POŚWIĘCENIE - KOMEDYA.doc

(316 KB) Pobierz

POŚWIĘCENIE.

KOMEDYA W TRZECH AKTACH

WIERSZEM

Jana   Chęcińskiego

 

OSOBY.

DOBROGOST.

TERESA jego żona.

HELENA  ich córka.

STANISŁAW.

HENRYK.

JAKÓB stary sługa.

GRABEK spekulant.

BARTEK parobek.

Rzecz na wsi u Dobrogosta.

 

AKT I.

Pokój we dworze; ściany przybrudzone, .gdzieniegdzie tynk

poodpadał. W głębi drzwi główne ; z prawej i lewej strony

w drugim planie drzwi do dalszych pokojów. Z lewej okno

w pierwszym planie. W głębi po prawej stronie szafka. Na

przodzie sceny stolik : przy nim parę krzeseł. Przy ścianach

tu i owdzie krzesła stare, dębowe. (Strona prawa i lewa, uwa-

ża się od strony artystów.)

SCENA    I.

JAKÓB, później BARTEK.

JAKÓB (wchodzi głębią zmęczony).

Ej! do kroćset tatarów! raźno idą żniwa!

Dzięki niebu, potrosze ładu nam przybywa,

Wy grzebiemy sie z biedy.—Aż spotniałem cały....

Wartoby się ochłodzić kielichem gorzały ;

(Słońce pali piekielnie chociaż jeszcze nisko.

idzie   do szafy   którą   otworzywszy,   zaułania   się   mimowolnie jej

drzwiami od drzwi (jiówny(h).

BARTEK (wbiega żywo z listem i ogląda się).

O! kajże mi się poddał?

JAKÓB.

Kto ?

BARTEK (postrzegając go).

A któż, panisko.

JAKÓB.

No, jestem, cóż?

BARTEK.

List przyszedł.

JAKÓB [te uśmiechem).

Sam?

BARTEK.

O ! sam.... przynieśli,

Ze stacyi—z miasteczka -syn Gotlieba, cieśli,

Ten mazgaj co przychodził latoś na robotę.

JAKÓB (biorąc list).

Wiem, trzeba mu zapłacić.

BARTEK.

A jużci, dwa złote.

JAKÓB (rzuca list na stół).

Dwa złote! kroć tatarów! złotówka się płaci....

Ani szeląga więcej.

-   3   -

(dobyiva z szafy opałkę, z którćj liazy pieniądze   Bartkowi  na rękę).

Zresztą, pal go kaci,

Daj mu sześć dydków—i niech pókim dobry—zmyka;

Marsz !

BARTEK.

Lecę! (wybiega).

SCENA    II.

JAKUB (sam).

At, zapewne list do nieboszczyka,

Albo do nas od Grabka... Oj! z tym djabla sprawa...

Ha ! tylko co niewidać pana Stanisława,

Toć się przecie dowiemy,—niech poleży w szafie—

Ja bo tam pisanego czytać nie potrafię,—

Drukowanego także... aj ! głód się odzywa...

(chowa list do szafy, z której dobywa flaszkę, kieliszek i chleb).

Jest kawa i przekąska, (nalewa i pije).

Za pomyślne żniwa!

(przegryza razowcem, potem schowawszy wódkę idzie do okna).

Tak, teraz do południa braciszku wytrzymasz...

(spoglądając oknem)

Któż tam znów?—jakiś obcy... a! to żydek rymarz;

(hola)

Dzień dobry panie Fajwel!—Hej! Bartek! zaprowadź

Majstereczka do stajni; co trza zreperować

Niech obejrzy, a przepatrz od kąta do kąta,

Zbierz wszystko, słyszysz ?

1*


_   4   —

BARTEK {za sceną).

Słyszę!

JAKOB.

Potem znieś chomąta,

Te z góry ; słyszysz ?

BARTEK (y. «>.)

Słyszę!

JAKUB.

Dalej, bez mitręgi,

MarSZ !   [odchodzi od okna.)

Ot, zwózka za pasem, a tu złe zaprzęgi,

A szkapy jeszcze gorsze ; bieda bez fornalek ;

Jakby tu wysztukować?... Siwka weźmie Wałek,

Bo Łysy już kaducznie wygląda na charta!

U Grzesia znów Eułana także djabła warta.

Szpak choćbyś zamiast bicza wziąt na niego cepy,

Nie pociągnie, a Deresz kulawy i ślepy,

Ot i masz... kroć tatarów ! źle gdy w gospodarce

Jaki uparty mazgaj wyprawi ci harce ;

Dwadzieścia pięć lat, nie żart! wziął wioskę jak cacko,

Zamienił na rzeszoto—i kichnął junacko!

Ha! odpuść mu tam panie!

SCENA    III.

JAKUB, STANISŁAW.

STANISŁAW [wchodząc głębia).

Jak się miewasz stary?

—   5   -

JAKÓB [z uciechą).

A ! to pan, kroć tatarów !

I

STANISŁAW.

Zdrów?

JAKÓB.

Jak trzy tatary !

STANISŁAW  [siadając).

To i dobrze; co słychać?

JAKÓB.

Ze żniwem nie zgorzej,

Dziś od sośniakóio reszta żyta się położy,

Jutro już z tamtej strony zaczniemy, od krzyża ;

Przy stodołach powrósła wiąże dziatwa hyża ,

Do lnu, bab cały pluton komenderowałem.

STANISŁAW.

Dobrze.

JAKÓB.

Byle pogoda, wszystko pójdzie cwałem.

STANISŁAW.

Ha, na to się zanosi jakoś z łaski Boskiej.

A stodoły? cóż stary? zwłaszcza ta od wioski,

Trzeba poszyć, połatać; zwołaj do naprawy.


-    6    -

JAKÓB

To fraszka, tem się zajmie Mateusz kulawy,

Dziś przyjdzie od południa ; tylko nie wiem wcale

Jak ze zwózką? bcć przecie bez koni, fornale

Nie poradzą.

STANISŁAW (potrząsnąwszy głową).

Hm!....

JAKÓB.

Wałek może wozić z Grzesiem,

Ale resztę to chyba na plecach przyniesiem,

Bo co oni tam zwiozą !

STANISŁAW.

Źle, źle mój Jakóbie.

JAKÓB.

Lunie deszcz....

STANISŁAW.

Eh ! zawcześnie przemyślasz o zgubie ;

Najmiem od chłopów, resztę ja przyślę od siebie,

Toć się tam jakoś zwolna...

JAKÓB (uradowany).

Z frasunku wygrzebie...

Kroć tatarów! póki sam, człowiek traci ducha,

Panisko w próg—i zaraz powraca otucha,

Niech Ci Bóg Wynagrodzi !    (Mania mu się do kolan).

—    7    —

STANISŁAW (klepiąc go przyjaźnie po ramieniu).

No, nie traćmy głowy...

Ot,, zajrzyjmy na pole; (wstając) a rzepak zimowy

Kończą młócić ?

JAKÓB (biorąc kapelusz).

Dziś skończą, machają ogniście!

STANISŁAW.

Idziesz ?

JAKÓB.

Ide... (chcą wyjść, Jakób się zatrzymuje).

Aj! idę, idę... a o liście

Ani mrumru... (uderza się po łysinie) oj !

STANISŁAW (macając).

Masz list?

JAKÓB.

Mam panie jedyny,

Pewnoć do nieboszczyka.

STANISŁAW.

Do pana Kaliny ?

Pokaż.

(Jakób podaje list z szafy, Stanisław wziąwszy, spogląda na kopertę:

i mówi) Z Warszawy...

JAKÓB.

Byle nie od pana Grabka....

Jego na naszą wioskę gwałtem bierze chrapka,

Ten z wszystkich wierzycieli najsrożej nas chłosta!


-   8   —

STANISŁAW.

Bądź spokojny.... («'"'«■« tiaj.

Aj ! pismo pana Dobrogosta.

JAKUB (żywo).

Dobrogosta? z Warszawy? panie Stanisławie !

STANISŁAW (cz&ająe).

Tak jest, tak...

JAKUB (: uczuciem).

Więc nasz dziedzic, więc mój pan w Warszawie!

Powrócił z zagranicy,-Boże! wielki Boże!

Zobaczę go!...

STANISŁAW  (kończąc czytanie).

Hm.... szkoda...

JAKÓB.

Co? nieszczęście może?...

STANISŁAW {utptaja go).

Gdzież znowu ! nie.

JAKÓB.

Powrócił... ah! drżą mi kolana...

Tyle lat !...   (opiera się o krzesło).

STANISŁAW (po chwili namysłu).

Słuchaj stary, —kochasz twego pana?...

—    9    -    .

JAKÓB.

Czy kocham? a! paniczu! w tej wiosce zrodzony,

Przy nim wzrosłem, z nim tylko rzucałem te strony,

Pod jego rozkazami służyłem wojskowo,

Aż mi przyszło usłyszeć gorzkie, straszne słowo,

Źe się. nam trzeba rozstać, że jemu wypada

Jechać w świat, a mnie wrócić; trudna, trudna rada,

Byłbym jak pies biegł za nim, ale mig jedynie

Skłoniło, żem miał tutaj, przy panu Kalinie

Być pomocą; ta wioska, to jego skarb cały;

Biedny panisko, usta jak listek mu drgały,

Gdy mi zlecał strzedz bacznie serdecznych pamiątek.

Wiedział że znam i kocham jak on każdy kątek,

Że tu, choć nie uczony, zdam się na coś przecie ;

Uściskał mię, zapłakał jak maleńkie dziecię,

I .... (pfacze).

STANISŁAW.

No, no,—wszakże wraca.

JAKÓB (z wybuchem)

O paniczu miły,

Wierząjcie, muszęć ja go kochać z całej siły,

Muszę mu być czemś więcej niźli płatnym sługą,

Gdym dla niego, mógł tęsknić bez niego tak długo.

Kroć tatarów !

STANISŁAW.

Zapewne; lecz słuchaj,—lat tyle

Tęskniłeś, więc niedziwno że w powrotu chwilę,


—    10    -

Radość, wzruszenie, może rozwagę odbiorą,

Że ci twojemu panu nie będzie dość skoro

Wyżalić się i wreszcie wygwarzyć najprościej

Wszystko, co tutaj zaszło w jego niebytności.

JAKÓB [mocno).

Ba! a komuż, jeżeli...

STANISŁAW (pr:eiywnjąi—zuimiechem).

Widzisz, łaska nieba

Żem cię uprzedził; zważ więc jak działać potrzeba

Listy twojego pana, które czytać muszę

Odtąd, jak krewny jego Bogu oddał duszę,

Choćbyś ty nawet milczał, dość mię przekonały,

Że mu rodzinna wioska droższa niż świat cały;

Że choć rolnik nie tęgi, jak sam napomyka,

Rzekłbym , najdrobniejszego nie ma tu kamyka,

O którymby nie wiedział.

JAKÓB.

A jakże ! mój Boże !

STANISŁAW.

A cóż dopiero mówić o ludziach, o dworze,

Gdzie w jego ojca niegdyś najmilszej komnacie,

Dotąd, jak był za życia, każdy sprzęt chowacie.

JAKÓB (ii-oalUu-h).

Kaździuteńki!

—    11    -

STANISŁAW.

Więc teraz, pomyśl mój Jakóbie,

Gdybyś zbyt obcesowo zawiódł go w rachubie,

Gdyby zaraz na wstępie usłyszał, że wioska

0 którą od lat tylu z tęsknotą się troska,

1 którą się spodziewa w powrotu terminie

Zastać, jak po swym ojcu powierzył Kalinie;

Że ten zakątek, którym stare serce pieści,

Dziś prawie zrujnowany....

JAKÓB (: przerażeniem).        •

A ! zmarłby z boleści !

Prawda, prawda paniczu !

STANISŁAW.

Pamiętajże na to,

Nie trwóż go kłopotami ani żadną stratą,

Odpowiadaj na wsgystko z wesołem obliczem;

Od czeladzi się także nie dowie o niczem,

A gdyby sam coś dostrzegł, trudno, nie trać miny,

Znajdź wykręt, po żołniersku, to sposób jedyny.

Co zaś do pana Grabka, ten już uciszony,

I choć spłaciwszy innych ostrzył na nas szpony,

Nie zagarnie mu  wioski; tymczasem powoli,

Da Bóg, rzeczy pójść muszą w coraz lepszą kolej,

Toć się poznam z twym panem—i biorę na siebie

Że nasza wspólna pomoc z biedy go wygrzebie.


■■■k\ j4l Jr     ■**     u

—    12    —

JAKÓB.

Nasza... oj! złote serce!... co ja bez panicza

Zrobiłbym? kroć tatarów!... nic!—Kto tu użycza

Rady, kto dysponuje, zkąd wszystko, od kogo?

STANISŁAW (niewiele zważając na słova Jakóba).

Biedny starzec, ta wioska podwójnie mu drogą,

Boć to obok pamiątki, całe utrzymanie

Jego żony i córki.

JAKUB  [mocno zdziwiony).

Kroć tatarów ! panie !

Żony? on się ożenił?!

STANISŁAW.

Nie wiesz?

JAKUB.

Pierwsze słyszę.

STANISŁAW.

I ja nic nie wiedziałem, ale teraz pisze ,

Że wraca z żoną, z córką.

JAKUB (z zadziwieniem i radością).

Wraca z córką,—z żoną!

Z moją panią—z panienką,—ale kiedy?

STANISŁAW.

Pono

W tych dniach.

JAKUI5 (coraz mocnie/).

Aj!

W tych dniach!     '

STANISŁAW {biorąc ze Holu list).

Zaczekaj.

JAKÓB (J. *.).

Powraca żonaty....

STANISŁAW (przejrzawszy lisi).

JAKÓB (żi/wo).

Cóż?

 

STANISŁAW.

Nic, bądź spokojny, ale podług daty

Widzę, że list w miasteczku dwa dni przetrzymano,

Zatem tu twoi państwo lada moment staną.

JAKUB (na<jle,jalhy niedowierzajai).

Co?!

STANISŁAW (zyiciéj).

Tak, tak, jeszcze dzisiaj, lub jutro o świcie,

Nie trać czasu, przygotuj wszystko na przybycie,

Ja sam pobiegnę w pole.

 

 

-   14  —

JAKUB (z całem do Stanisława przywiązaniem).

O dziecko kochane !..

STANISŁAW.

Może skoro powrócę już ich tu zastanę.

JAKOB (coraz mocniej wzruszony).

Boże!

STANISŁAW.

No, mój poczciwcze, powściągaj wzruszenie,

Ja się nie dziwię, owszem, rozumiem i cenię,

Ale chociaż w téj chwili cokolwiek ochłodnij :

Pomnij, że wrócą z drogi znużeni i głodni,

Niechże przynajmniej w domu zastaną co trzeba.

JAKOB.

Prawda, prawda  paniczu,—Bóg cię przysłał z nieba !

Kroć tatarów! ten robak o wszystkiem pamięta!

STANISŁAW.

No, idę....- (Madąc palec na usta) a bądź bacznym....

JAKÓB.

Oho ! to rzecz święta !

STANISŁAW.

Do widzenia! {odchodzi).

JAKOB (odprowadzając go).

Natychmiast dam znać do czeladzi,

Nie bój się pan, wszyściuchno pójdzie jak najgladziéj,

Jużem Spokojny,   (wraca ode drzwi).

 

—    15    —

SCENA    IV.

JAKOB (sam, krzątając się oraz hardziej gorączkowo).

Prawda, wzruszenie na potem....

{chwyta się za piersi)

Aj! kroć tatarów! serce wali jakby młotem...

Zaraz, co to ja chciałem?—aha!... z żoną, z córką...

(idzie do okna, upatruje i wola)

Wałek!... (wpatruje się) nie, nie, to Pietrek bieży  przez

(podwórko;

Z moją panią—z panienką!... (woła) Pietrek!

GŁOS ZA SCENĄ.

Jest u koni!

JAKÓB.

Gdzie? (przecieraoczy)   dalibóg  oślepłem, prawda, to

(Antoni;

(woła) Antek! zawołaj Bartka, niech tu przyjdzie!...

GŁOS ZA SCENĄ.

Zaraz !

JAKOB (odchodząc od okno).

Z panienką—z dzieciąteczkiem... ha! będzie ambaras,

Ale od czegóż głowa, na djabła wzruszenie?

Mój panisko żonaty .. proszę uniżenie,

Chyba niedawno...

(Bartek wchodzi środkiem, Jakób nie widzi go i woła oknem)

Bartek ! aj, ja głowę tracę !


—    16    —

SCENA    V.

JAKÓB, BARTEK.

BARTEK.

Słucham !

JAKÓB   (odwracając się).

Czemprędzej z góry poznoś materace,

I z gościnnych pokojów dwa najlepsze łóżka...

(chodząc po scenie)

Wraca z żoną... dzieciątko... moja droga duszka!....

(idzie do okna i wołu)

Bartek !

BARTEK (przystępują,).

Jestem.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin