SZYMON ZIMOROWIC.doc

(38 KB) Pobierz
SZYMON ZIMOROWIC – ROKSOLANKI

SZYMON ZIMOROWIC – ROKSOLANKI...

 

UKOCHANYM OBLUBIEŃCOM

B. Z. i K. D.

Te kwiatki zbioru mego, na polach uszczknione

Kastalijskich, niech będą tobie poświęcone,

Ucieszny Rozymundzie z Lilidorą, który

Chciałeś mię był wprowadzić na askrejskie góry,

Kędy pod lasem siadszy Kalliroe śliska

Z piersi nabrzmiałych wody obfite wyciska.

Lecz daremnie, abowiem w pół zaczętej drogi

Wściekła Lachezis kosą podcina mi nogi

I pierwej w niepamiętnym chce mię kąpać zdroju,

Niżbym wiekopomnego skosztował napoju;

Stąd jako zgruchotany garniec wodę leje,

Tak znacznie we mnie siła wrodzona niszczeje.

Przetoż póki się młodość moja nie przesili

A dnia mego ku nocy wieczór nie nachyli,

Cokolwiek-em kwiateczków zebrał na Aonie

I jakom wiele słyszał pieśni w Helikonie,

Do ciebie chętnie niosę. Ty, siedząc za stołem

Godowniczym, przyjmi je niezmarszczonym czołem.

Ja nie dbam, choć ta praca do drukarskiej prasy

Nie przyjdzie ani przyszłe obaczą jej czasy;

Jeśli ty przeczytawszy dasz łaskawe zdanie

I pochwalisz, dosyć się mej żądości zstanie.

Ale próżna ma chluba - tylko to przebiera

N[a]wdzięczniej łabęć gardłem, gdy prawie umiera,

Ja zaś cichuchno więdnę jako letnie siano,

Które strąciła ze pnia ostra stal porano.

Namilsi oblubieńcy, dusze ulubione,

Żyjcie za mnie, a ile blada Persefone

Dni mi skróci, pędząc mię za słoniowe wrota,

Niechaj wam Bóg przedłuży tyl[e] lat żywota.

Ja, choć od was odejdę w elizyjskie błonie,

I tam kwiatki na wasze przątać będę skronie.

 

 

 

Szósty: HIPOLIT

 

Rożyna mi w taneczku pomarańczę dała,

A potym i wianeczek dać przyobiecała.

Ale gdym jej pomagał wesołego tańca,

W ogień się obróciła ona pomarańcza.

Ono jabłko żarzystym węglem mi się zstało:

Spaliwszy duszę nędzną, spaliło i ciało.

Ogniu mój, o Rożyno, prędkom cię zachwycił,

Prędko mi cię na sercu złoty owoc wzniécił.

Teraz wiem, co jest miłość! Nie Wenus łaskawa

Spłodziła ją, lecz lwica na pustyni krwawa,

Tygrys niemiłosierna nad błędnym człowiekiem

Na Kauk[a]zie szalonym karmiła ją mlekiem.

 

 

Dziewiętnasty: GRACJAN

 

Przy wesołym Cyprze w piękną z mirtu krzewinę

Wszedłem rano, gdzie potkawszy małą dziecinę

(Łuk przy boku, na barkach pióra i u nożek),

Spytałem: "Powiedz mi, dziecię, coś ty za bożek?".

A on do łuka:

"Kto na mię fuka?

Ja, choć-żem mały,

Przecię-m bóg cały,

Którego i sam Jowisz, i boginie znały.

Zaś Kupidyna,

Wenery syna,

Boga miłości

I wszech lubości

Nie znasz? Muszę cię skarać, żeś tak niebywały".

"Odpuść proszę, cne dziecię, na mnie, prostaka,

Nie bierz strzały niepochybnej z twego sajdaka;

Ale naucz mię raczej, nie mieszkając wiele,

Czemu cię tu dziś widzę w tak maluczkim ciele?"

"Tak mię maluje

Ten, kto miłuje:

Zstając się dziecię,

Jak w trzecim lecie,

Traci rozum i powagę, traci baczenie.

Mądrych ja skrócę,

W dzieci obrócę,

Bo kto mię skusi,

Głupim być musi.

Wnet i stary odmłodnieje nad przyrodzenie".

"Wiem to i sam, cny Kupido, że nie nowina:

Który człowiek zamiłuje - własna dziecina.

A to zasię na twych oczach co za zasłona

Ślepym cię być uczyniła? Co znaczy ona?"

"Ja ślepo [b]iję

I ślepo [ż]yje,

Moimi który

Zraniony pióry:

Stary, młody, pan, ubogi, w jakim chce [m]ieniu;

Nie mam ja znaku

W osobach braku.

Niech się kto chlubi,

Że mię nie lubi,

Najdę go ja i w jedwabiu, i w ostrym odzieniu".

"Wiem, że nie bez przyczyny są i te pióra,

Którymi twoja bieluchna porosła skóra,

I nie darmo wielkie skrzydła trzmią na twym grzbiecie;

Dlaczego ich jednak nosisz, powiedz, proszę cię".

"Te dla lekkości

Mam i prędkości.

Nie masz żadnego

Gmachu skrytego,

Kędy by się nie nalazły miłosne przeskoki;

Nic nie są góry:

Radby i z skóry

Wyleciał drugi

Za czas niedługi,

Tam, kędy ja rozkażę, by snadź pod obłoki".

"Przeto, widzę, zhołdowałeś już wszytkę ziemię,

Poślepiłeś niemal wszytko Jewine plemię.

I ja, utrapiony, także duszę swą w ciele

Muszę tobie ofiarować [w] twoim kościele".

"To gdy uczynisz,

Mało przewinisz:

Serce odmienne

Twe, nie kamienne.

Kędy mi się odejmują, barziej się srożę.

Dowcipy harde

I myśli twarde,

Ciało i duszę

W proch ja pokruszę.

Mądrość, uroda, bogactwo - nic nie pomoże".

 

 

Dwudziesty wtóry: ALEKSY

 

Cokolwiek w sobie ma ten świat odmienny,

Wszytko przemija jako jednodzienny

Kwiat, który pięknie się rozwinie

Rano, a w południe zaginie.

Halino, dziewczę moje ukochane,

Skorom obaczył usta twe różane,

Wyznałem między wszytkim światem

Napiękniejszym być one kwiatem.

Abowiem twoja uroda nadobna

Do różanego krzaku jest podobna,

Który wydaje na przemiany

Kwiat czerwony z białym zmieszany.

Dlaczegoż tedy, dziewko okazała,

Zabraniasz zbierać kwiatków z swego ciała?

Czemu od twoich uciech, proszę,

Tak częste odmioty ponoszę?

Samaś i sobie, i mnie zawiniła,

Żeś różaniec na twarzy zasadziła,

Żeś na wargach i uściech kwiaty

Rozpostarła jako szkarłaty.

Te mnie do siebie wabią, te zuchwała

Wenus na wieniec zerwać mi kazała;

Jeśli w tym usłucham bogini,

Nie ja, ona tobie przewini.

Ale daremnie darów bożych bronisz,

Bo niezadługo przecię je uronisz,

[Kie]dy za starością szkaradną

Piękne róże z twarzy twej spadną,

A tylko ciernie dotkliwe zostanie,

Że młódź lubieżna ani pojźrzy na nie.

Tam wspomniawszy na swe wdzięczności

Pierwsze, zapłaczesz od żałości.

A przetoż póki nie dozna odmiany

Młodości twojej ogródek różany,

Dopuść mi, proszę cię, w nim bywać

I róże przyrodzone zrywać.

 

Piąta: PAWENCJA

 

Piękna dziewico,

Moja siestrzyco,

W twoim ogrodzie

Gdy ja do roże

Palce przyłożę,

Ciernie mię bodzie.

Dla tego strachu

Nie chcę zapachu

Więcej zakuszać,

Nie chcę i kwiata

Przez wszytkie lata

Ślicznego ruszać.

Wenery synie,

Cny Kupidynie,

Rozkoszne dziecię,

Gdy z swego łuku

Czasem bez huku

Strzelasz po świecie,

Sztuczny kozaku,

Co masz w sajdaku,

Puszczasz znienagła.

Alić zarazem

Za słodkim razem

Śmierć idzie nagła.

 

Dziewiąta: PROCERYNA

 

Ogrodzie, ogrodzie ulubiony,

Kwiatkami roźlicznymi natkniony!

Ciebie piękna Lubomiła

Rękami swemi sadziła.

Dla ciebie wiosna idzie zuchwała,

Dla ciebie słońce cały dzień pała,

Tobie Zefir wiatry grzeje,

Tobie Hesper rosę leje.

Ty nimfy, z nimi kwietne boginie

Za goście masz i za gospodynie,

Ciebie Pallas i Pafija

Osobą swoją nie mija.

Cokolwiek przedniej roszańskiej młodzi

Może być, cieszyć się z tobą chodzi;

Ciebie panny, choć się wstydzą,

Często barzo rady widzą.

Ty w sobie wszytkich dziewek pieszczoty

Zamykasz, ty młodzieńskie zaloty

W miękkie rymy uwinione

Przez brzmiącą głosisz bardonę.

Ty pieśni w dzień przejmujesz dziewicze,

Ty przez noc skargi słyszysz słowicze;

Ty w oczach różne smaki

I zapach masz wieloraki.

Ogrodzie, chlubo moja, z tak wiela

Twych kwiatków użycz mi tyle ziela,

Żebym wianeczek uwiła

I miłego nim poczciła.

Nie weźmie wieńca tego nikt iny,

Tylko mój namilejszy jedyny,

Którego z nami dwie lecie

Nie dostaje na tym świecie.

Ty w martwym odpoczywasz grobie,

Ja przecię kwiatki niosę tobie.

Przyjmiże wieniec różany

Ode mnie, mój ukochany.

A jako róże są odmienne,

Ułomne, słabe, jednodzienne,

Jako niehamowna rzeka

Do morza cwałem ucieka,

Tak prędko wiek nasz krótki upływa,

Tak co dzień żywota nam ubywa,

Że ani godziny wiemy,

Kiedy się w proch rozsypiemy.

 

 

8

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin