textfile17.txt

(26 KB) Pobierz
14
Clacker


Sejmitary powoli odsun�y si� od szyi hakowej poczwary.
- Nie... taki... jak... wy... wygl�dam - stara� si� wyja�ni� swym urywanym g�osem potw�r. Z ka�dym wypowiadanym s�owem hakowa poczwara wydawa�a si� czu� swobodniej. - Ja jestem... pecz.
- Pecz? - zakrztusi� si� Belwar podchodz�c do Drizzta. Svirfnebli spojrza� na schwytanego potwora z niezrozumia�ym zdziwieniem. - Jeste� troch� za du�y jak na pecza - zauwa�y�.
Drizzt przeni�s� wzrok ze stwora na Belwara, szukaj�c jakiego� wyja�nienia. Drow nigdy wcze�niej nie s�ysza� tego s�owa.
- Dzieci kamieni - wyt�umaczy� mu Belwar. - Dziwne, ma�e stworzenia. Twarde jak kamie�, a ich jedynym �yciowym celem jest praca nad nim.
- Brzmi jak svirfnebli - odpar� Drizzt.
Belwar przerwa� na chwil�, by zastanowi� si�, czy zosta� uraczony komplementem, czy obra�ony. Nie mog�c tego okre�li�, nadzorca kopaczy ci�gn�� z pewn� ostro�no�ci�. - Nie ma zbyt wielu peczy, a j eszcze mniej wygl�da j ak ten tutaj! - Zerkn�� ze zw�tpieniem na hakow� poczwar�, po czym skierowa� na Drizzta spojrzenie m�wi�ce drowowi, by trzyma� ostrza w gotowo�ci.
- Pecz... j... ju� nie - wyj�ka�a hakowa poczwara, a w jej gard�owym g�osie wyra�nie zabrzmia� �al. - Pecz ju� nie.
- Jak si� nazywasz? - spyta� Drizzt, maj�c nadziej� na odkrycie jakich� wskaz�wek, kt�re doprowadz� go do prawdy.
Hakowa poczwara rozmy�la�a przez chwil�, po czym bezradnie potrz�sn�a sw� wielk� g�ow�. - Pecz... j... ju� nie - powt�rzy� potw�r i �wiadomie odchyli� sw� zaopatrzon� w dzi�b g�ow� w ty�, ods�aniaj�c otw�r w swym pancerzu i pozwalaj�c Drizztowi doko�czy� cios.
- Nie pami�tasz swego imienia? - zapyta� Drizzt, nie spiesz�c si� tak bardzo do zabicia stwora. Hakowa poczwara nie poruszy�a si� ani nie odpowiedzia�a. Drizzt spojrza� na Belwa-ra, szukaj�c porady, lecz nadzorca kopaczy jedynie bezradnie wzruszy� ramionami.
- Co si� sta�o? - Drizzt naciska� na potwora. - Musisz mi powiedzie�, co ci si� sta�o.
- Cza... - hakowa poczwara walczy�a z odpowiedzi�. - Cza... cza... czarodziej. Z�y cza... czarodziej.
Wyszkolony w pewnym stopniu w zasadach magii oraz �wiadomy wykorzystywania jej w pozbawiony skrupu��w spos�b, Drizzt zacz�� si� domy�la�, co mog�o si� sta� i uzna�, �e wierzy temu dziwnemu stworzeniu. - Czarodziej ci� zmieni�? - zapyta�, znaj�c ju� odpowied�. Wraz z Belwarem wymienili zdumione spojrzenia. - S�ysza�em o takich czarach.
- Podobnie jak ja - zgodzi� si� nadzorca kopaczy. - Magga camarra, mroczny elfie, widzia�em jak czarodzieje z Blingden-stone stosuj�podobn�magi�, gdy musieli�my w�lizgn�� si� do... - g��binowy gnom przerwa� nagle, przypomniawszy sobie pochodzenie elfa, do kt�rego si� zwraca�.
- Menzoberranzan - doko�czy� chichocz�c Drizzt. Belwar chrz�kn��, lekko zawstydzony, po czym odwr�ci� si�
do potwora. - M�wisz, �e kiedy� by�e� peczem - rzek�, chc�c wyrazi� ca�e wyja�nienie w jednej czystej my�li - a jaki� czarodziej zmieni� ci� w hakow� poczwar�.
- Prawda - odpowiedzia� potw�r. - Pecz ju� nie.
- Gdzie s� twoi towarzysze? - spyta� svirfhebli. - Je�li to, co s�ysza�em o twoim ludzie, jest prawd�, pecze niecz�sto podr�uj� same.
- M... m... martwi - powiedzia� potw�r. - Z�y cza... cza...
- Ludzki czarodziej? - odezwa� si� Drizzt.
Wielki dzi�b zacz�� kiwa� z podnieceniem. - Tak, cz... cz... cz�owiek.
- A p�niej czarodziej zostawi� ci� jako hakow� poczwar� - rzek� Belwar. Wraz z Drizztem spogl�dali d�ugo na siebie, po czym drow odsun�� si�, pozwalaj�c hakowej poczwarze wsta�.
- W... wola�bym, �eby�cie mnie za... zabili - powiedzia� nast�pnie potw�r, przechodz�c do pozycji siedz�cej. Spojrza� z widocznym obrzydzeniem na swe opazurzone �apy. - K... kamie�, kamie�... jest dla mnie stracony.
Belwar podni�s� w odpowiedzi swe w�asne d�onie. - Te� tak kiedy� sadzi�em - rzek�. - �yjesz i nie jeste� ju� sam. Chod� z nami nad jezioro, gdzie b�dziemy mogli d�u�ej porozmawia�.
Hakowa poczwara zgodzi�a si� i, ze sporym wysi�kiem, zacz�a podnosi� swe �wier�tonowe cielsko z pod�ogi. W szuraniu i zgrzytaniu, wywo�ywanym przez twardy pancerz stwora, Belwar roztropnie wyszepta� do Drizzta - Trzymaj swe ostrza w gotowo�ci!
Hakowa poczwara wsta�a w ko�cu, wznosz�c si� na swoje imponuj�ce trzy metry, a drow nie m�g� si� spiera� z rozumowaniem Belwara.
Przez wiele godzin hakowa poczwara opowiada�a dw�m przyjacio�om swoje przygody. R�wnie interesuj�ce jak opowie�ci, by�o rosn�ce obycie stworzenia z mow�. Ten fakt oraz opis dawnej egzystencji - trzymania si� �ycia i kszta�towanie kamienia z niemal u�wi�con� czci�-jeszcze bardziej przekona�y Belwara i Drizzta o prawdziwo�ci tej niezwyk�ej historii.
- Tak d... dobrze jest zn�w m�wi�, cho� to nie m�j j�zyk -powiedzia� po chwili stw�r. - Czuj� si� tak, jakbym zn�w z... znalaz� cz�� tego, czym kiedy� b... by�em.
Maj�c za sob� podobne do�wiadczenia, Drizzt ca�kowicie go rozumia�.
- Od jak dawna taki jeste�? - spyta� Belwar.
Hakowa poczwara wzruszy�a ramionami, a jego wielki tors i r�ce zagrzechota�y przy tym ruchu. - Tygodnie, mi�... miesi�ce - rzek�a. - Nie pami�tam. Straci�em czas.
Drizzt uj�� twarz w d�onie i wyda� z siebie g��bokie westchnienie, pe�ne wsp�czucia i sympatii do tego nieszcz�snego stworzenia. Drizzt r�wnie� czu� si� tak zagubiony i samotny w dziczy. On te� zna� ponur� rzeczywisto�� takiego losu. Belwar poklepa� drowa lekko sw� d�oni�-m�otem.
- A gdzie teraz idziesz? - nadzorca kopaczy spyta� hakow� poczwar�. - Albo sk�d idziesz?
- �cigam cza... cza... cza... - odpowiedzia�a hakowa poczwara, j�kaj�c bezradnie ostatnie s�owo, jakby samo wspomnienie z�ego czarodzieja sprawia�o jej wielki b�l. - Jednak tak wiele jest dla mnie stra... stracone. Znalaz�bym go b... bez wysi�ku, gdybym ci�gle by� pe... peczem. Kamienie powiedzia�yby mi gdzie pa... patrze�. Nie mog� ju� je...jednak z nimi rozmawia�. - Potw�r wsta� z kamienia. - P�jd� - powiedzia� z determinacj�. - Nie jeste�cie bezpieczni, gdy jestem w pobli�u.
- Zostaniesz - rzek� nagle Drizzt, a w jego g�osie zabrzmia�a niezaprzeczalna stanowczo��.
- Ja nie mog� k... kontrolowa�... - pr�bowa�a wyja�ni� hakowa poczwara.
- Nie musisz si� martwi� - powiedzia� Belwar. Wskaza� na drzwi do groty znajduj�ce si� na p�ce skalnej. - Nasz dom jest tam na g�rze, a drzwi s� zbyt ma�e, by� m�g� si� przedosta�. Tutaj na dole mo�esz odpoczywa�, dop�ki nie zdecydujemy, co jest dla ciebie najlepsze.
Hakowa poczwara by�a wyczerpana, a rozumowanie svirf-nebli brzmia�o wystarczaj�co rozs�dnie. Potw�r opad� ci�ko na kamie� i zwin�� si� tak mocno, jak pozwala�o mu niezgrabne cia�o. Drizzt i Belwar odeszli, przy ka�dym kroku zerkaj�c na swego nowego, dziwnego towarzysza.
- Clacker - powiedzia� nagle Belwar, zatrzymuj�c Drizzta. Z wielkim wysi�kiem hakowa poczwara obr�ci�a si�, by rozwa�y�, co powiedzia� g��binowy gnom, rozumiej�c, �e Belwar wypowiedzia� to s�owo w jej kierunku.
- Tak b�dziemy ci� nazywa�, je�li nie masz nic przeciwko -svirfnebli wyja�ni� stworzeniu i Drizztowi. - Clacker!
- Pasuj�ce imi� - zauwa�y� Drizzt.
- To do... dobre imi� - zgodzi�a si� hakowa poczwara, lecz w duchu �a�owa�a, �e nie pami�ta swego imienia z czas�w, gdy by�a peczem, imienia, kt�re toczy�o si� niczym okr�g�y kamie� w pochy�ym korytarzu i wypowiada�o modlitwy do kamieni ka�d� swoj� dudni�c� sylab�.
- Poszerzymy drzwi - rzek� Drizzt, gdy wraz z Bel warem wszed� do ich kompleksu grot. - Aby Clacker m�g� tu wchodzi� i bezpiecznie odpoczywa�.
- Nie, mroczny elfie - sprzeciwi� si� nadzorca kopaczy. -Tego nie zrobimy.
- Nie jest bezpieczny tam nad wod�- odpar� Drizzt. - Mog� go znale�� potwory.
- Jest wystarczaj�co bezpieczny! - odezwa� si� Belwar. - Jaki potw�r zaatakowa�by dobrowolnie hakow� poczwar�? - Belwar rozumia� trosk� Drizzta, lecz zdawa� sobie r�wnie� spraw� z niebezpiecze�stwa kryj�cego si� za propozycj� drowa. - By�em �wiadkiem takich czar�w - svirfnebli powiedzia� trze�wo. - S� nazywane polimorfami. Zmiana cia�a przychodzi natychmiast, lecz zmiana umys�u mo�e d�ugo potrwa�.
- O czym ty m�wisz? - g�os Drizzta by� na skraju paniki.
- Clacker wci�� jest peczem - odpar� Belwar - uwi�zionym w ciele hakowej poczwary. Wkr�tce jednak, obawiam si�, nie b�dzie ju� peczem. Stanie si� hakow� poczwar�, na umy�le i ciele, i jakkolwiek przyjacielski by nie by�, zacznie my�le� o nas tylko w charakterze kolejnego posi�ku.
Drizzt zaczai si� sprzeciwia�, lecz Belwar uciszy� go otrze�wiaj�c� my�l�. - Czy cieszy�by� si� zabijaj�c go, mroczny elfie?
Drizzt odwr�ci� si�. - Jego opowie�� jest mi znajoma.
- Nie w takim stopniu, jak ci si� wydaje - odpowiedzia� Belwar.
- Ja r�wnie� by�em zagubiony - Drizzt przypomnia� nadzorcy kopaczy.
- Tak przypuszczasz - odpar� Belwar. - Jednak to, co by�o tak naprawd� Drizztem Do'Urden, pozosta�o w tobie, m�j przyjacielu. By�e� taki, jaki musia�e� by�, poniewa� zmusi�y ci� do tego okoliczno�ci. To natomiast jest czym� innym. Nie tylko cia�o, lecz r�wnie� sama istota Clackera stanie si� hakow� poczwar�. Jego my�li b�d� my�lami hakowej poczwary i, magga camar-ra, nie odwzajemni ci lito�ci, gdy to ty znajdziesz si� na ziemi.
Drizzt nie by� zadowolony, jednak nie m�g� odrzuci� bezceremonialnego rozumowania g��binowego gnoma. Przeszed� do lewej komnaty kompleksu, z kt�rej zrobi� sobie sypialni�, i pad� na hamak.
- Niestety dla ciebie, Drizzcie Do'Urden - wymamrota� Belwar pod nosem, obserwuj�c oci�a�e ruchy drowa, wywo�ane smutkiem. - I niestety dla naszego zgubionego przyjaciela pe-cza. - Nadzorca kopaczy wszed� do swej w�asnej sypialni i wczo�ga� si� na hamak, czuj�c si� paskudnie wzgl�dem ca�ej tej sytuacji, lecz zdecydowany kierowa� si� logik� i pragmatyzmem, niezale�nie od b�lu, jaki mog�o to przynie��. Belwar rozumia� bowiem, �e Drizzt czu� pokrewie�stwo z tym nieszcz�snym stworzeniem, by�a to potencjalnie tragiczna w skutkach wi� oparta na wsp�czuciu wobec utraty przez Clackera w�asnej to�samo�ci.
Tej samej nocy Drizzt podekscytowany szarpaniem wyrwa� svirfnebli ze snu. - Musimy mu pom�c - Drizzt wyszepta� z przej�ciem.
Belwar przetar� przedramieniem twarz i p...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin