Jordan Penny - Kobiece sekrety 01 - Pamiętnik Kitty.pdf

(406 KB) Pobierz
385310682 UNPDF
Jordan Penny
Kobiece sekrety
Pamiętnik Kitty
Kitty powierzała swe największe sekrety jedynie pamiętnikowi. Były to pełne
zjadliwego humoru rozważania na temat nieudanych związków i braków w
urodzie. A potem jej sąsiadem został przystojny Hugh... i charakter
sekretnych zapisków Kitty zmienił się nie do poznania.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
I oto ono. Całe moje życie.
Obwisły biust, permanentna depresja i diagnoza psychoanalityka stwierdzająca, że najwyższy czas
zaakceptować siebie, swoje ciało i fakt, iż osiągnęłam właśnie wiek dojrzały. I że nie ma się o co
obwiniać. Po prostu, stało się. A o wszystkich tych niezdrowych i całkowicie niestosownych w moim
wieku pragnieniach, jak figura modelki czy seksapil pewnej znanej piosenkarki, najlepiej po prostu
zapomnieć.
I oto właśnie powód, dla którego zaczęłam pisać ten pamiętnik. Swoista forma terapii.
Zresztą, nie do końca był to mój własny pomysł. Muszę przyznać, że wczorajsza sesja u pewnej
bardzo wziętej psychoterapeutki podziałała na mnie jak kubeł zimnej wody (sesja to prezent
urodzinowy od mojej przyrodniej siostry; kontrowersyjny, jak zresztą wszystkie jej prezenty, ale
skuteczny).
Właściwie sesja to może za dużo powiedziane, po prostu dziesięciominutowa rozmowa telefoniczna.
Nie licząc całkowicie bezsensownego kwestionariusza, jaki dzień wcześniej przysłała do mnie pocztą.
Cudem zresztą wyrwałam go z pyska Sheby (psa należącego do leciwego sąsiada spod czwórki, pana
Russela), który akurat szukał pod moim domem czegoś, co nadawałoby się do zjedzenia. Pies
oczywiście, nie sąsiad.
Koniec końców, prowadzę pamiętnik. Jak zapewniała mnie terapeutka, w krótkim czasie powinnam
wyzbyć się wszystkich
8
PENNY JORDAN
tych autodestrukcyjnych myśli, jakie mnie ostatnio nękają -a także nieustannej potrzeby obżerania się
czekoladą oraz zamartwiania się opinią eksmęża na temat mojej nadwagi.
Cóż, prawdę mówiąc, zawsze byłam skłonna pobłażać sobie w kwestii żywieniowej i pewnie z tego
właśnie powodu przestałam się końcu mieścić w swoje stare ciuchy. Na całe jednak szczęście, jedyna
waga, jaka jest w domu, nie działa. Od czasu gdy zaczęła służyć jako podpórka pod nóżkę stolika w
salonie, wskazówka na jej skali ani drgnie. A ja żyję w błogiej nieświadomości na temat tego, ile tak
naprawdę ważę i, co ważniejsze, ile powinnam zrzucić. I oto właśnie cała ja -
pięćdziesięciojednoletnia kobieta, nie mająca żadnych nadziei i perspektyw, przechodząca właśnie
trudny okres menopau-zy. Aż dziw bierze, że zaledwie półtora miesiąca temu prowadziłam spokojne,
zharmonizowane życie i sama sobie gratulowałam, że los tak łagodnie i szczodrze się ze mną
obchodzi.
Ale tak było, zanim dostałam od córki kartkę z życzeniami urodzinowymi, ozdobioną wymowną
sentencją „Wszystko, co najlepsze, dawno już za tobą". A także na długo przed tym, jak odebrałam
telefon od syna, informujący mnie, że na jakiś czas (rok lub dwa) postanowił jednak odłożyć swe
egzaminy końcowe na uniwersytecie, żeby - jak to nazwał -ochłonąć.
A, byłabym zapomniała. Należy jeszcze wspomnieć o mężu, któremu kompletnie wyleciał z głowy
rocznicowy obiad i zrobiona miesiąc wcześniej rezerwacja w naszej ulubionej włoskiej restauracyjce
(ulubionej szczególnie przez Dereka, który zwykł zamawiać jedno danie główne i jeden deser na nas
dwoje tylko po to, by narzekać później, jak skąpe porcje serwują w tym miejscu, i zapowiadać, że
jesteśmy tu po raz ostatni!).
PAMIĘTNIK KITTY
9
Kilka dni później, gdy leżałam jeszcze w łóżku, dojadając ostatnią już chyba świąteczną czekoladę (z
truskawkowym nadzieniem, taką, jakiej szczerze nienawidzę i zawsze zostawiam ją sobie na ostatnią,
najczarniejszą godzinę), wszedł mąż i oznajmił, że musimy porozmawiać. Myślałam, że chodzi o jakiś
kolejny żart, jak choćby ten, kiedy w prezencie urodzinowym otrzymałam od niego co najmniej o dwa
numery za dużą, zupełnie pozbawioną wdzięku, flanelową koszulę nocną. Z karnecikiem. A w nim
dowcipne słowa: ma nadzieję, że jest odpowiednia do moich monstrualnych rozmiarów i pomieści
-przede wszystkim - obwisłe piersi.
Cóż, muszę przyznać, że tym razem udało mu się jeszcze bardziej mnie zaskoczyć.
Nie bawiąc się w niepotrzebne ceregiele, mąż krótko i zwięźle wyjaśnił, że nie widzi sensu dalszego
wspólnego życia i że od dawna już nie mamy ze sobą nic wspólnego.
Była to, oczywiście, nieprawda; jeśli nie trafiały do niego inne argumenty, to jak mógł zapomnieć
choćby o ogromnym zastawie hipotecznym na dom i o komplecie krzeseł, prawie antyków, jakie w
dniu ślubu dostaliśmy od jego matki. Dwa z nich co prawda nie miały nóg, a na trzecim ktoś
wyskrobał napis „Digger kocha Jimiego", niemniej jednak do tej pory stanowiły one naszą wspólną
własność. Nie wspominając już nawet o dwudziestosiedmioletnim stażu małżeńskim i dwójce dzieci,
które powołaliśmy do życia.
Ale nie oszukujmy się. Jakie znaczenie może mieć dla męża nawet pięćdziesiąt wspólnie przeżytych
lat i tuzin dzieci, kiedy jego głowę zajmuje tylko dwudziestoparolatka o imieniu Che-ree (na chrzcie
dano jej co prawda Cheryl, ale postanowiła to zmienić) z burzą farbowanych blond włosów i
nienaturalnie wielkim biustem?
Moja wieloletnia przyjaciółka Viola „W" na początku jej
10
PENNY JORDAN
imienia ustąpiło miejsca „V" mniej więcej w tym samym czasie, kiedy ona sama zaczęła, przyznawać
się do kilku ładnych lat mniej, niż to miała wpisane w dowodzie) pociesza mnie, że to jeszcze nie
koniec świata. Sama jest już od dłuższego czasu rozwiedziona i twierdzi, że nie mogło jej spotkać nic
lepszego. Zatrzymała dom, samochód i konto Davida. Moim zdaniem ten optymizm to raczej efekt
romansu, w jaki Viola niedawno wdała się że swoim ubezpieczycielem.
Derek, mój własny mąż, czy raczej eksmąż, nie jest wobec mnie aż tak hojny. Niemałą rolę odgrywa
tu zapewne blond-włosa Cheree, która, jak słyszałam, zobowiązała go, żeby sprawę rozwodową
załatwił jeszcze przed ich wyjazdem za granicę. Chce mieć pewność, że w razie - odpukać -
nieoczekiwanej śmierci Dereka nie przypadnie mi w udziale ani jeden pens. Musi mieć zapewne,
biedaczka, na myśli jego długi, bo jeszcze sporo przed rozwodem Derek zapewniał mnie, że nasze
konto jest puste.
Jak poinformował mnie kilka dni temu, postanowił sprzedać swój biznes, ponieważ oboje z Cheree
zamierzają opłynąć świat dookoła. Może dobrze się stało, bo z tego, co wiem, ten interes nigdy nie
przynosił żadnych zysków, a wręcz przeciwnie. Szkoda tylko, że pieniądze, które Derek teraz
zamierzał przepuścić, pochodziły z kredytu, jaki zaciągnęliśmy oboje pod zastaw hipoteki. Ale to już
zupełnie inna para kaloszy... Mam tylko nadzieję, że przed wypłynięciem w rejs Cheree nie zapomni
zapakować Derekowi przynajmniej kilku kilogramów aviomarinu, bo biedak cierpi na chorobę
morską. O czym najwyraźniej musiał zapomnieć.
Pamiętam, jak podczas naszej pierwszej i ostatniej zarazem wspólnej wycieczki morskiej, a było to już
jakieś dwadzieścia parę lat temu (w każdym razie na długo przed pojawieniem się Cheree na świecie),
poczuł się nagle ciężko chory, zanim
Zgłoś jeśli naruszono regulamin