Boy-Żeleński Tadeusz - Nasi okupanci.pdf

(432 KB) Pobierz
903221406.001.png
Ta lektura , podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fun-
TADEUSZ BOY-ŻELEŃSKI
Nasi okupanci
Każdemu prawie w Polsce dziś wiadomo, że zjawił się Antychryst, noszący miano Tadeusz
Żeleński, a pseudonim Boy. Wyklinają go z ambon, wypisują o nim niestworzone rzeczy
w różnych mniej lub więcej świątobliwych pismach i pisemkach. Ba, kiedy ów Boy chce
wygłosić odczyt, bodaj o poecie sprzed pięciu wieków, urządza się całe krucjaty, aby nie
dopuścić do tego zgorszenia. Równocześnie oaica a w Krakowie odprawia zbiorowe
modły „o nawrócenie się Boya”. (Autentyczne!).
Skąd się to wszystko wzięło? Z paru moich wystąpień w prasie. Antyreligijnych,
bezbożnych? Ani trochę. W tych sprawach w ogóle nie zabieram głosu; raczej skłon-
ny jestem powiedzieć z dobrym Villonem: „…chudziak ja ubogi — nie mnie rozprawiać
tak podniosło — niech o tym sądzą teologi — to kaznodziei jest rzemiosło…”. Poszło
o sprawy świeckie. Bardzo nad tym boleję; ale cóż począć, że gdziekolwiek wyłoni się
paląca kwestia, w której ludzie głowią się i radzą, co czynić, aby na świecie było trochę
lżej i trochę jaśniej, natychmiast wysuwa się złowroga czarna ręka i rozlega się grzmiący
głos: „Nie pozwalamy! Nie wolno wam nic zmienić, nic poprawić. Wszystko musi zostać
po dawnemu; niczego tknąć nie pozwolimy w gmachu ciemnoty i ucisku. Ktokolwiek
chciałby ulżyć doli człowieka na ziemi, sprzeciwia się prawu Boga, sprzeciwia się woli
bożej”.
Nie mogę w to uwierzyć. Mimo całego autorytetu tych specjalistów od interpreto-
wania życzeń Stwórcy wszechrzeczy, nie mogę uwierzyć, aby wola boża miała być zawsze
i wszędzie układna wobec bogaczy, a bezlitosna dla biedaków; aby osłaniała swym płasz-
czem kłamstwo, okrucieństwo i chciwość. To musi być jakieś nieporozumienie. Obawiam
się, że nawet modły kakoskic pa — mimo że skądinąd tak wiele krakowskim paniom
zawdzięczam — nie sprawią, abym w to uwierzył.
Zebrałem tedy tutaj inkryminowane artykuły, aby ułatwić ogółowi rozpatrzenie się
w tym doniosłym przez swą treść zatargu. Daję je umyślnie bez zmian, tak jak były pisane¹,
choćby nawet przez wzgląd na aktualność wymagały dziś pewnych przeobrażeń.
Niech ludzie dobrej woli czytają i sądzą.
Warszawa, w kwietniu .
Spośród prac, które zyskały mi trochę cichego uznania, a dużo głośnych oburzeń, naj-
więcej hałasu wywołała mała książeczka pt. iic konssoski . Miała kilka wydań,
zrodziła powódź artykułów, enuncjacji. Dostąpiła — wiem to poufnie — tego zaszczytu,
że zainteresował się nią Watykan. Byłem tym wszystkim trochę zdziwiony. Bo przecież
książeczka ta nie zawierała absolutnie nic, o czym by nie wiedzieli wszyscy; o czym by,
mówiąc trywialnie, wróble nie świergotały na dachach. Stwierdziła, że wbrew wszelkim
dogmatom i kanonom istnieją — pod mianem unieważnień małżeństwa — najautentycz-
niejsze katolickie rozwody, ale dostępne jedynie najzamożniejszym: cenzus majątkowy to
ich jedyny istotny warunek, poza tym wszystkie trudności można obejść i usunąć. Że ist-
nieje cała armia adwokatów tzw. konsystorskich, którzy z niewyczerpaną pomysłowością
¹ ian ak ak pisan — Materiał polemiczny znajdzie czytelnik na końcu w pisac . [przypis
autorski]
903221406.002.png 903221406.003.png
 
inscenizują te małe komedyjki. Dostarczają fałszywych świadków, aranżują krzywoprzy-
sięstwa, płodzą usłużne świadectwa lekarskie, z mężatek i matek dzieciom robią paten-
towane dziewice, z najnormalniejszych kobiet rzekome lesbijki i uczą je zeznawać w tym
duchu; słowem, kruczków i sposobów mają moc, oczywiście wszystko podług taksy, i to
słonej.
To dla wybranych. Średniacy mają inny sposób: zmienić wiarę. Zmiana wiary dla ce-
lów rozwodowych stała się czymś najpotoczniejszym. Dyskutuje się ją na zimno w kan-
celarii adwokata w kosztorysie, ile że jest znacznie tańsza od rozwodu czysto katolickiego
i o wiele szybsza.
Są wszakże ludzie, których mierzi to, aby tak ważne i poważne sprawy nie mogły
być załatwiane inaczej niż szwindlem. „Prawo nie może zmuszać obywatela do kłamstwa”
— pisał w dyskusji o ustawodawstwie małżeńskim prof. Wł. L. Jaworski, gorliwy ka-
tolik. Cytowałem wypadek pewnego dostojnika państwowego, który, sam katolik, syna
dał ochrzcić w kościele ewangelickim, „iżby mógł przejść przez życie jako uczciwy czło-
wiek”. Rzecz staje się szczególnie rażąca, gdy chodzi o wybitne jednostki, o dygnitarzy,
których fałsz ściga nawet po śmierci i przy których trumnie odbywają się gorszące sceny
oszukańczych rewindykacji religii, którą porzucili.
To jest zatem niejako pisa i ua kasa rozwodów. Ale i ta druga jest kosztowna,
byle kto sobie na nią nie może pozwolić. ci kasi nie ma co mówić. Tu reguluje
sprawy małżeńskie na wsi często arszenik i siekiera, w mieście załatwia się to na dziko,
po prostu porzuceniem, konkubinatem, bez żadnej ochrony kobiety i dziecka.
Notowałem dalej, że załatwianie rozwodów przez zmianę wiary nie obywa się bez
chaosu prawnego. Katolik, który weźmie w kościele protestanckim ślub z protestantką —
a ileż dziś takich ślubów! — może w swoim konsystorzu uzyskać rozwiązanie małżeństwa
bez najmniejszych trudności, wręcz bez zawiadomienia drugiej strony — nawet w razie
istnienia dzieci! — przy czym sądy państwowe, terroryzowane przez sądy arcybiskupie,
raz taki rozwód i jego cywilne następstwa uznają, innym razem nie, jak się zdarzy. Z dnia
na dzień kobieta może się dowiedzieć, że została na bruku, z dziećmi, bez męża i bez
ochrony prawnej.
I rzecz osobliwa: raz po raz pojawia się pełne namaszczenia orędzie dowodzące, że
wszystko powinno zostać tak jak jest i że wszelka zmiana w tych gorszących i zohydza-
jących samą religię stosunkach byłaby naruszeniem „podstaw społeczeństwa i rodziny”!
A przecież w tej części Polski, która uchodzi za najtrwalszą opokę religii i rodziny —
w b. zaborze pruskim — istnieje rozdział ustawodawstwa cywilnego od kościelnego.
W Królestwie Polskim śluby wyłącznie kościelne są instytucją narzuconą swego czasu
przez Rosję, wbrew tradycjom kodeksu napoleońskiego i wbrew woli społeczeństwa.
Rzecz prosta, że te czynniki, które mają za zadanie zaprowadzić w budującej się nowej
Polsce ład i praworządność, nie mogły — mimo całej kurtuazji dla sfer duchownych —
podzielić tego stanowiska i uznać, że chaos, szalbierstwo i przywilej bogaczy mają wciąż
pozostać jedyną normą prawną regulującą konflikty życia małżeńskiego. Wiadomo było
od dawna, że nasza komisja kodyfikacyjna pracuje nad nowym ustawodawstwem małżeń-
skim. Prace te otaczała komisja aż nazbyt głęboką tajemnicą, tak bardzo rzecz wydawała
się drażliwa. Szeptano sobie, że podobno nawet prace te są od dawna ukończone; że pro-
jekt — od kilku lat gotowy — przeszedłszy potrójny filtr redakcji, spoczywa w biurku
ministra sprawiedliwości, zagwożdżony tam wpływami czynników, które udaremniają
normalny bieg tej ustawy. O treści ustawy również chodziły tylko głuche wieści, ponie-
waż komisja postanowiła, że ani jeden egzemplarz projektu nie wyjdzie poza jej biuro.
W końcu sytuacja zaczęła być skandaliczna. Można się było słusznie zapytać, kto
właściwie w Polsce rządzi? Wreszcie po kilku latach komisja kodyfikacyjna zdecydowała
się przerwać tę konspirację. W najbliższych dniach² główny twórca ustawy małżeńskiej,
prof. Lutostański, ma ją przedstawić i skomentować w „stałej delegacji zrzeszeń i insty-
tucji prawniczych”, po czym — jak słychać — projekt ma być rozesłany odpowiednim
czynnikom i skierowany na właściwą drogę.
I znowuż jak w tylu sprawach, jak wówczas, gdy chodziło o nowy kodeks karny, trzeba
się dziwić bierności, z jaką społeczeństwo oczekuje, co — bez jego udziału — zdecyduje
² naisc niac — Pisane w październiku r. . [przypis autorski]
- Nasi okupanci
ktoś o jego losie i w czym potem bezradnie tkwić będą całe pokolenia. Tutaj bierność
ta jest jeszcze bardziej uderzająca. Nie każdy siedzi w kryminale (choćby skądinąd na to
zasłużył), ale każdy — czy prawie każdy — się żeni. I ani się kto spyta, jaka ta ustawa
będzie, ani co się z nią dzieje!
Otóż skusiło mnie popełnić tutaj niedyskrecję. Odsłonię wam rąbek tego, o co nie-
bawem rozpoczną się zapewne zacięte boje. A może wcale się nie rozpoczną, może znów
ktoś potrafi ukręcić temu kark w ciszy gabinetu? W każdym razie, niech się ludziska do-
wiedzą, co o nich postanowiła nasza komisja kodyfikacyjna i jakie główne punkty zawiera
projekt nowej ustawy małżeńskiej, ustawy — powiedzmy to od razu — rozumnej i od-
ważnej, mimo iż z pewnością poszczególne jej punkty, rzucone w grono mężczyzn lub
kobiet, nastręczyłyby tematu do dyskusji co najmniej tyle, co niedawno grana w teatrze
Noa uoa aska Bernarda Shaw. Ileż tematów dla dramatu czy komedii kryje
bodaj ten arcypostępowy artykuł rozdziału o narzeczeństwie:
Art. . Jeżeli narzeczony, z którym niewiasta zaszła w ciążę, umarł lub bez słuszne-
go powodu odstąpił od zaręczyn, albo dał narzeczonej słuszny powód do odstąpienia,
narzeczona może żądać przyznania jej od narzeczonego lub jego spadkobierców praw
majątkowych na równi z żoną rozłączoną z winy męża.
Miałbym tu pokusę się wtrącić… Ale nie; celem mego felietonu nie jest dyskutowanie
ustawy, ale po prostu poinformowanie czytelników o jej treści i brzmieniu.
Główny punkt zainteresowania skupia się na artykułach wprowadzających zdecydo-
wanie śluby cywilne, z tym wszakże, że ślub kościelny może w zupełności ślub cywilny
zastąpić i że wówczas nie ma już obowiązku brania podwójnego ślubu. Oto dotyczące
paragra:
Art. . Po dopełnieniu czynności przedwstępnych przed właściwym urzędnikiem
stanu cywilnego, narzeczeni mogą zawrzeć ślub, składając przed urzędnikiem stanu cy-
wilnego ao p uspas zgodne oświadczenie w przytomności dwóch świadków,
że zawierają dozgonny związek małżeński.
Art. . Ślub może być zawarty przed którymkolwiek urzędnikiem stanu cywilne-
go Rzeczypospolitej Polskiej albo przed duszpasterzem uznanego w Polsce wyznania, do
którego należy jedno z narzeczonych.
Art. . Ślub przed duszpasterzem ma skutek cywilny na równi ze ślubem zawartym
przed urzędnikiem stanu cywilnego, o ile przedstawiono protokół urzędnikowi stanu
cywilnego celem sporządzenia aktu małżeńskiego.
Artykuły te uzupełnia ok usa o akac sanu cino , który stanowi:
Art. . Duszpasterz, przed którym zawarto ślub, sporządza protokół ślubu w  eg-
zemplarzach, w księdze protokółów ślubu. Wszystkie  jednobrzmiące egzemplarze pod-
pisują nowożeńcy, świadkowie oraz duszpasterz.
Jeden egzemplarz protokółu wydaje duszpasterz zaraz nowożeńcom celem złożenia
go urzędnikowi stanu cywilnego miejsca zawarcia ślubu; drugi egzemplarz sam przesyła
temuż urzędnikowi stanu cywilnego; trzeci, grzbietowy, zachowuje u siebie.
Pomysłowy ten sposób, dzięki któremu ślub kościelny staje się niejako automatycznie
ślubem cywilnym, miał na celu uszanowanie uczuć religijnych, które mogłaby razić ko-
nieczność dopełniania ślubu dwa razy, cywilnie i kościelnie. Tymczasem, rzecz znamien-
na, właśnie ten kompromisowy pomysł stał się kamieniem obrazy i najwięcej podobno
natyka się na sprzeciw w sferach duchownych. Woleliby raczej osobne śluby cywilne niż
ten proceder, w którym akt ślubu z podpisem księdza może się stać później punktem
wyjścia ewentualnego postępowania rozwodowego.
W rozdziale o małżeństwie zwracają uwagę artykuły stanowiące zupełną równość praw
i obowiązków obojga małżonków:
Art. . Każdy z małżonków obowiązany jest przyczyniać się wedle swej możności do
ponoszenia ciężarów utrzymania rodziny.
Art. . Żona może obok nazwiska męża zatrzymać rodowe, jeżeli to zastrzeże w akcie
małżeństwa.
Art. . Mąż i żona mają równe prawa i równe obowiązki wobec dzieci.
Art. . Mąż i żona wspólnie sprawują władzę rodzicielską. W razie niezgodności
rozstrzyga ewentualnie sąd.
- Nasi okupanci
Daleko odbiegliśmy od tak niedawnej jeszcze przysięgi „posłuszeństwa”!
Przechodzimy do kapitalnego punktu, jakim jest rozdział ocni i o , tu bo-
wiem mieści się istotny sens małżeństwa cywilnego. Nie tylko projekt ustawy przewiduje
rozwód, ale czyni rozróżnienie między stadłami, które mają dzieci, a które ich nie mają.
Dla małżeństwa bezdzietnego wystarczy po prostu zgodna wola obu stron, oczywiście
przy odpowiednim — aż nadto długim! — czasie trwania postępowania rozwodowego:
Art. . Małżonkowie w wieku powyżej  lat, niemający wspólnie małoletniego
potomstwa, zdolni do działań prawnych, mogą za zobopólną zgodą po  latach trwania
małżeństwa, wystąpić do sądu z prośbą o rozłączenie (separację) bez podania powodów.
Art.  i . Sąd wezwie ich i po wyjaśnieniu prawnych skutków spyta, czy trwają
w zamiarze: jeżeli tak, postanowi rozłączenie na rok jeden i orzeknie po wysłuchaniu
wniosków małżonków w sprawie ich zamieszkania oraz ciężarów utrzymania.
Art. . Jeżeli po roku potwierdzą to, sąd orzeknie rozłączenie na czas nieograniczony,
nie uznając winy żadnego z małżonków.
Po trzech latach, ewentualnie wedle uznania sądu wcześniej, rozłączenie to może
przejść w rozwód, anulujący zupełnie małżeństwo.
Inaczej przedstawia się rzecz tam, gdzie są dzieci: tu już do rozłączenia trzeba powo-
dów.
Art.  określa szereg punktów, w razie których sąd może postanowić rozłączenie
na żądanie jednego z małżonków, jeżeli uzna, że wzgląd na dobro małoletnich dzieci nie
stoi temu na przeszkodzie, oraz jeżeli stwierdzi trwały rozkład pożycia. Powodami takimi
są: cudzołóstwo (w pewnych określonych warunkach), opuszczenie, odmowa środków
utrzymania, więzienie wyżej lat pięciu lub hańbiące przestępstwo, życie rozwiązłe, zajęcie
hańbiące, pijaństwo i narkomania, weneryczne choroby w stadium zaraźliwym, umysłowa
choroba, niemoc płciowa bez względu na czas jej powstania. (Nie można powoływać się
na niemoc płciową osoby, która przekroczyła  rok życia, oraz osób, które od  lat
pozostają w związkach małżeńskich).
Art. . Sąd orzeka rozłączenie na czas nieograniczony i ustala, czy i która ze stron
ponosi winę.
Art. . Małżonkowie rozłączeni nie mogą wstępować w nowy związek za życia drugiej
połowy.
Art. . Domniemanie ojcostwa nie ma zastosowania względem dziecka poczętego
podczas rozłączenia małżonków.
Art. . Po upływie  lat od uznania małżeństwa za rozłączone, sąd na żądanie jednego
z małżonków orzeknie zamianę rozłączenia na rozwód, przez co małżeństwo ustaje.
Sąd może, na żądanie drugiego małżonka, odmówić zamiany na rozwód, jeżeli uzna,
że dobro małoletnich dzieci stoi temu na przeszkodzie.
Sąd, na żądanie osoby rozłączonej wyrokiem prawomocnym, może ze względu na
okoliczności sprawy skrócić powyższy termin  lat wedle uznania.
Art. . Osoba rozwiedziona może wstąpić w nowy związek małżeński.
Art. . Żona wraca do nazwiska panieńskiego; jeżeli ma małoletnie dzieci nazwiska
męża, sąd może jej przyznać zachowanie nazwiska nabytego przez małżeństwo.
Oto najbardziej zasadnicze postanowienia nowej ustawy małżeńskiej. Kilkanaście ar-
tykułów, a jakiż olbrzymi krok na drodze uczciwości i prawdy. Czyn tym godniejszy
uznania, że tutaj, jak i w swoich innych pracach, komisja kodyfikacyjna wyprzedza nie-
jako nasze społeczeństwo. Zamiast znaleźć poparcie w jego głosach, w jego żądaniach,
pracuje wśród powszechnej bierności, wlecze ze sobą ogół niezdolny do myślenia o sobie.
Aby to sobie uprzytomnić, wystarczy zwrócić uwagę na jedną okoliczność. Nową
ustawą małżeńską powinny by się przede wszystkim interesować kobiety. Wszelka usta-
wa małżeńska jest — poza ochroną dziecka — ochroną kobiety; chodzi o to, czy dobrze
spełnia zadanie. Bo o ile wedle litery kodeksu oboje małżonkowie stanowią równorzędne
jednostki, o tyle w życiu jakże inną linią biegnie życie kobiety a mężczyzny, jakże od-
mienne są tego życia warunki, szanse i fluktuacje. O ileż głębiej wszystko, co dotyczy
małżeństwa wrzyna się w życie kobiety. I uderzyło mnie jedno: w komisji, która układa-
ła ten projekt, nie ma — oczywiście! — ani jednej kobiety: czy przynajmniej zasięgano
opinii kobiety w charakterze bodaj rzeczoznawcy? Prawda, że ta ustawa to jest rama ogól-
- Nasi okupanci
Zgłoś jeśli naruszono regulamin