Prywatne notatki dr. Gersona_30 LAT DOŚWIADCZEŃ KLINICZNYCH(1).pdf

(145 KB) Pobierz
339184817 UNPDF
Physiological Chemistry and Physics 10 (1978), str. 449-464
LECZENIE ZAAWANSOWANYCH PRZYPADKÓW
RAKA TERAPIĄ DIETETYCZNĄ: PODSUMOWANIE
30 LAT DOŚWIADCZEŃ KLINICZNYCH*
DR MED. MAX GERSON
Gerson Institute, Box 535, Imperial Beach, California 92032
[obecny adres: Box 430, Bonita, CA 91908, tel. 001-619-585 7600]
Streszczenie: Trzydzieści lat doświadczeń klinicznych doprowadziło do udanej terapii
zaawansowanych przypadków raka. Terapia ta oparta jest na założeniu, iż (1) chory na raka ma
obniżoną odporność i uogólnione uszkodzenie tkanek, szczególnie wątroby, oraz (2) gdy
niszczona jest tkanka nowotworowa, wówczas toksyczne produkty degradacji trafiają do krwi, co
prowadzi do śpiączki i śmierci w wyniku niewydolności wątroby. Terapia składa się z diety
bogatopotasowej, ubogiej w sód, nie zawierającej tłuszczów ani olejów, i z minimalną ilością
białek zwierzęcych. Soki z surowych owoców i warzyw oraz z surowej wątroby dostarczają
enzymów oksydacyjnych, które ułatwiają przywrócenie właściwego funkcjonowania wątroby.
Stosuje się uzupełnianie preparatami jodu i niacyny. Wlewy doodbytnicze z kawy powodują
poszerzenie przewodów żółciowych, co ułatwia wydalanie toksycznych produktów rozpadu
tkanki nowotworowej przez wątrobę, a także dializę toksycznych produktów ze krwi przez ścianę
okrężnicy. Terapia musi być stosowana w integralnej całości. Elementy terapii stosowane w
izolacji nie dadzą pomyślnych wyników. Terapią tą wyleczono wiele zaawansowanych
przypadków raka.
Szanowni Państwo!
Przyjechałem tu na wakacje, nie z wykładem. Nie przywiozłem żadnych materiałów.
Zrobiłem więc trochę notatek z pamięci, ponieważ poproszono mnie, by najpierw opowiedzieć
Państwu, jak to się stało, że zająłem się leczeniem raka. Jest to zabawna historia.
Gdy byłem lekarzem chorób wewnętrznych w Bielefeld w Niemczech w 1928 r., pewnego dnia
wezwano mnie do chorej pacjentki. Spytałem, co jej dolega, ale przez telefon nie chciała mi
powiedzieć. Więc pojechałem tam, trochę poza miasto. Spytałem ją "Co Pani dolega?"
Opowiedziała, że była operowana w pobliskiej dużej klinice i stwierdzono raka w przewodzie
żółciowym. Zobaczyłem bliznę pooperacyjną. Była w wysokiej gorączce, miała żółtaczkę.
Powiedziałem jej "Przykro mi, nic nie mogę zrobić dla Pani. Nie wiem, jak leczyć raka. Nie
widziałem pomyślnych wyników, zwłaszcza w tak zaawansowanym przypadku, gdy nie ma już
możliwości operacji". Na to ona odparła "Nie, panie doktorze, poprosiłam pana, bo widziałam
wyniki pańskiego leczenia gruźlicy i zapalenia stawów w różnych przypadkach.
________________
*Nota od wydawcy. Jest to zapis wykładu wygłoszonego przez dra Gersona w
Escondido, California, w 1956 r. Dr Gerson zmarł w 1959 r. Bardziej kompletną informację
o tej terapii można znaleźć w jego książce A Cancer Therapy: Results of 50 Cases, by Max
Gerson, 3rd edition, 1977, Totality Books, Del Mar, CA, lub od jego córki Mrs. Charlotte Gerson
Straus w Gerson Institute, Box 535, Imperial Beach, CA 92032 [obecny adres: Box 430, Bonita,
CA 91908, tel. 001-619-585 7600]. Perspektywy społeczno-ekonomiczne i polityczne są
omówione w książce Has Dr. Max Gerson a True Cancer Cure? by S. J. Haught, 1976, Major
Books, 21335, Roscoe Blvd., Canoga Park, CA 91304.
Proszę, oto blok listowy i zapisze pan leczenie. Na tamtym stole leży książka, a z tej książki, pan
będzie taki dobry i przeczyta mi na głos rozdział pod tytułem „Leczenie raka”.
Była to gruba książka, około 1200 stron, o medycynie ludowej, a w środku był ten rozdział.
Zacząłem czytać. Książka była zredagowana przez trzech nauczycieli i jednego lekarza. Nikt z
nich nie praktykował medycyny. Tak więc opracowali tę książkę. Przeczytałem ten rozdział.
Było w nim coś o Hipokratesie, który dawał takim pacjentom specjalną zupę. Muszę Państwu
powiedzieć, tę zupę stosujemy obecnie! Zupę z tej książki, z praktyki Hipokratesa - 550 lat
przed Chrystusem! Był on największym lekarzem tamtych czasów, sądzę nawet, że największym
lekarzem wszystkich czasów. Miał on ideę, że pacjent musi zostać odtruty za pomocą tej zupy i
lewatyw i tak dalej.
Czytałem i czytałem, lecz wreszcie powiedziałem tej pani "Proszę Pani, z powodu mojej terapii
przeciwgruźliczej lekarze są nastawieni przeciwko mnie. Dlatego nie chciałbym Pani leczyć".
Ponownie zaczęła nalegać "Dam Panu oświadczenie na piśmie, że Pan nie jest
odpowiedzialny za wynik tego leczenia i że to ja nalegałam, by je przeprowadzić". Tak więc z tym
pisemnym oświadczeniem, pomyślałem, w porządku, spróbujmy.
Zapisałem leczenie. Było prawie takie samo, jakie stosowałem u pacjentów z gruźlicą [1-7],
które opracowałem i stosowałem w klinice uniwersyteckiej w Monachium z prof. Sauerbruchem.
Po okresie pracy w klinice terapia nabrała kształtu definitywnego, a jej skuteczność została
potwierdzona [8,9].
Pomyślałem, iż może będzie skuteczna także w przypadku raka. W książkach naukowych
zawsze pisało, że zarówno rak, jak i gruźlica są chorobami zwyrodnieniowymi, gdzie
organizm musi zostać odtruty. Ale to ostatnie stwierdzenie znajdowało się wyłącznie u
Hipokratesa.
Spróbowałem - i pacjentka została wyleczona! Sześć miesięcy później była
na nogach i w najlepszym stanie. Następnie przysłała mi dwa dalsze przypadki. Ktoś z jej
rodziny miał raka żołądka, gdzie podczas operacji stwierdzono przerzuty do węzłów chłonnych
okołożołądkowych - też wyleczony!
Trzecim przypadkiem był również rak żołądka. Został tak samo wyleczony. Spróbowano
leczenia w trzech przypadkach i wszystkie trzy zostały wyleczone!
Muszę Państwu powiedzieć, że do dnia dzisiejszego nie wiem, jak to się stało, jak mi się to
przytrafiło, jakim sposobem zostało to osiągnięte. W owym czasie zawsze mówiłem, że nie wiem,
dlaczego zostały one wyleczone. Nie wiedziałem wystarczająco na temat raka i wejść w to, zająć
się tym, było takim trudnym problemem. Ale gdy raz weszło mi to do głowy i w ręce i do serca,
nie mogłem już oderwać się od tego problemu.
W jakiś czas później trafiłem do Wiednia. Opuściłem Niemcy z powodu zmian politycznych w
czasach Hitlera. W Wiedniu spróbowałem tej terapii w sześciu przypadkach i we wszystkich
sześciu przypadkach żadnych wyników - same niepowodzenia! To był szok. Sanatorium, gdzie
leczyłem mych pacjentów, nie było zbyt dobrze zorganizowane w zakresie terapii dietą.
Leczono inne choroby innymi metodami i nie przywiązywano dużo uwagi do diety. Temu więc
przypisywałem niepowodzenia.
Potem przyjechałem do Paryża. W Paryżu leczyłem siedem przypadków i miałem trzy
pozytywne wyniki. Jednym z tych przypadków był starszy 70-letni mężczyzna. Miał on raka jelita
ślepego, gdzie zaczyna się okrężnica. Innym przypadkiem była pani z Armenii. Był to bardzo
ciekawy przypadek. Musiałem działać wbrew całej rodzinie. W tej rodzinie było wielu lekarzy, i
miałem mnóstwo kłopotów. Tym niemniej w tym przypadku powiodło mi się. Miała ona
odrastającego raka sutka. Za każdym razem rodzina nalegała, że pacjentka "tak bardzo
podupadła". Ważyła tylko 78 funtów [ok. 35,4 kg]. Została z niej skóra i kości i chcieli, bym
podawał jej żółtka. Dałem jej trochę żółtka - rak odrósł. Potem nalegali, bym podawał jej mięso -
surowe siekane mięso. Dałem jej to i rak odrósł. Za trzecim razem chcieli, bym jej dawał trochę
oleju. Dałem jej tego oleju i rak odrósł po raz trzeci. Tym niemniej trzy razy byłem w stanie
eliminować i leczyć tego raka. A wciąż nie miałem pojęcia, czym jest rak. Gdyby ktoś mnie
zapytał na temat teorii, po prostu co ja właściwie robię, musiałbym odpowiedzieć "Doprawdy sam
nie wiem".
W jakiś czas potem przyjechałem do USA. Problem raka i wyleczenie pierwszych trzech
przypadków bez przerwy siedziały mi w głowie. Wciąż myślałem "To musi być możliwe,
byłoby zbrodnią tego nie robić". Lecz nie było to takie proste. Gdy tu przyjechałem, nie miałem
kliniki. Nie miałem nawet prawa wykonywania zawodu lekarza. Gdy zdałem egzaminy i
mogłem przyjmować pacjentów, musiałem leczyć ich w domach i była to praca trudna. Pacjenci
nie chcieli stosować się do diety, przeprowadzać jej w domu. Przyzwyczajeni byli oszczędzać
na czasie przygotowania posiłków i nie wysilać się nad robieniem wszystkich soków
koniecznych do terapii, tak jak została opracowana.
Leczenie gruźlicy polegało na diecie bezsolnej, głównie owocowo - warzywnej, jarzyny
gotowane bez dodatku wody, parowane we własnych sokach, w ciężkim garnku, nie z aluminium.
Pokrywa musi być ciężka i dobrze dopasowana tak, by para nie uciekała. Dalej, większość
potraw musi być zjadanych na surowo, drobno utartych. Chorzy mają pić sok pomarańczowy, sok
grejpfrutowy oraz sok jabłkowy i marchwiowy. Soki te muszą być sporządzone w specjalnym
urządzeniu - rozcieracz [grinder] i osobna prasa - ponieważ stwierdziłem, że w sokowirówkach
[centrifugal juicers] lub maszynkach do soków [liquefiers] nie mogłem otrzymać soku takiego
rodzaju, który by leczył pacjentów.
Najpierw myślałem, że maszynki do soków [liquefiers] byłyby idealne. Surowiec
zachowywał się w całości. nic nie było tracone. Ale to nie działało. Potem dowiedziałem się
dzięki pewnemu fizykowi, że w maszynce do soków [liquefier], w środku, jest dodatni ładunek
elektryczny, a w cieczy jest ładunek ujemny. Ten ładunek elektryczny niszczy enzymy
oksydacyjne. To samo zachodzi też w przypadku sokowirówki [centrifugal juicer] i innych
aparatów. Dlatego sok musi być przygotowany w rozcieraczu [grinder, syn. młynek,
rozdrabniacz] i osobnej prasie - o ile możności wykonanych ze stali nierdzewnej.
Pacjenci muszą wypijać mnóstwo tych soków. Muszą zjadać zupę Hipokratesa. Nie mogę
wchodzić we wszystkie szczegóły. Nie wystarczyłoby jednego wieczoru. Ale bardzo ważne dla
odtrucia są lewatywy. Czułem, że odtrucie w postaci sugerowanej przez Hipokratesa, w tej
książce, było najważniejszym elementem.
Wreszcie miałem klinikę. Pacjenci zobaczyli, że także bardziej zaawansowane przypadki,
a nawet niektóre terminalne, bardzo zaawansowane przypadki, mogły zostać uratowane. Trafiało
do mnie coraz więcej i więcej przypadków terminalnych, zostałem wmuszony w tę sytuację. Z
drugiej strony, miałem nóż Amerykańskiego Towarzystwa Medycznego na gardle i na plecach.
Miałem tylko terminalne przypadki. Gdybym ich nie uratował, moja klinika stałaby się
umieralnią. Niektóre przypadki były przynoszone na noszach. Nie mogli chodzić. Nie mogli już
jeść. Było bardzo, bardzo trudno. Tak więc naprawdę musiałem opracować terapię, która
pomagałaby w tych dalece zaawansowanych przypadkach [10, 11]. Powtarzam, zostałem do tego
zmuszony.
O potrzebie tego, na czym należy położyć główny nacisk: czytając całą literaturę, zobaczyłem,
że wszyscy naukowcy leczą objawy. Pomyślałem, że są one tylko objawami. Za nimi musi być coś
zasadniczego. Niemożliwe, żeby były objawy w mózgu, inne w płucach, w kościach, w jamie
brzusznej i w wątrobie. Musi być coś podstawowego, inaczej jest niemożliwe.
Już dzięki mojej pracy nad leczeniem gruźlicy nauczyłem się, że w gruźlicy i w innych
chorobach zwyrodnieniowych nie wolno leczyć objawów. Organizm - cały organizm - musi być
leczony. Łatwo powiedzieć, ale jak to zrobić? Stopniowo doszedłem do wniosku, że
najważniejszą częścią naszego organizmu jest przewód pokarmowy. By wszystko, co zjadamy,
było właściwie trawione, i by inne narządy przewodu pokarmowego działały prawidłowo i
pomagały w trawieniu do produktów końcowych - a jednocześnie usuwały wszystkie
produkty odpadowe - wszystkie toksyny i trucizny które muszą być usuwane, tak, by nic nie
gromadziło się w naszym ustroju, to właśnie - pomyślałem sobie - jest rzeczą najważniejszą w
leczeniu gruźlicy. Tak samo musi być we wszystkich innych chorobach zwyrodnieniowych. I
do dnia dzisiejszego jestem wciąż przekonany, że rak nie wymaga "swoistego" leczenia.
Rak jest tak zwaną chorobą zwyrodnieniową, a wszystkie choroby zwyrodnieniowe
muszą być leczone tak, by najpierw cały organizm został odtruty. Wracając do mej pracy nad
leczeniem gruźlicy, zobaczyłem, że ważną rolę odgrywa wątroba. Usuwa ona toksyny z organizmu,
tak je przekształca, by mogły wejść do przewodów żółciowych, i w ten sposób zostać usunięte z
żółcią - to nie jest łatwe zadanie. Ponadto wątroba pomaga w wytwarzaniu soku żołądkowego
za pomocą układu nerwów trzewnych. Wątroba pomaga w wytwarzaniu przez trzustkę trypsyny,
pepsyny, lipazy, enzymów trawiennych - wszystko to jest regulowane za pomocą układu nerwów
trzewnych. Wątroba ma o wiele, wiele więcej bardzo ważnych funkcji. Jedną z nich jest
reaktywacja enzymów oksydacyjnych, co odkrył Rudolf Schoenheimer. Jego praca szła po tej linii.
Zaprowadziłoby nas za daleko, gdybym wchodził teraz w szczegóły. Bardzo ważne jest
zapamiętać, że enzymy utleniające u chorych na raka mają bardzo niską aktywność.
Teraz spróbujmy nakreślić teorię. Przez te lata uświadomiłem sobie, że w raku są dwie
komponenty o szczególnej ważności. Jedną jest cały organizm, komponenta ogólna. Drugą jest
komponenta miejscowa, objaw. Leczenie musi dotyczyć komponenty ogólnej. Gdy będziemy w
stanie doprowadzić ją do równowagi, komponenta miejscowa zniknie.
Co jest tą komponentą ogólną i dlaczego leczenie ma doprowadzić ją do równowagi?
Chciałbym poświęcić dzisiejszy wieczór głównie tej kwestii.
Komponentą ogólną jest przewód pokarmowy i wątroba. W raku przewód pokarmowy jest bardzo
zatruty. Jak można sobie z tym poradzić? Odtrucie jest łatwym słowem, lecz jest bardzo trudne
do wykonania u chorych na raka. W takich przypadkach, jeśli są dalece zaawansowane, nie mogą
oni prawie jeść. Nie mają soku żołądkowego, nie działa wątroba, trzustka, nic nie jest czynne.
Z czego rozpoczniemy? Najważniejszym, pierwszym krokiem jest odtrucie. Więc zajmijmy się
tym. Na początku dawaliśmy różne lewatywy. Stwierdziłem, że najlepszą lewatywą jest wlew z
kawy, zastosowany po raz pierwszy przez prof. O. A. Meyera w Getyndze. Wpadł on na ten
pomysł, gdy wspólnie z prof. Heubnerem podawał roztwór kofeiny doodbytniczo zwierzętom.
Zauważył, że przewody żółciowe były otwarte i mogło wypływać więcej żółci. Czułem, że jest
to bardzo ważne i opracowałem wlewy z kawy. Dajemy trzy czubate łyżki stołowe mielonej
kawy na kwartę [ok. 1 l], gotujemy przez trzy minuty, zmiejszamy ogień i zaparzamy nie
dopuszczając do wrzenia przez 10 do 20 minut, po czym stosujemy w temperaturze ciała.
Pacjenci zgłaszali, że to im pomaga. Ból ustępował, mimo iż dla przeprowadzenia odtrucia
musieliśmy odstawiać wszystkie środki przeciwbólowe i uspokajające. Uświadomiłem sobie, że
niemożliwe jest z jednej strony odtruwanie organizmu, a z drugiej strony podawanie leków i
trucizn, takich jak leki przeciwbólowe i uspokajające - petydyna, kodeina, morfina,
skopolamina itd. Tak więc musieliśmy odstawiać te leki, co znów było bardzo trudnym
problemem. Pewien pacjent powiedział mi, że dostaje jeden gram kodeiny co dwie godziny
oraz morfinę w zastrzykach . . . jak można to odstawić? Powiedziałem mu, że najlepszym
środkiem przeciwbólowym jest wlew z kawy. Po upływie bardzo krótkiego czasu musiał się z tym
zgodzić. Niektórzy z pacjentów, którzy mieli bardzo ciężkie bóle, nie dostawali wlewów raz na
cztery godziny, jak przepisywałem, lecz raz na dwie godziny. Lecz więcej żadnych środków
przeciwbólowych.
Po zaledwie paru dniach ból był bardzo mały, prawie żaden. Mogę dać przykład. Nie tak
dawno trafiła do mnie pewna pani. Miała raka szyjki macicy i dwie duże masy guza wokół
macicy. Szyjka była wielką martwiczą niszą wrzodową, z której sączyła się krew i ropa, tak iż
biedna chora nie mogła w ogóle siedzieć. Stan był nieoperacyjny. Była naświetlana
promieniami rentgenowskimi i wszystko, co jadła, wymiotowała z powrotem. Nie mogła się
położyć. Nie mogła siedzieć. Chodziła w kółko w dzień i w nocy. Gdy przyjechała do mojej
kliniki, dyrektor powiedział mi "Panie doktorze, nie możemy jej tu trzymać. Te jęki i chodzenie w
dzień i w nocy uniemożliwiają sen innym pacjentom." Po czterech dniach była w stanie
zasnąć bez jakichkolwiek środków uspokajających, co jednak nie dawało wiele. Efekt
przeciwbólowy trwał przez około pół godziny. Po 8 - 10 dniach poprosiła mnie tylko o jedną
rzecz: aby pozwolić jej opuścić nocną lewatywę o godz. 3.00 czy 4.00 nad ranem. Pacjenci, u
których wchłaniają się duże masy guza są budzeni każdej nocy przez budzik, gdyż w
przeciwnym razie zatruliby się wchłaniając te masy. Gdybym zrobił im tylko jedną albo dwie
albo trzy lewatywy, umarliby z zatrucia. Jako lekarz nie mam prawa powodować, by organizm
absorbował wszystką masę nowotworu, a następnie był niedostatecznie odtruwany. Dwoma lub
trzema wlewami pacjenci nie są wystarczająco odtruwani. Wchodzą w coma hepaticum (śpiączkę
wątrobową). Sekcje zwłok wykazały, że wątroba jest zatruta. Nauczyłem się z tych nieszczęść, że
odtruwania nigdy nie bywa za dużo. Więc powiedziałem tej pani, że przez jedną noc będzie
mogła spać przez siedem godzin - ale tylko przez jedną noc. Nie zaryzykowałbym więcej!
Gdy nie dawałem tym pacjentom nocnych lewatyw, rankiem byli śpiący, prawie
półprzytomni. Pielęgniarki to potwierdzały i mówiły mi, że potrzeba kilku lewatyw, zanim się z
powrotem uwolnią z tego toksycznego stanu. Nigdy nie dość jest podkreślać znaczenia
odtruwania.
Nawet z tymi wszystkimi wlewami nie wystarczało! Musiałem więc podawać im także olej
rycynowy doustnie i we wlewie co drugi dzień, przynajmniej przez pierwsze dwa tygodnie,
mniej więcej. Po tych dwóch tygodniach nie poznalibyście Państwo tych pacjentów!
Przybywali na noszach, a obecnie chodzili. Mieli apetyt. Przybierali na wadze, a guzy zmniejszały
się.
Spytacie Państwo "Jak może ustępować taki guz nowotworowy?". Był to dla mnie trudny
problem do zrozumienia. Nauczyłem się w moim leczeniu gruźlicy, że muszę dawać potas, jod i
wątrobę w injekcjach, by pomóc wątrobie i całemu organizmowi w odtwarzaniu potasu. Obecnie,
na ile rozumiem, sytuacja jest identyczna. Najpierw dawaliśmy pacjentowi dietę maksymalnie
bezsolną [12]. W ten sposób z organizmu usuwane jest możliwie najwięcej soli (sodu). Podczas
pierwszych dni usuwane są 3 gramy, 5 gramów, do 8 gramów sodu dziennie, gdy pacjent otrzymuje
tylko około pół grama sodu zawartego w diecie, a w postaci soli nie dodaje się sodu w ogóle.
Pacjenci otrzymują suszoną tarczycę (thyroid) i płyn Lugola*. Dowiedziałem się po raz
pierwszy z tak zwanego doświadczenia na kijance Gudenath, że jod jest konieczny do
zwiększenia i podtrzymania zdolności oksydacyjnej. Dalej podajemy pacjentom duże ilości potasu
[12]. Potrzeba było 300 doświadczeń, aby znaleźć właściwą kombinację związków potasu. Jest to
10 % roztwór glukonianu potasu, fosforanu potasu (jednozasadowego) i octanu potasu. Roztwór
ten podawany jest pacjentom w sokach w ilości 10 razy dziennie po cztery łyżeczki do herbaty.
Tak duża ilość potasu jest wprowadzana do organizmu. Jednocześnie 5 razy dziennie po 65 mg
suszonej tarczycy i 6 razy po trzy krople płynu Lugola w rozcieńczeniu 50 %. Te 18 kropli płynu
Lugola to jest duża dawka. Nie stwierdzono, by u kogokolwiek doszło do kołatania serca z tego
powodu,
___________________________
*Płyn Lugola jest to jod plus jodek potasu.
nawet jeśli niektórzy pacjenci mówili mi, że poprzednio nie mogli przyjmować preparatów
tarczycy, gdyż dochodziło u nich do kołatania serca. I znikały wszystkie alergie! Niektórzy
pacjenci twierdzili, że poprzednio nie mogli wypić nawet jednej łyżeczki soku cytrynowego
czy pomarańczowego - byli uczuleni. Ale gdy zostali dobrze odtruci i mieli dużo potasu, nie
byli już uczuleni. Alergie i inne nadwrażliwości zostały zlikwidowane.
Po wprowadzeniu do organizmu, tarczyca suszona i płyn Lugola dostają się natychmiast do
masy nowotworowej. Te dojrzałe [? raczej: niedojrzałe] komórki wychwytują je szybko, lecz
bardziej i z wielką łapczywością wchłaniają wodę - jak tylko potrafią - prawdopodobnie
razem z niewielką ilością sodu. Ale sodu pozostało niewiele. Więc wówczas komórki te
wychwytują potas i enzymy oksydacyjne i giną same przez się. Musicie Państwo sobie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin