Toma mi Mano Rozdział 10.pdf

(228 KB) Pobierz
289688034 UNPDF
Zar ę czyny i wielka niespodzianka
Jak mam rozpozna ć swoj ą Drug ą Po ł ow ę ?
Nie boj ą c si ę ryzyka. Ryzyka pora ż ki, odrzucenia, rozczarowa ń .
Nigdy nie wolno nam rezygnowa ć z poszukiwania Mi ł o ś ci. Ten, kto
przestaje szuka ć , przegrywa ż ycie.”
Paulo Coelho Brida
Edward nigdy nie zastanawiał się nad tym, jak bardzo los nienawidzi go za to, że
był szczęśliwy i wiodło mu się w czasach dzieciństwa. Jednak jedno było pewne,
szczęście wymalowane na jego twarzy, przez ostatnie trzy długie lata było fikcją.
Iluzja zadowolenia, jaką wokół siebie tworzył mogła zmylić nie jednego
dziennikarza, lecz nie jego siostrę i nie przyjaciela. Oni wiedzieli o nim wszystko,
nie spodziewał się nawet jak wiele…
Bella nie chciała powiedzieć prawdy o sobie Edwardowi, przynajmniej jeszcze nie
teraz. Alice była jednak uparta, chociaż sama nie znała całej historii.
- Alice no możesz mu powiedzieć! - dziewczyna krzyknęła i rozpłakała się głośno -
sama nie wiesz, co się ze mną działo przez ostatnie lata, a chcesz półprawdę
przekazać swojemu bratu - Bella szlochała jak dziecko - ja go nie pamiętam -
powiedziała ciszej - nie wiem, kim jest tak naprawdę Edward Cullen.
- Nie wiesz, kim jest? - Zapytała zdziwiona Alice pocieszając lekko przyjaciółkę,
otulając ją ramieniem.
- To znaczy - jąknęła Bella - wiem jak wygląda, bo widziałam go kilka razy w
telewizji i wiem, jaki jest - zaśmiała się cicho - przynajmniej w mediach opisują go,
jako typowego lowelasa, co film to inna partnerka, co film to inna panienka -
dziewczyna spojrzała przyjaciółce w oczy - czy myślisz, że sławny aktor zechce
porozmawiać z dawną znajomą, w dodatku kaleką i oszpeconą - Bella starała się
zachować twarz, jednak już po chwili schowała ją w dłoniach i zaczęła szlochać.
- On naprawdę nie jest tym, za jakiego uważają go dziennikarze - powiedziała
nieco rozbawiona Alice - Edward od lat spotyka się z Rosalie Hale, która jest
289688034.001.png
śliczną super modelką - powiedziała lekko rozmarzona dziewczyna - przyjaźni się z
Jasperem Whitlockiem i tęskni za dawnymi przyjaciółmi.
- On zapewne w ogóle już nas nie pamięta - zaśmiał się Emmett - minęły przecież
trzy lata, a on zaczął nowe życie.
Komentarz Emmetta rozzłościł chochlikowatą dziewczynę, która uśmiechnęła się
łobuzersko układając w swojej małej, podstępnej główce plan zemsty na
przyjacielu. Chciała, aby było jak dawniej, gdy razem z Bellą robiły braciom
psikusy, które mieli zapamiętać na całe życie.
- Pamięta was - zaprzeczyła w końcu dziewczyna - każdego dnia zastanawia się, co
się z wami stało, gdzie się podziewacie, a wy chcecie teraz ukryć przed nim fakt, że
wróciliście do Forks?
- Powiemy mu jutro - obiecała Bella - spójrz na mnie Alice - wskazała dłonią swoją
zapłakaną sukienkę i rozmazany makijaż, tworzący czarne, ślady na jej twarzy. -
Czy naprawdę uważasz, że Edward powinien widzieć mnie w tym stanie? -
Odpowiedź na pytanie, które zadała Bella było tak oczywiste, jak to, że następnego
ranka wstanie słońce - Po trzech latach rozłąki mam stanąć przed nim w zalanej
łzami sukience i z czarnymi obwódkami wokół oczu? - Bella nie mogła
powstrzymać się od śmiechu, kiedy wyobraziła sobie obraz nędzy i rozpaczy, jakim
wówczas była - czy sądzisz, że byłby zadowolony z tego, że widzi mnie w takim
stanie?
Alice zastanawiała się chwilę nad słowami Belli i stwierdziła, ze dziewczyna ma
rację. Postanowiła zorganizować następnego dnia wystawną kolację w swoim
domu, kolację, na którą zaprosi dwie “małe” niespodzianki. Wiedziała, że cała
rodzina ucieszy się z ich powrotu, ale i cała rodzina będzie w głębokim szoku, gdy
zobaczy, w jakim stanie jest Bella.
- Dobrze - powiedziała, zatem głośno - pod warunkiem, że gdy Emmett będzie
robił nam kawę i skoczy po ciasteczka - uśmiechnęła się do niego wymownie, a on
uderzył otwartą dłonią w czoło - ty opowiedz mi wszystko, co działo się z tobą w
ostatnim czasie.
Emmett patrzył na przyjaciółkę i przez moment zastanawiał się, czy powinien
zostawić ją samą z Bellą. Bał się, że siostra mogła czuć się źle w towarzystwie
Alice, która momentami mogła być porównywana do małego, lecz groźnego
huraganu. W końcu postanowił jednak, że zostawi dziewczyny same i pozwoli im
porozmawiać. Dał jednak znać siostrze, że wystarczy jeden telefon, a wróci się
nawet, jeśli, będzie już przy samym sklepie.
Bella patrzyła w szczęśliwe oczy przyjaciółki, przekonała się tym samym, że
przyjaciele nawet, jeśli będą znać najgorszą prawdę, chcą wiedzieć, co się z nią
działo. Pomyślała również, że Edward będzie chciał tego tak samo, jak Alice.
Czuła się dziwnie, bo w głębi jej umysłu znajdował się portret młodego Cullena,
ale za żadne skarby nie mogła go zobaczyć, nie widziała nic, prócz niesamowitych,
zielonych oczu, które przywodziły jej na myśl szmaragd, lub świeżo wyrośniętą po
zimie trawę, taką zieloną i rześką. Wiedziała, że ten kolor zmienia swoje nasilenie
w zależności od światła i uczuć, jakie w danej chwili panują w umyśle ich
właściciela. Tylko tyle wiedziała o Edwardzie, więcej nic nie pamiętała, a jednak
chciała poznać go od nowa.
- Opowiedz mi Bello - ponagliła ją Alice, gdy Emmett wyszedł już z salonu i
ładował swój ciężki tyłek do mercedesa stojącego na podjeździe - dlaczego nie
odzywałaś się do nas przez ostatnie lata?
- To skomplikowane - westchnęła dziewczyna - opowiem ci jednak wszystko od
początku… - Bella zaczęła opowiadać jej swoją historię - Alice to były najgorsze
trzy lata mojego życia. Nie pamiętam dokładnie, dokąd jechałam wówczas z
Emmem i mamą, ale pamiętam, że tego dnia Phil miał kupić mi psa, bo czułam się
samotna w Phoenix - powiedziała głosem wypranym z emocji - popędzałam wraz z
Emmettem mamę, aby jak najszybciej znaleźć się w domu - westchnęła głośno
dziewczyna - ale wiesz jak prowadziła Renee, więc nic nie dało się wskórać -
dziewczyna zamknęła oczy i spod jej zaciśniętych powiek wyleciało kilka słonych,
błyszczących kropli - … w pewnym momencie w naszą stronę zaczął jechać jakiś
duży, chyba ciężarowy samochód, to wszystko stało się w przeciągu kilku sekund -
załkała - od tamtej chwili jedyne, co pamiętałam to zalana krwią twarz mamy i
krzyk Emmetta, który próbował wyrwać się zza zapiętych pasów, by nam pomóc -
mówiła trzęsącym się głosem - a później? Obudziłam się w szpitalnej sali, nade
mną stał jakiś wąsaty, lekko posiwiały mężczyzna i wmawiał mi, że jest moim
ojcem - wzruszyła ramionami - dopiero, gdy Emmett i Phil pojawili się w
drzwiach, przestałam płakać, przestałam się bać - powiedziała płacząc - Emmett
przytulił mnie i powiedział, że cieszy się z mojego powrotu - westchnęła ciężko
czując coraz bardziej nawarstwiającą się w jej gardle gulę - powiedział, że mama
nie żyje - załkała - rozumiesz Ally? Moja mama, moja kochana Renee opuściła nas
trzy lata temu, a ja nawet nie mogłam być na jej pogrzebie.
- Jak to nie byłaś na pogrzebie? - Zapytała zdenerwowana Alice.
- Widzisz - powiedziała spokojnie jej przyjaciółka - bo ja obudziłam się w tym
szpitalu, ale był już inny rok - zaśmiała się histerycznie dziewczyna - przez rok
leżałam w śpiączce - dziewczyna znów ciężko westchnęła czując jak każdy
centymetr jej ciała przeszywają bolesne wspomnienia - w dodatku obudziłam się
nie pamiętając swojej przeszłości, jedynie ostatni dzień mojego normalnego życia
utkwił mi w pamięci - znów zaśmiała się histerycznie - jakby parszywy los chciał
ze mnie jeszcze bardziej zadrwić pozostawiając w mojej głowie te najbardziej
bolesne wspomnienia.
Dziewczyna opowiadała przyjaciółce jeszcze przez długi czas o ostatnich dwóch
latach, które pamiętała. O śmierci Phila, kolejnym wypadku w którym omal nie
straciła również brata, o bliznach, które pokrywają niemal całe powierzchnie ich
ciał. O wątpliwym szczęści, które spotkało ją w nieszczęściu.
- Tak właśnie wyglądało moje życie Alice - powiedziała szlochając w ramionach
najlepszej przyjaciółki, jaką kiedykolwiek w życiu miała.
Przez ten czas, gdy Bella opowiadała Alice o swoim życiu, Edward wybierał
pierścionek zaręczynowy dla Rosalie. Miał zamiar oświadczyć się jej przy najbliżej
nadarzającej się okazji. Wiedział, że Alice pomoże mu przygotować ten wielki
dzień, ale nie był pewien, czy to właśnie powinien zrobić.
Był przekonany, że Bella już nie wróci, nie stanie przed nim i nie powie, ze
tęskniła. Myślał, że nigdy więcej nie usłyszy jej głosu, ani nie zobaczy płynnej
czekolady jej roziskrzonych tęczówek. Postanowił więc popełnić największy błąd
w swoim życiu, chociaż w danej chwili nie wiedział jeszcze jak bardzo myli się co
do Belli i jak bardzo zmieni się jego życie w momencie oświadczyn.
- Czy ten panu odpowiada? - zapytał starszawy jubiler, któremu okulary
przysłaniały niemal cała, górną połowę twarzy.
Edward nie bardzo mógł się skupić na kupnie błyskotki, którą jego narzeczona
miała nosić przez najbliższy rok na palcu. Zastanawiał się przez cały czas, czy
dobrze postępuje chcąc oświadczyć się dziewczynie, której nigdy nie kochał.
Uznawszy jednak swoje postępowanie za słuszne, poprosił jubilera o zapakowanie
pierścionka, z wielkim brylantem w kształcie kwadratu do małego, czerwonego
pudełeczka. Nie chciał jednak, by to pudełko miało kształt serca, czułby się
wówczas tak, jakby podarował Rosalie obietnicę bez pokrycia. Nie mógł przecież
podarować dziewczynie swojego serca, gdyż ono od zawsze należało do Isabelli
Swan, dziewczyny, która więzi je w złotej klatce i nie chce wypuścić, chociaż jego
właściciel umiera z tęsknoty.
Wychodząc ze sklepu jubilerskiego rzucił jeszcze ciche “dowidzenia” i ruszył w
stronę samochodu. Oczywiście po drodze dostrzegł kilka migających w oddali
fleszy i tym samym nabrał pewności, że musi oświadczyć się Rosalie jak
najszybciej, gdyż w jutrzejszej gazecie może pojawić się jego zdjęcie i podejrzenia
dziennikarzy.
Miał oczywiście opcję podarowania jej pierścionka zaręczynowego, który od
pokoleń przechodził drogę z matki na syna i na jego wybrankę i znów, ale nie
chciał obdarowywać jej czymś tak ważnym. Pierścionek rodu Cullenów miał
trafiać zawsze do dziewczyny, która skradła potomkowi płci męskiej serce, a Ross
nie była nią.
Samolot Rosalie po długich godzinach męczącego lotu, właśnie podchodził do
lądowania na lotnisku w Port Angeles. Dziewczyna była przekonana, że Edward
będzie czekał na nią w hali przylotów i już za kilkanaście minut go zobaczy.
Nie myliła się. Gdy postawiła swoją, obutą w pantofelek z wysoką szpilką stopę,
dostrzegła w oddali miedzianą czuprynę, która powoli, systematycznie przesuwała
się w jej stronę. Wiedziała, że to nikt inny, jak jej chłopak. Cieszyła się, że go
widzi, bo w pewnym sensie kochała go, ale nie uczuciem, które obdarowuje się
ukochanego, a przyjaciela.
Właśnie tym dla siebie byli, przyjaciółmi, którzy z racji swej samotności
postanowili być razem. Nie łączyła ich wielka, szaleńcza miłość, lecz uczucie
bezpieczeństwa, zaufanie i pewnego rodzaju przyzwyczajenie. W ich związku nie
było jednak typowej rutyny, byli swego rodzaju wyjątkową parą.
- Eddy - zawołała dziewczyna, gdy chłopak stanął przed nią. Rozłożyła ramiona
wypuszczając tym samym walizki, które z hukiem upadły na ziemię - tak się
stęskniłam.
- Ja za tobą również tęskniłem Ross - zaśmiał się chłopak, czując, że mówił
prawdę.
Edward uświadomił sobie jednak, że nie może od tak, paść przed Rosalie na kolana
na środku hali przylotów. Lotnisko w Port Angeles nie byłoby szczytem jej marzeń,
ani fajnym miejscem oświadczyn. Schował więc głębiej, w swoją zapinaną na
suwak kieszeń, małe czerwone pudełeczko i schwycił w dłonie walizki Rosalie.
Nie śmiał jednak nazywać jej ukochaną, bo nie kochał tej ślicznej, wysokiej
Zgłoś jeśli naruszono regulamin