Hugo Wiktor - Człowiek śmiechu 01.doc

(1600 KB) Pobierz
WIKTOR HUGO CZŁOWIEK ŚMIECHU

WIKTOR HUGO CZŁOWIEK ŚMIECHU

TOM PIERWSZY TYTUŁ ORYGINAŁU » L ' HOMME QUI RIT<

3 Tower Press 2000

Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000

W Anglii wszystko jest wielkie, nawet to, co złe, nawet oligarchia. Patrycjat angielski

jest patrycjatem w całym znaczeniu tego słowa. Nigdzie feudalizm nie byt tak wspaniały,

tak, straszliwy, tak żywotny. Trzeba przyznać zresztą, że feudalizm ten w swoim

czasze był pożyteczny. Na przykładzie Anglii poznawać należy władze feudalnego

pana, tak jak władzę królewską poznawać trzeba na przykładzie Francji. Właściwy

tytuł tej książki brzmieć by powinien: Arystokracja. Następny tom nazwać by można

Monarchią. A po tych dwu księgach, jeżeli danym będzie autorowi dokończyć swego

dzieła - nastąpi trzecia, stanowiąca zamknięcie, która nosić będzie tytuł; Rok dziewięćdziesiąty

trzeci. HautevilleHouse. 1869.

5

CZĘŚĆ PIERWSZA MORZE I NOC

6

DWA ROZDZIAŁY PRZEDWSTĘPNE I. URSUS

Ursus i Homo związani byli wielką przyjaźnią. Ursus był człowiekiem, Homo był wilkiem.

Charaktery ich pasowały do siebie znakomicie. Człowiek to nadał imię wilkowi, a swoje

własne też zapewne sam obrał sobie i nazwę Ursus uznał za najwłaściwszą dla siebie,

nazwę zaś Homo za najwłaściwszą dla zwierzęcia. Para ta - człowiek i wilk - wędrowała

po jarmarkach i odpustach, pojawiała się na ludnych, ruchliwych ulicach miast. Ludzie

wszędzie chętnie słuchają żartów i facecji, wszędzie kupują cudowne, uzdrawiające

wszelakie choroby lekarstwa. Z tego też żyli Ursus i Homo. Wilk, łagodny, przymilny

i posłuszny, podobał się tłumowi. Ludzie lubią bowiem patrzyć na wszystko, co oswojone,

podporządkowane woli człowieka. Naszą największą przyjemnością jest przypatrywanie

się najrozmaitszym rodzajom i odmianom obłaskawienia. Dlatego to właśnie tyle jest

zawsze gapiów przy przejeździe królewskiego orszaku.

Ursus i Homo wędrowali od rozstaja do rozstaja, od rynku w Aberystwith do rynku w

Yeddburg, z kraju do kraju, od hrabstwa do hrabstwa, z miasta do miasta. Kiedy gdzieś

przestawano już przyglądać się im, słuchać i kupować leki - przenosili się dalej.

Mieszkaniem Ursusa była buda na kółkach. Obłaskawiony Homo ciągnął ją we dnie i pilnował

nocą. Nieraz droga bywała ciężka, pod górę, błotnista, rozorana koleinami. Wówczas

człowiek przewiązywał się przez pierś pasem i ciągnął wózek razem z wilkiem, po

bratersku, ramię przy ramieniu. I tak się razem zestarzeli. Obozowali, gdzie wypadło:

na ugorach, na polanach, u rozstaju dróg, na skraju wioski, u bram miasta, w halach

targowych, na jarmarcznych placach, przy ogrodzeniach parków, na przykościelnych

cmentarzach. Kiedy wózek zatrzymywał się wśród jarmarku, kiedy zbiegły się ciekawe

przekupki i gapie otoczyli go wkoło, Ursus zaczynał rozprawiać, a Homo przytakiwał

mu głową i z miseczką drewnianą w pysku grzecznie obchodził zbiegowisko. Tak zarabiali

na życie. Wilk był uczony, człowiek także. Wilk był wytresowany przez swego pana,

a może też i sam z własnego instynktu przymilał się na swoje wilcze sposoby, byleby

uzbierać jak najwięcej. - Żebyś mi się tylko nie wyrodził na człowieka - mawiał

mu przyjaciel.

Wilk nie gryzł nigdy, człowiek - czasami. . A w każdym razie nieraz bywało to pragnieniem

Ursusa. Ursus był mizantropem i z tej przyczyny właśnie został wędrownym kuglarzem.

A i dlatego również, żeby żyć, bo żołądek dopomina się o swoje prawa. Co więcej,

ten kuglarzmizantrop, może dlatego, żeby udziwnić się jeszcze bardziej, a może

też dlatego, żeby dopełnić kształtu swej postaci, był znachorem. Ale j. to jeszcze

nie wszystko: Ursus był również brzuchomówcą. Potrafił mówić nie poruszając ustami,

potrafił naśladować do złudzenia i na zawołanie każdy akcent, każdą wymowę, każdy

głos. Sam jeden również mógł udać pomruk tłumu. Słowo " brzuchomówca " brzmi po grecku

engastrimithos. Ursus chętnie zwał się tym imieniem. Umiał też oddawać wszelkie krzyki

ptaków: drozda, szpaka, skowronka, kosa z białym podgardlem, ptaków wędrownych jak

i on; mógł więc wedle swej woli i w każdej

7 chwili wywołać odgłosy czy to placu publicznego, wypełnionego zgiełkiem tłumu,

czy też

łąki rozbrzmiewającej ptasim śpiewem, odgłosy burzliwe jak motłoch lub też pogodne

i niewinne jak poranek. Talenty podobne spotyka się zresztą, chociaż nieczęsto.

W ubiegłym stuleciu niejaki Touzel, który naśladować potrafił odgłosy ciżby ludzkiej

i zwierzęcej i krzyk każdego stworzenia, służył u Buffona w charakterze menażerii.

Ursus był bystry i ciekawy i zjawiska świata tego skłonny był tłumaczyć w sposób

nieoczekiwany, jakże nieraz podobny do bajki. I wydawało się, że sam w nie wierzy.

Przyglądał się podanej sobie czyjejkolwiek ręce, otwierał na chybił trafił swoje

księgi i orzekał, przepowiadał losy, pouczał, że niebezpiecznie jest napotkać czarną

klacz, że jeszcze niebezpieczniej jest, jeżeli przed wyruszeniem w podróż na wyjeżdżającego

zawoła ktoś nieświadomy celu jego drogi. Ursus zwał sam siebie " handlarzem zabobonów

" . " Pomiędzy arcybiskupem Canterbury i mną jest jedna tylko różnica: ja się do

tego przyznaję " - mawiał. Aż wreszcie słusznie oburzony arcybiskup zawezwał go

dnia pewnego przed swe oblicze. Lecz zręczny Ursus zupełnie rozbroił jego wieleb-

ność wygłaszając przed nim kazanie ułożone przez siebie na święto Bożego Narodzenia,

kazanie, którego zachwycony arcybiskup wyuczył się na pamięć i wygłosił z ambony,

podając za własne. A więc tym Samy m arcybiskup Ursusowi przebaczył.

Ursus, choć był znachorem, a może też dlatego właśnie, że nim. był, leczył skutecznie.

Stosował wywary. Znał się świetnie na ziołach. Potrafił wykorzystać moc kryjącą się

w garstce nędznych chwastów, w niepozornych listkach kruszyny, kaliny, niezapominajki,

szakłaku czy skrzypu. Suchoty leczył rosiczką, skutecznie zalecał liście ostromlecza,

które, wyrwane za szypułkę, są środkiem przeczyszczającym, zerwane zaś za listek

- środkiem na wymioty; ból gardła uśmierzał za pomocą pasożyta roślinnego zwanego

" psim uchem " ; wiedział, jaki gatunek trzciny leczy wołu, jaki rodzaj mięty uzdrawia

konie, znał się również na dobrodziejstwach i urokach mandragory, która - jak to

każdemu wiadomo - kryje w sobie elementy męskie i kobiece. Ursus miał swoje recepty.

Oparzenie leczył wełną salamandry, z której - jak to Pliniusz przekazuje - utkano

niegdyś ręcznik dla Nerona. Miał on również retorty i butle, warzył w nich i mieszał

napary z ziół i sprzedawał driakiew. Opowiadano o nim, że był niegdyś przez czas

pewien zamknięty w Bedlam; uznano go tam szczęśliwie za niespełna rozumu i został

zwolniony, gdyż przekonano się, że jest on tylko poetą. Historia ta nie była za-

pewne prawdziwa; za każdym z nas snują się jakieś legendy.

W rzeczywistości zaś był Ursus wędrownym filozofem, znawcą literatury i wytrawnym

łacińskim poetą. Był on wykształcony podwójnie: hipokratyzował i pindaryzował.

Mógłby konkurować kwiecistością stylu z takimi poetami, jak Rapin i Vida. Mógłby

układać jezuickie tragedie w sposób nie mniej triumfalny, niż to czynił ojciec Bouhours.

Z rytmami i metrami starożytnych spoufalony był tak dalece, że wyrobił sobie własny

sposób obrazowania i używał swoistych klasycznych metafor. O matce, przed którą

szły dwie córki, mawiał: " to daktyl " ; o ojcu, za którym szło dwu synów: " to

anapest " , o dziecku zaś idącym pomiędzy babką i dziadkiem: " to kretyk " . Tak

rozległa wiedza prowadzić może jedynie do nędzy. Szkoła z Salerno głosi: " Jadaj

niewiele i często. " Ursus jadał niewiele i rzadko; był więc posłuszny pierwszej

części tej zasady, nieposłuszny zaś jej części drugiej; a obwinić tym należy pu-

bliczność, która nie zawsze się gromadziła ł nieczęsto kupowała. Ursus mawiał: "

Lżej jest człowiekowi, gdy wycharknie z gardła sentencję. Wilk ma na pociechę wycie,

baran - wełnę, las - śpiewające ptaki, kobieta - miłość, a filozof - sentencję filozoficzną.

" W razie potrzeby Ursus układał komedie, które sam odgrywał jako tako; pomagało

to w sprzedaży leków. Wśród wielu innych dzieł ułożył był również berżeradę heroiczną

na cześć kawalera Hugha Middletona, który w roku 1608 obdarzył Londyn rzeką. Rzeka

ta płynęła sobie spokojnie w hrabstwie Hartford, o sześćdziesiąt mil od Londynu,

a kawaler Middieton przyszedł i zabrał ją; przyprowadził ze sobą brygadę sześciuset

ludzi uzbrojonych w łopaty i motyki, zaczął przekopywać grunt, tu go obniżał, tam

go podwyższał, tu o dwadzieścia stóp w górę, tam o trzydzieści stóp w głąb, ustawił

nad ziemią drewniane akwedukty, przerzucił osiemset mo-

8 stów z kamienia, z cegły, z bali i pewnego pięknego dnia rzeka zjawiła się w Londynie,

który

cierpiał na brak wody. Ursus te pospolite wydarzenia przemienił w piękną bukolikę,

w której występuje rzeka Tamiza i strumień Serpentine. Rzeka zaprasza tam strumień

do swego łoża, mówiąc mu: " Jestem już zbyt stara, żeby mogli mnie jeszcze kochać

mężczyźni, dość jednak jestem bogata, by im płacić. " Miało to wyrazić w sposób wykwintny

i zręczny, że sir Hugh Middleton przeprowadził wszystkie prace własnym sumptem.

Ursus często prowadził głośne monologi. Był on dziki i gadatliwy zarazem, nie pragnął

towarzystwa ludzi, a odczuwał potrzebę rozmowy. Radził sobie więc w ten sposób, że

mówił sam do siebie. Każdy, kto żył samotnie, wie, jak bardzo taki monolog właściwy

jest naturze człowieka. Słowo zamknięte w naszym wnętrzu świerzbi. Przemawianie w

przestrzeń uwalnia od tego niemiłego uczucia. Kiedy się głośno mówi w samotności,

wydawać by się mogło, że jest to dialog z bogiem, którego każdy z nas nosi w sobie.

Było to też - jak wiadomo - obyczajem Sokratesa. Rozprawiał on sam ze sobą, czynił

tak również i Luter. Ursus odziedziczył po tych wielkich mężach to przyzwyczajenie.

Posiadał on tę obojnacką zdolność do stawania się swoim własnym słuchaczem. Zapytywał

sam siebie i odpowiadał sam sobie, czasem swoją własną osobę wysławiał, czasem ją

znieważał. Nieraz słychać był o na ulicy, jak rozmawia sam ze sobą w swojej budzie.

Przechodnie, którzy w ocenie myślicieli stosują swoistą miarę, mawiali; wariat, Ursus

lżył nieraz sam siebie, jakeśmy to już powiedzieli, czasami jednakże potrafił zdobyć

się też i na sprawiedliwość. Pewnego dnia, kiedy tak do siebie przemawiał, usłyszano,

jak nagle głośno wykrzyknął: " Poznałem wszystkie tajemnice rośliny, tajemnice jej

łodygi, pączka, kielicha, płatków, pręcików, pylników, przylistków, tajemnice grzybowej

zarodni i splątka. Zgłębiłem tajniki powstawania koloru, zapachu i smaku. " Zapewne,

to korzystne mniemanie o sobie nie było wolne od odrobiny zarozumiałości. Niech

jednak ci, co nigdy nie zgłębiali tajników powstawania zapachu, koloru i smaku, pierwsi

rzucą na niego kamieniem.

Ursus, na swoje szczęście; nigdy nie był w Holandii. Bo niewątpliwie usiłowano by

go tam zważyć, aby się przekonać, czy ciężar jego ciała mieści się w granicach normy

przewidzianej przez prawo. Człowiek, którego waga tej normie nie odpowiadała - a

więc czy to cięższy, czy to lżejszy - był uznawany za czarownika. Trudno wyobrazić

sobie sposób bardziej prosty i bardziej pomysłowy. Oto jak odbywała się próba. Podejrzanego

o czary stawiano na szali i jeżeli ciężar jego zakłócił jej równowagę, prawda okazywała

się ponad wszelką wątpliwość; zbyt ciężkich wieszano, zbyt lekkich palono. Nawet

i dziś jeszcze można oglądać w Oudewater wagę do ważenia czarowników, obecnie jednakże

służy ona już tylko do ważenia serów, tak nisko upadła religia. Ursus na pewno

miałby z tą wagą do czynienia. W wędrówkach swoich omijał też Holandię i słusznie

czynił. Wydaje się nam nawet, że ani razu nie przekroczył granic Anglii.

Jakkolwiekby się zresztą te sprawy miały, Ursus był bardzo ubogi i bardzo zgorzkniały,

i kiedy razu pewnego napotkał w lesie Homo, nabrał zamiłowania do włóczęgi. Wziął

więc sobie wilka za towarzysza i powędrowali razem przed siebie, gdzie oczy poniosą.

Ursus miał wiele zdumiewających, rzadko spotykanych talentów, wiele pomysł ów, przede

wszystkim zaś posiadł on trudną sztukę leczenia, operowania, pomagania ludziom w

chorobie i dokonywania wręcz cudownych uzdrowień; miał też opinię zręcznego kuglarza

i dobrego znachora. Tu i ówdzie - jak to zrozumieć nie trudno - uważano go za czarownika,

po cichu jednakże, bo w czasach owych posądzenie o przyjaźń z diabłem bardzo bywało

niebezpieczne, I Ursus rzeczywiście narażał się, gdyż często dla zaspokojenia swych

zielarskich i znachorskich namiętności zapuszczał się poszukując ziół w mroczne

leśne uroczyska, gdzie rośnie trawa Lucyfera i gdzie - jak stwierdza to radca De

l ' Ancre - o wieczornej mgle spotkać można wyłaniającą się spod ziemi postać ludzką

" ślepą na prawe oko, bez płaszcza, ze szpadą u boku, o stopach gołych i bosych "

, Ursus zresztą, choć zarówno wygląd jego jak i usposobienie odznaczało się niecodziennością

nie lada jaką, był człowiekiem zbyt statecznym, żeby przywoł ywać czy też

9 rozpędzać gradowe burze, pokazywać zjawy, żeby zabijać człowieka tańcem, którego

prze-

rwać nie byłby on w stanie, żeby sprowadzać na ludzi sny, pogodne czy też smutne

i pełne grozy. Ani jeden kogut o czterech skrzydłach nie wylągł się z jego przyczyny,

nie zajmował się on wyrządzaniem ludziom tak niewybrednych złośliwości. Niezdolny

byłby również i do innych obrzydliwych czynów. Nie potrafił więc, na przykład, mówić

po niemiecku, po grecku czy po hebrajsku nigdy się tych języków nie ucząc, co jest

niechybną oznaką szkaradnej zbrodniczości albo też wrodzonej choroby, wynikającej

z melancholijnych humorów. Ursus mówił wprawdzie po łacinie, ale dlatego tylko, że

nauczył się niegdyś tego języka. Nigdy by też sobie nie pozwolił na używanie mowy

syryjskiej, ponieważ jej nie znał. Zostało zresztą dowiedzione, że języka tego używano

podczas sabatów. W medycyni e zaś Ursus przekładał Galienusa nad Cardana. Cardan,

choć niewątpliwie wielki uczony, był tylko robakiem w porównaniu z Galienusem.

Tak więc nie należał Ursus do ludzi prześladowanych przez policję. Buda jego dość

była obszerna, by mógł się w mej położyć, na skrzyni, w której chował swój ubogi

dobytek. Posiadał latarnię, kilka peruk i parę innych jeszcze przedmiotów, a wśród

nich instrumenty muzyczne; pozawieszane na gwoździach. Posiadał też skórę niedźwiedzia,

którą wkładał na wielkie występy. Nazywał to przebieraniem się w strój galowy. "

Mam dwie skóry; oto prawdziwa " mawiał wtedy. Buda na kółkach była własnością jego

i wilka. Prócz tej budy. swoich butli i swego wilka, miał jeszcze flet i lutnię

i ładnie na nich grywał. Eliksiry swoje przyrządzał sam. Przy pomocy wszystkich

tych talentów udawało mu się czasem zarobić na obiad. W suficie budy przebita była

dziura dla rury żelaznego piecyka, który stał tuż przy skrzyni, przypalając nieraz

jej drewniany bok. Piecyk ten miał dwie przegrody: w jednej z nich Ursus ważył swoje

alchemiczne mikstury, w drugiej zaś piekł kartofle. Nocą Wilk sypiał pod budą, przywiązany

łańcuchem. Homo miał sierść czarną, a Ursus włos już siwy. Miał lat pięćdziesiąt,

może nawet i sześćdziesiąt. Do tego stopnia pogodził się z nędznym przeznaczeniem

człowieka, że jadał - jakeśmy to już mówili - kartofle, paskudztwo, którym w owym

czasie karmiono tylko wieprze i skazańców. A on to jadał z obrzydzeniem i rezygnacją.

Był wysoki, lecz chudy, przygarbiony i melancholijny. Trudy życia przygięły ku ziemi

jego starczą postać. Sama natura stworzyła go jakby do smutku. Uśmiechał się rzadko

i z wysiłkiem, a płakać nigdy nie potrafił. Nie znał więc pocieszenia, jakie dają

łzy, ani też ulgi, jaką przynosi wesołość. Stary człowiek - to myśląca ruina. Taką

właśnie ruiną był Ursus. Wielomówność szarlatana, przeraźliwa chudość proroka i

wybuchowość pocisku - oto jego obraz. W młodości zaś był nadwornym filozofem u pewnego

lorda.

Działo się to lat temu sto osiemdziesiąt, w czasach kiedy ludzie trochę bardziej

jeszcze niż dzisiaj byli do wilków podobni. Lecz niewiele bardziej niż dzisiaj.

II

Homo był to wilk nie byle jaki. Z apetytu na nieszpułki i jabłka wziąć by go można

było za wilka łąkowego, z ciemnej sierści - za afrykańskiego lykaona, z głosu zaś,

który bardziej był podobny do szczekania niż do wycia, za zwierzę zwane canis culpeus,

które żyje w Ameryce Południowej. Nie wiemy jednak jeszcze w dostatecznej mierze,

jak zachowuje się źrenica tego zwierzęcia, nie możemy więc mieć pewności, czy aby

nie jest ono po prostu lisem, Homo zaś był najprawdziwszym wilkiem. Miał on pięć

stóp długości, co nawet u wilków na Litwie rzadko się spotyka; silny był bardzo;

zezował; nie było to zresztą jego winą. Język miał miękki i nieraz lizał nim Ursusa.

Wąska, nastroszona szczoteczka krótkich włosów sterczała mu wzdłuż kręgosłupa,

był chudy zdrową chudością leśnego zwierzęcia. Kiedy nie znał jeszcze Ursusa, kiedy

nie zaprzęgnięto go jeszcze do wózka, z łatwością przebiegał po czterdzieści mil

w ciągu nocy. Ursus napotkawszy go w zaroślach, na brzegu strumyka, docenił

10 jego zalety widząc, jak ostrożnie i rozważnie zabiera się do łowienia raków, i

rozpoznał w

nim uczciwego i prawdziwego wilka kupara, z gatunku zwanego również psemkrabojadem.

Homo, jako zwierzę pociągowe, był według Ursusa lepszy od osła. Przykro by mu było

zaprząc osła do swej budy na kółkach, zbyt wysoko bowiem cenił te zwierzęta. Zauważył

również, że osioł, czworonóg myślący i nie doceniany przez ludzi, w niepokojący sposób

strzyże uszami, kiedy filozofowie zaczynają mówić głupstwa. Osioł występuje więc

w życiu jako osoba trzecia, stająca pomiędzy nami i naszymi myślami, a to bywa niewygodne.

Jako przyjaciel zaś Homo milszy był Ursusowi niż pies, mawiał bowiem, że wilk przejść

musiał o wiele dłuższą drogę do zawarcia przyjaźni z człowiekiem.

Dla tych wszystkich względów Ursus wybrał sobie Homo. Był on dla niego więcej niż

towarzyszem, był jego odpowiednikiem. Ursus klepał go po zapadłych bokach i powtarzał:

" Znalazłem drugi tom samego siebie. "

Mawiał również: " Kiedy umrę, ktokolwiek chciałby dowiedzieć się, kim byłem, niechaj

przyjrzy się uważnie Homo. Pozostawię go po mojej śmierci jako kopię zgodną z orygina-

łem. "

Prawo angielskie, niezbyt pobłażliwe dla leśnych zwierząt, łatwo mogłoby zatruć życie

temu wilkowi, co z całym spokojem odważał się wchodzić do miast, ale Homo korzystał

z immunitetu nadanego " sługom " przez Edwarda IV: " Służący, towarzyszący panu,

ma prawo swobody poruszania się. " Prócz tego zaś nastąpiło pewne złagodzenie ustawy

o dzikich zwierzętach w stosunku właśnie do wilków dzięki modzie, panującej wśród

dam dworu za czasów ostatnich Stuartów, na małe wilki, zwane łapczywymi, nie większe

od kota, które za wielkie sumy sprowadzano z Anglii i trzymano zamiast psów.

Ursus przekazał Homo niektóre ze swoich umiejętności. Nauczył go stać na dwu łapach,

opanowywać złość tak, by stawała się tylko złym humorem, nauczył go pomrukiwać wtedy,

kiedy chciałby wyć, i wielu innych podobnych rzeczy; wilk zaś też ze swej strony

został nauczycielem człowieka; pokazał mu, w jaki sposób obchodzić się można bez

dachu, bez chleba i bez ognia, nauczył go, że lepszy jest głód w lesie od niewolniczej

służby w pałacu.

Wózekbuda, co wzdłuż i wszerz przejeździł Szkocję i Anglię, miał cztery koła, dyszel

dla wilka i orczyk, do którego przyprzęgał się Ursus na trudniejszych drogach. Wózek

był solidny, zbity z mocnych a lekkich, uszczelnionych gipsem desek. Na przedzie

miał oszklone drzwiczki, wychodzące na niewielki balkonik, coś pośredniego pomiędzy

amboną i trybuną, z którego Ursus przemawiał i rozprawiał, z tyłu zaś - drugie drzwiczki,

te już z pełnego drzewa, z wyciętym czworokątnym otworem. Wchodziło się zaś do

budy po trzech schodkach opuszczanych na zawiasach obok drewnianych drzwiczek. Nocą

buda zamykana była od wewnątrz na mocne zamki i zasuwy. Niejeden raz padały na

nią śniegi i deszcze. Kiedyś, przed laty, była nawet pomalowana, ale na jaki kolor

- tego nikt by już nie mógł określić dokładnie, bo czym dla dworzan zmiany panowania

tym dla wozów są zmiany pór roku. Na przodzie wózka, na umieszczonej na zewnątrz

deszczułce, można było niegdyś odczytać napis wykaligrafowany na białym tle czarnymi

literami, które z upływem czasu zacierały się i bladły coraz bardziej:

" Złoto rokrocznie traci przez tarcie czternaście setnych swojej objętości; nazywa

się to « wytarciem się monet; wynika stąd, iż z czternastu milionów sztuk złota,

będących w obiegu na całej kuli ziemskiej, rokrocznie ginie milion. Te milion sztuk

złota rozprasza się w pył, ulatuje w powietrze, unosi się w nim, wdycha się je w

oddechu, obciąża ono swoim ciężarem sumienia, wtapia się w dusze bogaczy, które stają

się przez to wyniosłe, wtapia się w dusze ubogich, które stają się przez to dzikie.

"

Inskrypcja ta, zamazana, zatarta przez deszcze i przez łaskawość opatrzności, była

już na szczęście nieczytelna, obawiać by się bowiem należało, że ta filozoficzna

sentencja o wdy-

11 chanym złocie, zagadkowa i przejrzysta równocześnie, nie najbardziej przypadłaby

do smaku

szeryfom, sędziom, marszałkom " i innym nosicielom peruki prawa. Ustawodawstwo angiel-

skie w owych czasach nie żartowało, nie trudno było zostać uznanym za przestępcę.

Urzędnicy byli surowi z tradycji, okrucieństwo stało się rutyną. Od sędziów śledczych

roiło się co krok, Jeffrys nie umarł bezpotomnie.

III

We wnętrzu budy znajdowały się jeszcze dwie inne inskrypcje. Nad skrzynią, na ścianie

z pobielonych wapnem desek, widniał wypisany ręcznie atramentem tekst następujący:

" J e d y n e r z e c z y, j a k i e w i e d z i e ć n a l e ż y: Baron, par Anglii,

nosi biret obszyty sześciu perłami Korona zaczyna przysługiwać od wicehrabiego. Wicehrabia

nosi koronę ozdobioną perłami bez liczby, hrabia - koronę z pereł umieszczonych

na pałkach, przeplecionych liśćmi poziomki, które są poniżej pałek położone; w koronie

margrabiego liście poziomki i pałki z perłami mają jednakową wysokość; książę ma

w swej koronie kwiatony, bez pereł, książę krwi nosi obręcz z krzyży i kwiatów lilii,

książę Walii - koronę taką samą jak królewska, tylko nie zamkniętą.

Książę jest « jego książęcą mością » , margrabia i hrabia - « jaśnie wielmożnymi

panami » , wicehrabia - « jaśnie panem » , baron - « wielmożnym panem » .

Książę jest « jego łaskawością » , inni parowie są « ich wielmożnościami » . Lordowie

są nietykalni. Parowie są izbą i sądem, concilium et curia, stanowią prawa i wymierzają

sprawiedliwość. Most honourable to więcej niż right honourable. Lordowie, którzy

są parami, uznani są za « lordów z prawa » ; lordowie, którzy parami nie

są, uznawani są za « lordów tytularnych; prawdziwymi lordami są tylko parowie. Lord

nigdy nie składa przysięgi ani przed królem, ani też wobec prawa. Słowo jego wy-

starcza. Mówi: « na mój honor » .

Gminy, które są przedstawicielstwem ludu, wezwane przez Izbę Lordów, stawiają się

pokornie i z odkrytą głową przed obliczem parów, k...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin