Switchknife - Motyl.doc

(39 KB) Pobierz
Tytuł oryginału: Butterfly (Motyl)

Tytuł oryginału: Butterfly (Motyl)
Autor: switchknife
Link do oryginału: Butterfly
Zgoda: brak kontaktu z autorem
Tłumaczenie: Gobuss & Ariel Lindt
Beta: Kaczalka & like_water
Rating: NC-17




Motyl (Butterfly)



Szeleszczący odgłos zsuwanego krawatu Harry'ego, poluzowanego palcami Snape'a, brzmi nieznośnie głośno w panującej wokół ciszy. Harry nie potrafi zdobyć się na odwagę, aby otworzyć oczy. Tak właśnie odbywa się to za każdym razem, dokładnie za każdym razem, kiedy udaje, że go tu nie ma, że nie jest podniecony, że to nie Snape mu to robi. Że to nie oddech Snape'a delikatnie porusza włoski na jego karku, że to nie gorące ciało Snape'a przyciska się do niego od tyłu i otacza go, otulając szorstką szatą, która szumi wokół niego, niczym skrzydła kruka. Pióra. Tak właśnie się to odbywa, ponieważ Harry nie potrafi tego zakończyć. To nigdy nie był jego pomysł ani jego wina. Nie prosił Mistrza Eliksirów, żeby zainicjował tę grę, kiedy rozpoczął się trzeci rok jego nauki w Hogwarcie. Harry nie prosił Snape'a, by podczas szlabanów patrzył na niego w taki sposób, iż wszystkie jego myśli pochłaniał ogień i zamieniał je w kupkę popiołu... by przysuwał się tak blisko podczas warzenia eliksiru lub czyszczenia kociołka. Nie prosił Mistrza Eliksirów o przelotne dotknięcia, które sprawiały, że robiło mu się ciepło i czuł się tak, jakby miał gorączkę. Harry nie prosił o przedłużanie tych dotknięć, nie prosił o palce wbijające się mocno w jego biodro... pazury... kiedy druga ręka odpinała guziki jego koszuli i wślizgiwała się pod nią, albo poruszała łagodnie na twardniejącej wypukłości w jego spodniach. Harry nie prosił o żadną z tych rzeczy, więc to nie jest jego wina... Kiedy zamyka oczy i liczy, to prawie jak gra w chowanego, ponieważ liczenie pomaga mu zapomnieć, pomaga mu udawać, że go tu nie ma, pomaga mu nie dojść zbyt szybko.

Harry oddycha szybko przez nos - świszczące, napięte wdechy i wydechy powietrza, w którym jest za mało tlenu, które zdaje się tracić świeżość. Kropelki potu spływają po jego ciele, czuje mrowienie na karku i plecach, kiedy Snape w końcu zsuwa jego krawat i pozwala mu opaść na podłogę. Czuje gorączkowy żar i gorzką żółć, jakby w każdej chwili mógł po prostu pochylić się i zwymiotować... jednak wciąż stoi nieruchomo, jak posąg, nie odsuwając się, ale jednocześnie nie potrafiąc rozluźnić się w ramionach Snape'a. Wciąż nie otwiera oczu, nie widząc niczego poza ciemnością, rozświetlaną ognistą czerwienią. Doskonale wie, jak musi wyglądać twarz Snape'a - zaabsorbowana, oczy zamknięte tak, jak oczy Harry'ego... pełna czci - wyraz tak dziwny na twarzy kogoś, kto nie ma czci dla nikogo i niczego. Harry to wie, ponieważ widział ten wyraz na twarzy Snape'a podczas tych rzadkich chwil, kiedy otwierał oczy i spoglądał za siebie... i to takie dziwne uczucie widzieć na jego twarzy to osobliwe uwielbienie. Palce mężczyzny stają się jednocześnie łagodnie-ostrożne i drżąco-rozpalone, kiedy w końcu muskają jasną skórę na jego szyi. Harry wciąga powietrze i zagryza wargę, gdy palce zatrzymują się tam, jakby sprawdzały jego puls - niczym uzdrowiciel badający oznaki życia - i westchnienie satysfakcji, które Harry słyszy, owiewające jego ucho ciepłym oddechem, musi oznaczać, że jego przyspieszone tętno potwierdza prawdziwość tego życia.

Szaty szeleszczą po raz kolejny, kiedy druga ręka Snape'a owija się ostrożnie wokół niego, niemal z uczuciem. Taka troska ze strony mężczyzny, który w ciągu dnia oblewa go jadem? Snape nic nie mówi, zupełnie nic, i jakaś część Harry'ego zdaje sobie sprawę z tego, że mężczyzna również udaje, ponieważ powiedzenie czegokolwiek uczyni ten akt prawdziwym. Uczyni to czymś, czym nie powinno się stać, uczyni to czymś, na co obaj będą musieli odpowiedzieć. Żaden z nich nie otwiera oczu ani ust - lepiej widzieć jak najmniej, mówić jak najmniej - i kiedy dłoń Snape'a muska wypukłe wzniesienie w jego kroczu, biodra Harry’ego gwałtownie wysuwają się do przodu, a jego twarz płonie z bezsilnego wstydu - nienawidząc swoich reakcji - podczas, gdy dłoń Snape'a w końcu odpina rozgrzany guzik i wślizguje się w jego spodnie.

Jak zadziwiająco wrażliwe i delikatne stają się jego uda pod dotykiem szorstkich palców Snape'a... ale mężczyzna zsuwa jego dżinsy tylko nieznacznie, pozwalając im opaść do kolan, lecz powstrzymuje je przed dalszym zsuwaniem, całym swoim ciałem napierając na niego od tyłu. Uwięziony tutaj, rozpalony i duszący się, czuje się jak motyl, słaby i wyczerpany, trzepoczący, trzepoczący, kiedy Snape głaszcze jego drżące skrzydła. Kolekcjoner motyli. Wygłodniały. Dotknij mnie, proszę, dotknij mnie, umysł Harry'ego krzyczy bezwolnie, ale to śmieszne, ponieważ Snape dotyka go... tylko nie tam, gdzie on tego pragnie. Ale mężczyzna w jakiś sposób zdaje się słyszeć jego prośbę, ponieważ szorstkie palce odnajdują jego penisa i w odpowiedzi na ich pierwszy, ciepły dotyk, Harry łamie się i rozpuszcza, niczym kość wychodząca ze stawu, z oślepiającą eksplozją bólu i ognia. Słyszy siebie, skomlącego żałośnie przez zaciśnięte zęby - Wypuść mnie, wypuść mnie, ale Snape nie robi tego, chociaż z jego ust wyrywa się szept brzmiący jak o kurwa, który też nie ma zbyt wiele sensu. Harry wciąż nie otwiera oczu, nie chce otworzyć oczu i zobaczyć, co się dzieje tam, na dole. Nie chce spojrzeć na czubek swojego penisa - sączący się i mokry, napletek wilgotny i wrażliwy; Snape porusza nim, kreśląc koła, aż Harry zaczyna dyszeć, a wszystko, co chciał ukryć, ujawnia się w drżeniu skóry w zagłębieniu jego kolan i w tym, jak jego krtań podskakuje gwałtownie pod dotykiem ust Snape’a.

Nie, nie musi widzieć... ponieważ nie jest to nawet prawdziwa część jego - to po prostu coś, co się dzieje, kiedy jest tutaj. Coś, czemu pozwala się dziać, nie opierając się temu, a nie może się teraz wycofać, ponieważ byłaby to w jakiś nie do końca zrozumiały dla Harry’ego sposób, niehonorowa zagrywka. A zresztą dlaczego miałby to zrobić? Dłoń Snape'a jest zbyt gorąca i porusza się za szybko, a Harry wykręca się do tyłu, z daleka od tej ręki i z powrotem do Snape'a, wprost w ramiona Snape'a, jakby chciał schować się tam już na zawsze, otulić się czarną szatą mężczyzny, niczym poczwarka. Ale Snape trzyma go i ucisza - i to jest dobre - a następnie wykonuje dłonią gest, który, niczym ciepły korkociąg, otwiera Harry’ego jak butelkę, uwalniając gorący, gorzki aromat. Snape porusza się i unosi tą nienależącą do Harry'ego rzecz tam na dole - to po prostu pulsująca boleśnie istota, która odczuwa każde muśnięcie palców Snape'a, jak trzęsienie ziemi pustoszące jego ciało. Biodra Harry'ego zaczynają podskakiwać, tak głupio, mocno i szybko, że jego uda bolą od tego, mięśnie naciągają się jak struna i kiedy Snape szepcze w końcu tak, wciąż nie ośmielając się odzywać głośniej, Harry napiera na ten śliski uścisk i dochodzi. Oczy zaciskają się tak mocno, iż pod powiekami pojawiają się fioletowe rozbłyski, jego członek pulsuje tak intensywnie, iż ma wrażenie, że się złamie, rozerwie, eksploduje na kawałki i pozostanie po nim jedynie popiół.

Purpurowe plamy pod jego powiekami rozpływają się, kiedy Snape go puszcza. Słyszy jego ciężki oddech, tuż za swoimi uszami... powtarzające się podmuchy gorącego powietrza, które sprawiają, że Harry odwraca od nich głowę, a z jego ust wyrywa się jęk. Wtedy Snape cofa się nagle, i Harry niemal upada, zanim udaje mu się złapać równowagę na drżących nogach. Nie spogląda za siebie, w ogóle nie patrzy na Snape'a, ponieważ wie, że wieczór dobiegł końca. Snape nigdy nie prosi, żeby Harry go dotknął, tak, jakby to oznaczało posunięcie się o jeden krok za daleko. Harry zdążył już poznać reguły tej gry, więc pochyla się - słyszy, jak stojący za nim mężczyzna gwałtownie wciąga powietrze - i wkłada na siebie dżinsy, nie zastanawiając się więcej nad tym, dlaczego jego skóra jest czysta, a jego koszula wygładzona, dlaczego nie pachnie seksem - tym ciężkim, gorzkim zapachem, którym emanował jeszcze chwilę temu. Nie musi więcej spoglądać do tyłu, by zobaczyć, jak Snape chowa swoją różdżkę do kieszeni... zresztą i tak nie chce widzieć jego twarzy - zaczerwienionej i pełnej czegoś w rodzaju głodnego, chorego wahania, które za każdym razem sprawia, że żołądek Harry'ego przewraca się.

Potykając się, rusza na uginających się nogach w stronę drzwi... jego kości i umysł rozpuściły się, zniknęły... i nie słyszy Snape'a zatrzymującego go, ponieważ mężczyzna nigdy tego nie robi, i Snape nie musi więcej mówić Wyjdź tym drżącym, strasznym głosem, żeby Harry zrozumiał.

Chwiejąc się, wraca do wieży Gryffindoru. Czuje się jak marionetka - coś zrobionego z papieru i sznurka... nierzeczywistego, iluzorycznego, nieprawdziwego. Hermiona będzie bliska ukończenia swojej pracy domowej na jutrzejsze Eliksiry, a Ron będzie spał, śniąc o Quidditchu i dziewczynach. Ale Harry tylko wpełznie do łóżka i będzie w nim leżał, dopóki nie będzie zmuszony do zaspokojenia samego siebie, ponieważ znowu będzie twardy na wspomnienie tego, co właśnie się wydarzyło - ponieważ to się nigdy nie wydarzyło, ponieważ Harry nigdy nie otworzył oczu - i skoro to się nigdy nie wydarzyło, to w takim razie nie jest prawdziwe i to nic złego, jeżeli będzie o tym fantazjował.

Nie myśli o jutrzejszym dniu lub o tym, jak wysadzi w powietrze następny eliksir, pomimo swoich najlepszych intencji. Jak wzdrygnie się, kiedy Snape powie mu tym zimnym, obojętnym głosem, że ma szlaban.

Punkt ósma, Potter.

Punkt ósma. Ósma, jak liczba odnóży pająka. Ron nienawidzi pająków. Punkt, w który wbija się nóż, głos Snape'a, który porusza w nim najczulsze punkty, dłonie, które dotykają tych punktów. Harry nienawidzi Snape'a. Teraz wydaje się to tak straszliwie oczywiste. To zawsze wydaje się później oczywiste i tak łatwo mógłby skręcić nagle w lewo i skierować się do gabinetu Dumbledore'a, żeby powiedzieć mu o wszystkim, ale, z jakiegoś powodu, nigdy tego nie robi. Będzie twardy do czasu, kiedy pójdzie jutro na szlaban. Będzie odliczał do czasu, kiedy dotrze do drzwi. I będzie liczył, dopóki Snape nie użyje jakiejś wymówki, żeby podejść do niego bliżej - żeby go dotknąć. A wtedy Harry zamknie oczy i będzie liczył liczył liczył, uwięziony jak motyl i drżący. I znów nic nie będzie oczywiste, dopóki nie dojdzie.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin