Aneta Kubecka
"WIERZĘ..."
"Wierzę w jednego Boga..." Słowa te wypowiadamy wiele razy w ciągu naszego życia. Niestety w ogóle nie zatrzymujemy się przy nich. Traktujemy je jako kolejną formułę Mszy świętej. Szczególnie mam tu na uwadze słowo "wierzę". Mogę tak stwierdzić mając w pamięci mój własny stosunek do Credo mszalnego. Wielu ludzi stwierdza także, że są wierzącymi nie bardzo wiedząc co się kryje pod tym określeniem. O wierze powiedziano i napisano już bardzo wiele i wbrew pozorom nie jest to łatwe zagadnienie.
Pierwszym problemem jest sprawa definicji wiary. Myślę, że wielu ludzi zapytanych co to jest wiara odpowiedziałoby, że jest to uznanie istnienia Boga. Mieliby oczywiście rację, ale tylko w bardzo małym stopniu. Weźmy na przykład osobę Szatana. On też uznaje, że Bóg istnieje, a jednak jego postawę trudno nazwać wiarą. Mówi o tym Apostoł Jakub: "Wierzysz, że jest jeden Bóg? Słusznie czynisz - lecz także i złe duchy wierzą i drżą". Jak więc widać samo uznanie istnienia Boga nie wystarczy. Wiara to coś więcej. To przyjęcie i uznanie za prawdę tego co Bóg mówi. Jednocześnie wiara czyni nas zdolnymi w to uwierzyć. Nie jest to takie proste. Popularny piosenkarz, Mietek Szcześniak zauważa, że "nie jest żadną sztuką wierzyć w Niego, a o wiele trudniej jest wierzyć Jemu".
Wiara jest przylgnięciem do osoby Trójjedynego Boga, jest całkowitym zdaniem się na Niego. Człowiek musi być świadomy tego, że wszystko zawdzięcza swemu Stwórcy, nawet to, że istnieje. Wszystko co mamy jest darem od Boga.
"Cóż Ci mogę, Panie dać,
Co nie jest Twym bogactwem łask.
Jestem ubogi, a Ty
Miłością Swą napełniasz mnie."
Te proste cztery wersy doskonale to oddają. Uwierzyć to znaczy uświadomić sobie tę prawdę. Ostatnio na rekolekcjach prowadzący je ksiądz powiedział, że wiara jest to pragnienie Boga, pragnienie Jego bliskości. Nieważne czy jesteśmy tego godni, ważne jest czy jesteśmy "głodni" Boga. Każdy człowiek nosi w sobie pragnienie bliskości Ojca i bezpieczeństwa, które On daje. Wystarczy odkryć to w sobie.
Wiara o której mówiłam do tej pory to tzw. wiara nadprzyrodzona, ale wierzyć można nie tylko w Boga. Ktoś wysyłając kogoś na jakąś trudną misję powie mu: "Wierzę w ciebie". To też jest wiara. Małe dziecko wierzy swoim rodzicom, którzy mówią mu o świecie, a ileż praw naukowych trzeba przyjmować "na słowo", gdyż nie sposób zawsze poznać uzasadnienia. Wiadomo też, że wiara w sukces pomaga osiągnąć cel. Jak więc widać życie człowieka niemożliwe jest bez wiary. Brak zaufania rozbiłoby rodziny, wspólnoty, grupy przyjaciół, społeczeństwa, nastąpiłaby kompletna dezintegracja. Tą stroną zagadnienia nie będę się jednak zajmować, gdyż nie jest to przedmiotem moich rozważań.
Chyba każdy wierzący człowiek chociaż raz w życiu zadaje sobie pytanie o sens wiary. Myśląc tylko w kategoriach doczesnych wiara i praktyki z nią związane nie mają za bardzo sensu. Można to wszystko uznać za pewną tradycję, czasem bardzo piękną lub za jeszcze jeden powód aby było kilka dni wolnych od pracy. Jednak takie rozumowanie może tylko zniechęcić. Konieczne jest odwołanie się do tego co będzie po naszej śmierci. Życie człowieka na ziemi w porównaniu z wiecznością to mgnienie oka. Dlatego bardzo ważne dla człowieka jest to co nas spotka po rozstaniu się z tym światem. Dzięki wierze możemy być o to spokojni. Chrystus, w którego wierzymy mówi nam, że "w domu Ojca jest mieszkań wiele", to znaczy, że po śmierci możemy pójść do nieba, do domu Ojca. Jednak aby stało się to celem naszego działania musimy we wszystkim zaufać Jezusowi. Dlaczego? To proste. Nasz ludzki umysł nie jest w stanie ogarnąć tej pełni szczęścia, którą ofiarowuje nam nasz Pan i Zbawiciel. Jednak właśnie wiara przychodzi nam z pomocą, wiara bezwarunkowa, nie stawiająca żadnych zbędnych pytań. Sens wiary doskonale określił Piotr Jerzy Frassati, patron studentów, mówił on: "Życie bez wiary nie jest życiem, lecz wegetowaniem." Życie bez wiary upodabnia nas (przepraszam za porównanie, ale wydaje mi się trafne) do zwierząt, które dążą tylko do wydania potomstwa i utrzymania gatunku. Mówiąc o sensie wiary nie należy zapominać o jej roli przy cudach, którą tak często podkreślał Pan Jezus. W Piśmie św. można przeczytać opisy wielu cudów: uzdrowień, wypędzania złych duchów, wskrzeszania etc., równocześnie wiele razy Chrystus mówi, że było to możliwe dzięki wierze danej osoby. Tak było między innymi w przypadku niewidomego, którego Pan spotkał pod Jerychem i powiedział mu: "Przejrzyj, twoja wiara cię uzdrowiła". Ktoś może pomyśleć, że teraz cuda się nie zdarzają. Wystarczy jednak zajrzeć do jakiejkolwiek książki opisującej znane sanktuarium maryjne np. Jasną Górę. We współczesnym świecie cuda też się zdarzają, tylko może wiara ludzi nie jest tak silna jak w czasach Jezusa Chrystusa...
Trzeba sobie też zdawać sprawę z tego, że wiara nie jest tylko naszym osiągnięciem. "Nikt nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: ŤPanem jest Jezusť" pisał św. Paweł do Kościoła w Koryncie. Wiara jest łaską, o którą powinniśmy nieustannie prosić, tak jak to czynili Apostołowie. Niestety ciągle o tym zapominamy, zapominamy, że "każdy (...), kto prosi otrzymuje; kto szuka znajduje." Bardzo pięknie modlił się o wiarę o. Pio, który wołał: "Obdarz mnie,Panie, taką żywą wiarą i zachowaj ją, bym mógł, wierzyć i czynić wszystko jedynie dla Twojej miłości."
Ważne jest aby pamiętać, że wiara nie może się skończyć na pięknych słowach, jakiś deklaracjach. Wiarą trzeba żyć, trzeba wcielać słowa w nasze codzienne życie. Cytowany już Apostoł Jakub pisze w swym liście: "Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy [sama] wiara zdoła go zbawić? (...) Tak też i wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie." Z drugiej jednak strony musimy być świadomi, że samo wypełnianie Dziesięciu Przykazań nie wystarczy do zbawienia. Dekalog bowiem oparty jest na prawie naturalnym, które obowiązuje każdego człowieka nawet tego, który nigdy nie słyszał o Bogu i Jezusie. Ważne jest zatem połączenie wiary z uczynkami. Chciałabym przy okazji wspomnieć o innym problemie. Otóż obecnie wielu ludzi nazywa siebie wierzącymi niepraktykującymi. Także wiąże się to z pewnymi uczynkami tylko, że trochę innego rodzaju. Pewien michalita mawia, że człowieka wierzącego niepraktykującego można porównać do człowieka "żyjącego nieoddychającego". Każdy zdaje sobie sprawę, że powietrze jest do życia niezbędne, bez niego człowiek ginie po kilku minutach. Stwierdzenie "żyjący nieoddychający" nie ma więc na dłuższą metę sensu. Praktykowanie to przede wszystkim przyjmowanie sakramentów. Ze chrztem i bierzmowaniem nie ma jeszcze zazwyczaj problemów. Myślę, że największy problem jest z Eucharystią. Chrystus daje nam Swoje ciało na pokarm aby umocnić nas i naszą wiarę. Przyjmowanie sakramentów można porównać do "duchowego oddychania". Rezygnując z tego narażamy się na zachwianie, a nawet utratę wiary.
Chciałabym się teraz zatrzymać nad przedmiotem naszej wiary. Wierzymy oczywiście w Boga Trójjedynego, ale nie tylko. To tylko podstawa. Wierzyć też musimy, że Maryja jest Matką Boga, że jest Ona naszą potężną Orędowniczką. Także sakramenty domagają się wiary w moc ich działania. Niezbędne też jest, aby każdy człowiek nazywający siebie wierzącym uwierzył w słowa Jezusa, uznał je za prawdziwe i według nich żył. W nauczaniu Kościoła, w Tradycji jest wiele prawd, w które katolik musi wierzyć, aby był prawdziwym katolikiem.
Wielu współczesnych ludzi uważa, że wiara jest czymś prywatnym, z czym nie należy się obnosić, tak też wielu ludzi wiarę traktuje. Jest to postawa bardzo zła. Inni ludzie powinni widzieć w nas katolików, inaczej będzie to oszukiwanie Boga i samego siebie. Dlatego też świadectwo jest obowiązkiem każdego chrześcijanina. Z tym też łączy się obowiązek głoszenia Słowa Bożego czy to słowem czy konkretnymi uczynkami. Sam Jezus mówił do swych uczniów po swoim zmartwychwstaniu: "Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy będzie potępiony." Jednocześnie Chrystus mówiąc to przypomniał, że wiara jest konieczna do zbawienia.
W obecnych czasach można zauważyć pewien kryzys wiary. Coraz powszechniejszy staje się ateizm, czasem nieświadomy. Samo słowo "ateizm" (a Theos) oznacza "nie ma Boga". Są dziś tacy ludzie którzy na podstawie jakiś badań stwierdzają, że Bóg nie istnieje. Ateizm może się też przejawić całkowitym zanikiem praktyk religijnych co w konsekwencji może doprowadzić do braku zainteresowania Bogiem. Objawia się to sprowadzeniem życia do wymiaru doczesnego, nie myśleniem o śmierci i o tym co będzie po niej. Myślę, że ta postawa jest dzisiaj coraz częstsza. Ateizm może przybrać formę humanizmu ateistycznego. Charakterystyczne jest tu stawianie ludzkiej wolności na szczycie, uważanie jej za coś co jest najważniejsze. Boga się natomiast traktuje jako kogoś kto tą wolność ogranicza. Czasem ateizm jest spowodowany fałszywym obrazem Boga. Obraz taki może powstać na różne sposoby. Po pierwsze przez utrwalenie w człowieku obrazu Boga z dzieciństwa. Człowiek dojrzewa, zmienia się jego widzenie świata i różnych wartości. Jego Bóg zaczyna do tego nie pasować i zostaje odrzucony. Inny obraz może powstać poprzez przeniesienie obrazu jakiejś ważnej w naszym życiu osoby na Niego. Może to być na przykład obraz groźnego ojca. Wtedy o Bogu myślimy jako o groźnym władcy, który aby czyha na nasz upadek, a nie jako o kochającym nas i miłosiernym ojcu. Czasami ateizm jest wynikiem obserwacji współczesnego świata pełnego zła i cierpienia. Człowiek nie jest stworzony do cierpienia, dlatego buntuje się przeciw niemu i uważa, że jego obecność na świecie to wynik nieistnienia Boga. Zapomina wszakże, zło jest wynikiem niewłaściwie użytej wolności, którą obdarzył nas właśnie Bóg.
Ateizm pociąga za sobą wiele groźnych skutków. Zmienia się hierarchia wartości, nierzadko człowiek traci sens życia. Ponieważ "człowiekowi (...) jest rzeczą ogromnie trudną żyć w pustce metafizycznej" tworzy on sobie nowe bóstwo i nową wiarę. Może to być wiara w pieniądz, w sukces, ale także może to być Szatan (satanizm).
Łatwo jest pisać o wierze, dużo trudniej natomiast jest wcielić słowa w swoje życie. Nie jest to bynajmniej usprawiedliwianie się. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że moja wiara nie jest doskonała i zapewne nigdy taka nie będzie. Co pewien czas opadają mnie wątpliwości co do sensu wiary. Pojawia się we mnie pytanie, czy to możliwe aby tak wielki Bóg chciał zbawić tak małego człowieka. Memu ludzkiemu umysłowi trudno pojąć wielką miłość naszego Pana do nas. Jednocześnie mam przed oczami Psalm 8, w którym psalmista mówi:
"Uczyniłeś go niewiele mniejszym od istot niebieskich, chwałą i czcią go uwieńczyłeś. Obdarzyłeś go władzą nad dziełami rąk Twoich; złożyłeś wszystko pod jego stopy (...)."
Dawniej takich wątpliwości nie miałam. Być może dlatego, że nie zastanawiałam się nad tym, a może to Zły chce mnie odwieść z właściwie obranej drogi... Ja ze swej strony staram się rozwijać swoją wiarę. Bardzo mi w tym pomaga Ruch Światło-Życie. Bardzo ważna jest też według mnie znajomość księgi Pisma Świętego. Ks. Tadeusz Dajczer w swej książce napisał, że "jest to Księga pełna obecności Boga". Czytając Jego słowa spotykamy się z Nim, poznajemy Go, uczymy się jak wierzyć i jak wiarą żyć. Jest też wiele innych pozycji odpowiadających na nasze pytania i wątpliwości: dokumenty Jana Pawła II, książki wybitnych teologów (np. Hansa Urs von Balthasara czy Bruno Forte) i inne. Cenię też bardzo rozmowy z osobami duchownymi. Tak a propos uważam, że ludzie świeccy nie powinni się bać ani wstydzić rozmowy z księdzem. Osoby, takie mimo iż żyją w celibacie, wiedzą o życiu bardzo dużo, a poza tym mają rozległą wiedzę teologiczną, której przeciętnemu człowiekowi brak.
Rzeczą bardzo obecnie niedocenianą są rekolekcje, zarówno parafialne w czasie przygotowań do Bożego Narodzenia i Wielkanocy jak i te tzw. zamknięte. Chodzi mi szczególnie o ten drugi typ. Pomijając sam fakt możliwości poznania wielu wspaniałych ludzi, dają one doskonałą okazję do pogłębienia swojej wiary. Dla mnie osobiście takie rekolekcje są możliwością naprawdę dogłębnego formowania mojego życia duchowego. Pogłębianiu wiary służą też, jak już pisałam, sakramenty a także modlitwa, szczera i prawdziwa.
Dużo pisałam o sensie wiary. Co ona daje mi konkretnie. Na pewno pewność, że śmierć to nie koniec życia, a jedynie przejście do innej rzeczywistości, lepszej od tej ziemskiej. Jednocześnie daje mi pewność, że zawsze przy mnie ktoś jest, nie jestem sama. Na Pana Jezusa zawsze mogę liczyć, mogę się do Niego zwrócić kiedy tylko czuję taką potrzebę. On nigdy nie jest zajęty czy zmęczony. Mam też wielu innych pośredników, do których mogę się zwracać: Maryję, świętych i błogosławionych. Prawdę mówiąc nie bardzo wyobrażam sobie swojego życia bez wiary i bez tego co ona mi daje.
Na zakończenie chciałabym zacytować słowa samego Pana Jezusa: "Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne."
LWICA5