Sugier Darek - Miłość i wolność poza ciałem.pdf

(630 KB) Pobierz
322833543 UNPDF
SPIS TREŚCI
I. ZAMIAST WSTĘPU
II. JAK TO SIĘ ZACZĘŁO
III. PIERWSZE WYJŚCIA
IV. DOWODY
V. KOLEJNE WYPRAWY
VI. POSZUKIWANIA ZMARŁYCH
VII. NA TROPIE ODPOWIEDZI
VIII. SEKSUALNOŚĆ W POZA
IX. CIEMNE STRONY JAŹNI
X. NIEOCZEKIWANE ODKRYCIE. Ideał
XI. NIEFIZYCZNI PRZYJACIELE.
XII. OPERACJE I ZABIEGI
XIII. KOLEJNA WOLNOŚĆ – PARK
XIV. ODDANIE STERU
XV. DALEKA ESKAPADA
XVI. NAJDALSZA PODRÓŻ
XVII. DLACZEGO PISZĘ
XVIII. PODSUMOWANIE EKSPLORACJI
A. NAUKA DOSTRAJANIA
B. GRY EMOCJONALNO-MYŚLOWE
PYTANIA I ODPOWIEDZI
Z OSTATNIEJ CHWILI
SŁOWNIK
Dziękuję
Niefizycznym Przyjaciołom za MIŁOŚĆ
Robertowi Monroe, pionierowi i kartografowi Niefizycznego Świata za mapy i drogowskazy
pozwalające odnaleźć drogę do DOMU
Anthony'emu de Mello za odprogramowanie umysłu z fałszywych przekonań
Wszystkim którzy utrudniali powstanie tej książki
Dzięki nim nabierałem siły do pracy
W oczach ich mogłem dojrzeć własne odbicie
Dedykuję LUDZKOŚCI
Epilog/Prolog
Planeta od tysięcy lat zasnuta czarnymi chmurami
Nie ma światła panuje wieczna noc chłód
Mieszkańcy rodzą się umierają w ciemnościach zimnie
Najstarszy praprzodek nie widział światła nie czuł ciepła
Mają mętne chłodne oczy grubą skórę ślepi niewrażliwi
Jako dominujący gatunek zagospodarowali całą planetę
Żyją w pasożytniczych związkach emocjonalnych grach
Nie chodzą głodni a zabijają się nawzajem o jedzenie
Specjalne technologie utrzymują panujący stan rzeczy
Środki masowej informacji podają sugestie hipnotyczne
Nowonarodzonym nakłada się maski daje role znieczula
System bazuje na uśmiercaniu nonkomformistów
Na czele strumienia pędzącego do Nikąd stoi Nicość
Jeden z mieszkańców rozpoczął nadawanie sygnału
obudź się Obudź Się OBUDŹ SIĘ
I
ZAMIAST WSTĘPU
Leżę na materacu w sypialni. Na lewym nadgarstku czuję czyjś uścisk. Jest to delikatna, Kobieca
Dłoń. Chwilę się zastanawiam, co mam robić. W momencie, kiedy kończę tę myśl, Kobieta zaczyna
mnie ciągnąć w swoją stronę. Jakby intuicyjnie przeczuwam, że w tej chwili powinienem się rozluźnić.
Tak też robię. Tajemnicza Osoba, chociaż Jej nie widzę, tylko czuję, jest mi skądś znajoma. Nie mogę
sobie jednak przypomnieć skąd. Wyraźnie czuj ę promieniującą od Niej Miłość. Jest po to, żeby służyć
mi pomocą, wsparciem, opieką... OK nie będę wnikał, kim Ona jest, przecież wiem, że mnie Kocha. A
to chyba najważniejsze. Poddaję się ufnie, a Ona z większą siłą wyciąga mnie... Wyciąga mnie?! No
tak! Ja opuszczam ciało! Cholera, czy nic mi się nie stanie?
Chodź Dareczku chodź
Jestem przy Tobie
oznajmia najpiękniejszy Kobiecy Głos, jaki kiedykolwiek usłyszałem. Ponownie rozluźniam się.
Koncentrując uwagę na wyciągającej mnie Sile, stopniowo wypływam na zewnątrz, nagle zatrzymuję
się.
Co to takiego? Mam przyklejoną prawą stopę i nie mogę jej oderwać. Reakcja Kobiety jest
natychmiastowa. Mocniej ściska mój nadgarstek i silniej ciągnie do siebie. Jednak stopa nawet nie
drgnie. Nagle... czuję pod nią narastające Ciśnienie, puchnącą poduszkę powietrzną. Coś wypycha
moją stopę na zewnątrz. Zaraz, zaraz! Tam Ktoś jest! Tak! To drugi Przyjaciel! Przyszedł mi z
pomocą! Dziękuję, dziękuję! Po chwili noga jest uwolniona. Nie tylko noga, ale i ja cały. Przeszywa
mnie potężne uczucie Wolności, lekkości, nieskrępowania...
Kobieta wciąż mnie holuje. Przenikam przez ścianę sypialni, wypływam na korytarz, bez problemu
pokonuj ę drzwi sąsiadów, nie otwierając ich. Czuję się jak nowonarodzone dziecko w nieznanym,
obcym środowisku. Mam oczy i usta szeroko otwarte ze zdziwienia i zachwytu. Prędkość powoli
narasta. Przelatuję przez łazienkę. Mijam świeżo uprane i wywieszone na sznurkach ubrania, w rogu
leżą spinacze... Zbliżam się do ostatniej ściany w bloku. Tak, czuję, że to ostatnia ściana. A co dalej?
Co za nią zobaczę? Pojawia się obawa przed nieznanym. W tym momencie, prędkość z jaką jestem
holowany, gwałtownie narasta. Z potężnym przyspieszeniem zbliżam się do ściany. Tuż przed nią
czuję, jak Kobieta zwalnia uścisk z nadgarstka, tym samym uwalniam się z Jej Holu i samodzielnie
wlatuję w ścianę. A cóż to za gruby mur? Zwykła ściana w bloku jest o wiele cieńsza. Ta ma dobre
parę metrów. Zbudowana jest z dziwnej struktury. Przypomina to... gumę a trochę ciasto. Tak!
Naelektryzowane Gumo-Ciasto. OK! Jestem już na zewnątrz, jeszcze tylko nogi. Trzask! Co to było?
Coś mi strzeliło w stopach, zupełnie jakbym się od czegoś odczepił. Przez ten mur wytraciłem trochę
prędkość. A niech go tam! Co za widok! Piękny wąwóz porośnięty nieznaną mi roślinnością, coś na
kształt kosodrzewiny, wrzosu, wysokich traw. Boże, ja lecę! Ja umiem latać! Co za Wolność! Jak
cudownie! Jak pięknie!... Zaraz, zaraz, coś mi tu nie gra. Właściwie, to dlaczego lecę nad tą dziwną
Krainą? Przecież skoro opuściłem ciało, to powinienem znajdować się nad osiedlem, nad miastem.
Powinienem widzieć bloki, alejki z pieszymi i ulice z samochodami. A tu nic takiego. Dlaczego?
Gdzieś w oddali, po lewej stronie tuż za linią Horyzontu słyszę dziwny szum. Przypomina
rozbiegówkę z płyty winylowej. Trochę w nim trzasków, pyknięć... Co to takiego? Wsłuchuję się. Szum
narasta i zbliża się w moją stronę. Powoli, w miarę jak się mu przysłuchuję, zamienia się w
mamrotanie, które po chwili wlatuje w sam środek mojej głowy i słyszę wyraźnie słowa. Kobiece,
piękne, aksamitne słowa oznajmiają mi:
Sam stworzyłeś ten Obszar
Wydał Ci się bardziej atrakcyjny
Niż lot nad blokami
Boże! To Prawda! Faktycznie! Ogarnia mnie nagłe zrozumienie...Uświadomienie... Wielkie
Uświadomienie... Wytracam prędkość i pułap. Łagodnie ląduję na tej dziwnej roślinności, którą, jak
przed chwilą się dowiedziałem, sam stworzyłem. Wybucham płaczem. Łkam jak dziecko. Łzy ciurkiem
spływają mi po policzkach. Nie mogę opanować płaczu. Cały się trzęsę i chlipię. Płaczę ze szczęścia,
ale też i z rozpaczy. Ze szczęścia, dlatego, że właśnie doświadczam bycia w Świecie Niefizycznym,
że udało mi się wyjść z ciała, że istnieje Inny Świat poza fizycznym, że mam tu Przyjaciół, którzy
naprawdę mnie Kochają, że tak naprawdę to nigdy nie umrę, lecz umrze jedynie ciało, że jestem
nieśmiertelny, Wolny... A z rozpaczy, ponieważ Świat, w którym się znalazłem daleko odbiega od
moich oczekiwań, jakie wpoiło mi chrześcijaństwo. Nie ma tu nieba, ani piekła, nie ma też Jezusa ani
też szatana. Nie mogę się w ogóle w tym połapać. Mam żal do kultury, w której wyrosłem, do
społeczeństwa, do duchownych, że karmiony przez lata byłem kłamstwami, po prostu kłamstwami.
Jestem jednocześnie niewymiernie szczęśliwy, że doświadczyłem Prawdy, jaka by ona nie była, ale to
zawsze Prawda.
Siedzę skulony z oczami zasłoniętymi dłońmi, jakbym wstydził się swojego płaczu. No bo taki duży
i płacze! Ale nie mogę się opanować, coś we mnie pękło i wylewa się ze Izami... szczęście i rozpacz...
radość i żal... Skrajne uczucia przenikają się wzajemnie, wypełniają mnie całego, miotają mną...
Po chwili, lub też po całej wieczności, czuję jak robi mi się coraz cieplej. Skostniałe z emocji ciało
powoli się ogrzewa, zwłaszcza zziębnięte palce rąk. Już się nie trzęsę, przestaję łkać. Co takiego
mnie otula? O jejku! Jak mi gorąco w dłonie! A właściwie, to po co je trzymam na oczach? Nie ma już
potrzeby zasłaniać łez, bo już nie płaczę. Odchylam dłonie i widzę BIAŁĄ KULĘ ŚWIATŁA. Gapię się
na Nią i z osłupienia rozdziawiam buzię. Kula posiada świadomość. Wciąż emituje w moim kierunku
Energię. Teraz Jej natężenie wzrasta. Rozpoznaję Ją. To MIŁOŚĆ, najczystsza MIŁOŚĆ... O Boże! W
Energii zawarta jest Przyjaźń, Troska, Współczucie, Solidarność, Jedność, Empatia, Braterstwo,
Opieka, Równość... Potężna Energia MIŁOŚCI wpływa we mnie, przenika mnie, kąpię się w Jej
strumieniu. Kula daje mi Ją bez cienia protekcjonizmu ze swojej strony, zupełnie jakbyśmy byli sobie
równi. On/Ona taka Wielka, a ja taki mały, mimo to tworzymy Jedność. Boże! Zaraz eksploduję!
Przyjacielu, nie mam już miejsca! Co za Ekstaza! Muszę już odejść, bo...bo... zaczynam się cały
trząść, drgać... Hop! Unoszę się pod sufitem w sypialni. Jestem niesamowicie rozgrzany. Cały pokój
spowity jest w Energii, którą emituję. Czuję, że wracam do ciała, ale powrót nie może zajść zbyt
szybko. Wcześniej muszę oddać trochę Ciepła, MIŁOŚCI... Łagodnie opadam na dół i wytracam
temperaturę. Jest to jedyny sposób, by się przyłączy ć, by wejść w ciało. Trwa to dobrą chwilę. Powoli
włączają się zmysły fizyczne...
Jestem w ciele. Wszystko doskonale pamiętam. Mam wielką potrzebę przytulić się do kogoś i dać
mu to, co przed chwilą otrzymałem od Przyjaciela – Kuli – MIŁOŚĆ, Wielką MIŁOŚĆ. Wychodzę z
sypialni, idę do żony i córeczki. Przytulam się do nich, mówię im, że tak bardzo je kocham...
Przeznaczenie
Gdańskie wybrzeże 1945
Na ziemię upada sosnowe nasienie
Przykrywa je czas mijają lata
Pod okazałym drzewem kobieta mężczyzna
Wyznają sobie Miłość łączą się w Jedność
Przykrywa ich czas mijają lata
W szpitalu płacze nowonarodzone dziecię
Za oknem wiatr gra na igłach wielkiej choiny
Przykrywa to czas mijają lata
Wielka sosna zwala się na ziemię
W rękach człowieka przesiąknięta żywiczną wonią
Książka
II
JAK TO SIĘ ZACZĘŁO
Dziecięce halucynacje w gorączce
Kiedy byłem małym dzieckiem, często przechodziłem choroby z wysoką temperaturą, podczas
których miewałem dziwne halucynacje. Majaczyłem. Pamiętam to jak dziś...
Leżę przykryty grubą pierzyną. W pokoju panuje mrok. Obok łóżka po lewej stronie siedzi matka,
opiekuje się mną. Co pewien czas dociera do mnie jej zniekształcony głos. Raz jest ledwo słyszalnym
szeptem, za chwilę przeobraża się w donośny głos. Staje się echem dobiegającym z końca potężnej
hali, po chwili jest cichutki, skryty tuż za uchem, by zamienić się w ryk trąbiony prosto w ucho.
Pierzyna, którą jestem przykryty, rośnie na moich oczach, staje się wielka, przeogromna, wypełnia
cały pokój i nagle gwałtownie kurczy się do rozmiarów zwykłej kołdry, dalej zmniejsza się do wielkości
prześcieradła, papieru, folii, już, już ma znikać, ale ponownie eksploduje i wypełnia cały pokój.
Podniebienie, które głaskam językiem, raz jest wypukłe, a za chwilę wklęsłe. Oddech cichy, ledwie
słyszalny po chwili staje się głośnym sapaniem...
Nad ranem, gdy gorączka spadała, opowiadałem ojcu o tym, co mi się przytrafiło, co widziałem,
czułem i słyszałem. Rodzice uspokajali mnie, mówiąc, że to był tylko zły sen.
Dzisiaj wiem, że nie był to zwykły sen, ani też halucynacja, którą można by było zignorować.
Wielokrotnie gościłem w tym Obszarze. Najczęściej działo się to przypadkowo. Po pewnym czasie, by
jakoś zaakceptować i dopuścić do świadomości, nazwałem go Obszarem Antagonizmów.
Zatrucie pokarmowe i ponowna wizyta
Muszę się w tym miejscu przyznać do mojej słabości. Otóż lubię dobrze zjeść. Jestem smakoszem.
Największa ochota na dobre jedzenie nachodzi mnie najczęściej wieczorem. Bardzo często zdarza się
i tak, że jadam tuż przed snem. Wiem, że to niezdrowe, ale sprawia mi to ogromną przyjemność.
Zupełnie jakbym nocą miał bardziej wyostrzony smak. Toteż, od czasu do czasu, przy trafiają mi się
delikatne perturbacje żołądkowe.
Tak też było i tym razem. Naszła mnie ochota na spaghetti, więc zrobiłem sobie ucztę,
nawsuwałem się do syta i poszedłem spać. Jak się później okazało, to dzięki niestrawności udało mi
się dostroić do Odmiennych Rzeczywistości, odzyskać świadomość po Drugiej Stronie.
Budzę się w dziwnym, niezidentyfikowanym miejscu. Nic nie widzę, nic nie słyszę. Ściślej mówiąc,
nie ma tu niczego do oglądania, ani słuchania. Mam za to doskonale rozwinięty zmysł czucia. Jestem j
ed-nąz nieskończenie wielu kulek. Są nas miliardy. Ściśle do siebie przylegamy. Każdy z nas jest
indywidualnością, odmienną, niepowtarzalną jednostką. Jednak w gromadzie tworzymy Jedność,
jesteśmy Jednym, Wielkim Organizmem. Przyjaciele Kulki, są dookoła mnie. Czuję ich na grzbiecie,
brzuchu, dłoniach, nogach, w tych miejscach, gdzie się stykają z moją powierzchnią. Co pewien czas
dochodzi do mnie... Co to takiego? Jakieś upomnienie, sygnał. Nie mam pojęcia, co to. Trwa zabawa,
wolę oddać się zabawie. Gra polega na przekazywaniu sobie wzajemnie drgań, wibracji. Nie ma
punktów, bo i po co? Chodzi o miłe spędzenie czasu, rekreację. Teraz moja kolej. Chwytam wibrację,
a dokładniej zaczynam sam ją emitować. Cały drżę i rosnę, puchnę, rozprężam się. Staję się coraz
większy i większy, przeogromny. W miarę jak to się dzieje, na powierzchni styku mojego ciała,
zaczynam odczuwać coraz większą ilość Przyjaciół Kulek. Rozpycham się na boki i czuję, jak
otaczają mnie coraz większe Ich ilości. To jest nas aż tak dużo?! Biliony Kulek otaczają mnie ze
wszystkich stron. Teraz zmniejszam drgania, obkurczam się, wracam, a ciśnienie otaczających mnie
Kulek Przyjaciół zwiększa się. Napierają na mnie ze wszystkich stron. Tym samym pomagają mi się
skurczyć. Staję się coraz mniejszy i mniejszy... Mijam startowy rozmiar, wielkość, od której zacząłem
zabawę, l jeszcze mniejszy, malutki... Jestem ociupinką, a dookoła mnie, tylko kilku Przyjaciół Kulek.
Trzech, dwóch... Czuj ę jednego, tylko jednego, potężnego giganta. Cóż to za uporczywy sygnał?
Znów się odzywa? Przechwytuje mnie, oddalam się od Przyjaciół, czuję wyraźny ruch, prędkość,
cofanie, lecę do tyłu. Sygnał jest coraz wyraźniejszy. Już wiem, co to takiego, to mdłości. Jakie
mdłości, co to za uczucie? Aha, płynące z ciała. No tak, przecież mam ciało fizyczne, zupełnie
zapomniałem. Przyspieszenie narasta, z pędem umiejscawiam się w ciele. Zrywam się na równe nogi,
by nie zabrudzić pościeli, biegnę do ubikacji i wymiotuję.
Przemęczenie psychofizyczne i wibracje
W wieku 18 lat pojechałem na OHP. Organizowany był na Węgrzech, pod Budapesztem.
Pracowałem po kilkanaście godzin na dobę w suchym, gorącym klimacie przy zrywaniu owoców i
załadunku. Racje pokarmowe były drastycznie ograniczone. Byliśmy zakwaterowani po kilkanaście
osób w jednej sali, na piętrowych łóżkach. O ciszy nocnej można było zapomnieć. Względny spokój
panował dopiero po 1:00 w nocy. Pobudka była o 6:00 nad ranem. Pięć godzin snu dla mnie
osobiście, przyzwyczajonego do dziewięciu godzin na dobę, było stanowczo za mało. Krótko mówiąc,
istnie spartańskie warunki.
Po tygodniu zacząłem odczuwać silne przemęczenie psychofizyczne. Ponadto zaczęły się dziać ze
mną dziwne rzeczy. Gdy kładłem się spać, po dosłownie kilku minutach cały się trząsłem, a kiedy
próbowałem wstać lub wykonać najmniejszy chociażby ruch, wówczas napotykałem na opór, potężne
unieruchomienie. Dopiero po dobrych kilku minutach walki z tym dziwnym zjawiskiem, udawało mi się
poruszyć ciałem, bądź też zasnąć. Niepokoiło mnie to, nie miałem pojęcia, co to takiego. Byłem
przekonany, że zachorowałem na epilepsję. Uczucie bycia w drgawkach przypominało włożenie głowy
do transformatora. W uszach słyszałem buczenie lub też dzwonienie elektrycznych dzwonków.
Cholera jasna, co to takiego? – Myślałem.
Pewnego wieczoru poprosiłem kolegę śpiącego obok, by bacznie mi się przyglądał, gdy będę
zapadał w sen. Nie mówiłem mu nic o mojej nowej przypadłości. O tym, że czuję, jak cały się telepię, a
w głowie brzęczą mi dzwonki. Miał po prostu tylko mnie obserwować.
– I co? Widziałeś coś? – Zapytałem po kilku minutach, gdy udało mi się ocknąć z elektrycznego
szoku. – A co niby takiego? – Odpowiedział zdziwiony.
– Nie ruszałem się?
– A skąd!
– Nie trząsłem się?
– Co ty gadasz? Leżałeś nieruchomo jak zabity!
To dopiero miałem zabitego klina. Ciało się nie ruszało, a ja wyraźnie czułem, że cały dygoczą. No
i ten dziwny dźwięk w głowie. A może koleś coś przeoczył?
Po powrocie z OHP-u stan wibracji wciąż się utrzymywał. Powtórzyłem więc eksperyment.
Poprosiłem moją dziewczynę – obecną żonę – żeby mi towarzyszyła. Miała za zadanie dokładnie mnie
obserwować, gdy położę się i będę próbował zdrzemnąć. Wibracje były tak silne, że aby się z nich
uwolnić, walczyłem dobrych parę minut. Przynajmniej wydawało mi się, że tyle upłynęło czasu. Mało
tego, by szybciej się ocknąć, stukałem nogą o nogę i ocierałem jedną o drugą. Zupełnie jak wisielec.
Gdy wreszcie się uwolniłem z wibracji, zapytałem Agnieszkę, czy coś widziała. Odparła, że leżałem
najspokojniej w świecie na łóżku. Była bacznym obserwatorem. Powiedziała, że nawet gałki oczne
pod powiekami były nieruchome. Wyglądałem, jakbym spał kamiennym snem.Po kilku tygodniach
zregenerowałem siły. Wysypiałem się i nie chodziłem głodny. Ku mojemu zadowoleniu dziwne
wibracje znikły.
Rozpłynięcie się podczas medytacji
Swojego czasu interesowałem się wschodnimi sztukami walki. Po prostu naoglądałem się za dużo
filmów o Brucc Lee, Vandamie i Nico. Wydaje mi się, że każdy nastolatek przechodzi przez tego typu
cielęcy wiek. Zapisałem się na lekcje Kick-Boxingu i zacięcie trenowałem. Chciałem być taki dobry, jak
moi idole ze szklanego ekranu, no może trochę lepszy. Jednak miałem pewien problem. Nie chodziło
tylko o moją kiepską koordynację ruchową, ale przede wszystkim o to, że byłem zbyt sztywny. Moim
marzeniem stało się być tak rozciągniętym, by móc usiąść w szpagacie. No, a wtedy wszystkie
dziewczyny moje. Co to był za szalony wiek! Zapisałem się więc dodatkowo na lekcje Jogi. Hatha-
Joga kojarzyła mi się z hindusem, człowiekiem-gumą, który wykonuje dziwaczne pozycje. To jest to! –
Pomyślałem. Regularnie uczestniczyłem w zajęciach. Nie mogłem tylko zrozumieć celu siedzenia w
kuckach i mruczenia czegoś, co oni nazywali mantrą. Cała ta medytacja była dla mnie strasznie
nudna. Jako nastolatek, obdarzony silnym temperamentem, nie mogłem usiedzieć bez ruchu w
jednym miejscu.
Pewnego dnia został zaproszony na zajęcia jakiś guru. Wypisz wymaluj hindus z filmów Tony
Halika. Potrzebował tłumacza, by się z nami komunikować. Mówił coś o Kryshnie, Ramie, Karmie i
temu podobnych rzeczach. Zupełnie mnie to nie interesowało. Na koniec zaproponował proste
ćwiczenie relaksacyjne. Polegało ono na kolejnym napinaniu i rozluźnianiu mięśni, członków ciała.
Wraz z innymi adeptami leżałem na plecach, słuchając kolejnych komunikatów guru. Ten facet coś w
sobie miał. Nie rozumiałem bezpośrednio jego dziwacznego języka, jedynie przez tłumacza, ale dało
się odczuć w jego głosie siłę, charyzmą. Niczym za dotknięciem różdżki, czułem jak rozpuszczają się
kolejne fragmenty mojego ciała: stopy, golenie, uda, dłonie, ramiona, tułów... Na końcu
zakomunikował, bym zrelaksował mięśnie karku, twarzy, oczu... Poprosił, bym jeszcze bardziej się
rozluźnił. Nagle poczułem, że staję się punktem i opadam na dno czaszki. Łagodnie spłynąłem gdzieś
w rejon potylicy i tak trwałem dobrą chwilę. Było mi bardzo przyjemnie. Zupełnie straciłem poczucie
czasu i miejsca. Jednak byłem wciąż w pełni świadomy, nie spałem. Po kilku komunikatach wróciłem
do normalnego stanu. Pytano nas o wrażenia. Nic nie odpowiedziałem. Nie chciałem się wyrywać.
Wolałem zachować to dla siebie. Zresztą onieśmielało mnie liczne grono ludzi.
Doświadczenie w narkozie
Mijały lata. Z roku na rok zaczęła nasilać mi się alergia. Wcześniej jakoś mi nie przeszkadzała, nie
miała takiego natężenia. Po prostu trochę kichałem na początku lata i nic poza tym. Po pewnym
czasie, okazało się, że mam również chore zatoki. Niemalże przez okrągły rok chodziłem zakatarzony.
Postanowiłem coś z tym zrobić. Udałem się do laryngologa. Ten zajrzał w nozdrza i natychmiast
postawił diagnozę – deviatio septi nosi. Miałem skrzywioną przegrodę, która uciskała na śluzówki i
powodowała ich obrzęk. Pamiątka po bójce ze szkoły średniej. Dla pewności udałem się do innego
lekarza. Jego diagnoza brzmiała identycznie. Z racji medycznego wykształcenia – ukończyłem
studium medyczne – wiedziałem, co nieco na ten temat. Czekała mnie operacja czyli zabieg w
znieczuleniu ogólnym, narkozie.
Wielokrotnie na zajęciach praktycznych asystowałem anestezjologowi podczas tego typu
zabiegów. Miałem trochę pojęcia o anestetykach i ich działaniu, ewentualnych powikłaniach
pooperacyjnych, no i wreszcie o tym, że mogę się nie obudzić. Jak to się ładnie nazywa “zejść". Wcale
mnie to nie przerażało. Może zabrzmi to dziwnie, ale tak naprawdę bardziej bałem się żyć. Gdzieś
głęboko we mnie zakorzeniony jest ból istnienia. Jakże byłoby wspaniale nie być, nie istnieć... Tak
Zgłoś jeśli naruszono regulamin