HT077. Rafferty Carin - Na ślubnym kobiercu.pdf

(541 KB) Pobierz
Carin Rafferty
Na ślubnym
kobiercu
H a r l e q u i n
Toronto  Nowy Jork  Londyn
Amsterdam  Ateny  Budapeszt  Hamburg
Madryt  Mediolan  Paryż  Sydney
Sztokholm  Tokio  Warszawa
105345190.006.png 105345190.007.png 105345190.008.png 105345190.009.png 105345190.001.png
Carin Rafferty
Tytuł oryginału:
I Do, Again
Pierwsze wydanie:
Harlequin Books, 1990
Przekład:
Melania Drwęska
ISBN 83-7070-570-7
Indeks 378577
Strona nr 2
105345190.002.png
NA ŚLUBNYM KOBIERCU
ROZDZIAŁ 1
– Ty nie masz rozwodu, Sireno! – Jonathan Harcourt wpadł jak burza do
gabinetu Sireny Barrington i z pasją rzucił na biurko trzymane w ręku
dokumenty.
Sirena odchyliła się w fotelu i spojrzała na niego ze zdumieniem. Nigdy
dotąd nie widziała go w stanie takiego wzburzenia. Ta zupełnie nowa cecha
osobowości Jonathana tak ją zaintrygowała, że w pierwszej chwili w ogóle
nie zwróciła uwagi na sens jego słów.
Był dla niej kimś znacznie więcej niż tylko adwokatem. Znali się od kilku
lat, spotykali od ponad roku, a od pewnego czasu miała wrażenie, że Jonathan
pragnie przekształcić ich znajomość w poważny i trwały związek. Broniła się
jednak przed podjęciem ostatecznej decyzji, choć sama nie bardzo wiedziała
dlaczego.
Jonathan był od niej prawie piętnaście lat starszy, lecz mimo dzielącej ich
różnicy wieku mógł być naprawdę idealnym mężem. Pochodził z tego samego
środowiska i miał podobne zainteresowania. Od pierwszej chwili zrozumiał i
gorąco poparł jej ideę powołania Fundacji Barringtonów – organizacji, która
w praktyce zajmowała się wszystkim, od opieki nad zwierzętami po budowę
schronisk dla bezdomnych.
To właśnie Jonathan podsunął jej myśl o utworzeniu specjalnego
funduszu, kiedy oświadczyła, że pragnie zabezpieczyć przyszłość fundacji.
Poprosił ją wówczas, by przedstawiła mu swoje orzeczenie rozwodowe.
Chciał się upewnić, że nikt poza nią nie będzie miał żadnych praw do tych
pieniędzy. I wtedy okazało się, że jest ktoś, kto mógłby zgłaszać ewentualne
Strona nr 3
105345190.003.png
Carin Rafferty
roszczenia finansowe: jej były mąż: Noah Samson.
Czy Jonathan usiłuje jej wmówić, że nadal jest mężatką? Przecież ona wie
najlepiej, że to nieprawda. Przed dwoma laty specjalnie poleciała do
Meksyku tylko po to, by mieć pewność, że raz na zawsze uwolniła się od
Noaha.
I jak dotąd nigdy nie żałowała swojej decyzji.
– Nie bądź śmieszny, Jonathanie. Oczywiście, że jestem rozwiedziona. –
Chwyciła leżące przed nią orzeczenie i energicznie nim potrząsnęła. – Mam
przecież na to dokument!
Jonathan opadł na krzesło i na poły ze współczuciem, a na poły z
wyrzutem pokiwał głową.
– Owszem, masz dokument, ale to nie jest orzeczenie rozwodowe. Równie
dobrze mógłby to być przepis na placki kukurydziane.
– Przepis na placki kukurydziane? – Sirena najpierw się obruszyła, a
potem wybuchnęła śmiechem. – Świetny żart! Rzeczywiście przez moment
dałam się na to nabrać.
– Tylko że ja wcale nie żartuję – stwierdził sucho Jonathan, a potem
niespotykanym u niego gestem przesunął dłonią po jasnych włosach, burząc
nieskazitelną fryzurę.
Sirena poczuła lekkie ukłucie niepokoju. Jonathan sprawiał wrażenie
bardzo przejętego, ale chyba mimo wszystko nie mówił poważnie.
– Jonathanie, przecież to jakaś bzdura – zaprotestowała.
– Niestety, nie – westchnął. – A swoją drogą, jak mogłaś być taka
naiwna? Wyobrażam sobie, jak się wszystko odbyło. Nie znałaś języka i
bardzo ci się spieszyło, więc poprosiłaś portiera w hotelu, żeby zaprowadził
cię gdzie trzeba. A on natychmiast wyczuł pismo nosem i bez wysiłku zarobił
parę groszy. Założę się nawet, że osobiście przedstawił cię stosownym
„urzędnikom”.
Ciemny rumieniec na twarzy Sireny potwierdził tylko przypuszczenia
Jonathana. Raz jeszcze ciężko westchnął, a w jego szarozielonych oczach
odmalowało się przygnębienie.
– Dlaczego pojechałaś do Meksyku? Mogłaś przecież wrócić do domu i
dopiero wtedy wystąpić o rozwód.
– To dosyć skomplikowana sprawa. – Sirena wstała i podeszła do okna.
Roztaczał się z niego piękny widok na Harrisburg i Susquehannę. Słońce
złotymi refleksami odbijało się w błękitnych falach rzeki, leniwie
przecinającej stolicę stanu Pensylwania.
Wspomnienia napłynęły całkiem nieoczekiwanie. Nagle z tak
niewiarygodną ostrością zobaczyła każdy szczegół pierwszego spotkania z
Noahem Samsonem, że wydało jej się, jakby czas zatoczył koło i wrócił do
tamtego pamiętnego dnia sprzed dwóch lat.
Strona nr 4
105345190.004.png
NA ŚLUBNYM KOBIERCU
Bawiła wtedy w Pensylwanii z wizytą u dalekiej kuzynki. To właśnie
Maggie uparła się, żeby koniecznie pokazać jej skansen w Old Bedford,
rekonstrukcję pionierskiej wioski z końca osiemnastego wieku.
Sirenie na ogół nie podobały się miejsca uchodzące za turystyczne
atrakcje, ale wioska ją zafascynowała. Przez cały dzień przechadzały się
wśród starych drewnianych domów, zbudowanych z olbrzymich okrąglaków,
słuchały opowieści o życiu pierwszych osadników i zwiedzały małe
warsztaty, w których rzemieślnicy demonstrowali swój kunszt. Wstąpiły
również do kuźni. Sirena spojrzała przez lukę w tłumie i nagle serce w niej
zamarło.
Noah, obnażony do pasa, stał przed rozżarzonym paleniskiem. Był
obsypany cienką warstwą węglowego pyłu, czarnego jak jego gęsta czupryna,
a ramiona i muskularny, owłosiony tors lśniły od potu. Sirena z zapartym
tchem patrzyła, jak wyciąga z paleniska kawałek rozżarzonego do
czerwoności żelaza i umieszcza go w imadle. Potem, objaśniając każdą
czynność, wymodelował z niego mały gong. Wreszcie wrzucił gong do
drewnianego wiadra z wodą, a sam odwrócił się w stronę tłumu. Stanął na
szeroko rozstawionych nogach, z rękoma na biodrach, i czekał na pytania.
Wpatrzoną w niego Sirenę interesowały wyłącznie dwie rzeczy: o której
kończy pracę i czy miałby ochotę obejrzeć jej akwaforty, ale nie śmiała go o
to zapytać.
Ukryta za plecami tłumu wsłuchiwała się w niski, głęboki głos Noaha,
kiedy cierpliwie udzielał wyjaśnień i sprzedawał grawerowane podkowy i
gongi. Gdy tłum wreszcie nieco się przerzedził, przesunęła się do przodu,
gotowa kupić wszystko, byle tylko znaleźć się blisko Noaha.
Nie odrywając wzroku od grawerowanego właśnie napisu, skinieniem
głowy wskazał jej kartkę i ołówek.
– Proszę napisać, co pani chce kupić i co mam wygrawerować –
powiedział. – Zaraz się panią zajmę.
Posłusznie napisała swoje imię i czekała, aż skończy poprzednie
zamówienie. Kiedy wreszcie podniósł na nią wzrok, doznała nagłego
olśnienia.
Już z daleka mężczyzna wyglądał wspaniale, ale z bliska jego surowa,
męska uroda zapierała dech w piersiach. Splątane, kruczoczarne włosy
niesfornie opadały mu na czoło, a granatowe oczy spoglądały zza rzęs tak
czarnych i długich, że Sirena oddałaby za nie cały swój majątek. Policzek
przecinała niewielka, postrzępiona blizna, a lekko nieregularny kształt nosa
sugerował, że musiał być kiedyś złamany. Jednak najbardziej fascynujące
wydały się Sirenie jego usta. Cudownie zmysłowe, niemal grzeszne, wygięły
Strona nr 5
105345190.005.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin