Zamek na Wzgorzu Wisielcow.pdf

(115 KB) Pobierz
101567486 UNPDF
Zamek na Wzgórzu Wisielców
Dzie ń chyli ł si ę ju ż ku zachodowi, ostatnie
promienie s ł o ń ca z ł oci ł y traw ę na Wzgórzu
Wisielców. Widok by ł o naprawd ę przepi ę kny.
Jednak nikt bywa ł y w tamtych stronach nie
da ł by si ę zwie ść . Wzgórze by ł o owiane z łą
s ł aw ą , ka ż dy zna ł jego histori ę , nikt w ni ą nie
w ą tpi ł . W ka ż dym razie nikt bywa ł y w
tamtych stronach…
Stary cz ł owiek wyrwa ł si ę z zadumy, gdy
101567486.001.png
us ł ysza ł skrzypni ę cie drzwi wej ś ciowych
gospody. Niech ę tnie oderwa ł wzrok od okna i
majacz ą cego gdzie ś na horyzoncie wzniesienia
by spojrze ć na przybysza. Nie rozpozna ł
m ł odego m ęż czyzny, stwierdzi ł wi ę c, i ż musi
by ć on tu przejazdem. Obcy wygl ą da ł na
zm ę czonego, zapewne mia ł za sob ą d ł ug ą
podró ż .
W ę drowiec podszed ł do baru i zamówi ł piwo,
po czym usiad ł ci ęż ko przy jednej z ł aw. Stary
cz ł owiek zastanawia ł si ę chwil ę , po czym
podniós ł w ł asny kufel i ruszy ł w stron ę owego
m ęż czyzny. M ł odzian oczy mia ł przymkni ę te i
wygl ą da ł , jakby drzema ł . Staruch postanowi ł
go jednak obudzi ć .
- Z daleka jedziesz, dobry Panie? - zapyta ł .
Podró ż ny otworzy ł leniwie oczy, by zobaczy ć ,
kto mu przeszkadza.
- Z Krakowa - odpowiedzia ł , patrz ą c, jak stary
cz ł owiek siada naprzeciwko niego. Nie
wygl ą da ł gro ź nie…
- Daleka wi ę c za Panem droga, zm ę czenie
pewnie do gospody skierowa ł o.
W ę drowiec nic nie odpowiedzia ł , pokiwa ł
jedynie g ł ow ą .
- Dzisiaj ju ż chyba wa ć pan nie wyrusza? Ot,
s ł oneczko zasz ł o prawie, noc zapada -
powiedzia ł starzec, wskazuj ą c r ę k ą okno, przez
które sam jeszcze przed chwil ą obserwowa ł
wzgórze.
- Widz ę - mrukn ął m ęż czyzna, i u ś wiadomi ł
sobie, ż e nie tak ł atwo pozb ę dzie si ę
niechcianego kompana - lecz do Zalewu ju ż
niedaleko, ś pieszno mi czym pr ę dzej podró ż
zako ń czy ć .
Staruch zach ł ysn ął si ę piwem, wytrzeszczy ł
oczy ze zdziwienia. Lub z przera ż enia.
- Ale ż , Panie, nie chcecie chyba po nocy
podró ż owa ć … To ż jedyna droga do Zalewu obok
Wzgórza Wisielców wiedzie!
M ł odzian zadar ł g ł ow ę i spojrza ł hardo na
swojego rozmówc ę .
- I có ż z tego? Ja nikomu nie wadz ę , a i
pieni ę dzy ju ż nie mam, nawet obrabowa ć nie
ma mnie z czego.
- Wida ć , ż e ś nie tutejszy, Panie - starzec
pokr ę ci ł g ł ow ą i ś ciszy ł nieco g ł os, jakby mia ł
zamiar wyjawi ć jak ąś tajemnic ę - Wiedz wi ę c,
ż e jeszcze si ę taki nie urodzi ł , co zebra ł by si ę na
odwag ę , by po nocy, samotnie, Wzgórze
Wisielców nawiedza ć
- A czegó ż mam si ę obawia ć ? Czas nagli,
zwleka ć d ł u ż ej nie mog ę … Bywaj, dobry
cz ł owieku.
Ju ż chcia ł wsta ć , kiedy staruch chwyci ł go
mocno za rami ę , co ś w jego twarzy kaza ł o
m ł odzianowi pozosta ć na miejscu i wys ł ucha ć
go do ko ń ca.
- Je ś li wola taka, niech Pan jedzie, nie b ę d ę
zatrzymywa ć . Ale najpierw niech wa ć pan
lepiej wys ł ucha pewnej historii, której skutki
do dzisiaj nierozwa ż ni ponosz ą . Widzisz Pan
Zgłoś jeśli naruszono regulamin