ŚW. PELAGIUSZ PAPIEŻ.doc

(48 KB) Pobierz
LEGENDA NA DZIEŃ ŚW

LEGENDA NA DZIEŃ ŚW. PELAGIUSZA PAPIEŻA

[W WYBORZE]

 

 

Przedostatnie miejsce w szeregu legend składających się na dzieło Jakuba de Voragine zajmuje długi ustęp zaczynający się od wzmianki o papieżu Pelagiuszu I [555-561], którego wspomnienie obchodzi Kościół 2 marca. Literatura hagiograficzna poświęcona jego osobie jest nader skąpa [BHL nr 6614]. Złota legenda nie korzysta z niej jednak zupełnie, lecz nakre­śliwszy w jednym zdaniu kilku zaledwie słowy jego charakterystykę oraz odróżniwszy go następnie od Pelagiusza II, poprzednika św. Grzegorza na stolicy Piotrowej, dodaje, że za czasów Pelagiusza I Langobardowie wtargnęli do Italii, »a ponieważ - ciągnie dalej Jakub de Voragine - wielu nie zna tych dziejów, postanowiłem wpleść je tutaj*, mianowicie, jak wyjaśnia, na podstawie Historii langobardzkiej Pawła Diakona [autora doby karolińskiej] i różnych innych kronik. Tak rozpoczyna się krótki zarys dziejów lombardzko-italskich, prze­rwany w środku obszernym ekskursem o Mahomecie, a doprowadzony aż do bezkrólewia po śmierci Fryderyka II [w r. 1250]. Obecność tego dziwnego wtrętu w tym właśnie miejscu Złotej legendy nie jest jeszcze dotąd należycie wyjaśniona i nie tu miejsce, aby rozstrzygać tę kwestię. Zdaniem naszym, niejedno wyjaśnić tu może zarówno pewne zacięcie historyczne, jak i lokalny patriotyzm autora, który dowody tych swoich zamiłowań złożył jeszcze u schyłku życia, pisząc jako arcybiskup Kroniką genueńską.

Z dość długiego tego, a z konieczności nader sumarycznego opowiadania o charakterze za­sadniczo odmiennym od wszystkich innych ustępów Złotej legendy przytaczamy jedynie ekskurs o Mahomecie jako uzupełniający w pewnym stopniu właściwą treść dzieła, a mianowi­cie w tym sensie, jak uzupełniają ją legendy o Judaszu, Herodzie czy Julianie Apostacie, które czytaliśmy powyżej.

Dzieje Mahometa i powstania religii muzułmańskiej nie mogły być obce łacińskiemu Za­chodowi w epoce krucjat, dających sposobność do najróżnorodniej szych kontaktów ze światem islamu. Nie zbywało też wówczas na referatach w tej mierze, czerpanych z rozmaitych źró­deł i w rozmaitym stopniu zabarwionych tendencją. Po raz pierwszy może zapoznało się ła­cińskie chrześcijaństwo obszerniej z osobą Mahometa z wielkiej kroniki bizantyńskiej Teo-fanesa [w. VIII/IX], przełożonej na łacinę przez znanego nam już niestrudzonego tłumacza dzieł hagiografii greckiej, Anastazego Bibliotekarza w w. IX. Z początkiem XII stulecia miał sposobność wspomnieć o Mahomecie obszerniej Guibert z Nogent w swej historii pierwszej krucjaty pt. Gęsta Dei per Francos. W bardziej obiektywnym i spokojnym tonie pisał o nim wybitny kronikarz niemiecki, Otto z Freising, około połowy XII w., oraz jeden z najznakomit­szych historyków tej epoki, Wilhelm z Tyru [druga połowa tego stulecia] w zaginionym, nie­stety, dziele Historia de gestis orientatium principum, z którego wyciągi zachowali jednak pisa­rze w. XIII: Jakub z Vitry [Historia orientatium] oraz Wilhelm z Tripolis [Tractatus de staw Saracenorum]. Zachował się na koniec osobny poemat z pierwszej połowy XII w. pt. Otia de Machomete pióra Waltera z Compiegne, gdzie osoba twórcy religii muzułmańskiej przed­stawiona została z dużą jak na owe czasy dozą obiektywizmu. Poza tym zaś pamiętać trzeba, że krótko przed połową tego stulecia Piotr, opat z Cluny, z przydomkiem »Czcigodny« [Vene-rabitis] kazał dokonać za swoim pobytem w Hiszpanii przekładu Koranu z języka arabskiego na łaciński i poprzedził go rozprawą o Mahomecie [PL CLXXXIX 673-720]. Niestety sto­sunek Jakuba de Voragine do tych wszystkich ewentualnych źródeł nie był jeszcze przed­miotem badania i nie wiemy skutkiem tego, co autor Złotej legendy miał na myśli mówiąc o »historii o Mahomecie« oraz o »pewnej kronice*. Kiedy po śmierci Fokasa panował Hera-kliusz około roku Pańskiego 610 [1], fał­szywy prorok i czarnoksiężnik Mahomet oszukał Agarenów czy też Izmaelitów, czy­li Saracenów [2]; jak zaś do tego doszedł, to czytamy w pewnej historii o nim i w pewnej kronice. Pewien duchowny, cieszący się wielką sławą, nie mogąc zdobyć w kurii rzymskiej stanowiska, jakiego pragnął, uciekł pełen zawiści za morze i tam w obłudny sposób przyciągnął do siebie wielu ludzi. Spotkawszy zaś Mahometa obiecał mu, że go wywyższy po­nad cały lud. Wziął więc gołębia i karmił go w ten sposób, że wkładał ziarno i inny pokarm dla niego do uszu Mahometa, a gołąb stał na jego ramionach i z uszu brał sobie pożywienie. Z czasem tak się do tego przy­zwyczaił, że ilekroć zobaczył Mahometa, natychmiast wskakiwał na jego barki i wkładał dzióbek do jego ucha. Wówczas ów mąż [3] zwołał lud i oznajmił, że chce mu dać na przewodnika tego, którego Duch Święty w postaci gołębia w cudowny sposób wskaże [4]. Następnie po kryjomu wypuścił gołębia, a ten od razu poleciał do Mahometa, który stał wśród innych, usiadł na jego ramieniu i włożył dziób do jego ucha. Lud widząc to uwierzył, że jest to Duch Święty, który zstąpił na Mahometa i szepce mu do ucha słowa Boże. W ten sposób Mahomet oszukał Saracenów tak, iż stali się jego zwolennikami i zawładnęli królestwem Persji i cesarstwem wschodnim aż do Aleksandrii [5]. Tak się powszechnie powiada, bliższe jednak prawdy jest to, co poniżej opowiemy.

Mahomet mianowicie ustanowił własne prawa, kłamliwie twierdząc, że otrzymał je od Ducha Świętego, który na oczach ludu często do niego przylatywał pod postacią gołębia. W prawach tych mieściły się pewne zalecenia ze Starego i Nowego Testamentu. Mahomet bowiem w młodości swej był kupcem i jeździł z wielbłądami do Egiptu i Palestyny, spotykał się tam często z chrześcijanami i z Żydami i od nich nauczył się zarówno Starego, jak i Nowego Testamentu. Dlatego też Saraceni według prawa żydowskiego podlegają obrzezaniu i nigdy nie jadają mięsa wieprzowego.

Aby zaś stworzyć jakieś uzasadnienie dla tego prawa, Mahomet powiedział, że świnia została stworzona po potopie z gnoju wielbłądziego i dlatego jako zwierzę nieczyste nie może być spożywana przez czysty lud.

Z chrześcijaństwa wziął Mahomet wiarę w jedynego Boga wszechmogącego, Stwórcę wszechrzeczy. Jednakże jako fałszywy prorok mieszał prawdę z fałszem i twierdził, że Mojżesz był wielkim prorokiem, a Chrystus wię­kszym jeszcze od niego, największym z proroków, że urodził się z Maryi Dziewicy mocą Bożą, a bez nasienia ludzkiego. W swoim Alkoranie opo­wiada też Mahomet, że Chrystus będąc jeszcze dzieckiem, stworzył ptaki z błota [6]. Do wszystkiego jednak dodaje truciznę kłamstwa, bo powiada, że Chrystus nie cierpiał ani też nie zmartwychwstał naprawdę, lecz że był inny jakiś człowiek podobny do Niego, który za Niego cierpiał i dzia­łał.

Była wówczas pewna kobieta imieniem Kadigan, która rządziła krajem zwanym Korokanika. Otóż ta kobieta widząc, jak Mahomet mieszka z Żydami i Saracenami, którzy go chronią i szanują, mniemała, że jest w nim ukryty jakiś boski majestat. A ponieważ była wdową, wzięła go sobie za małżonka i tak Mahomet uzyskał władzę nad całym tym krajem. Swoimi mamidłami zwodził on nie tylko ową kobietę, lecz także Żydów i Saracenów tak dalece, że w końcu poważył się publicznie twierdzić, że jest mesjaszem, który był im w proroctwach obiecany.

W jakiś czas później Mahomet zaczął często zapadać na cierpienia epileptyczne. Widząc to Kadigan zmartwiła się bardzo, iż poślubiła człowieka nieczystego i epileptyka. On zaś pragnąc ją uspokoić mówił takimi słowy: Widuję często archanioła Gabriela, który rozmawia ze mną, a ponieważ nie mogę znieść blasku jego oblicza, więc słabnę i upadam. A żona i inni ludzie uwierzyli w to.

Gdzie indziej znowu czytamy, że był pewien mnich, imieniem Sergiusz, który uczył Mahometa. Sergiusz został wypędzony z klasztoru, ponieważ popadł w herezję nestoriańską, po czym przybył do Arabii i przyłączył się do Mahometa. Inni znów powiadają, że był to archidiakon z okolic Antiochii i należał do jakobitów [7], którzy twierdzą, że Chrystus nie jest Bogiem, ale człowiekiem sprawiedliwym i świętym, poczętym przez Ducha Świętego i urodzonym z Dziewicy. Tak też twierdzą Saracenowie i wierzą w to wszystko. Otóż ów Sergiusz, jak opowiadają, nauczył Mahometa wielu rzeczy ze Starego i Nowego Testamentu.

Mahomet straciwszy wcześnie oboje rodziców spędził lata dziecinne pod opieką stryja i wraz z całym ludem arabskim uprawiał kult bożków. Dlatego twierdzi w swoim Alkoranie, że Bóg powiedział do niego: Byłeś sierotą, a ja przyjąłem cię. Długo trwałeś w błędach pogańskich, a ja cię z nich wyprowadziłem. Byłeś biedny, a ja cię wzbogaciłem. Cały bowiem lud arabski z Mahometem czcił Wenus jako boginię. Stąd też pochodzi, iż teraz jeszcze u Saracenów piątek jest dniem świątecznym [8], jak u Żydów jest nim sobota, a u chrześcijan niedziela.

Mahomet więc wzbogacony majątkiem swej żony Kadigan tak się rozzuchwalił, że postanowił przywłaszczyć sobie władzę królewską nad Arabią. Widział jednak, że siłą nie potrafi jej zdobyć, a to dlatego, iż miał przeciwników mocniejszych od siebie. Postanowił więc przedstawić się jako prorok, aby tym sposobem udaną świętością osiągnąć to, czego siłą nie mógł zdobyć. Posłuchał więc rady owego Sergiusza, który był bardzo mądrym człowiekiem. Trzymał go mianowicie w ukryciu i o wszystko go pytał, a potem powtarzał to ludowi i twierdził, że tak mu powiedział archanioł Gabriel. W ten sposób Mahomet udając proroka zdobył władzę nad całym tym ludem i wszyscy w niego uwierzyli czy to dobrowolnie, czy też z obawy przed mieczem. To opowiadanie jest prawdopodobniejsze niż tamto o gołębiu.

Sergiusz jednak, który był mnichem, chciał, aby Saracenowie używali habitów zakonnych, to znaczy luźnych szat bez kapturów, oraz żeby tak jak mnisi często razem klękali i odmawiali przepisane modlitwy. Ponieważ zaś Żydzi przy modlitwie zwracali się na zachód, a chrześcijanie na wschód, więc Sergiusz postanowił, że Saracenowie mają się modlić zwróceni na południe. Saracenowie przestrzegali tych wszystkich przepisów. Mahomet zaś wprowadził wiele praw, których nauczył go Sergiusz, a wiele z nich wziął z prawa Mojżeszowego. Saracenowie więc myją się często, a szcze­gólnie przed modlitwą. Myli wtedy swe przyrodzenie, ręce, ramiona, twarz, usta i wszystkie członki ciała, aby mogli czyści przystąpić do modlitwy. Modląc się wyznawali jednego Boga, który nie ma równego sobie, oraz proroka jego Mahometa. Przez jeden miesiąc w roku pościli, post ich jednak polegał na tym, że jedli w nocy, a pościli za dnia. Tak więc od tej chwili porannej, gdy mogli odróżnić czarny kolor od białego, aż do zachodu słońca nikt nie śmiał jeść ani pić, ani też zbrukać się stosunkiem z kobietą. Po zachodzie słońca natomiast aż do świtu następnego dnia wolno im było używać pokarmu, picia i własnych żon. Chorzy byli jednak od obowiązku takiego postu zwolnieni.

Raz w roku mają nakazane udać się do Mekki [9], odwiedzić dom boży i tam się modlić. Mają go wtedy okrążyć w szatach nieszytych [10] i rzucać kamienie do lochów, aby ukamienować diabła. Powiadali oni, że dom ten wybudował Adam dla wszystkich swoich synów. Było to miejsce modlitwy Abrahama i Ismaela, w końcu Mahomet wziął go dla siebie i swego plemienia. Saracenom wolno jeść wszelakie mięso z wyjątkiem wieprzowego, krwi i padliny. Wolno im mieć cztery prawowite żony naraz i mogą trzy­krotnie każdą z nich wypędzić i przyjąć na powrót, nigdy jednak nie mogą przekroczyć owej liczby czterech. Nałożnic zaś spośród niewolnic kupnych lub wziętych na wojnie mogą mieć, ile chcą, i wolno im sprzedawać je, kiedy chcą, chyba że któraś z nich jest z pana ciężarna. Wolno im też brać żony z własnego rodu, aby w ten sposób wzrastało potomstwo ich krwi i aby silniej zawiązywała się przyjaźń miedzy krewnymi.

Gdy ktoś żądał zwrotu swojej własności, wówczas przestrzegano tego zwyczaju, że powód musiał dostarczyć świadków, a pozwany mógł się uniewinnić przysięgą. Gdy kogoś schwytano z wiarołomną żoną, wówczas kamienowano go wraz z nią, jeśli zaś dopuścił się nierządu z jakąś obcą kobietą, to otrzymywał 80 uderzeń kijem. Mahomet jednak powiadał, że Pan oznajmił mu przez anioła Gabriela, iż jemu wolno zbliżać się do cudzych żon, aby mógł płodzić mężów cnotliwych i proroków. Jeden z jego niewolników miał piękną żonę i zabronił jej rozmawiać ze swym panem. Pewnego dnia jednak ujrzał ją rozmawiającą z nim i natychmiast ją od siebie wypędził. Mahomet wtedy włączył ją do liczby swoich żon, jednak oba­wiając się, aby lud nie zaczął szemrać, zmyślił, iż otrzymał kartę z nieba, na której były napisane takie słowa: Jeśli ktoś wypędzi swoją żonę, to będzie ona należeć do tego, kto ją do siebie przyjmie. Saracenowie do dziś prze­strzegają tego prawa.

Kradzież bywa u Saracenów karana za pierwszym i drugim razem chło­stą, za trzecim razem zaś odcina się złodziejowi rękę, a za czwartym nogę. Od picia wina kazano im zawsze się powstrzymywać. Twierdzą oni, że tym wszystkim, którzy będą przestrzegali tych i innych jeszcze nakazów, Bóg obiecał raj. Jest to ogród wszelakiej rozkoszy, pełen czy­stych źródeł, w którym wierni mają wieczyste siedziby i nie doznają zimna ani upału, mogą jeść potrawy wszelakiego rodzaju, a czego tylko zapragną, to natychmiast znajdują obok siebie. Ubierają się w różnokolorowe je­dwabne szaty, obcują z przepięknymi dziewczętami i opływają we wszy­stkie rozkosze. Aniołowie jakby grono podczaszych krążą koło nich ze złotymi i srebrnymi dzbanami, w złotych przynoszą mleko, a w srebrnych wino i mówią: Jedzcie i pijcie w radości! Mahomet powiada, że w raju są trzy rzeki: mleka, miodu i wina o najpiękniejszym zapachu, aniołowie zaś są piękni i tak ogromni, że od jednego do drugiego oka anioła jest odległość jednego dnia drogi. Tych zaś, którzy nie wierzą w Boga ani w Mahometa, spotka, jak powiadają Saracenowie, kara piekła. Gdy ktoś jest obciążony jakimiś grzechami, ale w godzinę śmierci uwierzy w Boga i Mahometa, wówczas Mahomet wstawi się za nim w dniu sądu Bożego i człowiek ów będzie zbawiony.

Saracenowie pogrążeni w ciemnościach zabobonu mówią o tym swoim fałszywym proroku, że był większy nad wszystkich proroków i że miał dziesięciu aniołów, którzy czuwali nad nim i strzegli go. Dodają przy tym: Zanim Bóg stworzył niebo i ziemię, miał już przed oczyma imię Mahometa. Gdyby nie było Mahometa, nie byłoby także nieba, ziemi ani raju. Opowiadają też o nim takie kłamstwo, że księżyc przyszedł raz do niego, a Mahomet wziąwszy go w zanadrze podzielił go na dwie części, a potem złączył je razem. Mówią też, że pewnego razu podano mu tru­ciznę w mięsie jagnięcia. Wówczas jagnię tak przemówiło do niego: Strzeż się, nie jedz mnie, ponieważ mam w sobie truciznę! A jednak po wielu latach zginął od podanej mu trucizny.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin