Stal i śnieg.pdf

(2649 KB) Pobierz
George R. R. Martin
Nawałnica mieczy
Stal i śnieg
A Storm of Swords vol. I:
Steel and Snow
Tłumaczył: Michał Jakuszewski
Wydanie oryginalne: 2000
Wydanie polskie: 2002
844135937.001.png
Notatka na temat chronologii
Pieśń Lodu i Ognia jest opowiadana z punktu widzenia postaci, które dzielą od siebie
setki, a niekiedy nawet tysiące mil. Wydarzenia opisywane w pewnych rozdziałach trwają
dzień bądź tylko godzinę, te zaś, o których mowa w innych, dwa tygodnie, miesiąc czy pół
roku. Przy takiej kompozycji narracja nie może być ściśle chronologiczna. Niekiedy ważne
rzeczy dzieją się jednocześnie tysiące mil od siebie.
W przypadku obecnego tomu czytelnik powinien wiedzieć, że pierwsze rozdziały
Nawałnicy mieczy rozgrywają się nie po ostatnich rozdziałach Starcia królów, lecz raczej
jednocześnie z nimi. Zaczynam książkę od przedstawienia wydarzeń, do których doszło na
Pięści Pierwszych Ludzi, w Riverrun, Harrenhal i na Tridencie podczas stoczonej pod
Królewską Przystanią bitwy nad Czarnym Nurtem, oraz wypadków, które nastąpiły po niej...
George R.R. Martin
Dla Phyllis, która namówiła mnie na wprowadzenie smoków
Prolog
Dzień był szary i potwornie zimny, a psy nie chciały iść śladem.
Wielka, czarna suka raz tylko obwąchała trop niedźwiedzia, po czym porzuciła go i
wróciła do sfory z podkulonym ogonem. Przy nagłym powiewie zmarkotniałe psy zbiły się w
ciasną grupkę na brzegu rzeki. Chett również poczuł przebijający się przez warstwy czarnej
wełny i utwardzanej skóry podmuch. Zapuścili się w okolice zbyt zimne dla ludzi i zwierząt.
Wykrzywił usta w grymasie, niemal czując, że czyraki na jego policzkach i szyi nabierają
barwy wściekłej czerwieni. Mogłem siedzieć bezpiecznie na Murze, opiekując się tymi
cholernymi krukami i paląc na kominku dla maestera Aemona. To bękart Jon Snow odebrał
mu tę pozycję, on i jego spasiony koleżka Sam Tarly. Przez nich odmrażał sobie jaja w głębi
nawiedzanego lasu, mając za towarzystwo sforę psów.
– Do siedmiu piekieł. – Szarpnął mocno za smycze, by przyciągnąć uwagę psów. –
Szukać, skurwysyny. To trop niedźwiedzia. Chcecie żreć mięso czy nie? Szukać! – Psy
jednak zbiły się tylko jeszcze ciaśniej, skowycząc cicho. Chett strzelił im nad głowami z
krótkiego bicza i czarna suka warknęła na niego. – Psie mięso jest równie dobre jak
niedźwiedzie – ostrzegł ją. Jego oddech zamarzał przy każdym słowie.
Lark Siostrzanin stał obok niego z rękami skrzyżowanymi na piersi i dłońmi wetkniętymi
pod pachy. Choć nosił czarne, wełniane rękawice, wiecznie się skarżył, że odmraża sobie
palce.
– Przy takiej cholernej zimnicy nie da się polować – stwierdził. – W dupę z tym
niedźwiedziem. Nie warto dla niego zamarzać.
– Nie możemy wrócić z pustymi rękami, Lark – mruknął Mały Paul. Większą część jego
twarzy pokrywały brązowe kudły. – Lordowi dowódcy by się to nie spodobało.
Poniżej spłaszczonego nosa mężczyzny widać było zamarznięte smarki. Wielka dłoń w
grubej skórzanej rękawicy zaciskała się mocno na drzewcu włóczni.
– Z nim też w dupę – rzucił Siostrzanin, chudy mężczyzna o ostrych rysach i
niespokojnym spojrzeniu. – Mormont zginie, nim wzejdzie słońce, pamiętasz? Co nas
obchodzi, czy mu się spodoba czy nie?
Mały Paul zamrugał powiekami czarnych oczek. Chett pomyślał, że może rzeczywiście o
tym zapomniał. Był taki głupi, że nie pamiętał prawie o niczym.
– Dlaczego musimy zabijać Starego Niedźwiedzia? Nie możemy po prostu uciec i
pozwolić mu żyć?
– A myślisz, że on pozwoli nam żyć? – warknął Lark. – Urządzi na nas polowanie.
Chcesz, żeby nas dopadł, ty przerośnięty przygłupie?
– Nie – odpowiedział Mały Paul. – Tego nie chcę. Za nic.
– Czyli że go zabijesz? – zapytał Lark.
– Tak. – Potężny mężczyzna walnął tępym końcem włóczni w zamarznięty brzeg rzeki. –
Zabiję. Nie powinien na nas polować.
Siostrzanin wysunął ręce spod pach i zwrócił się w stronę Chetta.
– Uważam, że powinniśmy wykończyć wszystkich oficerów.
Chett miał już serdecznie dość tego gadania.
– Przecież o tym mówiliśmy. Zginie Stary Niedźwiedź i Blane z Wieży Cieni. Grubbs i
Aethan też. Mieli pecha, że wylosowali akurat tę wartę. Dywen i Bannen, bo są tropicielami, i
ser Świnka, przez kruki. I na tym koniec. Załatwimy ich po cichu, podczas snu. Jeden krzyk i
wszyscy będziemy żarciem dla robaków. – Jego czyraki zrobiły się czerwone ze złości. –
Wykonaj swoją część i przypilnuj, żeby twoi kuzyni zrobili, co do nich należy. Paul,
zapamiętaj, że to ma być trzecia warta, nie druga.
– Trzecia warta – powtórzył wielki mężczyzna, rozchylając ukryte pod szczeciną i
zamarzniętymi smarkami usta. – Ja i Cicha Stopa. Będę pamiętał, Chett.
Dzisiejszej nocy był nów i zaplanowali służby w ten sposób, że ośmiu spiskowców
pełniło straż, a jeszcze dwóch pilnowało koni. Lepsza okazja już się nie nadarzy. Poza tym
lada dzień mogli ich zaatakować dzicy i Chett miał zamiar być w tym momencie daleko stąd.
Chciał żyć.
Na północ wyruszyło trzystu zaprzysiężonych braci z Nocnej Straży, dwustu z Czarnego
Zamku i stu z Wieży Cieni. To była największa wyprawa, odkąd żywi sięgali pamięcią,
prawie jedna trzecia wszystkich sił Straży. Mieli zamiar odszukać Bena Starka, ser Waymara
Royce’a i innych zaginionych zwiadowców, a także dowiedzieć się, dlaczego dzicy porzucają
wioski. Od Starka i Royce’a byli teraz równie daleko, jak w chwili opuszczenia Muru, zdołali
się jednak dowiedzieć, dokąd odeszli dzicy. W wysokie i zimne, zapomniane przez bogów
Mroźne Kły. Mogli tam sobie siedzieć aż po kres czasu i nie podrażniłoby to czyraków
Chetta.
Oni jednak złazili na dół. Wzdłuż Mlecznej Wody.
Uniósł wzrok i ujrzał przed sobą rzekę. Jej kamieniste brzegi pokryła warstewka lodu, a
mlecznobiałe wody spływały nieustannie z Mroźnych Kłów. A teraz tą samą drogą schodził
Mance Rayder i jego dzicy. Przed trzema dniami powrócił wściekły Thoren Small-wood.
Kiedy opowiadał Staremu Niedźwiedziowi, co zobaczył, jego człowiek, Kedge Białe Oko,
przekazał wszystko pozostałym braciom.
– Są jeszcze wysoko, ale schodzą w dół – mówił, grzejąc dłonie nad ogniem. – Przednią
strażą dowodzi ta francowata suka Harma Psi Łeb. Goady zakradł się do jej obozu i widział ją
wyraźnie przy ognisku. Ten dureń Tumberjon chciał ją załatwić strzałą, ale Smallwood miał
na to zbyt wiele rozsądku.
Chett splunął.
– Wiesz, ilu ich było?
– Od groma. Dwadzieścia, trzydzieści tysięcy. Nie mieliśmy czasu ich liczyć. Harma
miała w przedniej straży pięciuset, samą konnicę.
Otaczający kręgiem ognisko mężczyźni wymienili niespokojne spojrzenia. Nawet tuzin
dosiadających koni dzikich stanowił rzadki widok. Pięciuset...
– Smallwood kazał Bannenowi i mnie okrążyć straż przednią, by zerknąć na główne siły
– kontynuował Kedge. – Ciągnęły się bez końca. Poruszali się jak zamarznięta rzeka, cztery,
pięć mil dziennie, ale nie wyglądało na to, żeby mieli zamiar wracać do swoich wiosek.
Ponad połowa to były kobiety i dzieci. Gnali przed sobą zwierzęta, kozy, owce, a nawet tury
ciągnące sanie. Wieźli bele futer i półtusze, klatki z kurami, maselnice, kołowrotki i całą
resztę ich cholernego dobytku. Muły i konie były tak obładowane, że grzbiety im pękały. Tak
samo kobiety.
– I idą wzdłuż Mlecznej Wody? – dopytywał się Lark Siostrzanin.
– Przecież wam mówiłem.
Rzeka zaprowadzi ich prosto pod Pięść Pierwszych Ludzi, starożytny fort pierścieniowy,
w którym Nocna Straż zorganizowała swój obóz. Każdy z odrobiną rozsądku zrozumiałby, że
pora się stąd zwijać i zacząć odwrót w stronę Muru. Stary Niedźwiedź wzmocnił Pięść
kolcami, wilczymi dołami i kruczymi stopami, lecz przeciw tak licznej armii nic mu to nie
pomoże. Jeśli tu zostaną, wróg ich zaleje.
A Thoren Smallwood zamierzał atakować. Słodki Donnel Hill był giermkiem ser
Malladora Locke’a, a poprzedniej nocy Smallwood odwiedził Locke’a w jego namiocie. Ser
Mallador, podobnie jak stary ser Ottyn Wythers, chciał się wycofać na Mur, Smallwood
postanowił jednak nakłonić go do zmiany zdania.
– Ten król za Murem nie będzie się nas spodziewał tak daleko na północy – mówił
według słów Słodkiego Donnela. – A ta cała jego wielka armia to tylko horda obdartusów,
bezużytecznych gąb do wyżywienia, ludzi nie mających pojęcia, za który koniec trzymać
miecz. Wystarczy jeden cios, a odechce im się walki, uciekną z wrzaskiem i na jakieś
pięćdziesiąt lat ukryją się w swoich chatach.
Trzystu przeciw trzydziestu tysiącom. Chett uważał to za czysty obłęd. Co gorsza, ser
Mallador po tej rozmowie zmienił zdanie i obaj byli bliscy przekonania również Starego
Niedźwiedzia.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin