238. MacDonald Laura - Niezwykly weekend.pdf

(547 KB) Pobierz
medd306b
Laura MacDonald
Niezwykły weekend
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Mamo, co to za facet? Cia ˛ gle si ˛ na ciebie gapi.
– Siobhan odwr´ ciła si˛ od toru kr˛glarskiego, ust˛pu-
ja˛c miejsca bratu.
– Kt´ ry? – Kate Ryan przerwała zawia˛zywanie
sznurowadła i spojrzała na c´ rk˛.
– Tamten przy trzecim torze. Jest z dziewczynka ˛
i chłopcem. Och, teraz zasłania go słup.
– Connor! – zawołała Kate do syna. – Gratuluj˛!
Podejrzewam, ˙e bez problemu rozło˙ysz nas na ło-
patki.
– To ten! – C´ rka chwyciła ja˛ za łokie´. – Znowu na
nas patrzy.
Kate odwr´ ciła si˛. Rzeczywi´cie, trzy tory dalej
ujrzała m˛˙czyzn˛, kt´ remu towarzyszyła dziewczyn-
ka w wieku Siobhan oraz nieco starszy chłopiec. Był
wd˙insach oraz bluzie i w pierwszej chwili Kate go nie
poznała, dopiero gdy rzucił kul˛ i si˛ wyprostował,
doznała lekkiego szoku.
– To Tom.
– Znasz go?
– Tak. – Kate przytakn˛ła. – To doktor Golding.
– Tom Golding? – zainteresował si˛ Connor. – To
tw´ j szef.
– Kieruje moim oddziałem – rzuciła p´ łgłosem.
– Idzie do nas – zauwa˙yła Siobhan. – Nie m´ wi-
łam, ˙e si ˛ na nas gapi?
Kate pospiesznie poprawiławłosy. Nagle zdała so-
bie spraw˛,˙e nie wygla˛da schludnie. Była zgrzana
i potargana. Na pewno prezentuje si˛ gorzej ni˙ w nie-
bieskim stroju piel˛gniarki.
– Cze´´, Kate.
Zazwyczaj m´ wił do niej ,,siostro’’. Co wi˛cej, tym
razem si˛ u´miechał. Miałagozaczłowieka bardzo
powa˙nego, ale widocznie taki był w pracy, kiedy
w białym lub zielonym stroju przyjmował ci˛˙arne
i odbierał porody. Teraz jednak nie był na dy˙urze i si˛
rozlu´nił.
– Nie byłem pewny, czy to ty.
Odwzajemniłau´miech.
– Jak si ˛ bawisz? – zapytała.
– Doskonale, mimo ˙em´ j syn Joe strasznie nas
ograł.
– Widocznie wszyscy synowie tacy sa˛. My te˙
nie´le dostajemy w ko´´ od mojego syna. Sko´ czyli´-
cie ju˙?
– Tak. A wy?
– Mama i ja mamy jeszcze po jednym rzucie –
oznajmiła Siobhan. – Mamo, twoja kolej.
U´miechaja˛c si˛ niepewnie, Kate wzi˛ła swoja˛ kul˛.
Du˙obydała, ˙eby Tom Golding tego nie widział. De-
nerwował ja˛.
– Mamo, genialnie! – krzykna˛ł Connor. – Fantas-
tycznie. O nie, niezupełnie – j˛kna˛ł, gdy przewr´ ciły
si ˛ tylko dwa kr ˛ gle. – Nie szkodzi, mo˙e innym razem
p´ jdzie ci lepiej.
Ju˙ po wszystkim Kate odetchn˛ła z ulga˛. Gdy Sio-
LAURA MACDONALD
5
bhan wykonywała sw´ j ostatni rzut, podeszły do nich
dzieci Toma.
– M´ wcie. – Tom zwr´ cił si ˛ do nich. – Chc ˛
pozna´ bolesna˛ prawd˛.
– Wygrałem. – Joe dumnie wypia˛ł pier´.
– A teraz powiedzcie mi co´ nowego.
– Ty jeste´ drugi.
– A ja przegrałam – westchn˛ła dziewczynka.
– Nie przejmuj si˛ – pocieszyłaj˛ Kate. – Ja na
pewno te˙ jestem ostatnia.
– Owszem – potwierdził Connor, zerkaja˛c na tab-
lic ˛ wynik´ w.
– Kate, to jest moja c´ rka. – Tom Golding rozpocza˛ł
prezentacj˛. – Francesco, poznaj pania˛Ryan, kt´ ra pra-
cuje jako piel˛gniarka na naszym oddziale.
– Dzie´ dobry. Czy pani te˙ odbiera porody?
Kate przytakn ˛ ła.
– Atom´ j syn Joe.
Chłopiec podał jej r˛k˛.
– Oto moje dzieci. Siobhan i Connor.
Po serii u´cisk´ wr ˛ k oraz powitalnych pomruk´ w
zapadła nieprzyjemna cisza, jakby nikt nie wiedział,co
powiedzie´. Kate ju˙ miała zapyta´, czy Tom cz˛sto
przychodzi z dzie´mi do kr˛gielni, lecz na szcz˛´cie on
sam wybawił ja˛ zkłopotu.
– Idziemy na pizz ˛ – oznajmił. – Zapraszamy.
– Ale˙ nie, dzi˛kuj˛. – Co by to było, gdyby na od-
dziale rozeszła si˛ wie´´ o tym, ˙e jadła pizz˛ z samym
szefem?
– Bardzo b˛dzie nam przyjemnie sp˛dzi´ czas w wa-
szym towarzystwie, prawda? – Tom zwr´ cił si ˛ do
swoich dzieci, kt´ re grzecznie pokiwałygłowami.
6
LAURA MACDONALD
Kate zerkn˛ła na swoje pociechy, licza˛c, ˙eb˛da˛
speszone propozycja ˛ wsp´ lnego posiłku z lud´mi,
kt´ rych dota ˛ d nie znały. Ku swojemu zdziwieniu w ich
oczach wyczytała zainteresowanie.
– Mamo, mo˙emy p´ j´´ na pizz˛. – Siobhan pod-
j˛ła ostateczna˛ decyzj˛. – Nie musimy jeszcze wraca´.
– A lekcje?
– Odrobiłam.
– Chciała´ zadzwoni´ do Chloe. – Z tego powodu
Siobhan upierała si˛,˙e nie mo˙e pojecha´ z nimi na
kr˛gle. Koniecznie musiała porozmawia´ z przyjaci´ł-
ka ˛ , kt´ ra na weekend wyjechała do dziadk´ w.
– Wy´l˛ jej sms-a – rzekła dziewczynka, wyjmuja˛c
z kieszeni kom´ rk˛.
– Widz˛,˙e sprawa załatwiona – orzekł Tom.
– Chyba tak. Dzi˛kujemy za zaproszenie. – Kate
nagle si ˛ przeraziła, ˙e jej wahanie mogło by´ zinter-
pretowanie jako niech˛´.
– Ciesz˛ si˛,˙e Francesca i Joe b˛da˛ mieli towarzy-
stwo, ˙e nie wspomn˛ o sobie – dodał Tom. – Czasami
mam wra˙enie, ˙e strasznie si ˛ nudza ˛ , kiedy przyje˙-
d˙aja˛ do mnie na weekend – wyja´nił.
Kate rozpaczliwie starała si˛ przypomnie´ sobie, co
wie o Tomie Goldingu. Tak, jego słowa potwierdzały
to, o czym ju˙ słyszała. Jest rozwiedziony.
– Na pewno tak nie jest – zapewniła go. – Ale
wiem, co masz na my´li. Nie jest łatwo samotnie wy-
chowywa´ dzieci.
W trakcie tej wymiany zda´ cała sz´ stka zmieniła
obuwie, a potem ruszyła w stron˛ pizzerii na tyłach
kompleksu. Dziewczynki wygla ˛ dały na pochłoni ˛ te
por´ wnywaniem swoich telefon´ w kom´ rkowych,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin