci urzec ta Laszka  mrukna Horpyna. 
 Ej, chyba urzeka!  odrzek aonie.  Niechby mnie pierwsza kula nie mina, niechbym na palu sobacze 
ycie skoczy... Jednej ja chc na wiecie i ta jedna mnie nie chce! 
 Durny!  zawoaa z gniewem Horpyna  to ty j masz! 
 Stule ty pysk!  zawoa z wciekoci Kozak.  A jak si ona zabije, to co? ciebie rozerw, siebie rozerw, 
eb o kamie rozbij, ludzi bd gryz jak pies! Ja by dusz za ni odda, saw kozack odda, uciekby za Jahorlik 
hen! od pukw za wiat, aby z ni, z ni y, przy niej zdycha... Ot, co! A ona si noem pchna. I przez kogo? 
przeze mnie! Noem si pchna! syszysz? 
 Nic jej nie bdzie. Nie umrze. 
 Jakby umara, to ja by ciebie wiekami do drzwi przybi. 
 Mocy ty adnej nad ni nie masz. 
 Nie mam, nie mam. Ja by wola, eby ona mnie noem pchna; niechby i zabia, byoby lepiej. 
 Gupia Laszka. Ot by po dobrej woli przyhoubia si do ciebie. Gdzie lepszego znajdzie? 
 Spraw ty to, a ja ci garnek dukatw nasypi, a pere drugi. My w Barze wzili upu niemao i przedtem brali. 
 Ty bogaty jak knia Jarema  i sawny. Ciebie, mwi, sam Krzywonos si boi.
Kozak rk machn. 
 Co mnie z tego, koy serdcie boyt... 
I znowu zapado milczenie. Brzeg rzeki stawa si coraz dzikszy, pustszy. Biae wiato ksiyca nadawao 
fantastyczne ksztaty drzewom i skaom. Na koniec Horpyna rzeka: 

 Tu Wrae Uroczyszcze. Trzeba razem jecha. 
 Czemu? 
 Tu niedobrze. 
Zatrzymali konie i po chwili orszak idcy z tyu zczy si z nimi.
Bohun wspi si na strzemionach i zajrza w koysk.


 Spyt?  spyta. 
 Spyt  odpowiedzia stary Kozak  sodko jak detyna. 
 Ja jej na sen daa  odrzeka wiedma. 
 Pomau, ostorono  mwi Bohun wlepiajc oczy w upion  szczoby wy jej nie rozbudyy. Misiac jej prosto 
w yczko zahladaje, serdeku mojemu. 
 Tycho wityt, ne rozbudyt  szepn jeden z moojcw. 
I orszak ruszy dalej. Wkrtce przybyli nad Wrae Uroczyszcze. Byo to wzgrze lece tu przy rzece, niskie i 
obe, jak leca na ziemi okrga tarcza. Ksiyc zalewa je zupenie wiatem, rozwiecajc biae, porozrzucane po 


caej jego przestrzeni kamienie. Gdzieniegdzie leay one pojedynczo, gdzieniegdzie tworzyy kupy, jakoby szcztki 
jakich budowli, zburzonych zamkw i kociow. Miejscami sterczay pyty kamienne pozasadzane kocem w 
ziemi na ksztat nagrobkw na cmentarzyskach. Cae wzgrze podobne byo do jednego wielkiego rumowiska. I 
moe niegdy, dawno, za czasw Jagieowych, krzewio si tu ycie ludzkie; dzi wzgrze owo i caa okolica, a po 
Raszkw, bya guch pustyni, w ktrej gniedzi si tylko dziki zwierz, a nocami duchy przeklte odprawiay 

swoje korowody. 

Jako zaledwie orszak wspi si do poowy wysokoci wzgrza, trwajcy dotychczas lekki powiew zmieni si 
w prawdziwy wicher, ktry pocz oblatywa wzgrze z jakim pospnym, zowrbnym wistem, i wwczas 
moojcom wydao si, e midzy owymi rumowiskami odzywaj si jakie cikie westchnienia, jakby wychodzce 
z ugniecionych piersi, jakie aosne jki, jakie miechy, pacze i kwilenia dzieci. Cae wzgrze poczo si 
oywia, woa rnymi gosami. Zza kamieni zdaway si wyglda wysokie, ciemne postacie; cienie dziwacznych 
ksztatw przelizgiway si cicho midzy gazami; w dali, w pomroce byskay jakie wiateka podobne do oczu 
wilczych; na koniec z drugiego koca wzgrza, spomidzy najgstszych kup i zawalisk, ozwao si niskie, gardowe 
wycie, ktremu zawtroway zaraz inne. 

 Siromachy?  szepn mody Kozak zwracajc si do starego esaua. 
 Nie, to upiory  odpowiedzia esau jeszcze ciszej. 
 O! Hospody pomyuj!  zawoali z przeraeniem inni zdejmujc czapki i egnajc si pobonie. 
Konie poczy tuli uszy i chrapa. Horpyna jadca na czele orszaku mruczaa pgosem niezrozumiae sowa, 
jak gdyby pacierz diabelski. Dopiero gdy przybyli na drugi kraniec wzgrza, odwrcia si i rze...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin