King William - Kosmiczny Wilk 01 - Kosmiczny Wilk.pdf

(994 KB) Pobierz
203256847 UNPDF
William King
Kosmiczny Wilk
Tłumaczył Marcin Roszkowski
Oto świat Czterdziestego Pierwszego Tysiąclecia. Od ponad stu wieków
Imperator zasiada na Złotym Tronie Ziemi. Dzięki swej boskiej woli włada
ludzkością. Dzięki sile swoich niezwyciężonych zastępów włada milionami
planet, jest gnijącym ciałem, utrzymywanym przy życiu dzięki mocy
artefaktów pochodzących z Mrocznych Wieków Technologii. Jest Władcą
Śmierci. Każdego dnia tysiące obywateli Imperium oddaje swe dusze w
ofierze, by On mógł żyć wiecznie.
Zatrzymany między życiem i śmiercią, Imperator stoi wiecznie na straży
ludzkości. Liczne floty okrętów kosmicznych przemierzają zamieszkane
przez demoniczne istoty otchłanie Pustki, jedynej bramy między odległymi
gwiazdami. Ich drogę oświetla Astronomican, psychiczna manifestacja
woli Imperatora. Potężne armie na niezliczonej liczbie światów wznoszą
broń w jego imieniu. Jego najwierniejszymi żołnierzami są Adeptus
Astartes, Kosmiczni Marines, bioinżynieryjnie modyfikowani nadludzie.
Wspierają ich liczne legiony Gwardii Imperialnej, niezliczone regimenty i
garnizony na planetach, wiecznie czujni śledczy Inkwizycji oraz Tech-
Kapłani z Adeptus Mechanicus. Lecz jest ich wciąż zbyt mało, by
zlikwidować stale obecne zagrożenie ze strony obcych ras, heretyków,
mutantów... i jeszcze gorszych istot. Zycie w tych czasach to zagubienie
pośród miliardów ludzi. To życie w najokrutniejszym i najkrwawszym
systemie politycznym, jaki kiedykolwiek istniał. Posłuchajcie opowieści o
tych czasach. Zapomnijcie o potędze technologii i nauki, gdyż tak wiele ich
sekretów zostało na zawsze zapomnianych.
Zapomnijcie o obietnicach lepszego życia i rozwoju, gdyż w mrocznej
przyszłości istnieje jedynie wojna. Pokój zniknął z tego świata. Jest tylko
wieczna rzeź i wojna, którym towarzyszy rechot żądnych krwi bogów.
Prolog
Szturm na Hesperydę
Wszędzie wokół budynki płonęły, ale Ragnar nadal parł do przodu,
niestrudzenie przedzierając się przez bitewny zamęt, raz po raz
wykrzykując rozkazy swoim podkomendnym.
– Bracie Hrolf! Wystrzelcie natychmiast dwa pociski burzące w
umocnienia przed nami! Reszta, przygotować się do szturmu. Macie
zaatakować, kiedy tylko drzwi zostaną wysadzone w powietrze!
Jego podwładni przyjęli rozkazy, a szum ich odpowiedzi wypełnił
słuchawkę interkomu. Ragnar ruszył biegiem, oddalając się od zawalonej
bramy, za gruzami której chronił się do tej pory. Dzięki temu przybliżył
się o kolejne dwadzieścia metrów do celu. Promienie wrogich laserów
zaczęły przecinać powietrze wokół niego, topiąc gruzy, jednak nawet
biegnąc w zbroi energetycznej, Ragnar poruszał się zbyt szybko, aby
można było go trafić. W końcu heretycy byli tylko ludźmi... Jednym
susem dopadł do kupy gruzów i przycupnął za nią.
Ogłuszający huk ognia ciężkiej artylerii wypełnił powietrze. Gdzieś z
oddali Ragnar wychwycił skowyt silników, kiedy Thunderhawki zaczęły
obniżać pułap lotu. Ponad nim przetoczył się ryk, kiedy maszyny weszły w
atmosferę z dolnej orbity okołoplanetarnej. Spojrzawszy w górę, Ragnar
dostrzegł błyski ich silników przebijające zasłonę chmur, a po chwili same
maszyny ukazały się w pełnej krasie. Z wyrzutni rakiet uczepionych ich
skrzydeł odrywały się kolejne wiązki pocisków i pozostawiając za sobą
smugi dymu, popędziły w stronę pozycji zajmowanych przez heretyków. Z
precyzją płynącą z wiekowego doświadczenia Ragnar sprawdził swoją
broń, pniem zaczerpnął tchu, zaczął odmawiać modlitwę do Imperatora i
czekał.
Doskonale zdawał sobie sprawę ze wszystkiego, co się wokół niego
działo. Rytm uderzeń jego głównego serca był równy i stały. Zadrapania i
lekkie obrażenia, jakie odniósł od wybuchu szrapnela, zamykały się i
goiły, podobnie jak bruzda, która otworzyła się na jego czole po uderzeniu
małego odłamka. Jego zmysły były znacznie bardziej wyostrzone niż
ludzkie, o czym Ragnar doskonale wiedział. Nadal pamiętał tę różnicę,
wszak urodził się jako zwykły człowiek. Teraz dzięki nim miał
zapewniony stały dopływ informacji z pola bitwy. Z łatwością wyczuwał
uspokajający i dający poczucie pewności zapach swoich braci: mieszaninę
woni utwardzanych ceramików, olejków, ciał zrodzonych na Fenrisie oraz
tych delikatnych znaczników, które podpowiadały mu, że jego towarzysze,
podobnie jak i on, nie są ludźmi. Wraz z nimi docierały do jego nosa
zapachy gniewu, bólu i trzymanego w ryzach żelaznej woli strachu.
Ragnar sprawdził swój pancerz, aby upewnić się, że jego szczelność nie
została naruszona. Tu i ówdzie można było dostrzec bruzdy po odłamkach,
zwłaszcza w miejscu, gdzie szrapnel uderzył w utwardzaną, ceramiczną
płytę. W dwóch kolejnych miejscach farba pokrywająca zbroję odprysnęła,
był to niezawodny znak, że wrogie lasery zdołały go trafić. Także
naramiennik nosił ślady po trafieniu pociskiem z pistoletu rakietowego,
jednak i to nie zdołało uszkodzić pancerza. Serwomotory, które zasilały
zbroję energetyczną, pracowały z wydajnością sięgającą 75%,
oszczędzając energię poprzez wyłączanie niepotrzebnych w tej chwili
systemów. Wbudowane czujniki informowały z kolei o tym, że w
powietrzu znajdują się śladowe ilości gazów bojowych i neurotoksyn,
których heretycy użyli w trakcie swego niespodziewanego ataku na siły
lojalistów, kiedy rozpoczęła się rebelia.
Dzięki niech będą Russowi, że nie ma się czym tak naprawdę martwić
– pomyślał Ragnar. Praktycznie nie potrzebował w tej chwili zdolności do
wchłaniania trucizn, którą charakteryzowało się jego ciało. Ragnar miał
już okazję zetknąć się z takimi środkami, które wywoływały potworne
bóle głowy, niekontrolowane skurcze mięśni i oszołomienie, kiedy jego
ciało dostosowywało się do ich obecności. Te jednak, które teraz unosiły
się w powietrzu, nie miały takiej siły. Sytuacja przedstawiała się całkiem
dobrze. Prawdę powiedziawszy, Ragnar cieszył się, że wreszcie znalazł się
w ogniu walki. Po miesiącu spędzonym na medytacji w swojej celi w
fortecy Zakonu, Kle, oraz tygodniu na pokładzie krążownika gwiezdnego,
który transportował ich na tę mizerną wojenkę, wreszcie miał okazję, aby
rozprostować kości i walczyć. Nie było się zresztą czemu dziwić. Walka
stanowiła sens jego życia, cel, dla którego go stworzono i trenowano.
Ostatecznie należał do kapituły Kosmicznych Wilków, elitarnej jednostki
Kosmicznych Marines. Czego mógłby więcej żądać od życia? W dłoni
dzierżył karabin rakietowy z magazynkiem pełnym amunicji, a przed sobą
miał wrogów Imperium. Dla Kosmicznego Wilka nie było większej
rozkoszy niż walka i możliwość zakończenia heretyckich żywotów tych,
którzy ośmielili się zdradzić Imperatora.
Gruzowisko za jego plecami zatrzęsło się niespodziewanie. Ktoś musiał
trafić w nie ciężkim pociskiem, być może był to granat lub seria z
ciężkiego karabinu rakietowego. Ragnar nie przejął się tym zbytnio, z
doświadczenia wiedząc, że beton wzmacniany stalowymi prętami
wytrzyma takie uderzenie. Zamiast rozmyślać o otaczających go ruinach,
skoncentrował się na odczytach z chronometru, które wyświetlane były
przez przyrządy optyczne jego hełmu. Minęła już minuta i cztery sekundy,
odkąd wydał rozkaz bratu Hrolfowi. Dotarcie na pozycję, z której będą
mogli prowadzić skuteczny ostrzał, zajmie im zapewne dwie minuty, plus
dziesięć sekund na zgranie koordynat i odpalenie pocisków. To dawało aż
nadto czasu reszcie oddziału, aby mogli się przegrupować i przygotować
do ataku. Kiedy to nastąpi, heretycy nie będą mieli żadnych szans na
skuteczną obronę, chyba że chowają w zanadrzu jakąś broń, której jeszcze
nie użyli.
Wrogi dowódca musiał dość do takiego samego wniosku, Bowiem
Ragnar usłyszał zupełnie nowy odgłos. Z oddali z narastającym terkotem
zbliżał się jakiś pojazd. Bez wątpienia musiał należeć do buntowników,
ponieważ siły pancerne wierne Imperatorowi jeszcze nie wylądowały na
planecie. Na jej powierzchni operowały na razie Kosmiczne Wilki,
stanowiące szpice sil lojalistów. Było zatem za wcześnie, aby czołgi
Imperium mogły pojawić się w pobliżu. Logicznym wnioskiem było
zatem, że jakikolwiek wehikuł nadjeżdżał w ich stronę, nie należał do
sojuszników. Wywołanie przez interkom potwierdziło przypuszczenia
Ragnara.
– + Oddział Ragnar. Wrogi czołg klasy Predator zbliża się do waszych
pozycji. Potrzebujecie wsparcia? Bez odbioru. +
Ragnar zastanawiał się przez chwilę. W obecnej sytuacji wsparcie
Thunderhawka było zapewne potrzebne gdzieś indziej, gdzie trwał szturm
na znacznie lepiej ufortyfikowanych heretyków. Bracia potrzebowali tam
wsparcia bardziej niż on i jego podwładni. Jeden czołg nie stanowił aż tak
poważnego zagrożenia, aby wzywać pomoc.
– + Tu Ragnar. Odpowiedź negatywna. Sami damy sobie radę z
Predatorem. Bez odbioru. +
– + Wiadomość otrzymana i zrozumiana. Niech Imperator czuwa nad
wami. Bez odbioru+
Ragnar myślał. Wyraźnie słyszał nadjeżdżający czołg, a w nozdrza
gryzł go odór spalin. Miażdżony gruz trzaskał pod masywnymi
gąsienicami, kiedy pojazd pokonywał kolejne metry. Oddział brata Hrolfa
uzbrojony w broń ciężką mógł go zniszczyć bez trudu, ale to oznaczałoby
odwołanie ostrzału bunkra i kolejne przemieszczenie drużyny wsparcia.
Ragnar nie sądził, żeby to było konieczne. Bez wątpienia był w stanie
samodzielnie poradzić sobie z jednym czołgiem.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin