Szansa 2(1).doc

(89 KB) Pobierz

 

Rozdział 2

Lilly

 

              Gdzieś na obrzeżach Los Angeles, w jednym z najlepszych apartamentów hotelu “Stars” grupa przyjaciół siedziała przy kieliszkach szampana i drobnych przekąskach żywo o czymś rozmawiając. Księżycowe światło wdzierało się do pokoju przez uchylone okna, nadając zwyczajnej sytuacji nutki mroku i tajemnicy. Zapalone świecie jedynie potęgowały to wrażenie.

              Już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, iż osoby zgromadzone w pomieszczeniu są obrzydliwie bogate. Ubrania pochodzące z najnowszych kolekcji sławnych projektantów mody mogły onieśmielać “zwykłych śmiertelników”, jednak nie gości tego hotelu. To właśnie tutaj zatrzymywały się gwiazdy najpopularniejszych seriali, czy aktorzy występujący na dużym ekranie. Nie było sposobu, by znaleźć tu coś, co nie pochodziło z najwyższej półki, zaczynając od markowych alkoholi, którymi raczyła się właśnie roześmiana gromadka, po wygodnych meblach kończąc. Idealny świat - idealnych ludzi.

              Również twarze wesołej ekipy były znane całemu światu. Cóż, kto w dzisiejszych czasach nie widział tak wielkiego, kinowego hitu jak “Your Choice”? Z początku oczywiście nikt nie śmiał nawet podejrzewać, iż film stanie się wielkim, kasowym sukcesem. Oczywiście wszyscy ucieszyli się z faktu, że historia wampirzego Księcia przyniesie im sławę i wielkie pieniądze, jednak było to wielkim zaskoczeniem zarówno dla ekipy, jak i dla krytyków filmowych. W końcu nie raz w kinach widywało się historie Hrabiego Draculi, jednak uczłowieczenie uczuć postaci i ukazanie jego wewnętrznych rozterek spodobało się fanom krwiopijców. W końcu kto z nas nie marzy o paranormalnym romansie? Miłość wielkiego wampira do zwyczajnej śmiertelniczki była trafem w dziesiątkę. Ludzi zawsze ciągnęło w stronę bajek mieszanych z horrorem. Nierealna, ale słodka, niebezpieczna, a pomimo to wielka - tak właśnie została ukazana miłość.

              Tego wieczoru impreza trwała w najlepsze. Nie był to co prawda wielki bankiet, a jedynie przyjacielskie spotkanie pełne chichotów i żartów. Dla odtwórców głównych ról było to najwspanialsze przyjęcie tego roku.

              - Mamy co świętować - zaśmiała się Alice Brandon podnosząc kieliszek drogiego szampana - jesteśmy               gwiazdami Edwardzie - westchnęła teatralnie patrząc na swojego kuzyna.

              - Tak, w końcu będziesz mogła wykupić najnowszą kolekcję Prady - zaśmiał Si,e tubalnie inny kolega z               planu, Emmett McCarthy.

              - Oj, zamknij się - zachichotała delikatnie dziewczyna. Po chwili jednak spojrzała na blondynkę siedzącą               obok mówiąc - twoje układy były trudne, ale opłacało się trenować.

              - Ty najwięcej narzekałaś - wytknęła jej siedząca obok blondynki ruda dziewczyna, Victoria.

              - Czepiacie się mojej, biednej kuzyneczki - Cullen spojrzał na Alice zadziornie - ona po prostu lubi               piszczeć.

              - Zamknij się Eddie - zawyła rozdrażniona dziewczyna - i tak uznali, że śpiewam najładniej z waszej ekipy               - zaczęła się przechwalać.

              - Niczym słowik - sarknął Jasper Hale, mężczyzna odpowiedzialny za pracę nad emisją głosu.

              Aktorzy wpadli na świetny pomysł po tym, jak scenarzysta wywalił z planu zbyt marudną aktorkę. Poza tym żaden z nich nie chciał więcej pracować z Megan Dewayer. Dziewczyna była naprawdę śliczna, ale sława uderzyła jej do głowy. Drugą część filmu będą musieli więc nagrać z nową aktorką, zatem zaproponowali sponsorom urządzenie konkursu i dzisiaj właśnie dostali na niego zgodę. Jako, że zdjęcia do drugiej części filmu, czyli „ Second Chance” mają rozpocząć się dokładnie za pół roku, przygotowania do konkursu ruszyły pełną parą. W niedziele ma być oficjalnie obwieszczony światu.

              To miała być szansa dla dziewcząt, które nie miały jeszcze okazji zetknąć się z tak ciężką pracą jak gra w musicalu. Dzięki temu, że w scenariuszu pojawiła się również mała, dotąd nieobsadzona, męska rola, można było wybrać również jakiegoś mężczyznę.

***

Poranek w Forks zawsze wyglądał tak samo. Ulice świeciły tak przejmującą pustką, iż mogło się wydawać, że miasto jest opuszczone. Gdzieniegdzie słychać było poszczekiwania psów, a poza tym wokół panowała grobowa cisza. Po godzinie piątej pierwsi mieszkańcy wynurzali się ze swoich domostw. Byli to ci, którzy mieli najdalej do pracy. Jednak w północnej części miasta panowała cisza. Tam dzień przeważnie zaczynał się godzinę później, gdyż nikt nie miał zamiaru wstawać tak wcześnie. Tym razem było nieco inaczej, w jednym z domostw dzień zaczął się wcześniej niż zwykle.

              Dzień w domu Belli, dzień zaczął się niestandardowo. Dziewczyna wstała z łóżka, gdy tylko promienie słoneczne dostały się do jej pokoju przez okno. Była bardzo podekscytowana spotkaniem się z córką i nie myślała o niczym innym. Ze szczerym uśmiechem, który jest u niej rzadkością, powędrowała do szafy i wybrała ubranie na dzisiejszy dzień. A była to, przewiewna bluzka z krótkim rękawem i jeansy gdyż dzień zapowiadał się ciepło. Wzięła strój do ręki i udała się pod prysznic. Letnia woda dostatecznie rozbudziła Bellę zmywając z niej resztki snu. Szybko się ubrawszy dziewczyna zawiązała swoje niesforne, brązowe włosy w kucyk i udała się do kuchni. 


              Postanowiła, że na śniadanie przyrządzi kanapki z serem i pomidorem. Przygotowała dwie dla siebie i kilka dla Charliego. Te przeznaczone dla ojca pokroiła w kostkę, gdyż tak łatwiej mu było jeść. Pomyślała, że skoro ma dużo czasu zdąży jeszcze go nakarmić i tym sposobem odciąży mamę. Zatem szybko zjadła swoją porcję i poszła do pokoju rodziców. Zapukała i usłyszawszy ciche proszę weszła do pokoju.

- Dzień dobry tato - przywitała się grzecznie z mężczyzną leżącym na łóżku - przygotowałam dla ciebie śniadanie.

- Witaj córeczko, dziękuję.

Bella usiadła na skraju łóżka i powoli karmiła swojego kochanego ojca. Przez swoją chorobę nie był zdolny co prawda do samodzielnego jedzenia, ale możliwość poruszania głową skutecznie ułatwiała karmienie go.
Kiedy skończyła karmić Charliego wróciła do kuchni by pozmywać naczynia. Tam zastała siedzącą przy stole Renee. 

- Cześć mamo.

- Witaj, Jakie masz plany na dzisiaj? - spytała kobieta.

Bella przypomniała sobie, że przecież nie powiedziała, iż jedzie na weekend do Louren i zabiera tam córkę. Musiała więc dogodnie wytłumaczyć matce sytuację. Miała nadzieję, że ją zrozumie, gdyż tęsknota za małą nie dawała jej spokoju.

- Tak, mam - potwierdziła. - Czy nie miałabyś nic przeciwko jeśli zastałabym na dwa dni w domu państwa Mellory? 

- Nie, nie mam nic przeciwko i tak dużo dla nas robisz córko- odpowiedziała cicho Renee - skąd taki nagły pomysł?- Bella odetchnęła z ulgą słysząc, że bez przeszkód może spotkać tego dnia swoje kochane maleństwo. 

Jej dusza robiła fikołka ze szczęścia, a oczy błyszczały oczekiwaniem i podekscytowaniem. Bez Lilly czuła się tak, jakby ktoś odcinał jej dopływ powietrza. Za każdym razem, gdy zamknęła oczy widziała swoją córkę czekającą niecierpliwie na schodach w ośrodku, albo wyglądającą przez okno ze łzami w oczach - to krajało jej serce na drobne kawałeczki. Była jednak pewna, że Lilly tęskni równie mocno co ona, w końcu nie widziały się już od trzech dni.

- Louren pomyślała, że mogłabym spędzić ten czas z Lilly. Bo opiekunowie z domu dziecka, nie będą mieli zastrzeżeń do warunków panujących tam. A ja bardzo za nią tęsknie - wyjaśniła matce.

- Wszyscy za nią tęsknimy- wzruszyła się Renee- masz racje kochanie, dobrze zrobi wam ten weekend.- Uśmiechnęła się lekko i przytuliła córkę. 
 

Bella miała jeszcze trochę czasu do przyjazdu koleżanek i stwierdziła, że poczyta książkę. Lecz nagle przypomniało jej się, iż się jeszcze nie spakowała. Wyjęła więc małą podróżną torbę do której włożyła piżamę, ubranie na zmianę i kosmetyczkę. Gdy zapinała już walizeczkę usłyszała pukanie do drzwi.

- Proszę- zaśmiała się wiedząc, że to jej przyjaciółki.


- Cześć- krzyknęły równocześnie co wywołało śmiech dziewczyn.

- Hej - odpowiedziała dźwięcznie.

- Jak tam gotowa do drogi? 

- Tak myślę, że tak - powiedziała z uśmiechem, jednak po chwili posmutniała - A co na to twoja mama? Mam nadzieje, że nie masz przeze mnie teraz kłopotów. 

- Cóż- westchnęła Louren- nie była zachwycona ale ona nie ma nic do gadania - dziewczyna wzruszyła ramionami. -Powiedziałam jej, że wszystko już ustalone. Myślę iż po prostu będzie nas przez ten weekend unikać. 

Po chwili brunetka była gotowa do drogi, więc uśmiechała się wyczekująco spoglądając w stronę przyjaciółek. Dziewczyna wzięła swoje pieniądze, które chowała w niewielkim słoiku w szafce i westchnęła. Nie było tego dużo, jednak mogła kupić dzieciakom z pokoju córki po lizaku, a później zafundować małej i swoim przyjaciółkom lody. Dochodziła godzina dziewiąta, więc mogły spokojnie ruszać w drogę. Dojazd do Domu Dziecka zajmował przeważnie około pół godziny, więc miały pojawić się w tamtym miejscu tuż po śniadaniu.

           - No to chodzimy- powiedziała Bella.

Dziewczyny wyszły z pokoju brunetki marszcząc brwi. Nie lubiły, gdy wiązała swoje ciemnobrązowe włosy w kucyk, gdyż wówczas wyglądała poważniej niż zazwyczaj. Lauren bezo gródek ściągnęła z włosów przyjaciółki gumkę, by po chwili zacząć chichotać. Nazwać włosy Belli niesfornymi byłoby grzechem, gdy układały się same wokół jej delikatnej twarzy, wyglądały najlepiej, bo całkowicie naturalnie. Jednak to mina Belli doprowadziła blondynkę do śmiechu, dziewczyna wyglądała jak zdenerwowany kociak, który za chwile ma zamiar rzucić się z pazurami na swojego oprawcę.

- Chyba mnie nie pobijesz - zaśmiała się blondynka patrząc jej w oczy.

- Nie - westchnęła brunetka całując przyjaciółkę w policzek - dziękuję.

- Za co? - zapytała zdezorientowana Lauren.

- Za to, że mimo, iż cię irytuję wszystkim co robię - zaśmiała się - wciąż jesteś przy mnie i w dodatku mi pomagasz.

- Nie pochlebiaj sobie - zażartowała dziewczyna - robię to również dla mojej chrześnicy.

Wbrew pozorom Lauren wcale nie była „zimną suką” za jaką miała ją większa część miasta. Życie nauczyło ją jednej zasady - nie daj się zgnoić. Właściwie tylko dzięki niej wytrzymywała w jednym domu ze swoją matką, która nigdy się nią nie interesowała. To dziwne, ale matki Isabelli i Jessici były jej bliższe niż jej własna.

Po chwili wszystkie były już w krwistoczerwonym audi s6. Brązowowłosej droga strasznie się dłużyła gdyż nie mogła się doczekać spotkanie z córką. Siedziała pogrążona we własnych myślach nie zważając na przyjaciółki, które chichotały i śpiewały na przemian wtórując głosowi wydobywającemu się z głośników samochodowych. Pojazd Lauren przypominał teraz ruchomą dyskotekę, w dodatku dziewczyny siedzące na przednich siedzeniach zachowywały się jakby brały narkotyki. Na szczęście były całkowicie trzeźwe.

Bella siedziała spokojnie przyglądając się mijanym drzewom. Dla nieuważnego obserwatora wszystkie z nich wyglądały tak samo, dziewczyna jednak widziała przyrodę w specyficzny sposób. Każdy detal został uchwycony przez jej czujne oko po to, by już tego wieczora mogła namalować część lasu, a w nią wstawić swojego ukochanego i córkę. W jej wyobrażeniach był nieco starszy, bardziej dojrzały niż wtedy, gdy widziała go ostatni raz. W dodatku trzymał w ramionach swoją córkę, chociaż w realnym świecie nigdy nawet jej nie zobaczył.

- Już jesteśmy- zawołała nagle Jessica, przywracając dziewczynę do rzeczywistości.

Znów była sama, a pustka po odejściu ukochanego stała się tak wielka, że mimowolnie grymas bólu pojawił się na jej twarzy. Otrząsnęła się jednak szybko ze specyficznego stanu, gdyż za chwilę miała spotkać swoją maleńką córeczkę. Za kilka minut miała ponownie zacząć żyć.

Nawet nie zauważyła kiedy samochód stanął. Biorąc głęboki wdech powoli wysiadła z auta. Po jej prawicy ustawiła się wysoka blondynka, a po lewej stronie szatynka. Jak na znak wszystkie trzy ruszyły pewnym krokiem w stronę budynku, by po chwili stanąć przed gabinetem dyrektorki placówki.

Dom dziecka nie był jedną z bogatszych placówek tego miasta, właściwie jego zarządcy musieli mocno manipulować budżetem, by placówka mogła dalej istnieć. Kremowe, sterylne ściany korytarza przypominały bardziej budynek szpitala niż miejsce, gdzie wychowuje się dzieci. 

Bella lekko zapukała do drzwi, po chwili usłyszała słowo proszę. Nieśmiało zatem otworzyła je i razem z dziewczynami weszła do malutkiego, a zarazem przytulnego pocieszenia udekorowanego ciepłymi odcieniami beżu i pomarańczy.  Nieudolne obrazki zdobiące ściany wskazywały na obecność maluchów. Pod każdym z obrazków znajdowało się imię i nazwisko jego autora. Jeden z nich należał do Lilly , a przedstawiał on kontury czworga ludzi. Były to trzy kobiety i mała dziewczynka. Żółtowłosa dziewczyna stała po prawej stronie, po lewej zaś brązowowłosa, a na środku, tuląc dziewczynkę, stała druga, brązowowłosa kobieta z wielkim uśmiechem na twarzy. Bella wzruszyła się ujrzawszy ten obrazek.

Na środku pokoju za mahoniowym biurkiem siedziała kobieta z jasnobrązowymi włosami i twarzy w kształcie serca z przyjaznym uśmiechem. 

- Dzień dobry pani Mason- przywitałam się grzecznie brunetka, ale jej wzrok wciąż wpatrzony był w dzieło córki.

- Dzień dobry- zawtórowały jej przyjaciółki 

- Witajcie- odpowiedziała- Bello miło Cię widzieć. A po za tym ile razy Ci powtarzałam byś mówiła mi po imieniu - zaśmiała się kobieta i po chwili spojrzała w miejsce, gdzie utkwił wzrok dziewczyny.

- Mama - westchnęła wzruszona Bella.

- Sama pomagałam naszej gwieździe robić podpis - zaśmiała się kobieta podchodząc do dziewczyny. - Powiedz mi lepiej, co was do mnie sprowadza.

- Esme - zaczęła powoli brunetka - chciałam zabrać córkę na weekend - westchnęła mówiąc prosto i bez owijania w bawełnę.

- Wiesz, że nie mogę na to pozwolić - powiedziała smutno Esme - gdyby poprawiła się twoja sytuacja mieszkaniowa i finansowa byłoby to możliwe.

- Będziemy u mnie - wtrąciła się nagle Lauren - tak jak poprzednio.

- W takim razie macie moje pełne pozwolenie - zachichotała kobieta przytulając Bellę - tylko pilnujcie naszej gwiazdy - po chwili dodała - pusto tu będzie bez niej.

- W takim razie macie moje pełne pozwolenie - zachichotała kobieta przytulając Bellę - tylko pilnujcie naszej gwiazdy - po chwili dodała - pusto tu będzie bez niej.

Bella jednak miała jeszcze jedno pytanie do Pani Dyrektor. Ciekawiło ją dlaczego kobieta nazywa małą „Gwiazda” , do tej pory używała jedynie jej imienia, żadnych pseudonimów, więc musiała o to zapytać:

- Dlaczego Lilly to gwiazda?

- Twoja córka odziedziczyła chyba po tobie wszystkie talenty - zachichotała kobieta - po ostatniej wizycie u was stała się szczęśliwa i rozśpiewana, a poza tym spędza godziny na malowaniu podśpiewując pod nosem - śmiała się Esme - zgadnij co opowiedziała, gdy zapytałam dlaczego to robi?

- Nie mam pojęcia - zaśmiała się Bella, a przyjaciółki jej zawtórowały.

- Chcę być taka jak mama - Esme udawała piskliwy głos dziecka - mamusia śpiewa i maluje, więc ja też chcę.

Na te słowa w oczach Belli zagościły łzy wzruszenia i szczęścia. Poczuła nagłą potrzebę przytulenia córki i wiedziała, że nieśli tego nie zrobi zaraz oszaleje. Chciała jak najszybciej znaleźć się obok swojego maleństwa, ujrzeć jej piękne brązowe oczy i sprawić by zalśniły szczęściem.

- Gdzie ona jest?- spytała pośpiesznie 

- W saloniku- odparła pani Mason z uśmiechem- bawi się z innymi dziećmi.

Dziewczyna nie czekając na dalsze słowa wybiegła z gabinetu i nie zwracając uwagi na otaczający ją świat podążyła szybkim krokiem przez korytarz. Po minucie, która zdawała się wiecznością, przekroczyła próg pomieszczenia, równocześnie omiatając go spojrzeniem w poszukiwaniu córki. Gdy wreszcie ją dostrzegła łzy ponownie zagościły na jej twarzy. 

Dziewczynka siedziała bowiem przy stoliku na zielonym, małym krzesełku, jednym z tych specjalnie stworzonych dla maluchów. W dłoniach trzymała kredki. Mażąc coś na kartce papieru podśpiewywała pod nosem. Lilly jakby wyczuwając obecność matki odwróciła się w stronę drzwi, by po chwili, ujrzeć własną rodzicielkę. Na jej twarzy od razu zakwitł przepiękny uśmiech, który wraz z jej falowanymi włoskami spowodował, że wyglądała jak mały aniołek.

Balla natomiast ciesząc się, że jej córka ją zauważyła kucnęła i wyciągała ramiona przed siebie. Dziewczynka nie ociągając się ani chwili zgrabnie zeskoczyła ze stołeczka i pobiegła prosto w ręce brązowowłosej, już z daleka krzycząc słowo mama.

- Witaj, Skarbie- zaśmiała się przez łzy młoda kobieta, tuląc Lilly tak mocno, jakby to była ostatnia rzecz, którą mogła w życiu zrobić.

Dzieci zgromadzone w saloniku zazdrościły dziewczynce tego, że ma kogoś, kto ją naprawdę kocha. Wiele z nich spoglądało posępnie na tulące się już od minuty dziewczyny, inne zaś wlepiały smutny wzrok w zabawki trzymane w dłoniach. Jedna z dziewczynek zerwała się z siedzenia i podbiegła do Belli, by ją przytulić.

- Ciocia - krzyknęła ciemnowłosa Julia.

Bella odruchowo rozpostarła ramiona, by mała Julia mogła w nie wbiec. Kochała tą dziewczynkę niemal tak mocno jak Lilly, jednak nie mogła zabierać jej ze sobą do domu na weekend. Brała ją co prawda na spacery, czy na lody razem z Lilly, niestety nie mogła zabierać dziewczynki na dłużej, niż dwie godziny.
Po chwili w saloniku pojawiły się również Lauren z Jessicą. Lilly, gdy tylko zobaczyła ciotki podbiegła do nich rzucając się w ich ramiona. Kochała je, a one kochały ją. Przytuliła po kolei dziewczyny, by już po chwili znaleźć się znów w ramionach matki.

- Zabierzesz mnie mamusiu? - zapytała niemal błagalnie, a w jej oczkach zalśniły łzy - zabierzesz mnie, prawda?

- Na weekend - powiedziała smutno Bella.

- Dlaczego jesteś smutna? - dziewczynka szybko zrozumiała grymas na twarzy matki - nie chcesz mnie?

Bella poczuła się nagle słabo, tak, jakby dostała cios w plecy tępym narzędziem. Córeczka źle zrozumiała jej uczucia. Dziewczyna nie smuciła się dlatego, że zabiera ją na weekend, ale dlatego, iż nie może zabrać ją już na zawsze.

- Nie mów głupstw, kochanie - zaśmiała się przez łzy wtulając mocno dziecko do swojej piersi - smucę się, ponieważ chciałabym cię zabrać już na stałe, ale nie mogę. - spuściła smutno wzrok.

Lauren postanowiła zareagować na otępienie przyjaciółki i wprowadzić bardziej luźny nastrój. Zaczęła robić głupie miny do swojej chrześnicy. W zasadzie tak głupie, że gdyby zobaczyły ją teraz koleżanki ze szkoły, nie powiedziałyby, że to ona. Dziewczyna postanowiła zająć się przez chwilę Julią, która podbiegła do niej, by się przywitać.

- Skoczę  na chwilę do Esme - zaśmiała się blondynka - Julia, idziesz ze mną? - zapytała Małej, która ochoczo kiwała głową.

Kiedy dziewczyny wyszły Bella i Lilly nie mogły się od siebie oderwać. Zwyczajnie wtulały się w siebie. Jedna z nich chichotała, a druga cicho szlochała z bezsilności. Tak bardzo chciała w końcu zakończyć tą katorgę związaną z trzymaniem tutaj dziecka, chciała znaleźć jakiś sposób, ale nie potrafiła. Bella łkała cicho w ramię córeczki.

Jessica stojąca z boku i trzymająca dłoń na ramieniu przyjaciółki miała posępną minę, gdyż wiedziała dlaczego Bella łka. Sama nie wyobrażała sobie konieczności rozdzielenia z dzieckiem, a nawet straty majątku jaki posiadała. Nie potrafiła postawić się na miejscu przyjaciółki, jednak chciała jej z całych sił pomóc. Próbowała znaleźć szybki sposób zarobienia dużych pieniędzy, jakąś dobrze płatną pracę dla Belli, ale w Forks była to rzeczy deficytowa.

Tymczasem Lauren załatwiała z Esme możliwość zabrania Julii na lody. Z racji tego, iż wiedziała, że nie może zabrać jej na weekend, próbowała na krótszy czas umilić jej życie. Wśród dzieci i przyjaciółek była naprawdę sobą. Twarda i nieustępliwa Lauren Mallory znana licealistom i własnym domownikom odchodziła w niepamięć. Pojawiała się za to dziewczyna, która zrobi wszystko, by uszczęśliwić przyjaciół i ich przyjaciół również.

- Cześć Esme - dziewczyna przywitała się z kobietą siedzącą nad papierami.

- Coś się stało?

- Nie - zaśmiała się blondynka - a właściwie tak, bo chciałabym zabrać Julię na lody.

Esme zastanowiła się przez chwilę nad tym, czy może dzisiejszego dnia pozwolić na taki wyjątkowy czyn. Gdyby Lauren należała do wolontariatu, sprawa byłaby dużo prostsza, jednak nie powinna wypuszczać dzieci pod opieką obcych osób. Dziś jednak nie było umówionej kontroli, więc mogła się na to zgodzić.

- Tylko wróćcie najpóźniej za dwie godziny - poprosiła wyrażając zgodę.

- Pewnie - Lauren posłała jej szeroki uśmiech - dziękuję.

- To ja ci dziękuję - westchnęła Esme - dzięki tobie i twoim przyjaciółkom Julia jest szczęśliwsza.

- Nie ma za co- odparła nadal uśmiechnięta dziewczyna- Julia jest kochana a dla nas to przyjemność by móc ją gdzieś zabrać.

- To nie każ trzymać jej dłużej w niepewności- Esme odwzajemniła uśmiech- pewnie już się nie może doczekać. Pamiętajcie tylko by wrócić na czas- dodała już bardziej poważnym tonem.

- Tak jest pani kapitan- zachichotała Lauren- do zobaczenia- krzyknęła jeszcze na odchodnym gdy przekraczała próg pokoju.

- Dowidzenia- powiedziała cicho kobieta.

Gdy drzwi się już zamknęły pokręciła głową z rozbawienia by po chwili westchnąć w duchu. Cieszyła się, że są tacy ludzie jak te przyjaciółki, które co jakiś czas sprawią radość jej podopiecznym. Choć jedna z nich sama potrzebuje pomocy stara się umilić też życie innym. Podziwiała Bellę za to iż mimo wszystko stara się być silna dla córki jak i dobra dla dzieci.

Lauren znalazła Julie czekającą na nią za drzwiami wyglądała słodko tupiąc małą nóżką z niecierpliwości sprawiając, że jej sukieneczka wdzięcznie falowała. Dziewczyna uśmiechnęła się uroczo na ten widok.

- Idziemy na lody- oznajmiła pogodnie- Pani dyrektor się zgodziła- dodała szybko widząc nie pewną minę dziewczynki, która od razu przerodziła się w ogromną radość.

- To super- pisnęła skacząc w miejscu by po chwili przytulić się do nóg blondynki, która odwzajemniła ten gest głaszcząc małą po główce.

- chodź- szepnęła po chwili biorąc ciemnowłosą za rączkę by udać się do salonu.

Gdy Lauren załatwiała wyjście na lody, Bella w tym czasie nadal tuliła swoją córkę.

- Mamuś, mamuś- krzyknęła nagle dziewczynka. Sprawiając tym, że Bella się przestraszyła.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin