Odnaleźć dom Babysitter rozdział 14.doc

(79 KB) Pobierz

Odnaleźć dom

Miłość w sercu kobiety szlachetnej

to brylant utajony w ręku:

daje blask, światło i ciepło.

— Arsène Houssaye

 

 

Kiedy dotarli do domu Belli, by spakować jej rzeczy i rzeczy jej synka, dziewczyna zastanawiała się czy dobrze robią. Caleb wtulając się w niosącego go Edwarda, gdyż czuł się dużo lepiej po lekarstwach, które przyjął. Jego choroba na szczęście nie była niczym groźnym, ponieważ “gorączkę trzydniową” przechodzi większość dzieci w jego wieku, by później skutecznie się na nią uodpornić. Seth dokładnie wytłumaczył dziewczynie przebieg choroby i zapewnił, że na razie nie ma się, czym martwić.

- Naprawdę chcesz udostępnić nam piętro swojego domu? - zapytała przerywając ciszę jaka na chwilę zapanowała.

- I tak jest nieużywane, więc w końcu się przyda - zapewnił Edward tak, że dziewczyna w końcu mu uwierzyła - zastanawiam się jedynie dlaczego się zgodziłaś - zaśmiał się.

- A nie powinnam tego robić? - zapytała podejrzliwie marszcząc brwi - czy nie tego właśnie chciałeś? - westchnęła - pytanie raczej powinno brzmieć: dlaczego nam to zaproponowałeś?

- Oczywiście, że chciałem - westchnął tak, jakby rzeczywiście było to tak jasne, jak słońce - chciałem, żebyście żyli w odpowiednich warunkach - powiedział tracąc pewność siebie - chciałem, aby moja córka miała blisko siebie kogoś, kogo kocha jak własną matkę.

- Dajemy im złudną nadzieję - szepnęła dziewczyna smutno - musimy postawić sprawę jasno - powiedziała patrząc w oczy Edwardowi i głaszcząc przy okazji policzek swojego synka - między mną, a tobą, Edwardzie - powiedziała zdecydowanie kończąc przyciszonym, smutnym głosem - nigdy, nic więcej prócz przyjaźni nie będzie.

Chociaż dziewczyna czuła nieodpartą potrzebę pokochania kogoś i w końcu bycia kochaną, nie chciała robić złudnych nadziei przede wszystkim sobie. Tutaj już nie chodziło o dzieci, czy jej strach przed mężczyznami, ale o to, że w końcu znalazła się osoba z którą przełamała szybko lody i w które w przyszłości mogłaby się zakochać. Niestety ten mężczyzna, który stawał się dla niej… zbyt bliski, był równocześnie tak odległy jak księżyc, lub gwiazdy. Zupełnie nieosiągalny.

Edwarda nieco dotknęły jej słowa, jednak nie chciał tego po sobie okazać. Nie czuł się jeszcze gotowy na to, by przestać myśleć o swojej zmarłej żonie. Kochał ją przecież całym sercem i całą duszą swoją. Nie było dla niego innej kobiety na świecie, która byłaby tak bardzo idealna jak Melody. Loddy, jego jedyna, prawdziwa miłość, z którą nie chciał się naprawdę pożegnać. Którą wciąż uparcie trzymał w swoim sercu, chociaż ta chciała ustąpić innemu uczuciu, dać mu szansę na szczęście.

- Przyjaciele - potwierdził z uśmiechem Edward - żadnych przypadkowych dotyków, ukradkowych spojrzeń, czy pocałunków - zaśmiał się, jednak brzmiał na mimowolnie zawiedzioneg.

- Żadnych - dodała z uśmiechem Bella - a teraz chodź do mojego - westchnęła - zamku strachu - powiedziała z sarkazmem - wziąć nasze rzeczy.

Pakowanie odbyło się w atmosferze pełnej chichotów, sarkastycznych komentarzy i cichych, zabawnych kłótni. Nikt jednak nie obrażał się na nikogo, a Caleb spokojnie spał na łóżku Belli. Dziewczyna spakowała kilka swoich ubrań, w tym te, które dostała pamiętnego dnia od Alice, ubrania Caleba, jego łóżeczko, huśtawkę, którą kupiła mu Rosalie całkiem niedawno i kilka innych drobiazgów. Edward przyglądał się jak dziewczyna krząta się po pokoju.

Zaledwie godzinę później znajdowali się już przed willą Cullena i parkowali samochód na podjeździe, Caleb spał. Bella była nieco podenerwowana tym, że przenosi się do niemal obcego mężczyzny, którego swobodnie mogła nazywać już przyjacielem. W końcu spędzała z nim tak wiele czasu.

- Gdzie byłeś Edwardzie? - warknął na niego Jasper stojący w samych slipkach w salonie - Amelia już śpi, a Alice i Thony śpią w gościnnym, a ja czekałem na ciebie.

- Dzięki - powiedział uśmiechnięty Edward, by już po chwili całą swoją uwagę poświęcić Belli, która trzymała w nosidełku małego aniołka - za chwilę pokażę wam wasze nowe pokoje - westchnął - wasz nowy dom.

- Wiesz dobrze, że to tylko na próbę - zaśmiała się Bella - musisz się przekonać, że jesteśmy naprawdę ciężkimi lokatorami - powiedziała, po czym zwróciła się do blondyna wpatrującego się w nich z niemałym zaskoczeniem - dobry wieczór Jasper - zaśmiała się.

- Wy… ty… ona… - zająknął się mężczyzna - Bella, co ty tu robisz o tej porze? - zapytał w końcu otrząsnąwszy się z szoku.

- Zamieszka tu - odpowiedział prosto Edward - czy to jakiś problem?

Jasper zastanawiał się przez chwilę nad odpowiedzią, by uśmiechnąć się szeroko i szybko przebaczyć Edwardowi długą nieobecność w domu. Cieszył się, że dziewczyna, która tak bardzo zawojowała w sercu Amelii i reszty rodziny, przebiła również mur niechęci Edwarda. Noc na nie swoim łóżku jest warta tego, by w końcu zobaczyć szczery uśmiech na twarzy brata.

- Okay - zaśmiał się blondyn - nie pytam o szczegóły.

- To nie jest strój do witania dam, braciszku - zaśmiał się Edward tuż po tym, jak zobaczył zakłopotanie i wściekłą czerwień na twarzy Isabelli.

Kilka minut później Jasper ubrany w szlafrok pomagał bratu i Belli zanosić wszystkie rzeczy na górę. Kiedy już zostawili ją sama z nową sytuacją, dziewczyna położyła synka do łóżka, a sama zaczęła oglądać tą część domu, w której nigdy wcześniej nie była.

Bella zauroczona była przestronnym, pięknie urządzonym salonem, w którym panowała szarość i fiolet. Nie przypominało jej to jednak miejsca, które przygotowywane było do zamieszkania przez dzieci, gdy będą na tyle duże, by móc swobodnie, bez strachu zamieszkiwać w tamtym miejscu. Musiała jednak przyznać, że mimo tego iż był piękny, czegoś w nim brakowało. Nie wiedziała jednak czego.

Być może chodziło o to, że wszystko było tak sterylnie czyste, iż bała się dotknąć czegokolwiek, by tego nie zniszczyć. Poduszki idealnie ułożone były na szaro-kremowej kanapie, która przykryta była puchatą, czarną kapą. Niski stoliczek w kolorze brudnej bieli był prawie pusty, jedynie jego środek zajmowała niewielka świeczka w czymś, co wyglądało jak okrągły, ciemnopomarańczowy kieliszek do wina. Przeciwległa do schodów ściana była fioletowa, a przy niej stały trzy niewielkie szafki, przy czym środkowa częściowo przypominała regał na książki. Jeden z rogów pokoju był tak jakby wycięty, Bella nie znała się na architekturze, więc nie potrafiła określić tego, co widziała. W każdym razie znajdowało się tam wyście na duży taras, gdzie znajdowały się również schody do ogrodu.

Dziewczyna zapaliła światło na balkonie i błysk oświetlił również jasne, nieużywane nigdy dotąd schody, oraz ogród. Chociaż było grubo po północy, to postanowiła spędzić chwilę w całkowitej ciszy, blisko natury, ponieważ następnego dnia miała wolne w związku z rodzinnym zjazdem w domu Esme i Carlisle Cullenów.

Zeszła więc ostrożnie po schodach i usiadłszy na drewnianej ławeczce starała się wytężyć wzrok i dostrzec jakieś kwiaty. Niestety w swojej okolicy znalazła tylko jedną, białą różyczkę zawiniętą w pąk. Kwiat znajdował się tuż przy jednym z okien. Wiedziona nieodpartą ciekawością podeszła do okna wiedząc, że nie jest to okno pokoju gościnnego. Miała nadzieję, że należy do Amelii, za którą strasznie tęskniła i chciała się upewnić, że wszystko z nią porządku.

Podeszła więc do okna, niestety ku jej zaskoczeniu zamiast śpiącego dziecka ujrzała Edwarda, który zamykał drzwi swojego pokoju na klucz i … ściągał spodnie. Bella chciała szybko stamtąd uciec, ale zszokowanie nie pozwoliło jej się ruszyć. Patrzyła jak Edward rzuca swoje spodnie, a potem bokserki na łóżko.

- Boże - jęknęła z obrzydzeniem widząc jego obnażone pośladki.

Zdzieliwszy się mentalnie w policzek, odeszła od okna zanim mężczyzna zdążył się odwrócić. Było jej wstyd przez to, że zachowywała się jak rasowy podglądacz, więc pobiegła czym prędzej do siebie na górę i udała się pod prysznic. Modliła się, by woda zmyła z jej umysłu wspomnienia nagich, seksownych pośladków Edwarda. Chociaż nie powinny jej interesować, mimowolnie nie mogła wybielić swojej pamięci.

- Sen - warknęła pod nosem - pilnie potrzebuję zbawczego snu.

Tuż po prysznicu udała się do sypialni, by oddać się w ramiona Morfeusza.

~*~

Kolejny poranek w domu Cullenów różnił się od poprzednich. W powietrzu unosiła się dziwna atmosfera. Niezdecydowanie i wdzięczność przenikała górną część willi, zaś radość i… strach emanowały od dolnej jej części. Uczucia spotykały się, tworząc właśnie to dziwne przeczucie, które ogarniało każdego, kto przekroczył tego ranka próg domu Edwarda.

Tego ranka Cullen nie wybiegł jak szalony do pracy, a mimo to wstał dużo wcześniej niż zwykle, by naszykować dwie kawy. Dla siebie i Isabelli. Chociaż mieli się nie stykać, on nie chciał tak po prostu mijać się, jak gdyby byli sobie obcy, a ona jedynie wynajmowała u niego pokoje. Coś ciągnęło go w jej stronę niczym magnes i nie chciało dać spokoju. Jednak było również inne uczucie, które spalało go od środka.

Czuł się bowiem tak, jakby zdradzał Melody i wszystko to, co jej obiecywał. Bał się, że dzięki Belli jego zmarła żona odejdzie w zapomnienie, chociaż widywał ją za każdym razem, gdy spoglądał w oczy dziewczyny. Czekoladowa głębia, której tak łaknął, ta słodycz, którą odebrano mu dwa lata wcześniej, dziś powracała ze zdwojoną siłą krzycząc, iż ma w sobie więcej ciepła niż dotychczas. Dlatego tak bardzo pragnął towarzystwa brunetki.

Bella zaś miała wyrzuty sumienia, gdyż nie wstała jak zawsze, bladym światem. Spała tego dnia do późna, gdyż łóżko było tak miękkie, idealnie dopasowujące się do ciała, że sen nie chciał jej opuścić. Chociaż była podniecona możliwością spotkania tego ranka dwójki osób, które nieodwracalnie wywróciły jej świat do góry nogami, to wciąż nie miała pewności, co do swojej decyzji. Wahała się czy powinna zostać w domu Edwarda, czy odejść jak najszybciej. Nie potrafiła jednak zostawić tego, co już udało jej się uzyskać. Nie chodziło jednak o luksusy, czy życie w wielkiej, pięknej willi, a uśmiechy tej dwójki. Ich dobre samopoczucie poprawiało jej poczucie własnej wartości.

Bała się również, że Edward posłucha jej głupawych zaleceń i nie zajrzy do nich tego ranka. Chciała znów zatopić się w głębi jego zielonych oczu, znów poczuć napływ nadziei na to, że wszystko może być jeszcze dobrze, uczucie, które ogarniało ją za każdym razem, gdy spotykała jego spojrzenie. Chciała przekonać się, czy jego zazwyczaj zamyślona i oschła twarz kolejny raz zmieni się w twarz zagubionego, aczkolwiek szczęśliwego chłopca, jak działo się to pod jej wpływem przez ostatnie tygodnie, gdy tylko spojrzał w jej stronę. Chciała poczuć to ciepło, które otulało okolice jej serca za każdym razem, gdy na jego twarzy pojawiał się uśmiech. Chociaż nie potrafiła przyznać to przed samą sobą, to ewidentnie lubiła towarzystwo Edwarda i powoli przestawała się bać jego dotyku. To było dla niej niczym błogosławieństwo, przestać odczuwać strach, gdy jej ciało napotykało na swojej drodze męskie dłonie. Chciałaby w końcu nad tym panować.

Z ciekawości podeszła do schodów wahając się, czy powinna zejść i przywitać się z Edwardem, czy zostać na swoim piętrze. Kusiła ją wizja zobaczenia tego mężczyzny i wiedziała, że już nie śpi, gdyż krzątaninę słychać było już przy schodach. Zamiast zejść na dół, zachowywała się jak złodziejaszek nasłuchując nadchodzących stamtąd dźwięków. Nagle z dołu doszło do jej uszu siarczyste, głośne przekleństwo, a za nim kilka kolejnych. Osłabła przypominając sobie chwilę, gdy Riley nazywał ją “suką” i “dziwką”. Starła się jednak skupić na tym, kogo Edward mógł uraczyć tak pięknymi słowami. Kogo tak bardzo nienawidził, że nazywał go w ten sposób.

Mimowolnie jednak wróciły do niej obrazy nagiego Rileya, trzymającego w rękach pas i uderzającego z całej siły w ziemię… tak blisko jej nóg, a potem w nią. Ból przeszył jej ciało, jednak starała się nie stracić panowania nad sobą.

- To tylko wspomnienia - powtarzała te słowa jak mantrę - tylko wspomnienia.

Zamknęła oczy starając się uspokoić, jednak przyniosło to odwrotny skutek. Wstała więc i oparła głowę o zimną ścianę starając się odgonić wspomnienia. Mimo to słowa i obraz Rileya i tego co z nią zrobił powracały boleśnie do jej myśli. Nienawidziła go z całego serca za to, co jej zrobiła teraz przeżywała to od nowa.

“Ty dziwko!” słyszała głos tego mężczyzny tak wyraźnie, iż zdawał się realny, “jesteś moja, mała kurwo” powtarzał za każdym razem, gdy się do niej zbliżał. Czuła jego zachłanne dłonie palące jej skóre i usta, których dotyk bolał tak bardzo, jakby smagał jej skórę batem. Zaczęła więc uderzać głową o ścianę modląc się, by wspomnienie jego rąk, twarzy i słów odeszło.

- Bella - ciepły, męski głos rozległ się po pokoju.

Edward widząc co się dzieje, odłożył pośpiesznie kawę na stolik i podbiegł do dziewczyny. Silna, aczkolwiek delikatna, męska dłoń spoczęła na jej ramieniu w geście pocieszenia. Dziewczyna z początku zaczęła się trząść, ale już po chwili coś w niej pękło. To nie był zapach mężczyzny, który ją skrzywdził, Edward nie mógłby tego zrobić. To nie był Riley, a ona tak bardzo potrzebowała pocieszenia, przytulenia, że rzuciła się Edwardowi w ramiona. Zaczęła szlochać, a on głaskał ją delikatnie po głowie. Kiedy się uspokoiła, spojrzała mu w twarz i zagrała tak, jakby nic się jej się nie stało. Jakby to, co miało miejsce jeszcze przed kilkoma minutami w ogóle się  nie zdarzyło.

- Co się stało? - zapytała ochrypniętym głosem.

Zmieszany Edward zaczerwienił się przypomniawszy sobie chwile, gdy próbował unieść gorącą kawę, którą przygotował. Głupotą było trzymanie kubków w dłoniach i próba poradzenia sobie bez tacy. Poparzył sobie przez to lewą dłoń. Dawno nie przygotowywał sobie, ani nie nosił samodzielnie kaw. Robiła to za niego Martha, gospodyni, której dał wolne do czasu, aż Bella zadomowi się w nowej sytuacji.

- To ja powinienem chyba o to zapytać - zachichotał nerwowo nie chcąc przyznać się do własnej niezdarności.

- Wspomnienia - wyszeptała zmieszana dziewczyna - obiecuję, że jeśli dzisiaj poprosisz Esme, albo Alice, by została z dziećmi - westchnęła - opowiem ci wszystko, bo to najwyższy czas.

- Dobrze - zgodził się zdziwiony jej determinacją Edward - poproszę Rosalie, by się tym zajęła.

- Edward - syknęła brunetka - ona może jedynie asystować w opiece nad naszymi urwisami - zaśmiała się - właściwie kiedy ma termin?

Cullen z początku nie zrozumiał o co jej chodzi, jednak chwile później doszło do niego, że Bella martwi się o ciążę Ross. Właściwie sam dokładnie nie wiedział kiedy Rosalie ma termin porodu, bo prawdę mówiąc nie bardzo go to interesowało. Najważniejsze, by dzieciak urodził się zdrowy i szwagierka wyszła z porodu bez szwanku. Jednak do porodu zostały zaledwie dwa tygodnie.

- Dwa, albo trzy tygodnie - odpowiedział zamyślony - i będę miał kolejnego bratanka.

- Skąd wiesz, że nie będzie to dziewczynka? - zapytała dziewczyna starając się rozładować sytuację.

- Bo… - Edward zawahał się - nie ważne - westchnął wciąż trzymając dziewczynę w ramionach.

Bella czuła się dziwnie bezpiecznie w kontakcie z jego nagą skórą. Dopiero teraz dostrzegła, że tuli się do jego klatki piersiowej, która osłonięta jest jedynie cienką, jasną podkoszulką opinającą ciasno mięśnie. Dopóki nie doszło do niej, że znajduje się w ramionach mężczyzny, czuła się dobrze. Momentalnie ogarnął ją strach, który zaparł jej dech w piersiach, ale Edward szybko go wyczuł i chwycił ją tak, by łatwo mógł położyć jej bezwładne ciało na kanapie. Jednak tym razem obyło się bez omdlenia, była jedynie mocno podenerwowana, ale atak paniki nie nadszedł. Być może dlatego, że spędzała z tym mężczyznom naprawdę dużo czasu i ten czas był naprawdę przyjemny.

- Chyba mi lepiej - westchnęła - czy mógłbyś podać mi po prostu wody? - zaśmiała się - tym razem kawa jest chyba zbędna.

Mężczyzna schwycił jej dłoń w swoją, a ona nie uciekała, nie panikowała. Spoglądała jedynie w jego ciepłe, zielone oczy i chociaż przypominały jej Rileya, były całkowicie inne. Znalazła w nich morze ukrytej czułości i strach. Przebiła się przez wszelkie bariery, by dostać się do serca mężczyzny. Z jego twarzy można było wyczytać niepewność. Czyżby wahał się zastanawiając się nad czymś?

- Boże - jęknął cicho - twój puls zachowuje się niczym motyl złapany w garść - zachichotał - uderza tak szybko jak skrzydełka motyla próbującego uciec.

- Jak poetycko - roześmiała się Bella czując, że jej policzki stają się wściekle czerwone - nie wiedziałam Cullen, że tkwi w tobie dusza romantyka.

Edward westchnąwszy głośno spuścił wzrok na ich złączone dłonie. Właśnie wtedy z sypialni Belli doszedł ich uszu cichy krzyk brzmiący jak “mamo”. Bella uśmiechnęła się wstając na trzęsących się nogach .

- Ja to zrobię - powiedział Edward popychając ją lekko na kanapę i ruszając w stronę sypialni Belli.

Dziewczyna chciała go zatrzymać ponieważ wiedziała, że synek narobił zapewne niezłego bałaganu. W końcu łóżeczko, które przenieśli zaledwie wczoraj, wypełnione było jego zabawkami i kilkoma maskotkami, które dawniej należały do Amelii, a którymi się znudziła.

Edward był nieco zaskoczony bałaganem w pokoju, ale nie skomentował go, ponieważ Caleb rzucił w niego ostatnią maskotką, jaka znalazł w łóżeczku. Chłopczyk uśmiechnął się szeroko do mężczyzny i ufnie wyciągnął rączki w jego stronę. Mina małego łobuziaka od razu zmieniła się w twarz maleńkiego aniołka, a oczy malca wyglądały tak, że człowiek z kamiennym sercem nie potrafiłby odmówić jego niemej prośbie. Chociaż malec chciał zobaczyć matkę, cieszył się z tego, że może widzieć Edwarda. Mężczyzna wziął go w ramiona. Jednak kiedy chłopiec zauważył stojącą w drzwiach Bellę od razu z rąk Edwarda wyciągnął swoje ramionka w jej stronę krzycząc:

- Mama.

- Już idę, kochanie - powiedziała dziewczyna podchodząc do nich i chwytając synka w ramiona.

W tym samym momencie z dołu dobiegło do nich kolejne wołanie :

- Tato, tato!

Edward uśmiechnął się i krzyknął z całych sił :

- Jestem na piętrze, mamy gości!

Dziewczynka niemal natychmiast wbiegła na schody i podążyła za głosem ojca. Zastanawiała się jednak, co Edward robi na piętrze, gdyż jak dotąd nie przychodził tu nigdy. Rozejrzała się z ciekawością po zakazanym terenie i krzyknęła :

- Gdzie jesteś, tato?!

- W środkowej sypialni - odpowiedział jej roześmianym głosem.

W tym czasie Bella i Caleb schowali się w łazience, by zrobić dziewczynce niespodziankę. Chłopiec ubrany był wciąż w swoją błękitną piżamkę, ale nie przeszkadzało mu to. Był podekscytowany możliwością zobaczenia swojej przyszywanej siostrzyczki już z samego rana. Chciał wywinąć jej jakiegoś psikusa, a schowanie się przed nią uważał za sposób zabawy.

- Co ty tu robisz, tatusiu? - zapytała Amelia tuląc się do nogi ojca, który głaskał ja po głowie.

- Podoba ci się ta część mieszkania? - zapytał odbierając jej trop, ale ona była o wiele mądrzejsza od niego.

- Czyje są te rzeczy? - zapytała zaciekawiona - i dlaczego te zabawki są porozrzucane?

- Jakaś ty ciekawska - zaśmiał się mężczyzna próbując nie wlepiać rozbawionego spojrzenia w drzwi łazienki.

- Tatusiu, czy ty znów kogoś masz? - zapytała nagle smutnym głosem - czy Victoria wróciła i zamieszkała z nami?

Edward zakrztusił się własną śliną, a z łazienki doszły do jego uszu dwa, ciche chichoty przysłuchujących się tej rozmowie osób. Amelia od razu podążyła za dźwiękiem i z rozmachem otworzyła drzwi łazienki. Rzuciła się w ramiona kobiety, która się do niej szeroko uśmiechała krzycząc :

- Bella, moja Bella!

- Twoja Bella i Twój Caleb - zaśmiała się ściskając ją Bella.

- Melia! Melia - krzyknął chłopiec próbując wspiąć się po spodniach Belli i dosięgnąć dziewczynki.

Nagle… spodnie Belli spadły i dziewczyna została w samych damskich, białych bokserkach. Cieszyła się, że tego dnia założyła tunikę, która zasłaniała jej pupę. Mimo to krwisty rumieniec zalał jej policzki.

- Mama niago! - krzyknął rozbawiony Cabel - Edwald widzi!

Edward wpatrywał się w odsłonięte nogi Belli tak, jak spragnione cukru dziecko wpatruje się w ciastko z kremem, lub lizaka. Dech zaparło mu w piersiach, gdy powiew wiatru powstałego dzięki włączonej klimatyzacji przesunął delikatnie jej lekką tunikę odsłaniając niewielką część jej idealnej pupy. Już dawno nie czuł pragnienia tak wielkiego, jakie czuł w tej chwili. Marzył o tym, by położyć dłoń na jej pośladku i sprawdzić, czy skóra Belli jest tak idealna i delikatna na jaką wygląda. Zdzielił swój policzek jednak mentalnym policzkiem po to, by zmusić się do odwrócenia wzroku. Zacisnął mocno usta w cienką linię, gdy dostrzegł rumieniec na twarzy dziewczyny. Dla tej dwójki sytuacja była równie krępująca, chociaż jedno z nich nie chciało się do tego przyznać.

- To żenujące - jęknęła Bella zamykając pospiesznie wolną dłonią drzwi łazienki.

Chwile później wyszła z niej całkowicie ubrana. Edward mimowolnie wydał z siebie jęk niezadowolenia, poczym zaczerwienił się wściekle spoglądając w okno. Krępującą ciszę przerwała Amelia :

- Czyli ożenisz się z Bellą?

Dwoje dorosłych załamało ręce słysząc stwierdzenie dziewczynki. W końcu nie chcieli robić jej nadziei, a ona uparcie wierzyła w to, że będą razem.

- To nie jest rozmowa na teraz - stwierdził pospiesznie Edward - idę zadzwonić do Esme, babcia spędzi z wami dzisiejszy dzień - powiedział pewien swojej racji.

- Idziecie na randkę? - zachichotała dziewczynka - tak jak chodziłeś z Victorią?

- To nie randka - zaprzeczyła Bella - musimy poważnie porozmawiać, jeśli mamy u was zamieszkać.

Uśmiech Amelii mówił wszystko. Dziewczynka rzuciła się na szyję ojcu, by mu podziękować. Chichotała głośno ciesząc się z tego, że będzie miała blisko siebie kobietę, którą pokochała tak, jakby znała ją od urodzenia, niczym własną matkę.

- Dziękuję tato! Dziękuję!

Zaledwie dwie godziny później w domu Edwarda pojawiła się Esme z Carlisle‘em, który cieszył się z możliwości spędzenia czasu z tą dwójką. Dzieciaki od samego początku wywinęły psikus Esme mówiąc, że Bella złamała nogę i dlatego musi się nimi zaopiekować. Kobieta natychmiast pobiegła na górę, by sprawdzić co się stało. Jakież było jej zdziwienie, gdy zobaczyła w kuchni Belle podskakującą na jednej nodze i krzyczącą coś w stylu :

- Głupi stołek!

- Widzę, że jednak nie masz złamanej nogi Bello - zaśmiała się kobieta.

- Dzień dobry Esme - odpowiedziała zaczerwieniona dziewczyna wyciągając z piekarnika świeżo przygotowanego na obiad kurczaka - kto powiedział ci, że mam złamaną nogę? - zapytała zdziwiona.

Głośni śmiech Amelii, która dobrała się do sałatki owocowej postawionej na stole, tej która miała być podana na deser. Zobaczywszy jednak karcące spojrzenie Belli odpuściła sobie podjadanie po wzięciu jednej łyżeczki i jęknięciu głośno z niezadowolenia. Chciała więcej.

- To jest pyszne! - krzyknęła.

- To jest deser kochanie - zaśmiała się Bella.

W tym samym momencie do kuchni wszedł Edward, który nabrał mocno zapach jedzenia w płuca i ruszył w stronę córki, która wciąż trzymała w rękach łyżeczkę. Wyciągnął inną z szafki i zanurzył w sałatce owocowej, by już po chwili wsadzić ją sobie do buzi i zamknąć oczy czując rozkosz jedzenia. Bella podeszła do niego i ku jego zdziwieniu zabrała mu z dłoni narzędzie włamania do głębokiej miseczki  z deserem uderzając go ową łyżeczką w czubek nosa. Esme zaśmiała się widząc ich zachowanie, a Edward skrzywił się nieznacznie otwierając oczy.

- Zabierasz mi rozkosz - zaśmiał się patrząc dziewczynie w czekoladowe oczy.

- Rozkosz będzie po obiedzie - odpowiedziała zanim zrozumiała, że te słowa brzmiały dwuznacznie. Jednak nikt ich nie skomentował.

Bella cieszyła się, że przywiozła ze sobą swój zapas, który miała w lodówce, bo w tej Edwarda były tylko owoce i warzywa, tak jakby byli wegetarianami, a nikt z nich nie był. Przygotowała więc kurczaka, jakąś warzywną sałatkę, pure ziemniaczane i pieczoną rybę, bo nie była pewna ich gustów kulinarnych. Na deser przygotowała sałatkę z owoców egzotycznych, a Esme przywiozła ciasto z kremem orzechowym, ulubione Edwarda i Amelii. Skoro Edward zaprosił na obiad rodziców, musiała ich czymś ugościć wiedząc, że sam niczego nie przygotuje.

Dziesięć minut później wszyscy zasiedli do obiadu, a Bella na kolanach trzymała synka, który posłusznie pochłaniał wszystko, co mu dawała. Amelia również zjadła całą zawartość swojego talerza i jak nigdy przedtem zawołała dokładkę. Esme i jej mąż również byli zachwyceni smakiem dań, których mogli kosztować. Jedynie Edward kręcił nieznacznie nosem, gdyż wszystko było tak pyszne, że nieco przesadził z ilością jedzenia. Bella była naprawdę świetną kucharką, ale nie można było się temu dziwić, gdyż niektórzy poprzedni jej pracodawcy traktowali nianie jak służbę, która musiała robić za nich niemal wszystko, włączając w to gotowanie obiadów.

- To wszystko jest wyśmienite - pochwalił ją Carlise wywołując swoim pochlebstwem zdziwienie ogółu - gdzie nauczyłaś się tak wspaniale gotować?

- Lata praktyki - odpowiedziała uśmiechając się szeroko - ludzie wymagają bardzo wiele od niań.

- Więc byłaś nianią i kucharką? - zapytała niedowierzająca w słowa dziewczyny Esme.

- I sprzątaczką również - westchnęła Bella - pełen serwis - zachichotała.

- Wiesz Bello, że w moim domu nie musisz niczego robić? - zapytał niepewnie Edward - mam od tego gosposię.

- Edwardzie - westchnęła dziewczyna - sprzątanie ograniczę do swojego piętra gdyż nie mam zamiar grzebać w twoich rzeczach, ale pozwól mi gotować i opiekować się dziećmi - uśmiechnęła się do niego - kocham to robić.

- Dobrze więc - westchnął mężczyzna - jeśli będziesz przygotowywała mi taką sałatkę codziennie - zaśmiał się.

-  Raz w tygodniu - powiedziała - znam jeszcze kilka smakołyków, które cię zauroczą.

Carlisle przysłuchiwał się ich rozmowie i nie mógł uwierzyć w to, jak wielki dar miała ta dziewczyna. Zawładnęła Edwardem do tego stopnia, że mężczyzna przypominał teraz bardziej nastolatka, który zakochał się po raz pierwszy, niż dorosłego wdowca, który cierpi z powodu utraty żony. Cieszył się widząc uśmiech syna i sam zaczynał lubić tą obcą dziewczynę. Była światłem w ich domu, pomagała im obu odnaleźć drogę w ciemnościach.

Tuż po obiedzie Esme i Carlisle podziękowali za pyszną ucztę dziewczynie i ruszyli w stronę drzwi, zabierając ze sobą dzieciaki. Bella posprzątała grzecznie ze stołu wszystkie rzeczy, oczywiście asystował jej Edward. Mężczyzna stłukł przy okazji jeden z talerzy swojej zastawy i o mało nie rozbił miseczki, w której były resztki sałatki owocowej, gdy wyjadał pozostałości jej zawartości łyżeczką, niosąc ją do kuchni.

- Łamaga - zaśmiała się Bella.

- Zrzęda - odparł Edward wycierając usta. Dziewczyna zaśmiała się wstawiając wodę na herbatę.

- Czy życzysz sobie czegoś do picia, Edwardzie? - zapytała spokojnie.

- Tak - westchnął - ale zapewne tego nie posiadasz - uśmiechnął się do niej łobuzersko.

- Mam soki, herbatę, kawę… - wymieniała.

- Przyniosę Whisky - westchnął - albo wino, czeka nas ciężka rozmowa. Co wolisz? zapytał dziewczynę.

- Wino - odparła siadając na sofie w salonie.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin