ROZDZIAŁ 13
Przez kolejny tydzień Aislinn czuła się prawie normalnie: układało się jej z Sethem, Keenan nie przekraczał granic, a na dworze panował spokój. Ponieważ nie mogła nieustannie ignorować swojego króla, a każda rozłąka sprawiała jej niemal fizyczny ból, postanowiła żyć w przeświadczeniu, że krępujące wydarzenia minionego tygodnia nigdy nie miały miejsca. Mimo to starała się nie zostawać sam na sam z Keenanem, a on udawał, że nie zauważa jej uników – jeśli nie liczyć kilku znaczących spojrzeń, które jej posyłał, gdy bez potrzeby wzywała Quinna albo Tavisha… i kilku sytuacji, gdy nagle odczuła potrzebę zacieśniania więzi z Letnimi Pannami. Lubiła spędzać z nimi czas, zwłaszcza Elizą, ale to nie tłumaczyło, czemu musiała iść potańczyć do parku w chwili, gdy Keenan podszedł za blisko.
„Jasne jak słońce”. Wszyscy widzieli, co się dzieje, ale nie komentowali. Poza Keenanem i Sethem nikt nie czuł się przy niej wystarczająco swobodnie, żeby o tym wspomnieć. Była władczynią wróżek i to gwarantowało jej nieco prywatności.
„Mimo to wszyscy wiedzą, że coś się święci. Są przez to niespokojni”. Obiecała sobie, że będzie dobrą królową. Denerwowanie podwładnych nie pasowało do tego wizerunku.
Drżącą ręką Aislinn zapukała do gabinetu.
- Keenanie? – Popchnęła drzwi. – Jesteś zajęty?
Na stoliku do kawy leżały przed nim wykresy, które sporządziła. W tle cicho grała muzyka – jedna z jej starszych płyt, a dokładnie Haunted[1]Poego. Kupiła ją w kantorze muzycznym podczas pewnego popołudnia spędzonego z Sethem.
Keenan spojrzał na nią, a potem zerknął przez jej ramię.
- A gdzie twoja brygada ratunkowa?
Zamknęła drzwi.
- Dałam jej wolne popołudnie. Pomyślałam, że mogę poświęcić ci trochę czasu… że moglibyśmy porozmawiać.
- Rozumiem. – Ponownie spojrzał na jej wykresy. – To dobry pomysł, ale nie zdziałamy wiele na obszarze pustynnym.
- Dlaczego?
Nie zadała sobie trudu, żeby skomentować zmianę tematu.
- Mieszka tam Rika. Jedna z Zimowych Panien. – Keenan zmarszczył czoło. – Za bardzo przypomina Donię. Żywi wobec mnie dawne urazy.
- Mówisz, jakby to było coś zaskakującego.
Stanęła obok sofy, bliżej niego, niż powinna; nie zamierzała jednak ulec temu dziwnemu przyciąganiu.
- Bo jest. – Keenan oparł się na sofie, nogami dotykając stolika do kawy i skrzyżował ręce. – Zachowują się tak, jakbym skrzywdził je umyślnie. Nigdy nie chciałem niczyjej krzywdy… jeśli nie liczyć Beiry i Iriala.
- Więc powinny po prostu przebaczyć i zapomnieć? – Aislinn unikała tego tematu przez wiele miesięcy. Unikała wielu tematów, ale prędzej czy później trzeba było wszystko uporządkować. Nie zamierzała odwlekać konfrontacji w nieskończoność, chociaż miała na to całą wieczność. – My wszystkie straciłyśmy tak wiele, kiedy postanowiłeś…
- My? – przerwał jej.
- Co?
Przysunęła sobie krzesło i usiadła.
- Powiedziałaś: „ My wszystkie straciłyśmy tak wiele”. Zaliczyłaś się do Letnich i Zimowych Panien?
- Nie. Ja… - Zamilkła i spłonęła rumieńcem. – Zrobiłam to?
Skinął głową.
- Jestem jedną z nich. My wszystkie, które wybrałeś, wiele poświęciłyśmy. – Spuściła głowę, a jej włosy opadły niczym kurtyna, za którą mogła się ukryć. – Co nie znaczy, że nie zyskałam wielu fantastycznych rzeczy. Doceniam to. Naprawdę.
- Ale?
- Ale to trudne. Bycie wróżką. Wciąż tracę grunt pod nogami. Babcia pożegna się z życiem. Seth… - Powstrzymała się przed dokończeniem tego zdania. – Stracę wszystkich. Nie umrę, a oni tak.
Uniósł rękę, jakby chciał jej dotknąć, ale potem ją opuścił.
- Wiem.
Zaczerpnęła kilku uspokajających oddechów.
- Trudno nie złościć się z tego powodu. To, że mnie wybrałeś, oznacza dla mnie utratę ludzi, których kocham. Będę chodziła po świecie wiecznie, będę patrzyła, jak oni się starzeją i umierają.
- W efekcie ja też stracę tę, którą kocham. Donia pozostanie w moim życiu tylko do chwili, gdy twoje serce przestanie należeć do kogoś innego – przyznał Keenan.
- Przestań. – Aislinn wzdrygnęła się, gdy on tak zwyczajnie o tym wspomniał. – To nie w porządku… dla wszystkich.
- Wiem. – Nigdy wcześniej nie widziała go tak opanowanego. Słońce wschodziło nad oazą, która pojawiła się w jego oczach. – Nigdy nie chciałem, żeby tak się to potoczyło. Beira i Irial spętali moje moce, ukryli je przede mną. Co miałem zrobić? Pozwolić latu umrzeć? Pozwolić, żeby ziemia zamarzła, skazać na śmierć śmiertelników i letnie wróżki?
- Nie.
Logicznie rzecz biorąc, rozumiała to. Wiedziała, że nie miał wyboru innego niż ten, którego dokonał, ale i tak czuła ból. Logika nie pozwalała rozprawić się ze smutkiem, strachem ani niczym podobnym. Niedawno odnalazła Setha, a on już się jej wymknął. „Umrze”. Choć nie mogła wypowiedzieć tego na głos, zastanawiała się nad tym co jakiś czas. Za kilka lat, za kilka wieków, ona nadal będzie taka jak teraz, a on skończy pod ziemią. „Jak mogłabym nie być zła?” Gdyby nie została wróżką, nie musiałaby zmierzyć się z przyszłością bez Setha.
- Co zrobiłabyś inaczej, Aislinn? Dopuściłabyś do upadku dworu? Gdyby Irial spętał twoje moce, zlekceważyłabyś to i pozwoliła ludziom oraz naszemu dworowi zmarnieć i pożegnać się z życiem?
W oczach Keenana dostrzegła gasnącą gwiazdę, ciemną kulę z kilkoma ledwie pulsującymi plamkami światła. Gdy wpatrywała się w nią w milczeniu, ujrzała maleńkie ciała niebieskie wokół tego ginącego słońca. Unosiły się martwe, w coraz większej pustce. Nie zamierzała pokochać swoich podwładnych; gdyby kilka miesięcy temu Keenan powiedział jej, że obdarzy ich podobnym uczuciem, nie uwierzyłaby. Ale od chwili, gdy została ich królową, traktowała swoje wróżki z gorliwą opiekuńczością. Letni Dwór musiał rosnąć w siłę. Próbowała więc wykorzystywać swoje nikłe doświadczenie oraz wiedzę w zakresie polityki i zarządzania, żeby pomagać swoim poddanym się umacniać. Starała się stopniowo niwelować przewagę dworu Donii. Jej dwór, jej wróżki, dobro ziemi – nie miała w tych sprawach większego wyboru. Wierzyła w nich. Czy mogłaby postąpić inaczej niż Keenan, gdyby czuła to, co teraz? Czy umiałaby pogodzić się ze śmiercią Elizy? Przyglądać się, jak młode lwięta zamarzają z zimna?
- Nie. Nie pozwoliłabym – przyznała.
- Niech ci się nie wydaje, że choć przez chwilę chciałem tego, co spotkało Zimowe i Letnie Panny. Przesunął się, żeby usiąść na brzegu sofy i spojrzał jej prosto w oczy. – Nigdy się nie dowiesz, jak długo umartwiałem się z powodu tego, co musiałem uczynić. Chciałem… - Spojrzał na nią, gdy kolejne gwiazdy migoczące w otchłani pojawiły się w jego oczach. - … żeby każda z nich była tobą. A gdy kolejny raz poszukiwania okazywały się być bezowocne, musiałem stawić czoło wiedzy, że skażę wszystkich na powolną śmierć, jeśli nie odnajdę swojej królowej.
Siedziała w milczeniu. „Był w moim wieku, kiedy to się zaczęło. Podejmował decyzję. Żywił nadzieję”.
- Zwróciłbym śmiertelność im wszystkim, gdybym mógł, ale nawet wtedy nie odzyskałyby tego, co straciły. – Keenan zaczął układać papiery na stoliku od kawy. – I nawet gdybym mógł na powrót uczynić je ludźmi, nie zaproponowałbym ci tego samego. Nie zaryzykowałbym ze strachu, że w ten sposób przywołam klątwę Beiry. Więc nawet wtedy przygniatałby mnie ciężar świadomości, że odebrałem śmiertelność tej, która mnie ocaliła. Jesteś moją wybawczynią, a ja nie mogę dać ci szczęścia.
- Nie jestem…
- Jesteś. I przez to nasz związek jest dość niezręczny. Nie uważasz?
- Poradzimy sobie – szepnęła. – Mamy całą wieczność, prawda? – Próbowała nadać głosowi pogodny ton, żeby go uspokoić. Nie chciała tej rozmowy, ale już od dłuższego czasu wiedziała, że musi ona nastąpić.
- Tak. – Patrzył na nią bez ruchu. – I wykorzystam wieczność, żeby cię uszczęśliwić.
- Nie o to… to znaczy… nie oczekuję, że zrekompensujesz mi to, co musiało się stać. Po prostu… boję się stracić tych, których kocham. Nie chcę zostać sama.
- Nie zostaniesz. Będziemy razem już zawsze.
- Jesteś moim przyjacielem, Keenanie. To, co niedawno się wydarzyło, nie może się powtórzyć. To nie powinno było mieć miejsca. – Czuła się tak zdenerwowana, tak mocno napięła mięśnie, że nie mogła rozprostować nóg, które wsunęła pod siebie. – Potrzebuję cię… ale cię nie kocham.
- Chciałaś, żebym cię dotknął.
Przełknęła kłamstwo, które chciała wyszeptać i przyznała:
- To prawda. Kiedy wyciągnąłeś rękę, ni pragnęłam niczego innego.
- Więc czego ode mnie oczekujesz? – Jego głos brzmiał nienaturalnie spokojnie.
- Nie przekraczaj granic.
Przygryzła wargę tak mocno, że poczuła w ustach smak krwi. Sfrustrowany Keenan przeczesał palcami miedziane włosy, ale skinął głową.
- Spróbuję. Nie mogę dodać nic więcej, jeśli mam być szczery.
Zadrżała.
- Porozmawiam dzisiaj z Donią. Kochasz ją.
- To prawda. – Keenan wyglądał na równie zagubionego jak ona. – To nie zmienia tego, co czuję, kiedy cię widzę, albo myślę o tobie, albo jestem blisko ciebie. Nie przekonasz mnie, że z tobą nie jest tak samo.
- Miłość i pożądanie to dwie różne rzeczy.
- Chcesz mi wmówić, że to tylko pożądanie? Nic więcej?
Jego arogancja wróciła i była tak wyraźna, jak tego dnia, gdy spotkała go po raz pierwszy i odrzuciła jego zaloty.
- Nie traktuj tego jak wyzwania, Keenanie. Ja nie uciekam.
- Gdybyś dała nam szansę…
- Kocham Setha. Ja… on jest moim sercem. Gdybym mogła zatrzymać go na wieczność bez egoistycznych pobudek, zrobiłabym to. Nie będę udawała, że nie czuję pokusy. Jesteś moim królem i potrzebuję twojej przyjaźni, ale nie chcę się z tobą wiązać. Przykro mi. Wiedziałeś o tym, kiedy zgodziłam się zostać twoją królową. To się nie zmieniło. I nie zmieni dopóty, dopóki n przy mnie będzie i chcę… - Zamilkła. Chociaż czuła, że przypieczętuje w ten sposób przyszłość, wymówiła te słowa: - Chcę znaleźć sposób, żeby Seth został jednym z nas. Chcę spędzić z nim wieczność.
- Nie. – To nie była odpowiedź, a królewski nakaz.
- Dlaczego? – Jej serce zadudniło. – On pragnie ze mną zostać… a ja…
- Dnia też myślała, że chce spędzić ze mną wieczność. Podobnie jak Rika. I Liseli… i Nathalie… i … - Zatoczył ręką po pokoju, w którym nie było nikogo prócz nich. – Gdzie teraz są?
- To co innego. Seth jest inny.
- Zgotowałabyś mu los Letnich Panien? Chciałabyś, żeby umarł, gdyby od ciebie odszedł? – Keenan wyglądał na zagubionego. – Właśnie oświadczyłaś, że masz do mnie żal za to, że cię zmieniłem. I ma go wiele tych kobiet, które uczyniłem wróżkami. Nie. Zapomnij.
- On tego chce. Może nam się udać.
Keenan wyraził te same obawy, które nie dawały jej spokoju, chociaż Aislinn miała nadzieję, że poradzi jej, by przestała się niemądrze zadręczać, bo istnieje rozwiązanie.
- Nie, Ash. Tak mu się wydaje, ale ta zmiana uzależni go od ciebie, sprawi, że zostanie twoim podwładnym. Żadne z was by tego nie chciał. Wierzyłem, że Letnie Panny pragnęły spędzić ze mną wieczność, podobnie jak wiele z nich. Zimowe Panny wierzyły tak mocno, że zapłaciły za moje błędy. Daj spokój. Wróżki nigdy nie dają śmiertelnikom tego, czego oni naprawdę pragną, a przeklęcie ukochanego… - Król Lata wyglądał w tej chwili na znacznie starszego od niej. – Klątwa jest odarta z piękna, Aislinn. Jeśli kochasz Setha, będziesz hołubiła go, jak długo będzie w twoim życiu, a potem pozwolisz mu odejść. Gdybym miał inne możliwości…
Aislinn wstała.
- Właśnie na to liczyłeś. Że Seth zostawi mnie wkrótce po tym, jak się zmienię. Wiedziałeś, co będę d ciebie czuła.
- Śmiertelnicy nie są stworzeni do kochania wróżek.
- A więc moje warunki nie były dla ciebie trudne do przełknięcie? Uznałeś, że Seth i ja się rozejdziemy, a ty… ty po prostu…Nie.
Gdy Keenan tak na nią patrzył, Aislinn przypomniała sobie komentarz Denny’ego na temat doświadczenia i wieku i uznała, że musi przyznać mu rację. Jaki czekał ją los, jeśli Keenan nie odpuści? Od dziewięciu wieków najczęściej spędzał czas na romansowaniu. Wszystkie wybranki w końcu mu uległy.
„A żadna z nich nie była jego królową”.
Chociaż z jego oczu wyzierał smutek, słowa nie złagodniały.
- lepiej kochać i mieć świadomość, że ukochana osoba odnalazła szczęście, niż ją zniszczyć. Rzucenie klątwy na kogoś, kogo darzy się miłością, nie jest aktem dobroci, Aislinn. Żałowałem tego za każdym razem.
- Seth i ja jesteśmy inni. Nie przesądzaj o naszym losie tylko dlatego, że Donia cię odtrąca. Możemy znaleźć rozwiązanie. I ty także możesz.
- Chciałbym, żebyś miała rację albo zaakceptowała, że to ja ją mam. Dlaczego Don mnie odpycha, Ash? Dlaczego Seth chce zostać przeklęty? Oni wiedzą to, przed czym ty się bronisz. Nasz związek jest nieunikniony. – Uśmiech Keenana wyrażał żal. – Nie mylę się i ni pomogę ci popełnić tak poważnego błędu.
Aislinn wybiegła z pokoju. I podobnie jak wtedy, gdy była śmiertelniczką, udała się p pomoc do ukochanej Keenana. Jeśli Donia mu wybaczy, on przekona się, że miłość jest w stanie wszystko naprawić. I potem może wesprze Aislinn… A przynajmniej przestanie ją nagabywać, jeśli odzyska serce Donii. Donia musiała być z Keenanem.
„Wszystko się ułoży, jak tylko Donia przyjmie go z powrotem”.
Aislinn dotarła do domu Królowej Zimy w okamgnieniu. Dopiero gdy stanęła na cichej ulicy na przedmieściach, uświadomiła sobie, jak wielki przepełnia ją strach – nie tylko z powodu tego, co mogłoby się stać, gdyby Donia odrzuciła Keenana na dobre. Obawiała się również tego, co ją spotka na terenie wspaniałej wiktoriańskiej posiadłości Królowej Zimy. Choć połączyła je cienka nić przyjaźni, Donia nadal ją przerażała. Moc zimy zadawała Aislinn ból.
Zimowe wróżki poruszały się w milczeniu po ogrodzie pełnym ciernistych krzewów. Ośnieżone rośliny wyglądały osobliwie na tle zielonego sąsiedztwa. Gdy Aislinn szła ulicą, mijała wylegujące się psy, dziewczynę wygrzewającą się leniwie w słońcu i mnóstwo kwiatów. Śmierć Beiry i uwolnienie Keenana przywróciły równowagę, dzięki której wszystko rozkwitało. Ale na tym podwórzy mróz nigdy nie puszczał; śmiertelnicy przechodzący obok, odwracali wzrok. Nikt – śmiertelnik czy wróżka – nie wkraczał na zamrożony trawnik Królowej Zimy bez jej zgody. Keenan jej nie otrzymał.
„Co ja tu robię?”
Keenan potrzebował Donii; kochali się i musieli o tym pamiętać dla dobra Aislinn.
Gdy Aislinn przemierzała podwórze, warstewka lodu skuwająca trawę roztapiała się pod jej stopami. Rozlegające się za nią trzeszczenie informowało, że chwilę późnij lód powstawał na nowo. To królestwo Donii. Tutaj była najsilniejsza. „A ja jestem tu słabsza”. Utworzona wieki temu przez Beirę siedziba istniała zarówno w Krainie Czarów, jak i w ludzkim świecie. Keenanowi nie udało się jak dotąd przenieść loftu poza terytorium śmiertelników.
Królowa Lata czuła nieprzyjemne mrowienie, gdy poruszała się po lodowym imperium. Była intruzem, a Zima działała równie nieprzewidywalnie jak Lato. Donia mogła zaprzeczać, ale Aislinn przez całe życie zmagała się ze skutkami spustoszeń, których dokonywał pozornie niekończący się chłód. Napotykała martwe, zamrożone ciała w bocznych uliczkach; nigdy nie zapomniała widoku pozbawionych życia twarzy, wykrzywianych cierpieniem. A poprzednia Królowa Zimy zadała Aislinn ból, gdy wykorzystała lód jako broń przeciwko niej i Keenanowi.
„To nie była Donia” – upomniała się Aislinn w duchu, ale to nie pomogło. Na myśl o różnicach dzielących oba dwory, zapragnęła ścisnąć dłoń Keenana, ale nie było go przy niej.
Gdy Aislinn weszła na werandę, jedna z białoskrzydłych głogowych wróżek otworzyła drzwi. Poruszała się bezszelestnie. Nie odezwała się, gdy Aislinn weszła do środka i zadrżała pod wpływem chłodu panującego w pomieszczeniu. Nie wydusiła słowa, gdy sunęła przez ciemny dom.
- Czy Donia znajdzie dla mnie czas? – Głos Aislinn poniósł się echem po zastygłym w bezruchu domu, ale odpowiedź nie padła. Właściwie Królowa Lata jej nie oczekiwała: głogowi ludzie byli milczkami. Przez to wydawali się jeszcze bardziej niepokojący. Nigdy zbytnio nie oddalali się od Donii i zwykle opuszczali dom Królowej Zimy jedynie w razie konieczności, aby pozostać blisko swej pani. Czerwone oczy lśniły niczym rozżarzone węgle w ich obliczach w kolorze popiołu.
Dziewczyna poprowadziła Aislinn głównym korytarzem, obok kilku głogowych ludzi obserwujących ją w milczeniu. W jednym z pokojów buzował ogień. Palące się kłody syczały i trzaskały – tylko te dźwięki wtórowały odgłosom kroków Aislinn. Wróżki z Zimowego Dworu potrafiły poruszać się w tak niesamowitej ciszy, że Aislinn jeżyły się włosy na karku.
Głogowa Panna zatrzymała się przed zamkniętymi drzwiami. Nie wykonała żadnego ruchu.
- Mam zapukać? – zapytała Aislinn. Dziewczyna jednak odwróciła się i odeszła. – I wszystko jasne.
Aislinn wyciągnęła rękę w chwili, gdy drzwi otworzyły się do środka.
- Wejdź. – Evan zaprosił ją gestem do pokoju.
- Cześć, Evanie.
- Moja królowa porozmawia z tobą na osobności – odparł, po czym uśmiechnął się przyjaźnie. Sympatyczny wyraz jego twarzy pozwolił Aislinn nieco się odprężyć. Podobnie jak głogowi ludzie miał oczy koloru borówek, ale podczas gdy ci pierwsi przywodzili na myśl zagaszony popiół, jarzębinowi ludzie, tacy jak Evan, uosabiali żyzność. Szarobrązowa, podobna do kory skóra i ciemnozielone liściaste włosy nadawały im wygląd drzew. Byli stworzeniami lasu, jej dworu. Jego widok działał na nią kojąco.
Jednak wycofał się niezwłocznie i zostawił Aislinn z Donią i jej wilkiem, Saszą.
- Doniu – zaczęła Aislinn, ale urwała, bo nie wiedziała, co rzec.
Królowa Zimy nie ułatwiła jej zadania. Stała, obserwując Aislinn.
- Zakładam, że on cię przysłał.
- Wolałby sam z tobą porozmawiać.
Aislinn poczuła się jak małe dziecko w ogromnym, przytłaczającym pokoju. A ponieważ Donia nie zaproponowała jej żeby usiadła, ani sama nie zajęła miejsca, stała. Zielony dywan pod ich stopami, wyblakły i wytarty, mimo wszystko kojarzył się z przepychem. Aislinn podejrzewała, że bardziej nadawał się do muzeum niż do codziennego użytku.
- Kazałam Evanowi odmówić mu wstępu.
Donia odsunęła się od Aislinn. Zachowywała przesadnie duży dystans. I fakt, że Królowa Zimy czuła się w obowiązku, by trzymać się od niej z dala, wzbudził niepokój Aislinn.
- Mogę zapytać dlaczego?
- Możesz.
Donia sprawiała wrażenie nieprzystępnej. Aislinn zapanowała nad irytacją i podszeptem strachu.
- Dobrze. Więc pytam.
- Nie chcę go widzieć.
Donia się uśmiechnęła, a Aislinn zadrżała.
- Posłuchaj. Jeśli mam sobie pójść, po prostu mi o tym powiedz. Przyszłam, bo mnie o to prosił i dlatego że cię lubię.
Aislinn skrzyżowała ręce na piersi, by opanować nerwowe ruchy i by nie zniszczyć jednej ze śnieżnych kul ustawionych na półce. Nie podejrzewała Donii o zgromadzenie takiej kolekcji, ale to nie był najlepszy moment, żeby o to pytać. Coś w zachowaniu Donii się zmieniło i Aislinn odczuła to jako niewypowiedzianą groźbę.
- Twój temperament tym intensywniej daje o sobie znać, im bardziej zbliża się lato. – Mrożący w żyłach krew uśmiech nie schodził Donii z ust. – Podobnie jak i jego. Nawet wyglądasz jak on, gdy światło pulsuje pod twoją skórą.
- Keenan jest moim przyjacielem.
Aislinn przygryzła wargę i mocniej wbiła palce w ramiona, żeby za pomocą bólu zapanować nad emocjami. Królowa Zimy odeszła jeszcze dalej. Stanęła przy oknie i przejechała palcem po szkle, które pokryło się mroźnymi kwiatami. Nie spojrzała na Aislinn, gdy zaczęła mówić.
- Kochanie go przypomina posypywanie solą niezabliźnionej rany. On jest wszystkim, o czym marzyłam. Kiedy jesteśmy razem… - Westchnęła, wypuszczając lodowate powietrze. Na zasłonach natychmiast uformowały się maleńkie sople. – Nie dbam o to, że mógłby mnie poparzyć. W tej chwili chętnie bym na to przystała. Zgodziłabym się na bliskość, nawet gdyby miało mnie to zniszczyć.
Aislinn odzyskała spokój. Zarumieniła się, nieprzygotowana na taką rozmowę z Donią. Natomiast Królowa Zimy odwróciła się od okna i kontynuowała:
- Zastanawiałam się, czy właśnie dlatego Miach i Beira nie mogli współistnieć. Teraz to widzę. Wiem, że historia może się powtórzyć. Niech ci się nie wydaje, że żyję w nieświadomości.
Królowa Zimy stanęła plecami do okna. Oparła się o nie, otoczona lodową koronką, która udekorowała szkło i zasłony.
- Nie osądzam cię. Chcę, żebyś była z Keenanem – nalegała Aislinn.
- Nawet jeśli to błąd?
Aislinn nie wiedziała, co wyraża ton Donii. Graniczył z szyderstwem.
- Nawet jeśli historia się powtarza? Nawet jeśli konsekwencje są potworne? Dopuściłabyś do wojny, żeby chronić swoje serce?
Aislinn nie mogła odpowiedzieć. Nie często rozmyślała o tym, że Król Lata i Królowa Zimy byli rodzicami Keenana.
- Nie jestem pewna, czy Beira przypadkiem nie zabiła Miacha pod wpływem chwili. Królowie Lata są tacy wybuchowi. Zima potrafi być znacznie spokojniejsza.
Gdy Donia przemawiała, uformowało się pod nią krzesło z lodu. Jego krawędzie nie były gładkie, przypominały raczej zamarznięte spiętrzone fale.
Aislinn roześmiała się mimo woli.
- Naprawdę? Widziałam, jak ulegasz emocjom. Lato też może być spokojne. To, co łączy was dwoje, nie jest… Nie sądzę, żebyście pragnęli spokoju. Widziałam go po przesileniu. Pomimo odmrożeń na skórze był szczęśliwy.
- A więc widziałaś ślady? – Donia posłała jej spojrzenie, którego nie dało się nazwać przyjaznym. – Za każdym razem, gdy myślę, że udało mi się o nim zapomnieć, pojawia się, słodki i wspaniały… - Jej mina zdradzała tęsknotę. – Wiesz, co zrobił?
Aislinn pokręciła głową.
- Wynajął formę ogrodniczą, żeby usunęła głogi… te wstrętne rośliny, które były świadkami każdej próby. Zniknęły stąd i sprzed chatki. Nie zniszczył ich, ale zabrał z dala ode mnie.
Maleńkie sopelki posypały się u stóp Donii.
- To urocze…
- Właśnie.
Na twarzy Donii niczym w lustrze odbijały się wszystkie te uczucia, które często ogarniały Aislinn w stosunku do Keenana – słodko-gorzka mieszanka czułości i frustracji, która z każdym dniem stawała się coraz bardziej uciążliwa. Aislinn nienawidziła tego, co je łączyło. I nienawidziła tej rozmowy.
- Nie zmienię zdania – odezwała się w końcu Donia. – Wiem, że jemu się wydaje, że może mnie kochać, ale podobnie myśli o tobie.
„Chciałabym ją okłamać. W tej chwili naprawdę bardzo bym tego chciała”.
- Ja nie… - wyksztusiła Aislinn. A potem spróbowała raz jeszcze: - My nie… - Słowa nie były całkiem prawdziwe: nie mogła ich wydobyć. Ostatecznie powiedziała: - Jestem z Sethem.
- Ale on jest śmiertelnikiem. – Donia nie sprawiała wrażenia rozgniewanej. – A Keenan twoim królem, twoim partnerem. Słyszę to w jego głosie, gdy wymawia twoje imię. Nigdy nie wyrażał się tak o nikim innym.
- Prócz ciebie.
Królowa Zimy skinęła głową.
- Tak, prócz mnie. Wiem o tym.
- On chce się z tobą spotkać. Jest zdenerwowany, a ty musisz…
- Nie. – Donia wstała. – Nie masz prawa mi mówić, co muszę. Mój dwór sprawował władzę nad ziemia dłużej, niż którykolwiek z was potrafi sobie wyobrazić. Moi poddani przez wieki przyglądali się, jak Keenan cierpi pod jarzmem Beiry. – Donia trwała bez ruchu, ale jej oczy zasnuła śnieżyca. – Nie zapomną o własnej sile od tak, choć ich o to proszę. Wymagam od nich pogodzenia się z faktem, że Lata nie można ograniczyć do kilku krótkich dni.
- Więc rozumiesz, dlaczego musisz uporządkować sprawy.
- Żeby Lat mogło rosnąć w siłę.
- Tak.
- I to ma mnie zmotywować? – Donia się roześmiała. – Letni Dwór pogardzał mną za t, że nie okazałam się tobą. Nie pocieszali mnie, kiedy poniosłam porażkę podczas próby przywrócenia mu tronu… Powiedz mi, Ash, dlaczego miałabym się przejmować sprawami twojego dworu?
- Bo kochasz Keenana, a on kocha ciebie. Wszyscy będziemy mogli cieszyć się pokojem, jeśli uda wam się uporać z obecnymi nieporozumieniami.
- Nie masz pojęcia, kim tak naprawdę jest twój król, prawda? – Donia błądziła myślami daleko stąd. – Chociaż twoja matka umarła, żeby uniknąć uwięzienia na jego dworze, a ty straciłaś śmiertelność z jego powodu, nadal niczego nie dostrzegasz. Ja przejrzałam na oczy. To, co stoi między nami, to jego arogancja…i ty, Ash.
- Nie chcę stawać między wami. Chcę, żeby to Seth był częścią mojego życia i nikt inny. Gdybym mogła, zachowałabym śmiertelność… i żałuję, że nie zostałaś Królową Lata.
- Wiem. I między innymi dlatego jeszcze cie nie znienawidziłam.
Dnia uśmiechnęła się niemal czule.
- Nie kocham go – wypaliła pośpiesznie Aislinn, jakby bała się, że słowa uwięzną jej w gardle, jakby mogły okazać się kłamstwem. – Regularnie doprowadza mnie do szału i… chcę, żebyście byli razem.
- To też wiem.
- Więc z nim bądź.
- Nie stanę się twoją tarczą, Ash. – Cień pogardy wdarł się go głosu Donii.
- Moją…?
- Nie możesz chronić się za mną, żeby poradzić sobie z waszymi problemami.
Donia w zamyśleniu poruszyła palcami i szron osiadł na ścianach. Trzaskający lód pokrył kinkiety i wyblakłą tapetę.
- Borykaliście się z wieloma problemami jeszcze przed moim pojawieniem.
Aislinn poczuła, jak jej skóra się rozgrzewa – nieuchronna reakcja ochronna na spadek temperatury w pomieszczeniu.
- T prawda. – Płatki śniegu delikatnie opadały na ziemię wokół Donii. – Ale wszystkie wynikały z tego, że cię szukał.
- Nie prosiłam to. – Aislinn podeszła do Donii. Donia musiała spotkać się z Keenanem, musiała zrozumieć. Dla dobra ich wszystkich. – Musisz…
- Nie rozkazuj mi, Aislinn.
Królowa Zimy wydawała się niewzruszona. Była równie spokojna, równie nieskazitelna jak świeży śnieg.
- Nie przyszłam, żeby z tobą walczyć. – Jej światło słoneczne stanowiło marną broń w domu Królowej Zimy. „To jej pałac”. Jakkolwiek go nazwać, to w tym miejscu znajdowała się jej prawdziwa siedziby władzy. „Nie powinno mnie tu być”.
- Może popełniłaś błąd. – Koniuszki palców Donii przypominały sople. – Lato zaczęło się wcześnie w tym roku, bo ja na to pozwoliłam.
- A my to doceniamy.
Donia bawiła się lodem, który gromadził się pod jej skórą i powlekał dłonie.
- A mimo to przychodzisz do mojego domu, jakbyś była silniejsza, jakby to, czego chcesz, miało większe znaczenie, jakby twój dwór, miał głos w moim królestwie…
Aislinn straciła nad sobą panowanie. W lodowej komnacie błysnęło słońce. Mimo to się cofnęła.
- Nie miałam tego na myśli. Żadne z nas nie miało. Po prostu nie rozumiem, dlaczego musisz zachowywać się nierozsądnie.
- Nierozsądnie? Bo to, czego pragnie Lato, musi być właściwe?
Aislinn nie mogła odpowiedzieć. Wydawało się oczywiste, że Zimow...
szulikmnia