Wezwanie kelley amstrong.doc

(1255 KB) Pobierz
Plik na stronie został zamieszczony jedynie w celach promocyjnych

Plik na stronie został zamieszczony jedynie w celach promocyjnych. Od momentu ściągnięcia na dysk plik należy usunąć w ciągu 24 h.

 

Kelley Armstrong

 

 

WEZWANIE

 

 

Tłumaczył: Jerzy Łoziński

ZYSK I S-KA

Wydawnictwo

2010

 

 


Dwanaście lat wcześniej.,.

 

 

Mama zapomniała powiedzieć opiekunce o piwnicy.

Chloe kołysała się na najwyższym stopniu; pulchne dłonie ze wszystkich sił trzymały się obu

poręczy ręce trzęsły się tak, że ledwie mogła się utrzymać. Trzęsły się także nogi, sprawiając,

że łebki Scooby Doo na czubku kapci podrygiwały. Nawet oddech miała taki jak po biegu.

 

 

— Chloe? — dobiegł z ciemnej piwnicy przytłumiony głos Emily — Mama mówiła, że zimna

cola jest na dole, ale ja jej tutaj nie mogę znaleźć. Zejdziesz mi pomóc?

Mama zapewniła, że powiedziała Emily wszystko o piwnicy, tego Chloe była pewna. Zanim

mama i tata wyszli na imprezę, Chloe bawiła się w pokoju telewizyjnym. Mama ją zawołała,

więc pobiegła do frontowego holu. Mama chwyciła ją w ramiona, śmiejąc się wesoło, gdy

lalka Chloe kolnęła ją w oko.

— O, widzę, że znowu przyszła pora na księżniczkę Jasmine. Czy uratowała już Aladyna z

rąk złego dżina?

Chloe pokręciła głową i szepnęła:

— Powiedziałaś Emily o piwnicy?

— Oczywiście. Chloe nie wchodzi do żadnej piwnicy Te drzwi mają być zamknięte. — Zza

rogu wyszedł tata. — Steve, musimy poważnie porozmawiać o przeprowadzce.

— Jeśli naprawdę chcesz, zaraz się do tego zabieram. — Zmierzwił włosy Chloe. — Bądź

dobra dla Emily, złotko.

I poszli.

— Chloe, wiem, że mnie słyszysz! — krzyknęła Emily. Chloe oderwała palce od poręczy i

zatkała uszy.

— Chloe!

— J-jjja nie mogę do piwnicy! Nie w-wwwolno mi!

— Ja teraz tutaj dowodzę i ci pozwalam. Jesteś już dużą dziewczynką.

Chloe spuściła nogę na następny stopień. Drapało ją w gardle i wszystko było takie

rozmazane, jakby się za chwilę miała rozpłakać.

— Chloe Saunders, albo będziesz tutaj za pięć sekund, albo sama ściągnę cię na dół i zamknę

tutaj.

Chloe zbiegła tak szybko, że nogi jej się poplątały i na przedostatnim zakręcie upadła. Kostka

bolała, w oczach pojawiły się łzy, a ona miała przed sobą piwnicę z jej szczelinami,

zapachami i cieniami. A także panią Hobb.

Zanim pani Hobb ich przepłoszyła, byli też inni. Na przykład pani Miller, która bawiła się z

Chloe w chowanego i nazywała ją Mary. Albo pan Drakę, który zadawał dziwne pytania, na

przykład, czy na Księżycu żyją jeszcze zwierzęta, i chociaż Chloe najczęściej nie wiedziała,

co odpowiedzieć, on się uśmiechał i mówił, że grzeczna z niej dziewczynka.

Kiedyś nawet lubiła schodzić na dół i rozmawiać z ludźmi; nie mogła tylko spoglądać za piec,

gdzie z sufitu zwisał mężczyzna z twarzą purpurową i napuchniętą. Nigdy nic nie mówił, ale

sam jego widok wystarczał, by Chloe ściskało w brzuchu.

Znowu dobiegł jej stłumiony głos Emily.

— Chloe? Idziesz tutaj?

Mama powtarzała: „Zawsze patrz na dobrą stronę wszystkiego, a nie złą", więc pozbierała się

i pokonała ostatnie trzy schodki, wspominając panią Miller i pana Drake'a, a w ogóle nie

myśląc o pani Hobb. No, prawie w ogóle.

Na dole wpatrzyła się w miejsce, gdzie się zaczynał mrok. Zapaliły się nocne światła, które

mama rozmieściła wszędzie, kiedy Chloe zaczęła powtarzać, że nie chce schodzić na dół.


Mama myślała, że Chloe boi się ciemności. Trochę się bała, to prawda, ale tylko dlatego, że

wtedy pani Hobb mogła znienacka na nią wyskoczyć.

Chloe widziała zimne drzwi piwnicy, ale nie spuszczała z nich oczu i szła tak szybko, jak

tylko potrafiła. Kiedy coś się poruszyło, zapomniała o tym, żeby nie patrzeć, ale to był tylko

wisielec i zobaczyła jedynie jego rękę, jak wysuwała się zza pieca, kiedy się kołysał.

Podbiegła do drzwi i jednym ruchem otwarła je na oścież, ale w środku było ciemno, choć

oko wykol.

 

— Chloe? — zawołała z ciemnicy Emily.

Chloe zacisnęła piąstki. No, to już naprawdę było podłe, tak się na nią zaczaić...

Nad głową usłyszała odgłos kroków. Mama? Już z powrotem?

— No chodź, Chloe, przecież nie boisz się ciemności, prawda? — roześmiała się Emily. —

Coś mi się jednak wydaje, że ciągle jesteś małą dziewczynką.

Chloe naburmuszyła się. Emily nic nie rozumie. Po prostu głupia, wstrętna dziewczyna.

Chloe weźmie sobie colę, a potem pobiegnie na górę, opowie o wszystkim mamie i Emily już

nigdy więcej nie będzie z nią zostawała.

Wśliznęła się do ciemnej klitki, usiłując sobie przypomnieć, gdzie mama trzyma colę. Chyba

jest tam na półce? Podbiegła i wspięła się na palce. Palce zamknęły się na zimnej metalowej

puszce.

— Chloe? Chloe! — To był głos Emily, ale gdzieś z daleka i pełen przerażenia. Nad głową

ciężko zadudniły stopy. — Chloe, gdzie jesteś?

Chloe wypuściła puszkę, która z trzaskiem uderzyła o beton i potoczyła się do jej stóp, sycząc

i pieniąc się; zimny płyn otoczył jej kapcie.

— Chloe, Chloe, gdzie jesteś? — odezwał się głos, jakby ktoś przedrzeźniał Emily.

Powoli odwróciła się.

W drzwiach stała stara kobieta w różowej podomce; w ciemności połyskiwały oczy i zęby.

Pani Hobb. Chloe bardzo chciała zacisnąć powieki, ale nie śmiała, bo wtedy będzie jeszcze

gorzej i oszaleje.

Skóra pani Hobb pękała i kurczyła się,aż wreszcie zrobiła się czarna i lśniąca, trzaskając jak

gałązki w ognisku. Odpadała wielkimi płatami i odbijała się od podłogi. Włosy skwierczały i

paliły się. W końcu została tylko czaszka z resztkami ciała. Otworzyła się szczęka, w której

nadal błyszczały zęby.

— Cieszę się, że wróciłaś, Chloe.


Rozdział pierwszy

 

 

Usiadłam gwałtownie na łóżku, z jedną ręką' na radiu, a drugą zaplątaną w prześcieradło.

Usiłowałam pozbierać rozpływające się fragmenty snu. Jakaś piwnica... dziewczynka. .. ja?

Nigdy nie mieliśmy piwnicy, zawsze mieszkaliśmy w mieszkaniach czynszowych.

Dziewczynka w piwnicy, przestraszona... Ale czy piwnice nie są zawsze trochę straszne?

Czuję dreszcz na samą myśl o nich, ciemnych, mokrych, pustych. Był tam... Próbuję sobie

przypomnieć... Mężczyzna za piecem?

Walenie do drzwi sprawiło, żeaż podskoczyłam na łóżku.

 

 

— Chloe! — krzyknęła Annette. — Czemu budzik nie zadzwonił? Jestem gospodynią, a nie

twoją niańką! Jak znowu się spóźnisz, zadzwonię do ojca.

Groźby mniej mnie przejęły niż sen. Nawet gdyby Annette udało się połączyć z ojcem w

Berlinie, tylko udawałby, że słucha, wpatrzony w swojego blackberry, skupiony na czymś o

wiele poważniejszym, jak na przykład prognoza pogody. Mruczałby pod nosem: „Tak, tak,

zajmę się tym po powrocie", ale po odłożeniu słuchawki o wszystkim by zapomniał.

Włączyłam radio, nastawiłam głośniej i zwlekłam się z łóżka.

Pół godziny później byłam w łazience, szykując się do szkoły. Włosy po bokach ujęłam w

spinki, spojrzałam w lustro i wzruszyłam ramionami. Wyglądałam na dwunastolatkę...

Właśnie. Skończyłam niedawno piętnaście lat, ale kelnerzy w restauracji dalej podawali mi

dziecięce menu. Nie obrażałam się; miałam wszystkiego niespełna metr pięćdziesiąt wzrostu i

niemal żadnych zaokrągleń, które ujawniały się tylko wtedy, gdy nosiłam obcisłe dżinsy i

jeszcze ciaśniejsze T-shirty.

Ciotka Lauren zarzekała się, że wystrzelę w górę — i w innych kierunkach — kiedy przyjdzie

okres, tyle że ja bałam się, że może tu chodzić nie o „kiedy", lecz „jeśli". Większość moich

przyjaciółek zaczęła miesiączkować, mając dwanaście, a nawet jedenaście lat Starałam się o

tym nie myśleć, ale, oczywiście, myślałam. Bałam się, że może jest ze mną coś nie tak,

czułam się jak idiotka, kiedy rozmawiały o swoich ciotach, i modliłam się, żeby się tylko nie

domyśliły, że ja nie mam. Lauren powtarzała, że wszystko jest w porządku, a była lekarką,

więc myślałam, że wie, co mówi. Ale się martwiłam. I to bardzo.

— Chloe!

Drzwi łazienki zadygotały pod mięsistymi pięściami Annette.

— Siedzę na ubikacji! Czy mogłabym prosić o odrobinę prywatności?

Starałam się umieścić spinkę z tyłu głowy, żeby podtrzymywała boki. Nieźle. Kiedy jednak

odwróciłam głowę, zsunęła się z moich cieniutkich włosów.

Nie powinnam była ich obcinać, ale miałam już kompletnie dość tych długich, prostych

włosów jak u dziewczynki. Zdecydowałam się na kosmyki do ramion. Na modelkach

wyglądały świetnie. Na mnie? Znacznie gorzej.

Wzrok padł na nieotwartą tubkę farby do włosów. Kari przysięgała, że czerwone pasemka

będą ekstra przy moich truskawkowo-blond włosach. Nie mogłam się opędzić od myśli, że

będę wyglądać jak lizak. Ale przynajmniej na odrobinę starszą...

— Chloe, idę do telefonu! — krzyknęła Annette. Chwyciłam tubkę, wrzuciłam do plecaka i

otworzyłam drzwi.

Jak zawsze zbiegłam schodami. Domy mogą się zmieniać, ale nie moje zwyczaje. W dniu,

kiedy szłam po raz pierwszy do przedszkola, matka stanęła ze mną na szczycie schodów, z

moją dłonią w jednej ręce, a plecakiem Sailor Moon w drugiej, i powiedziała:

— Gotowa, Chloe? I raz, i dwa, i trzy...


I zbiegłyśmy, niepewne stopy ślizgały się po schodkach, aż zatrzymałyśmy się na samym

dole, zadyszane i rozchichotane, a cały mój niepokój przed pierwszą szkołą uleciał gdzieś po

drodze.

I tak zbiegałyśmy po schodach przez całe przedszkole i połowę podstawówki, a potem...

potem nie było już z kim zbiegać.

Zatrzymałam się na dole, dotknęłam wisiorka pod T-shirtem, poprawiłam plecak i wyszłam z

klatki.

Po śmierci mamy ciągle się przenosiliśmy po całym Buffalo. Tata przygotowywał luksusowe

apartamenty, to znaczy kupował je w surowym stanie, a sprzedawał, kiedy były wykończone.

Ponieważ ciągle był w rozjazdach, więc nie istniał problem zapuszczania korzeni.

Przynajmniej dla niego.

Tego ranka schody nie były takim ekstrapomysłem, gdyż i tak ściskało mnie w brzuchu z

powodu połówkowej oceny z hiszpańskiego. Zawaliłam poprzedni test; poszłam na noc do

Beth, zamiast zostać w domu i się uczyć, tak że ledwie zaliczyłam. Nigdy nie przepadałam za

hiszpańskim, ale jeśli nie wyciągnę na 4, tata może zauważyć i zacząć się zastanawiać, czy na

pewno szkoła artystyczna była najlepszym rozwiązaniem.

Samochód z Milosem czekał przy krawężniku. Woził mnie już od dwóch lat, przez dwie

przeprowadzki i trzy szkoły. Kiedy wsiadłam, opuścił ekran po mojej stronie; słońce dalej

mnie raziło, ale nic mu nie powiedziałam.

Żołądek uspokoił się, gdy przesunęłam palcami po znajomej rysie na oparciu i wciągnęłam

zapach chemicznej sosny z odświeżacza kołyszącego się na wentylatorze.

 

— Widziałem wczoraj film — powiedział, zjeżdżając na środkowy pas. — Z takich, jakie

lubisz.

— Thriller?

— Nie — poruszał ustami, jakby szukał odpowiednich słów. — Kino akcji. Wiesz, strzelanki,

eksplozje i te sprawy. Taki film w stylu „zawal ich wszystkich".

Nie lubiłam poprawiać angielszczyzny Milosa, ale bardzo o to prosił.

— Rozwal ich wszystkich. Uniósł jedną ciemną brew.

— Ale jak wszystko na nich leci, to ich zawala, nie? Roześmiałam się i przez chwilę

rozmawialiśmy o filmach. Mój ulubiony temat.

Odezwał się głośnik, Milos zaczął rozmawiać z dyspozytorem, więc popatrzyłam w boczną

szybę. Zza grupki urzędników wyskoczył długowłosy chłopiec ze starodawnym, plastikowym

pudełkiem śniadaniowym z jakimś znanym bohaterem na wieczku. Tak usiłowałam sobie

przypomnieć, co to za postać, że nie zastanawiałam się nad tym, dokąd biegnie, aż nagle

zeskoczył z krawężnika, lądując między nami a samochodem z przodu.

— Milos! — krzyknęłam. — Uwa...

Nie dokończyłam, gdyż pas boleśnie wcisnął mi się w pierś. Kierowca za nami i jeszcze

kolejny jeden po drugim nacisnęli na klaksony.

— Co? Co się stało, Chloe?

Spojrzałam przez maskę samochodu i... nic nie zobaczyłam. Pusty pas przed nami i

samochody omijające nas z lewej, z kierowcami gniewnie wystawiającymi środkowy palec.

— Mmray-mmray...

Zaciskałam pięści, jak gdybym w ten sposób mogła wycisnąć słowa. „Kiedy się zatniesz,

spróbuj inaczej", zawsze powtarzała moja terapeutka.

— Wydawało mi się, że wwwi-wwwidzę...

„Nie spiesz się; najpierw zastanów się nad słowami".

— Przepraszam. Wydawało mi się, że ktoś wyskakuje nam wprost pod koła.

Taksówka Milosa ruszyła.

— Mnie się też czasami to nadarza, szczególnie jak szybko odwrócę głowę. Myślę, że ktoś

jest, a tu nikogo nie ma.


Pokiwałam głową; brzuch znowu mnie rozbolał.

 


Rozdział drugi

 

 

Sen, którego sobie nie mogłam przypomnieć, i chłopak, którego widziałam lub nie, tak mnie

osaczyły, że gdybym nie pozbyła się przynajmniej jednej z tych udręk, z hiszpańskim

miałabym przechlapane. Dlatego zadzwoniłam do ciotki Lauren. Na sekretarce nagrałam się,

że spróbuję raz jeszcze na przerwie obiadowej. Ale nie dotarłam jeszcze do szafki Kari, kiedy

ciotka oddzwoniła.

 

— Czy mieszkałam kiedyś w domu z piwnicą?

— Dzięki, ja też zawsze zaczynam od dzień dobry.

— Przepraszam, ale strasznie dziabnął mnie ten sen.

Opowiedziałam jej o tych szczątkach, które pamiętałam.

— To musiałby być ten stary dom w Allentown. Byłaś wtedy szkrabem, więc nie dziwię się,

że nie pamiętasz.

— Dzięki. To mnie...

— Dziabnęło, jasne. Jak to z dziwadłami ze snów.

— Jakiś potwór w piwnicy. Wiem, to banalne, przepraszam.

— Potwór? A ja...

W tym momencie włączył się system powiadamiania; ktoś powiedział: „Doktor Fellows

proszona na stanowisko 3B".

— Wzywają cię.

— Chwilkę mogą poczekać. Wszystko w porządku, Chloe? Brzmisz tak dziwnie...

— Nie, nie, tylko wyobraźnię mam dzisiaj taką rozbrykaną. Wystraszyłam rano Milosa, bo

wydawało mi się, że widzę, jak chłopak wybiega nam przed maskę.

— Kto taki?

— Nikogo nie było. W każdym razie poza moją głową. — Zobaczyłam Kari przy szafce i

pomachałam do niej. — Już dzwonek, więc...

— Odbiorę cię po szkole. Herbata w Crowne. Tam pogadamy.

Połączenie się przerwało, nim zdążyłam zaprotestować. Pokręciłam głową i pobiegłam, żeby

Kari mi nie uciekła.

Szkoła. Nie ma specjalnie o czym mówić. Ludziom się wydaje, że szkoły artystyczne muszą

być inne, wrą wszystkie te twórcze energie, klasy pełne szczęśliwych uczniów, nawet goci na

tyle szczęśliwi, na ile pozwalają ich udręczone dusze. Myślą, że nie ma tutaj znęcania się czy

wyzywania, bo w końcu lądują tu dzieciaki, które prześladowano w innych szkołach.

To zresztą w większości jest prawdą w Liceum A.R. Gurney, tyle że kiedy zbierzesz te

dzieciaki razem, nieważne jak do siebie podobne, zawsze wyznaczą sobie grupki. Są tu grupki

typowe: mięśniaki, kujony, skatey, które jednak stanowią jedynie tło dla artystów, muzyków

czy pisarzy. Ponieważ znalazłam się na profilu teatralnym, przylgnęła do mnie grupka

aktorska, w której talent mniej znaczył niż wygląd, poza i gadane. Za mną nikt się nie oglądał,

w pozostałych dwóch sprawach zaliczałam

okrąglutkie zero; na skali popularności od 10 do o lokowałam się dokładnie na 5.

Dziewczyna, którą mało kto zauważa.

Tyle że zawsze marzyłam, aby się znaleźć w szkole artystycznej, a ta była dokładnie taka,

jakiej się spodziewałam. Co więcej, ojciec obiecał, że zostanę w niej do końca, niezależnie od

tego, ile będziemy mieć przeprowadzek, co znaczyło, że po raz pierwszy w życiu nie byłam

„tą nową". Zaczęłam A.R. Gurney jak wszyscy, od pierwszej klasy. Nareszcie byłam

normalna.


Niestety dzisiaj wcale nie czułam się normalna. Całe rano myślałam o tym chłopaku przed

maską. Było mnóstwo logicznych wyjaśnień. Zapatrzyłam się na pudełko śniadaniowe i

dlatego źle oceniłam, dokąd biegnie. Wskoczył do samochodu, który czekał przy krawężniku.

Wykręcił w ostatniej chwili i zniknął w tłumie.

Wszystko zupełnie sensowne. Czemu więc nie byłam spokojna?

 

 

— Wrzuć na luz — powiedziała Miranda, podczas gdy ja grzebałam w szafce. — Jest

przecież tutaj. Po prostu spytaj go, czy pójdziecie na imprezę. Czy to takie trudne?

— Daj jej spokój — mruknęła Beth. Sięgnęła mi nad głową, zdjęła z półki moją

jaskrawożółtąśniadaniówkę i zakołysała nią. — Nie wiem, Chloe, jak mogłaś jej nie

zauważyć. Przecież wali po oczach jak neon.

— Potrzebuje drabinki, żeby widzieć tak wysoko — powiedziała Kari.

Szturchnęłam ją biodrem, a ona odskoczyła ze śmiechem.

Beth przewróciła oczami.

— Zbierajcie się, bo zajmą wszystkie stoliki.

Ale gdy byłyśmy koło szafki Brenta, Miranda trąciła mnie łokciem.

— No, spytaj go, Chloe.

Powiedziała to bardzo głośnym szeptem; Brent zerknął. .. i zaraz odwrócił wzrok. Czując

rumieńce na policzkach, przycisnęłam śniadaniówkę do piersi.

Długie, ciemne włosy Kari przesunęły się po moim ramieniu.

— To mięśniak — wyszeptała. — Ignoruj go.

— Wcale nie mięśniak. Po prostu mu się nie podobam. Nic się na to nie poradzi.

— Dobra — odezwała się Miranda. — To ja go spytam w twoim imieniu.

— Nie! — Chwyciłam ją za rękę. — Błagam... Jej krągła twarz wykrzywiła się.

— Przecież nie możesz być ciągle takim dzieciakiem. Chloe, ty masz już piętnaście lat,

musisz sama brać sprawy w swoje ręce.

— Na przykład tak wydzwaniać do faceta, że matka musi powiedzieć, żebyś dała mu spokój?

— spytała ironicznie Kari.

Miranda wzruszyła ramionami.

— To matka Roba. On sam nigdy czegoś takiego nie powiedział.

— Tak? Fajnie, powtarzaj to sobie, ile chcesz.

I zaczęło się na dobre. Normalnie skoczyłabym między nie, aby je uspokoić, ale nadal byłam

zła na Mirandę, że mnie tak ośmieszyła przed Brentem.

Kari, Beth i ja dużo rozmawiałyśmy o chłopakach, ale trzymałyśmy się od nich na dystans.

Co innego Miranda; miała więcej znajomych, niż można by sobie wyobrazić, więc kiedy

zaczęła się zadawać z nami, nagle stało się bar

dzo ważne, żeby mieć chłopaka, którego się lubi. Tymczasem ja martwiłam się, że z moim

rozwojem jest coś nie tale, no a kiedy ona jeszcze parsknęła śmiechem, słysząc moje

wyznanie, że nigdy nie byłam na randce... No więc wymyśliłam sobie Brenta.

Pomyślałam, że wystarczy, jak wymienię chłopaka, który mi się podoba. Nic z tego. Miranda

zaraz zrobiła z tego hecę, zaczęła mu opowiadać, jak mi się podoba, a ja byłam przerażona.

No, może nie do końca. Jakaś cząstka mnie miała nadzieję, że podejdzie i powie: „Spoko,

Chloe, ty też jesteś fajna". Nic z tego. Wcześniej czasami zagadywaliśmy do siebie na

hiszpańskim, teraz siadał dwie ławki dalej, zupełnie jak gdybym roztaczała najokropniejszą

woń na świecie.

Byłyśmy już pod samą stołówką, gdy usłyszałam, że ktoś mnie woła. Odwróciłam się, biegł

do nas Nate Bozian; jego rude włosy płonęły w tłumie. Wpadł na chłopaka ze starszej klasy,

przeprosił i dalej się przeciskał.

— Hej — powiedziałam, kiedy się zbliżył.


— Nawzajem. Pamiętasz, że Petrie w tym tygodniu przełożył spotkanie klubu filmowego?

Będzie o awangardzie, a wiem, że jesteś w temacie. — Udałam, że zapomniałam. — Jasne,

przekażę twoje przeprosiny. Powiem mu też, że nie chcesz robić tej krótkometrażówki.

— Dzisiaj o tym decydujemy?

Nate, który zaczął już odchodzić, rzucił przez ramię:

— Może tak, może nie, w każdym razie powiem mu...

— Narka, muszę lecieć — powiedziałam do przyjaciółek i pobiegłam, żeby go dogonić.

Spotkanie klubu filmowego odbyło się na zapleczu, jak zawsze, kiedy mieliśmy omawiać

sprawy i jeść śniadanie, bo na widowni jeść nie było można.

Rozmawialiśmy o krótkometrażówce, ja, jedyna z pierwszaków, znalazłam się na liście

kandydatów do reżyserki Kiedy już wszyscy obejrzeli sceny z filmów awangardowych,

powiedziałam, jaki bym dała podkład dźwiękowy 1 zanim taśma się skończyła, wyśliznęłam

się do szatni.

Ciągle myślałam nad filmem, ale w połowie drogi żołądek przypomniał o sobie. Tak byłam

podekscytowana, że zapomniałam o jedzeniu.

Zostawiłam na zapleczu torbęśniadaniową. Spojrzałam na zegarek. Jeszcze dziesięć minut

przerwy; powinnam zdążyć.

Posiedzenie klubu się skończyło. Ten, kto wychodził ostatni, zgasił światła, a ja nie miałam

pojęcia, jak je zapalić, zwłaszcza że aby znaleźć kontakt, trzeba go widzieć. Kontakty

świecące w ciemności; z tego sfinansuję swój pierwszy film. Ktoś rzecz jasna będzie musiał

mi je zrobić. Jak większość reżyserów, poruszałam się głównie w świecie idei.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin