Juliusz Verne - Idealne miasto [pl].pdf

(577 KB) Pobierz
Une ville ideale Idealne miasto
J ULIUSZ V ERNE
I DEALNE MIASTO
Wstęp
(pochodzi z wydania broszurowego)
Prezentowane niżej opowiadanie zostało wygłoszone w Akademii Nauk, Literatury
Pięknej i Sztuk w Amiens podczas zebrania ogólnego w dniu 12 grudnia 1875 r. Znane jest
też pod fałszywym tytułem, który nigdy nie istniał: „Amiens w 2000 roku”. Opublikowane
zostało po raz pierwszy przez Miejski Urząd Kultury w Amiens w roku 1973 (razem z esejem
pt. „Dwadzieścia cztery minuty w balonie”) z przypisami Daniela Compre’a. W tym miejscu
warto zauważyć, że pisarz był radnym miasta Amiens w latach 1888-1904.
Tekst ten jest raczej satyrą niż wizją przyszłości. Jest to, według Daniela Compre’a,
„krytyka miasta takim, jakie było w roku 1875. Wielką sztuką J. Verne’a było to, iż
przedstawił miasto jak na negatywie jakieś fotografii, gdzie wszystkie wartości zostały
odwrócone.”
Andrzej Zydorczak
Panie i Panowie!
Pozwólcie mi, Szanowni Państwo, że pominę wszystkie powinności ciążące na Prezesie
Akademii w Amiens, przewodniczącym temu generalnemu zebraniu, i tym razem zastąpię
zwyczajową dyskusję opowiedzeniem przygody, która spotkała mnie osobiście. Tłumaczę się
z góry nie tyle przed swoimi kolegami, którym nigdy nie brakowało życzliwości dla mej
osoby, ile głównie przed Wami, Szanowni Państwo, którzy, być może, zawiedliście się w
swoich oczekiwaniach.
Na początku ubiegłego miesiąca uczestniczyłem w uroczystości rozdania nagród w
gimnazjum 1 . Tam, nie opuszczając swego fotela, prowadzony przez pana profesora
Cartault a 2 , który został również naszym kolegą, odbyłem spacer po starym Amien s 3 , tak
wspaniale i poetycznie przedstawionym zręcznym ołówkiem Duthoit a 4 . Z tej wycieczki po
małej Wenecji przemysłowej, którą na północ od miasta tworzy jedenaście ramion Somm y 5 ,
pozostały mi bardzo miłe wspomnienia. Wróciłem do siebie, na boulevard Longuevill e 6 ,
zjadłem obiad, położyłem się i natychmiast zasnąłem.
Do tego momentu nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło i prawdopodobne było, że
tamtego dnia wszyscy prawi ludzie zachowali się w ten sam sposób, co wydaje się dobrym
postępowaniem.
Jestem przyzwyczajony do wczesnego wstawania. A jednak coś, czego nie umiałem sobie
wytłumaczyć, sprawiło, że następnego dnia obudziłem się bardzo późno. Jutrzenka wstała
wcześniej ode mnie. Musiałem przespać co najmniej piętnaście godzin! Z czego wynikało tak
1
długie spanie? Kładąc się do łóżka, nie wziąłem żadnego środka nasennego, ani też nie
zapadłem w sen, czytając jakąś oficjalną rozprawę!
Cokolwiek by to nie było, kiedy wstałem, minęło już południe. Otworzyłem okno. Na
dworze była bardzo ładna pogoda. Byłem głęboko przekonany, że to środa, ale niewątpliwie
była to niedziela, gdyż na bulwarach kłębił się tłum spacerowiczów. Ubrałem się, raz dwa
spożyłem posiłek i wyszedłem z domu.
Podczas tego dnia, Szanowni Państwo, musiałem „wpadać ze zdumienia w zdumienie 7 ,
odwołując się do jednej z rzadko stosowanych przez Napoleona I 8 gry słów.
Zresztą osądźcie to sami…
Zaledwie postawiłem stopę na chodniku, a już zostałem otoczony przez chmarę
uliczników, którzy wykrzykiwali:
– Program konkursu! Tylko piętnaście centymów! Kto chce program?!
– Wezmę – powiedziałem, nie zastanawiając się zbytnio nad tym, że ten wydatek można
by uznać za nieprzemyślany.
W rzeczy samej, właśnie wczoraj przelałem do kasy urzędu podatkowego znaczną kwotę
pieniędzy za mój inwentarz osobisty i ruchomości. Doprawdy, zostałem, tak jak wielu innych,
tak bardzo oszacowany ruchomo i osobiście, że cena tego programu mogła doprowadzić mnie
do ruiny.
– Powiedz – spytałem jednego z tych młodych nicponi, którzy mnie otaczali – właściwie
o jaki konkurs chodzi?
– To Konkurs Regionalny, mój książę! – odpowiedział któryś. – Właśnie dzisiaj jest jego
zakończenie.
Po tym stwierdzeniu cała banda rozpierzchła się.
Zostałem sam z tym moim księstwem z drugiej ręki, które zresztą kosztowało mnie
jedynie trzy so u 9 .
Nie wiedziałem jednak, co to właściwie było ten konkurs regionalny. Jeśli nie zawodziła
mnie pamięć, to miał się zakończyć przed dwoma miesiącami ! 10 Było oczywiste, że młody
ulicznik oszukał mnie, sprzedając stary program.
Jakkolwiek by nie było, podszedłem do sprawy filozoficznie i ruszyłem w dalszą drogę.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy dotarłem na skrzyżowanie z rue Lemerchie r 11 i
zobaczyłem, że ulica ta ciągnie się aż do granic widnokręgu ! 12 Zobaczyłem długie szeregi
domów, z których ostatnie ginęły za wyniosłym wzniesieniem! Może byłem w Rzymie, przy
wejściu na Kors o 13 ? Czy to Korso łączyło jakieś nowe bulwary? Czyżby zaledwie w
2
przeciągu jednej nocy wyrosła tu, jak jakaś skrytopłciowa roślina, wielka dzielnica, ze swoimi
gmachami i kościołami?
Rzeczywiście tak musiało się stać, ponieważ zobaczyłem omnibusy – tak!, omnibusy,
linia F – kursujące pomiędzy Katedrą Marii Panny a Zbiornikami, które, zapchane
pasażerami, jechały ulicą!
– Dalibóg! – powiedziałem sam do siebie. – Idę spytać się poborcy akcyzy, co to
wszystko ma znaczyć!
Skierowałem się w stronę mostu, który jeden z naszych starych kolegów tak wspaniale
przerzucił nad torami kolejowymi Towarzystwa Północneg o 14 .
Poborca był nieobecny! Dlaczego go nie było? Czy od wczoraj jego posterunek został
przeniesiony na nowe obrzeża bulwarów? Dowiem się tego. Jeżeli nie znajdę poborcy na
południowym krańcu mostu, to z pewnością spotkam się z pewnym biedakiem, który siedzi
na północnym końcu mostu, i ten poczciwy człeczyna wszystko mi opowie…
Poszedłem dalej. Właśnie przejeżdżał pociąg, ciągnąc powoli wagony. Maszynista
przeciągłymi gwizdami wstrząsał powietrze i z ogłuszającym hukiem przeczyszczał cylindry.
Czy tylko wzrok mnie mamił, czy też zdawało mi się, że wagony były skonstruowane na
modłę amerykańską, to znaczy posiadały pomosty, pozwalające poruszać się podróżnym z
jednego końca składu na drug i 15 ? Starałem się odczytać inicjały Towarzystwa, które były
namalowane na ścianach wagonów, ale zamiast litery N , co oznaczało Nord , ujrzałem litery P
i F , czyli wskazujące na Pikardię i Flandrię! Cóż znaczyła ta zamiana liter? Czyżby
przypadkowo małe towarzystwo wchłonęło większ e 16 ? Czyżbyśmy mieli teraz, wbrew
zarządzeniom zawartym w przepisach, wagony ogrzewane nawet w październiku, kiedy już
robi się zimno? Czyżby przedziały były wysprzątane i schludne? Czy, jak to było w dawnych,
dobrych czasach, przywrócono bilety powrotne pomiędzy Amiens a Paryżem?
Takie przede wszystkim przyszły mi na myśl korzyści wynikające z wchłonięcia
Towarzystwa Północnego przez Towarzystwo Pikardii i Flandrii! Jednak nie byłem w stanie
zaprzątać sobie głowy tymi szczegółami wobec jednej, nieprawdopodobnej sprawy!
Pobiegłem do końca mostu…
Żebraka nie było! Nie było tam człowieka bez nóg, z długą, białą brodą, uchylającego
kapelusza z szybkością pięćdziesiąt razy na minutę.
Moi Państwo, uwierzyłbym we wszystko – tak, we wszystko! – tylko nie w zniknięcie
tego dobrotliwego biedaka! Jego osoba stanowiła istotną część mostu! Dlaczego nie było go
na zwykłym miejscu? Teraz znajdowały się tutaj podwójne kręcone schody, zastępujące kozie
ścieżki, którymi można było dojść do ogrodów. Patrząc na ten tłum ludzi schodzących i
3
wchodzących po schodach, można było sobie wyobrazić, jak wielkie przychody mógłby
osiągnąć mój żebrak!
Moneta, którą zamierzałem wrzucić do jego kapelusza, wypadła mi z ręki. Dotykając
ziemi, sou wydało metaliczny dźwięk, jakby uderzyło o jakieś twarde ciało, a nie w miękkie
podłoże bulwaru!
Spojrzałem w tę stronę. Jakaś szosa, wybrukowana porfirowym i 17 kostkami, przecinała w
poprzek deptak!
Co za zmiany! Czyż ten zakątek Amiens nie zasługiwał bardziej na nazwę „małej
Lutecji” ? 18 Jak to!? W czasie pory dżdżystej można było tędy przejść, nie grzęznąc po łydki
w błocie? Nie trzeba już było brnąć w tej gliniastej mazi, tak znienawidzonej przez
mieszkańców Henrivill e 19 ?
Z wielką przyjemnością stąpałem po tym miejskim bruku, zastanawiając się, czy
przypadkiem z dniem wczorajszym minister robót publicznych nie mianował nowych merów
miast.
Lecz to nie wszystko! Tego dnia bulwary zostały wreszcie zroszone wodą o rozsądnej
porze – ani zbyt wcześnie, ani zbyt późno – bowiem w chwili napływu spacerowiczów nie
tworzyły się tumany kurzu, ani też nie trzeba było chodzić po rozlewającej się wodzie. Także
boczne aleje, pokryte asfaltem, podobnie jak Pola Elizejskie w Paryżu, stanowiły przyjemne
podłoże dla stóp. A ile tu było podwójnych ławek z oparciami, rozmieszczonych pomiędzy
drzewami! Ławki te nie były niszczone z taką swobodą i bezceremonialnością przez dzieci i
niańki. Co dziesięć kroków kandelabry z brązu dźwigały gustowne latarnie, sięgające swoim
światłem listowia lip i kasztanów!
– Wielki Boże – zawołałem. – Jeżeli te promenady są zarówno tak dobrze oświetlone jak
i utrzymywane w porządku, jeżeli zamiast dawniejszych żółtawych gazowych ogarków
błyszczą teraz gwiazdy pierwszej wielkości, to możliwe, że wszystko idzie ku lepszemu w
tym najlepszym z miast!
Na bulwarach panował ogromny ruch. Wspaniałe powozy, jedne kierowane na sposób
Daumont a 20 , inne powożone z wielką pompą, toczyły się po jezdni. Miałem pewne kłopoty z
przejściem na drugą stronę. Była jednak dziwna rzecz – nie potrafiłem nikogo rozpoznać
spomiędzy urzędników, kupców, adwokatów, lekarzy, notariuszy, z którymi z przyjemnością
spotykałem się na koncertach. Nie poznawałem żadnego z oficerów, którzy z pewnością nie
służyli w 72 czy 324 pułku i nosili czaka o jakimś nowym wzorze. Nie ujrzałem żadnej
znajomej twarzy wśród pań, swobodnie siedzących na resorowych siedzeniach.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin