09 (15) Oczy_sfinksa [090].rtf

(504 KB) Pobierz

 

                        Erich von Däniken

 

_____________________________________________________________________________

 

                            OCZY SFINKSA

 

                         Tajemnice piramid

 

_____________________________________________________________________________

 

 

Z niemieckiego przełożył Ryszard Turczyn

 

Tytuł oryginału: Die Augen der Sphinx. Neue Fragen an das alte Land am Nil

 

 

 

 

  Cmentarze zwierzęce i puste grobowce

 

 

                                    O, Egipcie, Egipcie!

                                    Z twojej wiedzy pozostaną tylko bajki,

                                    które przyszłym pokoleniom

                                    wydawać się będą

                                    nie do wiary.

 

                                        Lucjusz Apulejusz (II w. prz. Chr.)

 

 

  "Welcome to Egypt!" - wybujały młodzian z czarnym wąsikiem

zastąpił mi drogę i wyciągnął w moją stronę dłoń. Nieco zaskoczony

uścisnąłem ją myśląc sobie, że to pewnie najnowsza forma witania

turystów. Zaczęły się zwykłe pytania, skąd to przyjechałem i co zamie-

rzam oglądać w Egipcie. Uprzejmie acz z dużym trudem pozbyłem się

natrętnego młodzieńca. Nie na długo. Ledwie wydostałem się z budynku

kairskiego dworca lotniczego, drogę zastąpił mi kolejny: "Welcome to

Egypt!". Walizki, ponowny uścisk dłoni - czy sobie życzę, czy nie.

  W ciągu następnych dni to dokuczliwe traktowanie powtórzyło się

nieskończoną ilość razy. "Welcome to Egypt!" rozbrzmiewało przed

Muzeum Egipskim w Kairze, "Welcome to Egypt" wykrzykiwał

radośnie sprzedawca papirusów, "Welcome to Egypt" pozdrawiał mnie

mały pucybut na rogu ulicy. taksówkarz, portier w hotelu, sprzedawca

pamiątek.

  Ponieważ za każdym razem pytano mnie z jakiego przybywam kraju

i mierziło mnie już odpowiadanie wciąż na to samo pytanie, więc u stóp

piramidy schodkowej w Sakkara dwieście czterdziestemu ściskającemu

moją dłoń odpowiedziałem z poważną miną: "Jestem z Marsa." Nie

okazując najmniejszego zdziwienia moją odpowiedzią człowiek ten

natychmiast ujął obie moje dłonie i na cały głos powtórzył: "Welcome to

Egypt!"

  Do tego już w Egipcie doszło, że nikogo nie dziwią nawet turyści

z Marsa.

  W ciągu pięćdziesięciu czterech lat życia wielokrotnie bywałem

w kraju nad Nilem. Zmienił się obraz ulicy, środki komunakacji, zatrute

spalinami powietrze, nowe okazałe gmachy hoteli - pozostała aura

tajemniczości okrywająch ten kraj, napawająca głębokim szacunkiem

fascynacja, jaką od tysięcy lat budzi Egipt:

  W roku 1954 jako niespełna dziewiętnastoletni młodzian po raz

pierwszy opuściłem się do leżących pod piaskiem pustyni korytarzy

w Sakkara. Przede mną posuwali się: mój egipski przyjacieł ze studiów

oraz dwóch strażników. Każdy z naszej czteroosabowej ekipy niósł

palącą się świeczkę, poniewaź wówczas, przed trzydziestoma pięcioma

laty nie było w zatęchłych lochach elektrycznego oświetlenia, tunele nie

były jeszcze udostępniane zwiedzającym. Zupełnie jakby to było

wczoraj, pamiętam moment, kiedy jeden ze strażników oświetlił płomy-

kiem swojej świeczki masywny sarkofag wysokości człowieka. Chybot-

liwy blask płomyków ślizgał się po granitowym bloku.

  - Co jest w środku? - spytałem zacinając się.

  - Święte byki, młody człowieku, zmumifikowane byki!

  Kilka kroków dalej kolejna szeroka nisza w pomieszezeniu i znowu

sarkofag byka. Po przeciwnej stronie w zalatującym stęchlizną grobow-

cu to samo. Jak daleko sięgał blask świecy, wszędzie gigantyczne

sarkofagi-monstra. Gruba warstwa pyłu tłumila nasze kroki niby

miękki dywan. Nowe korytarze, nowe nisze, nowe sarkofagi. Czułem się

nieswojo, drobny pył drażnił krtań, najmniejszy powiew nie odświeżał

dusznego, zastałego powietrza. Wszystkie grobowce byków były otwar-

te, ciężkie granitowe przykrywy spoczywały lekko odsunięte na sar-

kofagach. Chciałem zobaczyć taką mumię byka, poprosiłem więc

obydwu strażników i mojego przyjaciela, żeby mi pomogli. Po ich

ramionach wspiąłem się w górę, ległem na brzuchu na górnej krawędzi

sarkofagu i poświeciłem w dół. Wnętrze było czyściusieńkie... i puste!

Próbowałem przy czterech dalszyeh sarkofagach, za każdym razem

z tym samym wynikiem. Gdzie się podziały mumie byków? Czyżby

ciężkie ciała zwierząt zostały wydobyte? Może boskie mumie znajdują

się w muzeum? Albo może - zrodziło się we mnie niejasne podejrzenie

- sarkofagi te nigdy nie zawierały mumii byków?

  Teraz, trzydzieści cztery lata później, ponownie znalazłem się w pod-

ziemnych lochach. Zainstalowano w nich elektryczne oświetlenie,

dwoma biegnącymi równolegle korytarzami przeprowadza się grupy

turystów. W stłoczonych grupkach rozlegają się achy i ochy, widać

zdumione twarze, słychać mentorski ton przewodnika, który wyjaśnia,

że w każdym z tych monstrualnych sarkofagów spoczywała niegdyś

mumia boskiego byka Apisa.

  Nie zamierzam prostować słów przewodnika, choć dzisiaj już wiem na

pewno: W potężnych granitowych sarkofagach nigdy nie znaleziono ani

jednej mumii byka!

 

 

        Zaczęło się od Auguste Mariette'a

 

  Paryż roku 1850. W Luwrze, w charakterze asystenta pracuje

dwudziestoośmioletni Auguste Mariette. Drobny, ruchliwy człowie-

czek, który potrafił kląć jak dorożkarz, przyswoił sobie w ciągu

ostatnich siedmiu lat obszerną wiedzę na temat Egiptu. Mówił płynnie

po angielsku, francusku i arabsku, umiał odczytywać hieroglify i z nie-

przytomnym zapałem pracował nad przekładami staroegipskich teks-

tów. Do uszu Francuzów doszły wieści, że ich najwięksi rywale na polu

archeolagii, Brytyjczycy, skupują w Egipcie stare papirusy. "Le Grande

Nation" nie mogła się temu przyglądać bezczynnie. Paryska Akademia

Nauk postanawia wysłać do Egiptu Auguste Mariette'a. Zaopatrzony

w sześć tysięcy franków miał sprzątnąć Anglikom sprzed nosa najlepsze

papirusy.

  Drugiego października 1850 roku Auguste Mariette przybył do

Kairu. Zaraz pierwszego dnia odwiedził starszyznę koptyjską, ponieważ

miał nadzieję dotrzeć do staroegipskich papirusów przez koptyjskie

klasztory. Przechadzając się po kairskich sklepach ze starociami zwrócił

uwagę na to, że w każdym sklepie właściciel oferuje na sprzedaż

autentyczne sfnksy, przy czym wszystkie bez wyjątku pochodziły

z Sakkara. Mariette zaczął intensywnie myśleć. Kiedy 17 października

koptyjscy patriarchowie oświadezyli, że dla podjęcia decyzji, co do jego

chęci nabycia starych papirusów potrzeba czasu, Mariette rozczarowa-

ny wspiął się na cytadelę i zatopiony w myślach usiadł na jednym ze

stopni.

  Przed nim rozciągał się Kair okryty wieczornym oparem. "Ze

snującego się w dole morza mgły wystawało trzysta minaretów wy-

glądających zupełnie jak maszty zatopionej floty", napisał Mariette.

"Po zachodniej stronie, skąpane w złocistym blasku chylącego się nad

horyzontem słońca sterczały w niebo piramidy. Widok był porywający.

Owładnął mną całkowicie i z niemal bolesną mocą poraził swoim

urokiem [...] Spełniło się marzenie mojego życia. Oto tam, niemal na

wyciągnięcie ręki, rozciągał się cały świat grobów, stel, inskrypcji,

posągów. Czegóż mi jeszcze więcej trzeba? Następnego dnia wynająłem

muły na bagaże, dwa osły dla siebie. Kupiłem namiot, kilka skrzyń

najpotrzebniejszych rzeczy, jakie przydać się mogą w podróży przez

pustynię i 20 października 1850 roku rozbiłem namiot u stóp Wielkiej

Piramidy." [1]

  Po siedmiu dniach niespokojny Mariette miał już dość zamieszania

panującego pod piramidami. Ze swojią niewielką karawaną odjechał

o pół dnia drogi na południe i rozbił obóz w Sakkara pomiędzy

poniewierającymi się wszędzie naokoło resztkami murów i przewróco-

nych kolumn. Obecny znak rozpoznawczy Sakkara, czyli schodkowa

piramida faraona Dżosera (2630-2611 prz.Chr.) tkwiła jeszcze nie

odnaleziona pod ziemią. Próżniactwo nie było specjalnością Auguste

Mariette'a. Grzebał w różnvch miejscach całej okolicy i natrafił na

wystającą z piasku głowę sfnksa. Natychmiast przypomniał sobie

pochodzące również z Sakkara posążki sprzedawane w sklepach ze

starociami. Kilka metrów dalej potknąl się o rozbitą kamienną tabiicę,

na której udało mu się odcyfrować słowo "Apis". W tym momencie

dwudziestoośmioletni przybysz z Paryża natężył uwagę. Również inni

przybysze PRZED Auguste Mariette'em widzieli głowę sfinksa i tablicę.

lecz żaden nie dostrzegł między nimi związku. Mariette natychmiast

przypomniał sobie starożytnych pisarzy: Herodota, Diodora Sycylijs-

kiego i Strabona, którzy donosili o tajemniczym kulcie Apisa w okresie

Starego Państwa. W pierwszym rozdziale swojego dzieła 'Geografia'

Strabon (ok. 68 prz. Chr. - 26 po Chr.) pisze:

  "Blisko jest też Memtis, siedziba egipskich królów, ponieważ od

  Delty dzieli je trzy schojny (16,648 km). Ze świątyń ma przede

  wszystkim świątynię Apisa, który jest tożsamy z Ozyrysem. Tutaj, jak

  już powiedziałem, uważany za boga byk Apis [...] trzymany jest

  w świątynnej hali. Jest tam też świątynia boga Serapisa, która leży na

  miejscu tak bardzo piaszczystym, że wydmy nanoszone przez wiatry

  skrywają wiele sfinksów aż po głowę, inne zaś do połowy ciała." [2]

A więc mowa była o przysypanych sfinksach, o Memfis, o byku Apisie

i świątyni Serapisa. Mariette stał we właściwym miejscu! U Diodora

Sycylijskiego, żyjącego w I w. prz.Chr. autora czterdziestotomowego

dzieła historycznego Biblioteka czytał:

  "Do tego, co zostało już powiedziane, należałoby jeszcze dodać, co się

  tyczy świętego byka, którego zwą Apisem. Gdy tenże zakończy żywot

  i zostanie z przepychem pogrzebany..." [3]

  Z przepychem pogrzebany? Dotychczas nikt nie odnalazł w Egipcie

grobów byka. Auguste Mariette zapomniał o zadaniu, jakie powierzyli

mu jego francuscy koledzy, zapomniał o koptyjskiej starszyźnie,

zapomniał o kopiach, jakie miał sporządzać z papirusów. Ogarnęła go

gorączka łowów. Bez namysłu zaangażował trzydziestu robotników

z łopatami i polecił im rozkopać niewielkie wydmy widoczne co parę

metrów na pustyni. Odkopywał sfinksa za sfinksem, co sześć metrów

nowy posąg, tak że wkrótce światło dzienne ujrzała cała aleja składająca

się ze 134 sfnksów. Stary Strabon miał jednak rację!

  W ruinach małej świątyni Mariette znalazł kilka kamiennych tablic

pokrytych rysunkami i inskrypcjami. Przedstawiały faraona Nektane-

bo II (360 - 342 prz.Chr.), który poświęcił tę świątynię bogowi Apisowi.

Teraz Mariette był już pewien: gdzieś tu w pobliżu muszą być "z

przepychem pogrzebane" [Diodor] byki Apisy.

  Następne tygodnie upłynęły na gorączkowych poszukiwaniach. Od-

krycie goniło odkrycie. Mariette wykopywał z piasku posągi sokołów,

bóstw i panter. W czymś w rodzaju kaplicy odsłonił rzeźbę Apisa

z wapienia. Rzeźba wywołała zdumiewające reakcje u kobiet z poblis-

kich wiosek. W czasie południowej przerwy w pracach Mariette

przyłapał piętnaście dziewcząt i kobiet, które jedna po drugiej wdrapy-

wały się na byka. Będąc już na jego grzbiecie zaczynały wykonywać

rytmiczne ruchy brzuchem i udami. Zdumionemu Mariette'owi wyjaś-

niano, że te ćwiczenia gimnastyczne mają być doskonałym środkiem

leczącym bezpłodność.

  Poszukując wejścia do grobowców byków Mariette wydobył setki

figurek i amuletów. W Kairze krążyły pogłoski, jakoby nerwowy

francuski archeolog przywłaszczył sobie złote statuetki. Na miejsce

przybyli na wielbłądach żołnierze wysłani przez rząd egipski, herold

odczytał rozkaz zabraniający Mariette'owi dalszych wykopalisk.

  Mariette klął, przeklinał... i pertraktował. Jego zleceniodawcy w Pa-

ryżu, niezwykle uradowani wieściami o skarbach przesłali mu dalsze 30

tys. franków i zapewnili dyplomatyczną interwencję w sferach rządo-

wych Egiptu. 30 czerwca 1851 roku Mariette dostał zezwolenie na

kontynuowanie prac wykopaliskowych. Zniecierpliwiony sięgnął nawet

po dynamit, po każdej detonacji nasłuchując z uchem przy ziemi.

 

 

        Gdzie się podziały mumie byków?

 

  12 listopada 1851 roku pod nogami Mariette'a usunął się wielki głaz.

Archeolog niby windą zjechał na nim powoli do podziemnego pomiesz-

czenia. Kiedy opadł pył i podano pochodnie, Mariette ujrzał, że stoi

przed niszą z ogromnym sarkofagiem. Badacz nie miał cienia wątpliwo-

ści. Dotarł do celu. Tam w środku musi leżeć boski byk Apis. Kiedy

podszedł bliżej i oświetlił pochodnią całą niszę, zobaczył zepchniętą na

ziemię gigantyczną przykrywę sarkofagu. Sarkofag był pusty.

  W ciągu następnych tygodni Mariette systematycznie przeczesał

niesamowite grobowce. Główne pomieszczenie mierzyło sobie około 300

m długości, było wysokie na 8 m i szerokie na 3 m. Po jego lewej i prawej

stronie znajdowały się szerokie komory. Każda z nich zawierała idealnie

przymurowany do cokołu granitowy sarkofag. Przebito się do drugiego

pomieszczenia, równie wielkiego jak pierwsze. Dwanaście znajdującyeh

się w nim sarkofagów miało takie same nadludzkie rozmiary co

dwanaście sarkofagów z pierwszego pomieszczenia. Oto wymiary takiego

sarkofagu: długość - 3,79 m, szerokaść - 2,30 m, wysokośś = 2,40

m (bez przykrywy), grubość ściany - 42 cm. Mariette szacował ciężar

sarkofagu na jakieś siedemdziesiąt ton, przykrywy na dodatkowe dwa-

dzieścia do dwudziestu pięciu ton. Potworny ciężar. Wszystkie przykrywy

sarkofagów były albo odsunięte na bok, albo strącone na ziemię. Nigdzie

ani śladu "z przepychem pogrzebanych" mumii byków.

  Mariette uznał, że uprzedzili go rabusie grobów lub mnisi pobliskiego

klasztoru św. Jeremiasza. Rozgoryczony i wściekły niestrudzenie kopał

dalej. Przebito się do kolejnych pomieszczeń: Zawierały drewniane

sarkofagi z okresu XIX dynastii (ok. 1307-1196 prz.Chr.). Kiedy drogę

zagrodził badaczowi skalny blok, Mariette sięgnął po dynamit. Materiał

wybuchowy wyrwał dziurę w ziemi i w świetle pochodni ukazał się

poniżej potężny drewniany sarkafag: Eksplozja rozerwała pokrywę.

Kiedy uprzątnięto belki i odłamki drewna, Mariette ujrzał przed sobą

mumię mężczyzny:

  "Jego twarz pokrywała złota maska, na szyi miał złoty łańcuch

  z miniaturową kolumienką z zielonego skalenia i czerwonego jaspisu.

  Na drugim łańcuchu widniały dwa jaspisowe amulety, wszystkie

  opatrzone imieniem Chaemwese, syna Ramzesa II [...] Wokół było

  rozsianych osiemnaście posągów o ludzkich twarzach i opatrzonych

  inskrypcją 'Ozyrys-Apis, wielki bóg, pan wieczności'" [1]

Dopiero w latach trzydziestych naszego stulecia dokonano starannego

zbadania mumii, która, jak zakładał Mariette, była mumią księcia.

Kiedy brytyjscy egiptolodzy Sir Robert Mond i dr Oliver Myers rozcięli

bandaże, wypłynęła spod nich cuchnąca masa bitumiczna (asfaltowa)

zawierająca drobniutkie odłamki kości.

  Gdzie się podziały boskie byki? W ciągu lata 1852 roku Mariette

odkrył w owym grobowcu dodatkowe sarkofagi Apisa. Najstarszy

datowano na 1500 r. prz.Chr. Żaden z nich nie zawierał mumii byka!

Wreszcie - działo się to 5 września 1852 roku - Mariette stanął przed

dwoma nietkniętymi sarkofagami. W pyle pokrywającym ziemię zauwa-

żył odciski stóp, które przed trzema tysiącami lat pozostawili kaplani

niosący do grobu boskie byki. Niszy pilnował pozłacany posąg baga

Ozyrysa, na podłodze leżały złote płytki, które w ciągu tysiącleci

oderwały się od sufitu. Na suficie Mariette dostrzegł rysunki przed-

stawiające Ramzesa II (ok. 1290-1224 prz.Chr.) oraz jego syna

składających bogowi Ozyrysowi (tu przedstawionemu w dwoistej

postaci) ofiarę z napoju. Z wielkim mozołem, używając łomów i lin,

uniesiono pokrywę sarkofagu. Ale dopuśćmy do słowa samego Auguste

Mariette'a:

  "Dzięki temu miałem pewność, że muszę mieć przed sobą mumię

  Apisa, toteż konsekwentnie podwoiłem ostrożność. [...] Przede wszys-

  tkim chodziło mi o łeb byka, ale żadnego nie znalazłem. W sarkofagu

  była masa bitumiczna, nader cuchnąca, która rozsypywała się przy

  najlżejszym dotknięciu. W cuchnącej masie znajdowała się pewna

  liczba bardzo drobnych kostek, widocznie roztrzaskanych już w epo-

  ce, kiedy odbył się pochówek. Pośród chaotycznie porozrzucanych

  kostek znałazłem piętnaście nie uporządkowanych i raczej przypad-

  kowych figurek." [4]

  To samo druzgocące stwierdzenie przyjdzie Mariette'owi powtórzyć

po otwarciu drugiego sarkofagu:

  "Nie ma żadnej czaszki byka, żadnych większych kości. Przeciwnie,

  jeszcze większy chaos drobnych kostnych odłamków." [4]

  Pomieszczenia pod Sakkara, w których nie znaleziono ani jednego

świętego byka, choć każdemu turyście wmawia się coś wręcz przeciw-

nego i chociaż nawet w literaturze fachowej przeczytać można na ten

temat przeważnie błędne informacje, noszą dziś nazwę Serapeum.

Pochodzi ona od greckiej zbitki słów Osiri-Apis, czyli Serapis.

  Auguste Mariette, bezradny poszukiwacz, mający za sobą niejeden

spór z władzami egipskimi, po krótkim pobycie w Paryżu wrócił do

Egiptu. Nie potrafił już wytrzymać w muzeum. W roku 1858 rząd

egipski z polecenia Ferdinada Lessepsa, budowniczego Kanału Sues-

kiego, zlecił mu nadzór nad wszystkimi wykopaliskami prowadzonymi

w Egipcie. Ruchliwy Francuz wykazał niewiarygodną pracowitość.

Pod jego kierownictwem prowadzono wykopaliska jednocześnie

w czterdziestu miejscach, okresami zatrudniał do 2700 robotników.

Mariette był pierwszym egiptologiem, który kazał dokładnie katalo-

gować wszystkie znaleziska. Założył słynne na cały świat Muzeum

Egipskie i w roku 1879 otrzymał tytuł paszy. O jego osobie wspomina

nawet libretto Aidy Giuseppe Verdiego, skomponowanej na otwarcie

Kanału Sueskiego. Nie zdając sobie z tego sprawy tysiące turystów

przechodzą codziennie obok grobu uczonego. Sarkofag Auguste

Mariette'a stoi w ogrodzie przed wejściem do Muzeum Egipskiego

w Kairze.

 

 

        Sarkofagi z fałszywymi mumiami

 

  Dla konserwatywnego bractwa archeologów nie ulega wątpliwości, iż

potężne sarkofagi Serapeum zawierały niegdyś mumie byków:

  - A niby co innego miałyby zawierać? - żachnął się na mnie

niedawno jeden z fachowców. - Może radioaktywne odpadki?

  Raczej nie, szanowni panowie, lecz rozwiązanie zagadki mogłoby się

pojawić z zupełnie niespodziewanej stsony: Aby osaczyć domniemanego

sprawcę wedle zasa sztuki kryminalnej, muszę najpierw przedstawić

kilka dodatkowych kuriozalnych faktów.

  Obok boskiego Apisa Egipcjanie czcili jeszcze dwa inne, mniej znane

byki o imionach Mnewis i guchis. W siedemnastej księdze swojej

Geografii Strabon wspomina lakonicznie:

  "Tu, na znacznym, sztucznie usypanym wzgórzu, leży miasto Helio-

  polis ze swoją świątynią Słońca i czczonym w specjalnej komnacie

  bykiem Mnewisem, który uznawany jest przez nich za boga, tak jak

  Apis w Memfis." [2]

  Mnewis był bykiem o czarnej, układającej się w przeciwną niż

normalnie stronę sierści. Z listu pewnego kapłana świątyni w Heliopolis

dowiadujemy się, że ów byk został rzeczywiście zmumifkowany.

Kapłan potwierdzał mianowicie otrzymanie 20 łokci delikatnego lnu na

obandażowanie Mnewisa. W Heliopolis, ośrodku kultu boga

Re-Atum także znaleziono grobowce byka Mnewisa: wszystkie były

zniszczone, obrabowane, splądrowane. Do dziś nie udało się zlokalizo-

wać żadnego zachowanego w całości grobowca tego byka.

  Kult byka Buchisa uprawiano w środkowym Egipcie. niedaleko

dzisiejszego Luksoru. Odkrycie katakumb Buchisa zawdzięczamy

- jak to zresztą często bywa w archeołogii - zwykłemu przypadkowi.

Brytyjski archeolog Sir Robert Mond zasłyszał, iż kilka kilometrów od

osady Armant wykopano z piasków brązowy posąg byka. Wioska

Armant okazała się być tożsama ze starożytnym miastem Hermontis,

które starożytni Egipcjanie zwykli też nazywać "On Południowym" (w

przeciwieństwie do "On Północnego", czyli fieliopolis). Sir Robert

Mond powiedział sobie, że skoro istniał kult byka w On Północnym, to

na pewno istniał też w On Południowym. Odnaleziony brązowy posąg

utwierdził go w tym przekonaniu. Sir Mond zaczął szukać.

  Podobnie jak Mariette w Serapeum, tak brytyjska wyprawa archeo-

logiczna zlokalizowała pod ruinami całkowicie zniszczonej świątyni

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin