Medeiros Teresa - Cisza.pdf

(1080 KB) Pobierz
3869310 UNPDF
3869310.001.png
TERESA MEDEIROS
Przełożyła
Maciejka Mazan
DC
Wydawnictwo Da Capo
Warszawa
3869310.002.png
Tytuł oryginału
CHARMINC; PRINCK
opwighi <- 1999 hy Teresa Me.tein
Redakcja
Kr>stynu Borowiecka
Ilustracja na okładce
Robert Pawlicki
Dla Irwyna Applebauma za niezachwianą wia­
rę w pisarki i nieustanne upodobanie dla lite­
ratury kobiecej.
Dla pań: Meriweather, Silvey, Truitt, War­
ren, Brown, Sharon. Wadę Holder, panny Almy
Ferguson, panów Fieldem, Johnsona, Jenta,
pani Brendy Watson, pani Pat Mickel, pana
Darrisa Snodgrassa, pana Teda Parrisha, pan­
ny Mary Hart Finley, pani Amandy White,
pana Roberta Adkinsa, pani Lisy DiPasąuale,
pani Becky Griffin, pana Davida Schuermera.
pani Patricii Ramsden, Melissy Bregenz.er
i wszystkich nauczycieli, którzy potrafią za­
szczepić swoim uczniom zamiłowanie do nauki
i czytania, a zwłaszcza dla pana Ernie go Da-
visa, który niegdyś dal mi troję zamiast dwójki,
ponieważ, obiecałam, że nigdy więcej nie będę
się zajmować trygonometrią, i który wypowie­
dział nieśmiertelne słowa: ,,Złe ksiciżki nie
istnieją. Niektóre są tylko lepsze od innych".
Opracowanie grafic/ne okładki
Sławomir Skrvśkicwic/
For the Poiish translation
Cop_\rigbt f; 2001 h_\ Wydawnictwo Da Capo
For the Poiish edilion
Copyright •<" 2001 b\ Wydawnictwo Da Capo
ISBN 83-7157-443 6
Dla Michaela. Bóg obdarował mnie w tym
życiu wieloma błogosławieństwami, ale nigdy
tak szczodrze jak w dniu, w którym mnie po­
kochałeś.
Druk i oprawa: Drukarnia Wydawnicza
im. W. L. Anczyca S.A., Kraków. Zam. 81/01
Con
Prolog
Anglia, 1347 r.
Lady Willow z Bedlington czekała na tę chwilę przez
całe życie. Mocno ściskała dłoń papy i przestępowała
z jednej nóżki na drugą, tak przejęta, że nie była pewna,
czy się nie zmoczy.
Wreszcie, po sześciu latach marzeń i modlitw, miała
dostać zupełnie własną, prawdziwą mamusię.
Zerknęła ukradkiem na papę. Był przystojny jak sam król
Edward; stał na dziedzińcu ich zamku, wysoki i smukły,
ubrany w tunikę i spiętą pasem szkarłatną opończę. Opończa
była wytarta, a pochwa miecza odrapana, ale przed chwilą,
zanim rozległy się fanfary, obwieszczające przybycie panny
młodej, Willow wdrapała się mu na kolana i starannie
uczesała jego rudozłotą brodę.
- Papo... - wyszeptała, gdy czekali, aż powóz z orszakiem
rycerzy wtoczy się na wzgórze.
- Tak, księżniczko? - spytał, pochylając się ku niej.
- Będziesz kochał lady Blanche tak jak mamusię?
- Żadnej kobiety nie pokocham tak, jak miłowałem
twoją mamę.
Ścisnęła jego dłoń, poruszona słodko-gorzkim wyrazem
7
TI:RI:SA
MEDEIROS
CISZA
jego twarzy. Odpowiedział mrugnięciem, które miało być
żartobliwe.
- Ale król będzie zadowolony, jeśli pojmę za żonę
szlachetną wdowę, lady Blanche. Jej małżonek zginął w tej
samej bitwie, w której okaleczono mi rękę. Ona potrzebuje
dobrze urodzonego męża, ja szczodrego posagu, który da
jej król. - Machnął ręką. - Pomyśl, jak cudownie będzie
znowu cieszyć się łaskami króla. Już nigdy nie będzie ci
burczeć w brzuszku. Na naszych stołach co wieczór znajdzie
się świeża dziczyzna. Nie będziemy musieli wyprzedawać
skarbów twojej matki. Dochody z lasów Blanche wystarczą,
by nasza szkatuła znów się wypełniła!
Willow udała, że się cieszy, choć lasy ani szkatuła wcale
jej nie obchodziły. Miała tylko nadzieję, że lady Blanche
tęskni za córeczką tak samo. jak ona tęskniła za mamusią.
Już nie będzie musiała się nudzić samiutka w zamku, jak
wtedy, gdy papa wyjeżdżał na całe miesiące, by zalecać się
do lady Blanche.
Ta tęsknota za matką była jedyną tajemnicą, jaką miała
przed ojcem. Właściwie była zadowolona, że jest ukochaną
córeczką papy. Lubiła cerować jego zniszczone stroje.
Lubiła go ganić, kiedy wychodził na śnieżycę bez opończy,
a kiedy wracał, całowała go w zlodowaciałą brodę. Lubiła,
kiedy nazywał ją księżniczką i burzył jej ciemne loki. Nie
przeszkadzało jej skromne jadło, jeśli tylko mogła zasypiać
w jego ramionach, gdy czytał jej przypowieści z ręcznie
spisanej Biblii, niegdyś należącej do mamy. Tylko tej księgi
papa nie zgodził się sprzedać.
Ale dopiero gdy siadała przed kominkiem, a zamkowe
psy układały się przy niej, przychodziło jej do głowy, że
bardzo chciałaby mieć mamę, która głaskałaby ją po głowie
i usypiała kołysanką.
Znowu pociągnęła ojca za rękę.
- Czy lady Blanche mnie pokocha?
- Oczywiście, maleńka. Jak mogłaby nie pokochać mojej
małej księżniczki?
Ale tym razem nie spojrzał na nią. Ścisnął jej rączkę tak,
że prawie zabolało.
Zaniepokojona Willow wygładziła wolną ręką wełnianą
spódniczkę. Sama uszyła sobie kaftanik z resztek ma­
teriału z sukni matki. Pracowała przy płomyku świeczki
tak długo, aż oczy zaczynały ją piec, a pokłute palce
krwawiły. Miała nadzieję, że nowa mamusia doceni jej
kunszt; wokół dekoltu wyhaftowała nawet różyczki. Choć
wiatr wiejący z doliny pachniał już śniegiem, wolała
dygotać z zimna, niż ukryć swoje dzieło pod wytartą
peleryną.
Uniosła dumnie głowę, na przekór wszystkiemu. Papa
miał oczywiście rację. Czy można jej nie kochać?
Ale gdy wspaniały biały powóz wtoczył się z turkotem
na zwodzony most, a wraz z nim pojawił się zastęp zbrojnych
rycerzy, panika ścisnęła jej serce. A jeśli lady Blanche nie
zachwyci się jej sukienką? Jeśli nie zachwyci się nią?
Powóz zatrzymał się na dziedzińcu. Willow stała z otwartą
buzią, chłonąc w zdumieniu widok wspaniałych zasłon
z haftowanego adamaszku oraz złoconych kół. Sześć śnież­
nobiałych rumaków stukało kopytami i potrząsało grzywami
splecionymi w warkoczyki. Dzwoneczki przy uprzęży dźwię­
czały ostro i tryumfalnie.
Papa pochylił się ku niej.
- Lady Blanche ma dla ciebie cudowną niespodziankę.
Drzwi powozu otworzyły się ze skrzypnięciem. Willow
wstrzymała oddech; z zachwytem patrzyła na wdzięczny
ruch odsłoniętej kostki, mignięcie rękawa, obszytego sobo-
8
9
Zgłoś jeśli naruszono regulamin