Studnia wieczności - rozdział 27.pdf
(
41 KB
)
Pobierz
Microsoft Word - Dokument1
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SIÓDMY
Dzisiaj w lesie panuje inna atmosfera. Stworzenia nie odpoczywaj
ą
beztrosko, dzieci si
ę
nie bawi
ą
. Zamiast tego wszyscy ci
ęż
ko pracuj
ą
. Jedni ostrz
ą
drewniane kije, inni
wypróbowuj
ą
prymitywne kusze. Nad moj
ą
głow
ą
przelatuje grad strzał, wi
ę
c odruchowo si
ę
pochylam. Trafiaj
ą
w mi
ę
kk
ą
kor
ę
odległych drzew. Gorgona przybija do brzegu, a ja biegn
ę
prosto do niej.
- Gorgono, co si
ę
dzieje?
- Nie wiem, Wasza Wysoko
ść
. Ale szykuj
ą
si
ę
kłopoty.
Filon zmierza w nasz
ą
stron
ę
długimi krokami, odziany w przepi
ę
kny płaszcz z gał
ą
zek i
li
ś
ci z wysokim kołnierzem i r
ę
kawami o trójk
ą
tnych mankietach, które ko
ń
cz
ą
si
ę
tu
ż
nad
czubkami jego długich palców. Na mój widok mru
ż
y kocie oczy.
- Zdradziła
ś
nas, kapłanko.
- Co ty mówisz? Ja was zdradziłam? Jak?
Le
ś
ni ludzi zbieraj
ą
si
ę
wokół Filona. Niektórzy dzier
żą
włócznie. Neela wskakuje na
grzeb Kreostusa, wydymaj
ą
c usta w wyrazie niesmaku.
- Widziano ci
ę
w
Ś
wi
ą
tyni, gdzie prowadziła
ś
potajemne rozmowy z Hajinami – oskar
ż
a
mnie Filon.
- To nieprawda! – protestuj
ę
.
Filon i Kreostus wymieniaj
ą
spojrzenia. Czy Filon mnie oszukuje? Czy to podst
ę
p albo
jakiego
ś
rodzaju sprawdzian?
- Zaprzeczasz,
ż
e odwiedziła
ś
Ś
wi
ą
tyni
ę
?
Poszłam tam,
ż
eby zobaczy
ć
si
ę
z Kirke, ale tego nie mog
ę
im powiedzie
ć
.
- Odwiedziłam j
ą
– potwierdzam ostro
ż
nie. – Tam przecie
ż
mamy poda
ć
sobie r
ę
ce i
zawrze
ć
sojusz, czy
ż
nie?
Neela wspina si
ę
na pieniek i przykuca na nim. Gdy mówi, jej włosy przechodz
ą
od
bł
ę
kitu do czerni i z powrotem.
- Ona zawrze z nimi sojusz i zdradzi nas na rzecz Zakonu! Znów odnowi
ą
runy! –
krzyczy. – Brudasy Hajini rz
ą
dz
ą
makowymi polami i musimy si
ę
z nimi targowa
ć
o zbiory.
Szmer niezadowolenia przebiega w
ś
ród zebranych.
Neela u
ś
miecha si
ę
znacz
ą
co.
- Filon ka
ż
e nam czeka
ć
, a tymczasem Niedotykalni zaraz zawr
ą
sojusz z Zakonem i
dostan
ą
cał
ą
moc. B
ę
dzie tak jak zawsze i znowu le
ś
ny lud b
ę
dzie musiał cierpie
ć
.
-
Nyim syatt! –
grzmi Filon, ale głos przywódcy le
ś
nego ludu zagłuszaj
ą
wzburzone
okrzyki członków plemienia. Wołaj
ą
: „Co z naszym udziałem?” i „Nie damy si
ę
znów
oszuka
ć
!”.
- Ile potrwa, zanim przyjd
ą
po nasz
ą
ziemi
ę
? Zanim zabior
ą
t
ę
resztk
ę
mocy, która nam
została? – pyta ze zło
ś
ci
ą
jaki
ś
centaur.
Neela wraca na grzbiet Kreostusa.
- Walczmy! Zmu
ś
my kapłank
ę
sił
ą
,
ż
eby zawarła z nami sojusz.
Filon przygotowuje fajk
ę
. Długimi, ciemnymi palcami ugniata w niej czerwone płatki.
- Co odpowiesz na te zarzuty, kapłanko?
- Dałam wam słowo,
ż
e uszanuj
ę
prawa plemienia, i zamierzam go dotrzyma
ć
.
Neela zwraca si
ę
do tłumu:
- Słyszycie, jak gładko kłamie?
- Nie kłami
ę
! – wołam.
Kreostus staje za moimi plecami, odcinaj
ą
c mi drog
ę
ucieczki.
- Mówiłem ci,
ż
e nie mo
ż
na jej ufa
ć
, Filonie. Jest jedn
ą
z nich, a one nigdy ch
ę
tnie nie
rozstaj
ą
si
ę
z magi
ą
. Zakon! – parska pogardliwie. Przechadza si
ę
, mówi
ą
c, jakby zwracał si
ę
do swoich
ż
ołnierzy. – Pami
ę
tam, jak Zakon ukarał moj
ą
rodzin
ę
. Pozbawił nas wszystkiego.
Nasi ojcowie zostali wygnani do Krainy Zimy, a nasza rasa nie toleruje chłodu. Ci, których
nie zabiły
ż
ywioły, ponie
ś
li
ś
mier
ć
z r
ą
k tamtejszych stworze
ń
. Byli torturowani i jeszcze
gorzej. Zgin
ę
ło całe pokolenie centaurów. Nie pozwolimy,
ż
eby to si
ę
powtórzyło. Nigdy
wi
ę
cej!
Centaury uderzaj
ą
kopytami w ziemi
ę
i wznosz
ą
okrzyki.
- Odebrali mi ojca. Honor ka
ż
e mi wzi
ąć
w odwecie
ż
ycie dwojga z nich.
- Honor – syczy gorgona z laguny. – Co ty mo
ż
esz wiedzie
ć
o honorze?
Kreostus niepostrze
ż
enie przesuwa si
ę
do wielkiej bestii na dziobie statku.
- Wi
ę
cej ni
ż
kto
ś
, kto jest ich sługusem. Opowiedziała
ś
jej, jak zdradziła
ś
własny lud?
- Dosy
ć
gadania – ucina gorgona.
- Filonie, je
ż
eli Hajini spiskuj
ą
z Zakonem przeciwko nam, powinni
ś
my uderzy
ć
, póki
jeszcze mo
ż
emy, póki nie odebrali nam wszystkiego – przekonuje Neela.
- Niedotykalni s
ą
nastawieni pokojowo – oponuj
ę
.
- To zdrajcy i tchórze. – Neela przytula si
ę
do Filona, zaci
ą
ga si
ę
fajk
ą
i wydmuchuje dym
prosto w jego usta. – Dlaczego wszystkie maki nale
żą
do tych brudnych kalek, Filonie?
Dlaczego musimy z nimi handlowa
ć
?
- Takie maj
ą
prawa od czasu rebelii – odpowiada Filon.
- Bo wzi
ę
li stron
ę
Zakonu. A teraz spiskuj
ą
przeciwko nam! Zakon zabierze to, co nasze, i
odda Niedotykalnym! Nic nam nie zostanie!
- Zupełnie we mnie nie wierzysz, Neelo? – Filon mru
ż
y oczy.
- Nie widzisz wyra
ź
nie całej sytuacji. Za du
ż
o wiary pokładasz w tej dziewczynie.
Rozpocz
ę
ła si
ę
bitwa o mi
ę
dzy
ś
wiat. Oni chc
ą
nas zniszczy
ć
. Musimy uderzy
ć
w obronie
własnej.
- Oni nas nie zaatakowali pierwsi.
- Zapomniałe
ś
, co nam zrobili? – woła Kreostus.
Rozlegaj
ą
si
ę
kolejne gniewne okrzyki, coraz bardziej zapalczywe, a
ż
w ko
ń
cu tłum
wpada w amok.
- Zabior
ą
nasz
ą
ziemi
ę
! Zabij
ą
nasze dzieci! Musimy zaatakowa
ć
!
Strzała rozszczepia powietrze nad moj
ą
głow
ą
i opada na ziemi
ę
przede mn
ą
.
-
Nyim!
- grzmi Filon. – Nie prowadzimy wojny z Niedotykalnymi ani z Zakonem.
Jeszcze nie. Je
ś
li chodzi o ciebie, kapłanko, uznam,
ż
e brak mi wystarczaj
ą
cych dowodów
winy. Na razie. Ale musisz udowodni
ć
,
ż
e działasz w dobrej wierze.
- Jak?
Spojrzenie Filona jest nieprzeniknione.
- Wymagam aktu dobrej woli. Powiedziała
ś
,
ż
e mo
ż
esz obdarowywa
ć
magi
ą
. Dobrze
wi
ę
c, zgadzam si
ę
. Obdarz mnie, abym miał własn
ą
magi
ę
.
Rzeczywi
ś
cie powiedziałam tak, ale teraz ju
ż
nie jestem pewna, czy to słuszna decyzja.
- Do czego j
ą
wykorzystasz? – chc
ę
wiedzie
ć
.
Filon mierzy mnie zimnym wzrokiem.
- Ja nie pytam, do czego ty j
ą
wykorzystujesz.
Nie ruszam si
ę
z miejsca, a Kreostus zakłada r
ę
ce na piersi i u
ś
miecha si
ę
znacz
ą
co.
- Waha si
ę
. Jakiego jeszcze dowodu potrzebujesz?
- Magia nie utrzymuje si
ę
zbyt długo – mówi
ę
, graj
ą
c na zwłok
ę
. – Co wam to da?
- Tak jest, bo nało
ż
yła
ś
na ni
ą
zakl
ę
cie! – w
ś
cieka si
ę
Kreostus.
- Nie! Nie mam nad ni
ą
ż
adnej kontroli.
- Zobaczymy. – Oczy Filona s
ą
szkliste. – Obdarzysz nas? Czy rozpoczynamy bitw
ę
?
Le
ś
ny lud czeka na moj
ą
odpowied
ź
. Wcale nie jestem pewna, czy to najlepsze
rozwi
ą
zanie, ale jaki mam wybór? Je
ż
eli nie dam im magii, b
ę
dzie wojna. Je
ż
eli dam, nie
wiadomo, do czego jej u
ż
yj
ą
.
Ale nikt nie mówi,
ż
e mam im da
ć
wiele.
Na chwil
ę
ujmuj
ę
dłonie Filona. Kiedy si
ę
cofam, spogl
ą
da na mnie znacz
ą
co zimnymi
oczami.
- Czy to wszystko, kapłanko?
- Mówiłam ci,
ż
e nie mam kontroli nad magi
ą
– odpowiadam.
Podaje mi r
ę
k
ę
na po
ż
egnanie, jednocze
ś
nie szepcz
ą
c do ucha:
- To twoje pierwsze kłamstwo. Nie mo
ż
esz sobie pozwoli
ć
na nast
ę
pne.
Gdy si
ę
oddalam, Neela woła za mn
ą
:
- Wam, wied
ź
mom, nie wolno ufa
ć
! Ju
ż
niedługo przestaniemy
ż
y
ć
w waszym cieniu!
*
Gorgona obiera kurs z powrotem do ogrodu. Siadam obok niej, wsłuchuj
ą
c si
ę
w łagodny
szum wody omywaj
ą
cej wysokie burty statku. Od kiedy opu
ś
ciły
ś
my las, gorgona nie
odezwała si
ę
ani słowem.
- O czym mówił Kreostus? – pytam.
- O niczym wa
ż
nym. Kreostus znał mnie jeszcze jako wojowniczk
ę
.
- A dlaczego postanowiła
ś
pozosta
ć
w niewoli?
Głos gorgony nabiera gł
ę
bokich nut.
- Mam swoje powody.
Znam ten ton, który oznacza,
ż
e rozmowa do niczego nie prowadzi. Ale w obecnym
nastroju trudno b
ę
dzie mnie powstrzyma
ć
. Chc
ę
wiedzie
ć
wi
ę
cej.
- Przecie
ż
mogłaby
ś
by
ć
wolna…
- Nie – przerywa mi z rozgoryczeniem. – Nigdy nie b
ę
d
ę
naprawd
ę
wolna. Nie zasługuj
ę
na to.
- Oczywi
ś
cie,
ż
e zasługujesz!
W
ęż
e zakrywaj
ą
twarz gorgony, wi
ę
c nie widz
ę
jej oczu.
- Posiadam wiele osobowo
ś
ci, Wasza Wysoko
ść
, i nie wszystkie s
ą
szlachetne.
Jeden w
ąż
wysuwa si
ę
do przodu i muska moj
ą
skór
ę
cienkim ró
ż
owym j
ę
zykiem.
Odruchowo cofam r
ę
k
ę
, ale nadal czuj
ę
jego niebezpieczny pocałunek.
- Nie powinny
ś
my rozmawia
ć
o przeszło
ś
ci, lecz o przyszło
ś
ci mi
ę
dzy
ś
wiata.
Wzdycham.
- Plemiona nie potrafi
ą
si
ę
dogada
ć
mi
ę
dzy sob
ą
. Jak maj
ą
zawrze
ć
sojusz, skoro chc
ą
jedynie walczy
ć
?
- To prawda,
ż
e walczyły ze sob
ą
od wieków, ale wspólna sprawa mo
ż
e je poł
ą
czy
ć
.
Niezgoda nie musi stanowi
ć
przeszkody. Z ró
ż
nic mo
ż
na czerpa
ć
sił
ę
.
- Nie wiem jak. Głowa mnie boli, kiedy ich słucham. – Przeci
ą
gam si
ę
, a na mojej twarzy
osiadaj
ą
krople wody z rzeki, chłodne i przyjemne. – Och, dlaczego taki pokój jak teraz nie
mo
ż
e panowa
ć
zawsze?
Gorgona zerka na mnie z ukosa, zaciskaj
ą
c usta.
- Pokój nie wynika ze zbiegu okoliczno
ś
ci. To
ż
ywy ogie
ń
, który trzeba cały czas
podsyca
ć
. Trzeba go bardzo pilnowa
ć
, bo inaczej wygasa.
- Dlaczego ta moc spadła na mnie? Z trudno
ś
ci
ą
panuj
ę
nad sob
ą
sam
ą
. Czasami czuj
ę
,
ż
e
mogłabym ta
ń
czy
ć
ze szcz
ęś
cia, a potem równie nagle ogarniaj
ą
mnie czarne my
ś
li, jestem
zagubiona i przestraszona.
- Pytanie nie brzmi „dlaczego”, Wasza Wysoko
ść
, ale „co”. Co zrobisz ze swoj
ą
moc
ą
?
Docieramy do w
ą
skiego przesmyku obrze
ż
onego omszałymi głazami. Woda l
ś
ni od
opalizuj
ą
cych łusek. Ławica wodnych nimf wynurza si
ę
spod powierzchni. To egzotyczne
stworzenia, półsyreny, które maj
ą
łyse głowy, błony mi
ę
dzy palcami i oczy odbijaj
ą
ce gł
ę
biny
oceanu.
Ś
piewaj
ą
tak pi
ę
knie,
ż
e potrafi
ą
oczarowa
ć
ka
ż
dego
ś
miertelnika, a kiedy wezm
ą
go
w niewol
ę
, odzieraj
ą
ze skóry.
Miałam ju
ż
jedno spotkanie z tymi damami i ledwie uszłam z
ż
yciem, aby o nim
opowiedzie
ć
. Nie zaryzykuj
ę
po raz drugi.
- Gorgono – ostrzegam, id
ą
c po sieci, które zwieszaj
ą
si
ę
z burty statku.
- Tak, widz
ę
je – odpowiada mi.
Ale nimfy nie ruszaj
ą
w nasz
ą
stron
ę
. Zamiast tego ponownie nurkuj
ą
i widz
ę
tylko
srebrzyste łuski ich pleców, gdy odpływaj
ą
.
- Dziwne – stwierdzam, patrz
ą
c za nimi.
- W obecnych czasach dzieje si
ę
wiele dziwnych rzeczy, Wasza Wysoko
ść
– komentuje
gorgona, jak zawsze tajemnicza.
Wracam na swoje miejsce obok jej głowy. Zbli
ż
amy si
ę
do Krainy Granicznej. Powietrze
jest tu bardziej mgliste, a niebo w oddali ma kolor ołowiu.
- Gorgono, co wiesz o Krainie Zimy?
- Niewiele, a jednak zbyt du
ż
o.
- Czy słyszała
ś
mo
ż
e o Drzewie Wszystkich Dusz?
Gorgona podrywa głow
ę
. W
ęż
e sycz
ą
, zaskoczone nagłym poruszeniem.
- Gdzie usłyszała
ś
t
ę
nazw
ę
?
- A wi
ę
c wiesz co
ś
! Musz
ę
si
ę
czego
ś
dowiedzie
ć
o tym drzewie. Powiedz mi! –
rozkazuj
ę
jej, ale wojowniczka jest nieporuszona jak głaz. – Gorgono, niegdy
ś
była
ś
zobowi
ą
zana mówi
ć
wył
ą
cznie prawd
ę
członkiniom Zakonu!
Wykrzywia usta w pogardliwym grymasie.
- Zaledwie par
ę
minut temu przypominała
ś
mi o mojej wolno
ś
ci.
- Prosz
ę
.
Nabiera gł
ę
boko powietrza, a potem powoli je wypuszcza.
- To tylko legenda przekazywana z pokolenia na pokolenie.
- Która mówi,
ż
e…? – zach
ę
cam j
ą
.
- Podobno gł
ę
boko w Krainie Zimy znajduje si
ę
ukryte miejsce o ogromnej mocy, drzewo
posiadaj
ą
ce magi
ę
równi
ę
pot
ęż
n
ą
jak
Ś
wi
ą
tynia.
- Ale skoro tak jest – zastanawiam si
ę
– to dlaczego istoty z Krainy Zimy nie
wykorzystały go,
ż
eby przej
ąć
władz
ę
nad mi
ę
dzy
ś
wiatem?
- Mo
ż
e nie potrafi
ą
u
ż
y
ć
tej mocy. Mo
ż
e powstrzymywała je piecz
ęć
runów lub
Ś
wi
ą
tynia. – Gorgona zwraca na mnie
ż
ółte oczy. – A mo
ż
e ono wcale nie istnieje. Gdy
ż
nikt,
kogo znam, nigdy go nie widział.
- A je
ż
eli jednak istnieje? Czy nie powinny
ś
my si
ę
wybra
ć
do Krainy Zimy i same si
ę
przekona
ć
?
- Nie – syczy gorgona – to zakazane.
- To było zakazane! Ale teraz ja mam magi
ę
.
- I to wła
ś
nie mnie martwi.
Docieramy do Krainy Granicznej. Zaczyna pada
ć
lekki
ś
nieg. Płon
ą
ce pochodnie
o
ś
wietlaj
ą
sceneri
ę
upiornym
ś
wiatłem.
- Zapomnij o Krainie Zimy. Nie wyniknie z tego nic dobrego.
- Sk
ą
d wiesz? Nigdy jej nie widziała
ś
– mówi
ę
z gorycz
ą
. – Nikt jej nie widział.
- Nikt, komu mo
ż
na zaufa
ć
– poprawia mnie Gorgona, a mnie natychmiast przychodzi na
my
ś
l Kirke.
- Gemmo! – woła Felicity z brzegu.
Ma na sobie kolczug
ę
, a Pippa pi
ę
kn
ą
peleryn
ę
i obie l
ś
ni
ą
jak fałszywe klejnoty.
Gorgona opuszcza trap.
- Wasza Wysoko
ść
, im szybciej zawrzesz sojusz i podzielisz si
ę
magi
ą
, tym lepiej.
Patrzy uwa
ż
nie w niebo nad Krain
ą
Zimy.
- Czego wypatrujesz? – pytam.
W
ęż
e wij
ą
si
ę
nerwowo. Nieprzeniknione zazwyczaj oblicze gorgony pos
ę
pnieje.
- Kłopotów.
*
- Hurra! Gemma wróciła! – woła Pippa, niemal
ż
e ci
ą
gn
ą
c mnie do lasu, gdzie dziewcz
ę
ta
graj
ą
w krokieta.
Po kolei uderzaj
ą
młotkami w piłk
ę
. Ann spoczywa na kocu ze srebrnych nici, na których
brzd
ą
ka jak na harfie, wydobywaj
ą
c przepi
ę
kn
ą
melodi
ę
. Wendy siedzi obok i głaszcze
zmierzwione futerko Pana Darcy’ego.
- I jak tam straszny le
ś
ny lud? – rzuca pytanie Felicity, przygotowuj
ą
c si
ę
do strzału.
- Zły. Zniecierpliwiony. My
ś
li,
ż
e zamierzam go zdradzi
ć
– odpowiadam, siadaj
ą
c z
Wendy i Ann.
- Có
ż
, poczeka sobie, a
ż
b
ę
dziemy gotowe, prawda? – Felicity uderza piłk
ę
, która
przelatuje idealnie przez sam
ś
rodek bramki.
- Bessie, kiedy trzy dziewczyny w bieli prowadziły was do Krainy Zimy, wspominały
mo
ż
e po drodze o Drzewie Wszystkich Dusz? – pytam.
Bessie potrz
ą
sa głow
ą
.
- Nie były za bardzo gadatliwe.
- A wy nadal nie widziały
ś
cie
ż
adnych istot z Krainy Zimy? – zwracam si
ę
do wszystkich.
- Ani jednej – odpowiada Pip.
Chciałabym czerpa
ć
pociech
ę
z tej wiadomo
ś
ci, ale cichy głosik w moim wn
ę
trzu
przypomina mi,
ż
e Pippa i jej kole
ż
anki nadal tu przebywaj
ą
i
ż
e pod ich iluzoryczn
ą
urod
ą
kryj
ą
si
ę
blade policzki i ostre z
ę
by.
Ale przecie
ż
nie s
ą
takie jak potworni tropiciele, te odra
ż
aj
ą
ce widma, które kradn
ą
dusze.
Czym wi
ę
c s
ą
? „Nie musi si
ę
zdeprawowa
ć
.”. Tak powiedziała gorgona. Czy da si
ę
tego
unikn
ąć
? I czy tego wła
ś
nie chc
ę
? Gdybym dzi
ś
wieczorem oddała moc pannie McCleethy i
Zakonowi, nie musiałabym si
ę
o to martwi
ć
. Ona podejmowałaby decyzje, nie ja. I z
pewno
ś
ci
ą
wygnałaby Pip do Krainy Zimy. Nie, to ja musze dokona
ć
wyboru. Musz
ę
doprowadzi
ć
spraw
ę
do ko
ń
ca.
- Nad czym si
ę
zastanawiasz, Gemmo? – pyta Felicity.
Kr
ę
c
ę
głow
ą
, próbuj
ą
c si
ę
otrz
ą
sn
ąć
z wywołanego zm
ę
czeniem odr
ę
twienia.
- Nad niczym. Ja te
ż
chc
ę
zagra
ć
.
Chwytam młotek i uderzam w piłk
ę
, która leci daleko w napływaj
ą
c
ą
z Krainy Zimy
mgł
ę
.
*
Nasza wizyta dobiega ko
ń
ca, wi
ę
c idziemy dobrze nam ju
ż
znan
ą
ś
cie
ż
k
ą
do sekretnych
drzwi, po czym wchodzimy w kiepsko o
ś
wietlony korytarz. Mam dziwne wra
ż
enie, jakby
kto
ś
był tu z nami.
- Słyszycie co
ś
? – pytam szeptem.
- Nie – zaprzecza Felicity.
Plik z chomika:
domnika199514
Inne pliki z tego folderu:
Studnia wieczności - rozdział 53.pdf
(43 KB)
Studnia wieczności - rozdziały 50-52.pdf
(89 KB)
Studnia wieczności - rozdziały 48-49.pdf
(75 KB)
Studnia wieczności - rozdział 47.pdf
(58 KB)
Studnia wieczności - rozdziały 41-46.pdf
(170 KB)
Inne foldery tego chomika:
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin