Toma mi mano Rozdział 19.pdf

(170 KB) Pobierz
312658564 UNPDF
ź ź
„Cz ł owiek nara ż a si ę na ł zy, gdy raz pozwoli si ę oswoi ć .”
Antoine de Saint-Exupéry Mały Książę (XXV)
Edward zmusił Bellę, by ta na niego spojrzała. Od razu dostrzegł ścieżki
wyrzeźbione przez łzy na jej twarzy. Serce zaczęło mu mocniej walić, nie chciał jej
zranić, chciałby była szczęśliwa, ale go trochę poniosło. Dobrze wiedział, że to on
przekroczył niewidzialną granicę, którą między nimi postawiła. Złamał niemą
zasadę.
- Nie powinniśmy - wyszeptała brunetka, kiedy już odważyła się spojrzeć w jego
wielkie, przestraszone oczy - to w ogóle nie powinno mieć miejsca.
- Wiem Bello - szepnął spuszczając wzrok na dłonie, które trzymali ciasno
splecione. - Nie potrafię jednak wymazać uczuć do ciebie - wyszeptał - Bello ja cię
…. - Dziewczyna nie pozwoliła mu dokończyć, gdyż położyła mu palec na ustach.
- Nie ważne - powiedziała smutno - to już nieistotne Edwardzie - spojrzała mu w
oczy i dobiła go swoją szczerością - nasze uczucie nie ma szans kochany -
wyszeptała - jest na nie zdecydowanie za późno.
Edward poczuł jak jego serce pęka na miliony drobnych kawałków. Bella kilkoma
słowami zdeptała całą jego nadzieję, wszystko to, w co pocichł wierzył zostało
zniszczone. Najgorsze jednak było to, że on nie mógł przestać jej pragnąć, nie
potrafił przestać kochać.
- Ja zrobię wszystko… - szepnął, ale znów mu przerwała.
- Zdepczesz honor rodziny Cullenów? - Zapytała płacząc. - Czy jesteś gotowy na
stworzenie jednego z największych skandali tego roku, Edwardzie? - zaśmiała się
histerycznie - wyobrażasz sobie, co napisaliby o tym dziennikarze?
- Nie dbam o to - syknął - poza tym, jeszcze nikt nie wie, że się zaręczyliśmy -
312658564.001.png 312658564.002.png
powiedział patrząc w dal. Mówił o sobie i Rosalie tak, jakby ich związek nigdy nie
był istotny. Czy rzeczywiście tak było? - kocham cię Bello.
Bella tylko uśmiechnęła się smutno, przypomniała sobie ostatni artykuł, który
czytała o nim i Ross. Dziennikarskie spekulacje na temat ich rychłego ślubu.
Zrobiono przecież zdjęcie, na którym widoczny jest wielki, diamentowy pierścień
na palcu Rosalie. Dziewczyna zaczęła żałować, że nie pokazała mu artykułu w
jednym z brukowców.
- Dziennikarze już wiedzą - szepnęła mu w ucho, a on momentalnie zesztywniał,
jak sparaliżowany - jest już za późno Edwardzie - załkała chowając twarz w
dłoniach.
Bella była równie załamana obrotem spraw, co on. Kochała go i był najważniejszą,
tuż po Emmettcie, osobą w jej świecie. Nie potrafiła wyobrazić sobie życia bez
niego, ale wiedziała, miała świadomość tego, że będzie musiała przerwać tę
znajomość, jeśli zajdą za daleko. To była prawda, której nie mogła przeskoczyć -
nie mogli być razem.
- Ale ja zrobię wszystko… - jęknął - chcę być z tobą.
- Taa - syknęła sarkastycznie dziewczyna - Nie możesz zamienić dziewczyny, która
jest na wysokiej pozycji w rankingu najpiękniejszych, na taką, która nawet nie
może z tobą zatańczyć - szepnęła jakby sama do siebie - piękna, długonoga
modelka zamieniona na brzydką kalekę - łzy po twarzy dziewczyny spłynęły
ciurkiem.
- Bella! - chłopak wrzasnął na nią - o czym ty do cholery mówisz?! - Był
zrozpaczony tym, co powiedziała. Zabolało bardziej, niż mógłby się tego
spodziewać. Jego Bella uważała się za mniej wartościową niż Rosalie. - Kocham
cię - wyszeptał patrząc w jej oczy - kocham cię i nic tego nie zmieni - chwycił
jedną z jej dłoni i pocałował delikatnie - cokolwiek roi się w tej małej główce, ja
kocham ciebie, a nie Rosalie. Nawet, jeśli miałabyś nigdy ze mną nie zatańczyć, to
z tobą chcę być, z tobą chce dzielić życie i mieć dzieci - wyszeptał
Bella nie mogła powstrzymać łez. Nie potrafiła poradzić sobie z tym, co wcześniej
powiedział jej ukochany. Uświadomiła sobie, jak wielki błąd popełniła ponownie
wkraczając w jego życie. Jak wiele bólu zadała mu za równo swoim powrotem, jak
i zniknięciem. To nie powinno tak być, ale już nie dało się nic naprawić, nic
zmienić. Wiedziała, że kolejna ucieczka, zupełnie bez uzasadnienia, zrani go
jeszcze bardziej. Zrani ich oboje.
- To nieistotne - odwróciła twarz w drugą stronę i kilka zdradliwych łez opuściło jej
powieki - to już nieistotne Edwardzie - załkała - jesteś narzeczonym Rosalie, a ja
… ja ją bardzo polubiłam, nie chcę jej zranić, ani przyczynić się do tego, że
zostanie zraniona - w końcu spojrzała mu głęboko w oczy i szepnęła - z nią
będziesz szczęśliwy, szczęśliwszy, niż mógłbyś być ze mną.
- To nieprawda! - wrzasnął na nią w końcu - to cholerna nieprawda Bello!
Pieprzone kłamstwo! Twoje złe wyobrażenie - chłopak powoli zaczął szeptać, był
bliski płaczu.
Ta sytuacja osłabiała go do tego stopnia, że czuł się jak zagubione dziecko. Stanął
przed pozornie łatwym wyborem. Honor rodzinny, czy miłość? Problem polegał
tylko na tym, że jego prawdziwa ukochana nie pozwoli mu wybrać siebie. Nie
pozwoli zniszczyć honoru rodzinnego i tego co budował przez wiele lat.
- Bella pozwól mi być ze sobą - wyszeptał przytulając ją - z tobą będę
najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Bella nie mogła już tego słuchać, wiedziała, że jeśli dalej pozwoli mu niszczyć
ostatnią ściankę muru, który zbudowała - rozsypie się. Wszystko zniszczy jedno
jego słowo, wystarczyłoby, gdyby jeszcze raz powiedział, że ją kocha. Jego świat
uległby diametralnej zmianie, ich świat byłby inny.
- Emmett! - dziewczyna krzyknęła na cały głos - Emmett!
- Błagam cię Bello… - szeptał zrezygnowany Edward - zostań ze mną…
- Emmett! - dziewczyna wołała brata, który już po chwili, niczym żołnierz, stawił
się u wejścia na balkon.
Chłopak rozejrzał się zdziwiony i bezbłędnie spostrzegł, że oboje są przybici.
Edward miał minę, jakby ktoś wyrywał mu po kawałku serce, a Bella, jakby za
chwilę miała płakać. Myślał, że znów się pokłócili, przecież robili to wiele razy i
zawsze kończyło się płaczem jego siostry. Czuł, że mimo upływu lat wciąż łączy
ich coś więcej niż przyjaźń, lecz żadne z nich nie chce się do tego przyznać. To
było tak głupie i dziecinne, ale w pewnym sensie miał rację. Oni nie chcieli się
przyznać do swoich uczuć, nie chcieli obwieścić ich światu.
- Błagam zabierz mnie stąd - załkała Bella. - Zawołaj Roberta… niech on mnie stąd
zabierze - powiedziała łkając - nie psuj sobie zabawy przeze mnie.
- Robert jest tuż za mną - Emmett zachichotał cicho ze spostrzegawczości swojej
siostry.
Robert przyglądał się twarzy dziewczyny i nie mógł uwierzyć, że nawet, gdy
płakała, wyglądała pięknie. Mimo, że jej twarz pokryta była rozmazanym
makijażem, a włosy potargane wiatrem, porozrzucały się każdy w inną stronę,
Bella była piękna. Terapeuta doskonale zdawał sobie sprawę z atutów swojej pac
jętki, ale wiedział również, że nie może się w niej zakochiwać, nie powinien.
- Już ją biorę - powiedział wymijając Emmetta - już cię stąd zabieram Bello.
Edward na jego słowa szybko podniósł się i stanął mu na drodze. Nie wiedział w
zasadzie co chce zrobić, ale słowa siostry “pozwól na szczęście” prowokowały go
do działania. Nie mógł pozwolić, by obcy mężczyzna jej dotykał, by mu ją zabrał.
Za bardzo ją kochał.
- Ja ją zaniosę - powiedział stanowczo i schylił się po dziewczynę.
- Nie Edwardzie! - wrzasnęła Bella.- Ty teraz pójdziesz do swojej narzeczonej i
zajmiesz się nią - mówiła ledwie powstrzymując płacz - ona jest najważniejsza, a
mnie pozostaw w spokoju! - krzyknęła patrząc mu w oczy.
Robert lekko wyminął Edwarda i chwycił Bellę w ramiona. Miedzianowłosy cofnął
się o kilka kroków, oparł o barierkę balkonu i przyglądał znikającej za drzwiami
dziewczynie. Nim spostrzegł, trzymał już w dłoni papierosa i wypalał jednego po
drugim, lekko się dusząc. Kiedy Bella zniknęła, Edward podszedł do barku, który
stał napełniony w jego pokoju i chwycił jedną z markowych wódek. Chciał
zapomnieć o zazdrości jaką odczuwał, o bólu i łzach do jakich doprowadził.
- Jestem idiotą - uderzył delikatnie głową w balkonową szybę - największym idiotą
jakiego można spotkać. - Łzy mimowolnie spłynęły po jego policzkach, wraz z
nadzieją na poprawę sytuacji.
W tym samym czasie Bella przekraczała już na ramionach Roberta próg swojego
domu. Oczywiście towarzyszył im Emmett, który nie pozwalał obcym facetom
przychodzić do pokoju swojej siostry, nawet jeśli był to jej terapeuta. Obaj
mężczyźni starami się zrozumieć to, co zaszło na balkonie Cullena, ale żaden z
nich nie znał prawdy. Posunięcie kochanków było najgłupszym, jakie mogli zrobić.
Całowali się niemal na otwartej przestrzeni, pod groźbą wszędzie czyhających
paparazzi. Mieli jednak szczęście - nikt ich nie widział, więc sprawa pozostanie
między nimi.
Jednak Alice, która zdążyła domyślić się co między nimi zaszło, postanowiła
porozmawiać wreszcie z Rosalie. Miała dość nieodpowiedzialności i braku
działania ze strony swojego brata. Miała dość jego głupiego, nieinteligentnego
zachowania. Ona musiała doprowadzić, zmusić ich do szczerej rozmowy.
- Rosalie - odezwała się w końcu dziewczyna - powiedz mi, dlaczego zgodziłaś się
tak szybko wyjść za Edwarda? - Alice starała się utrzymać uśmiech na twarzy, by
nie wzbudzić w blondynce podejrzeń.
- Co masz na myśli? - zapytała Rosalie, zdziwiona jej pytaniem - Czy nie
powinnam?
- Nie o to chodzi - skłamała niemal natychmiast Alice - nie kochasz go, prawda?
- Kocham - powiedziała zgodnie z prawdą dziewczyna - ale nie jest to wielka,
szaleńcza miłość o której marzyłam w dzieciństwie - zachichotała - niestety nie
mam wyjścia Alice - powiedziała smutno - zdaję sobie sprawę z tego, co dzieje się
między nim, a Bellą - po policzkach dziewczyny spłynęła łza - ale nie mam
wyjścia.
- Chodzi o honor? - zapytała lekko rozzłoszczona Alice.
Dziewczyna nie wiedziała o co chodzi blondynce. Była na nią zła, za to, że ciągnie
tę farsę mimo, iż dostrzega uczucia, które narodziły, a właściwie odnowiły się
między Bellą, a Edwardem.
- Wiem Alice jak to wygląda - zaszlochała - stoję na drodze naprawdę wielkiej, ale
tragicznej miłości - powiedziała niemal szeptem. - Jednak od ponad dwóch tygodni
nie mogę zrobić nic - załkała.
- Co cię przed tym powstrzymuje Ross? - zapytała spokojnie Alice, lekko
przytulając zapłakaną dziewczynę.
- Ja… ja… jestem w ciąży - załkała.
Rosalie nie wiedziała w jaki sposób ma obwieścić dobrą, ale jednocześnie złą
nowinę. Tak bardzo chciałaby zejść z drogi zakochanej parze, ale nie może. Nie
kosztem dziecka, które nosi w sobie. Dziecka Edwarda. Wiedziała, że będzie to
szok zarówno dla ojca dziecka, dla dziadków, jak i dla przyszłej ciotki, ale nie
mogła tego wiecznie trzymać w tajemnicy. Edward był jej najlepszym przyjacielem
i wiedziała, że nie zostawi jej w takiej sytuacji.
- Jestem w ciąży z Edwardem - powiedziała pewniejszym głosem. Spojrzała na
zszokowaną Alice i rozpłakała się na dobre - przepraszam.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin