Roger Zelazny - Widmowy Jack.pdf

(689 KB) Pobierz
12958299 UNPDF
Roger Żelazny
Widmowy Jack
Jack Of Shadows
Przełożył: Jacek Jakuszewski
Data wydania oryginalnego:1971
Data wydania polskiego:1991
12958299.001.png
Niejeden cienie całuje
i cień szczęścia obejmuje”.
William Shakespeare
„Kupiec wenecki”
1.
Zdarzyło się, że Jack, którego imię wymawia się w cieniu, przybył do Igles w Kra-
inie Zmierzchu na Igrzyska Piekielne. Tam też zauważono go, gdy przyglądał się
Płomieniowi Piekieł.
Płomień Piekieł był smukłą, pięknie wykonaną wazą ze srebrzystych płomieni. Na
jej szczycie, jak w nierozerwalnym uścisku ognistych palców, znajdował się rubin wiel-
kości pięści. Pomimo ich płomiennego dotyku klejnot lśnił zimnym migotliwym bla-
skiem.
Płomień Piekieł był wystawiony na widok publiczny, fakt jednak, że widziano Jacka,
jak patrzył na niego, spowodował wiele zamieszania. Gdy tylko przybył do Igles, za-
uważono go, że kręcił się między latarniami wraz z innymi gapiami podziwiającymi
otwarty pawilon wystawowy. Smage i Quazer, którzy opuścili swe ośrodki mocy, aby
wziąć udział w rywalizacji, rozpoznali go i niezwłocznie donieśli o jego obecności
Mistrzowi Igrzysk.
Smage przestępował z nogi na nogę i szarpał wąsy, aż łzy stanęły mu w oczach.
Zaczął mrugać. Spojrzał na swego olbrzymiego przyjaciela Quazera, którego włosy, oczy
i skóra były w odcieniu jednolitej szarości, starając się nie patrzeć na różnobarwną po-
stać Benoniego, Mistrza Igrzysk, którego wola była w tym miejscu prawem.
— Czego chcecie? — zapytał Benoni.
Smage wciąż gapił się i mrugał, wreszcie Quazer przemówił swym głosem o brzmie-
niu letu.
— Mamy dla ciebie wiadomość — powiedział.
— Słucham was — odrzekł Benoni.
— Udało nam się rozpoznać osobę, której obecność może wywołać tu komplikacje.
— Kto to taki?
— Musimy stanąć w pełnym świetle, zanim będę mógł ci powiedzieć.
Mistrz Igrzysk pokręcił głową na swym potężnym karku. Jego bursztynowe oczy
błyszczały, gdy spojrzał kolejno na obu gości.
— Jeśli to jest jakiś żart... — zaczął.
3
— To nie jest żart — odrzekł Quazer zdecydowanym głosem.
— Dobrze — westchnął Benoni. — Chodźcie ze mną.
Odwrócił się i skierował w stronę jasno oświetlonego namiotu. Jego płaszcz mienił
się zielono i pomarańczowo.
— Czy tyle światła wam wystarczy? — zapytał, gdy znaleźli się wewnątrz.
Quazer rozejrzał się wokoło.
— Tak — odpowiedział. — Nie podsłucha nas.
— O kim mówisz? — zapytał Mistrz Igrzysk.
— Czy nie słyszałeś o Jacku, który zawsze słyszy swe imię, gdy wypowiadane jest
w cieniu?
— Widmowy Jack? Złodziej? Tak, słyszałem opowieści o nim.
— Właśnie z tego powodu chcieliśmy z tobą mówić w dobrze oświetlonym miej-
scu. On jest tutaj. Smage i ja widzieliśmy go kilka minut temu, jak obserwował Płomień
Piekieł.
— Nie do wiary! — Benoni otworzył szeroko oczy i usta z wrażenia. — Ukradnie go!
— powiedział.
Smage zaprzestał szarpania wąsów na czas wystarczający, aby skinąć głową kilka
razy.
— Przybyliśmy tu, żeby go zdobyć — wybuchnął. — Jeżeli go ukradnie, nic z tego!
— Trzeba go powstrzymać — powiedział Benoni. — Jak sądzicie, co powinienem
zrobić?
— Twoja wola jest w tym miejscu prawem — odparł Quazer.
— Słusznie... może by go gdzieś zamknąć na czas trwania Igrzysk?
— W takim razie upewnij się, czy w miejscu, w którym zostanie aresztowany, i tam,
gdzie ma być więziony, nie będzie żadnego cienia. Mówią, że w obecności cienia nie
sposób powstrzymać Jacka.
— Ale tutaj wszędzie jest pełno cienia.
— Tak. Dlatego tak trudno byłoby go uwięzić.
— Wyjściem byłoby jasne oświetlenie albo zupełna ciemność.
— Wszystkie jednak światła muszą być ustawione pod odpowiednim kątem
i umieszczone w miejscu nieosiągalnym dla Jacka — odrzekł Quazer — w przeciwnym
razie będzie on mógł uzyskać cienie, umożliwiające działanie. Natomiast w ciemności,
gdy może zapalić choć najdrobniejsze światełko, powstaną cienie.
— Jakiego rodzaju moc czerpie on z cieni?
— Nie znam nikogo, kto wiedziałby to z całą pewnością.
— Nie jest chyba człowiekiem? Pochodzi z Ciemnej Strony?
— Prawdopodobnie z Krainy Zmierzchu, ale blisko ciemności, tam gdzie zawsze są
cienie.
4
— W takim razie mogłaby być wskazana wycieczka do Otchłani Łajna w Glyve.
— To okrutne — odpowiedział Smage z chichotem na ustach.
— Wskażcie mi go — powiedział Benoni.
Wyszli z namiotu. Nad ich głowami rozciągało się szare, bezchmurne niebo, ku
wschodowi przybierające barwę srebrną, ku zachodowi — czarną. Gwiazdy lśniły na tle
ciemności ponad łańcuchem stalagmitowych gór. Spieszyli w stronę pawilonu, drogą
oświetloną pochodniami. Na zachodzie, gdzieś w pobliżu linii granicznej, tam gdzie
stały świątynie bezsilnych bogów, widać było błyskawice.
Przy wejściu do pawilonu Quazer skinął głową, dotykając ramienia Benoniego.
Mistrz Igrzysk spojrzał we wskazanym kierunku i ujrzał wysokiego, chudego mężczy-
znę, który stał oparty o tyczkę namiotu. Włosy miał czarne, cerę śniadą, rysy twarzy
ostre. Ubrany był na szaro, przez prawe ramię przewieszony miał czarny płaszcz. Palił
jakieś ziele z Ciemnej Strony zawinięte w rurkę. W świetle pochodni dym wydawał się
błękitny. Benoni przyglądał się mu przez chwilę z uczuciem, którego doznają wszyscy
ludzie, gdy patrzą na istotę nie zrodzoną z kobiety, lecz stworzoną przez nieznaną moc
w miejscu unikanym przez człowieka. Przełknął ślinę.
— W porządku, możecie odejść.
— Chcielibyśmy pomóc... — zaczął Quazer.
— Powiedziałem, możecie odejść!
Spojrzał za nimi.
— Nie można takim ufać — mruknął do siebie.
Udał się po strażników. Kazał im wziąć ze sobą kilkadziesiąt jasnych pochodni.
Podczas aresztowania Jack nie stawiał oporu. Nie próbował nawet dyskutować.
Otoczony przez uzbrojonych ludzi i oświetlony ze wszystkich stron skinął tylko głową
i wykonał ich rozkazy, nie odzywając się ani słowem. Poprowadzono go do jasno oświe-
tlonego namiotu Mistrza Igrzysk i ustawiono przed stołem, za którym zasiadł Benoni.
Strażnicy otoczyli Jacka ze wszystkich stron, trzymając w rękach latarnie i lustra roz-
praszające cień.
— Na imię ci Jack — powiedział Mistrz Igrzysk.
— Nie przeczę temu.
Benoni wpatrywał się w czarne, nieruchome oczy zatrzymanego, który nie mrugnął
nimi ani razu.
— ...Niekiedy jesteś nazywany Widmowym Jackiem — milczenie. — Zgadza się?
— Każdy z nas może nosić wiele imion — odpowiedział Jack.
Benoni odwrócił wzrok.
— Wprowadzić ich — rozkazał jednemu ze strażników.
Wprowadzono Smage’a i Quazera. Jack spojrzał w ich kierunku. Na twarzy nie
drgnął mu ani jeden mięsień.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin