Lindsey Johanna - Kocha sie tylko raz.pdf

(1579 KB) Pobierz
Lindsey Johanna - Kocha sie tylko raz
Dla moich kuzynów
Reginy Kaohukaukuahiwiokaala
Howard i Michaela Lani Alii Howard
Londyn, 1817
Palce trzymające karafkę były długie i delikatne. Selena
Ed-dington doskonale zdawała sobie sprawę z urody swoich
dłoni i nie bez odrobiny próżności wykorzystywała każdą
okazję, aby je dyskretnie wyeksponować. Tak było i teraz.
Zamiast wziąć kieliszek od Nicholasa, wolała raczej przynieść
mu ka-rafkę. A przy tym, stojąc z karafką przed pokrytą
błękitnym pluszem sofą, na której leżał, osiągała jeszcze
jedno: światło ognia płonącego za nią w kominku
prowokująco zakreślało jej zgrabną figurę, dobrze widoczną
przez cienką, muślinową suknię. Nawet tak wytrawny
kobieciarz jak Nicholas Eden musiał docenić urodę jej
kształtnego ciała.
Kiedy napełniała jego kieliszek, w blasku ognia na lewej
dłoni zalśnił duży rubin. Jej ślubny pierścionek. Choć od dwu
lat była wdową, nosiła go nadal z dumą. Podobnym blaskiem
lśnił jej rubinowy naszyjnik. Jednak nawet najwspanialsze ru-
biny nie mogły rywalizować z jej niezwykle głębokim dekol-
tem, oddzielonym zaledwie trzycalowym paskiem materiału
od ściągniętej, wysokiej talii empirowej sukni spadającej
w prostych liniach ku zgrabnym kostkom. Suknia w kolorze
ciemnej, głębokiej magenty doskonale harmonizowała zarów-
no z rubinami, jak i z urodą Seleny.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz, Nicky?
Na twarzy Nicholasa dostrzegła ten sam irytujący wyraz
nieobecnego zamyślenia, który ostatnio gościł na niej coraz
częściej. Zatopiony w myślach, które z pewnością nie miały
z nią wiele wspólnego, w ogóle nie słyszał, co do niego mó-
wiła. Nawet na nią nie spojrzał, gdy nalewała mu brandy.
7
3881232.001.png
- Naprawdę, Nicky, to wcale nie jest takie przyjemne pa
trzeć, jak błądzisz myślami gdzieś daleko, kiedy jesteśmy tyl
ko we dwoje. - Stala przed nim tak długo, dopóki na nią nie
spojrzał.
- To, że umrę, jeśli spóźnię się choć jedną minutę.
Na jego wargach pojawił się charakterystyczny szyderczy
uśmieszek.
- O co chodzi, kochanie?
- Umierasz zdecydowanie za często, kochanie. Nie powin
naś traktować życia towarzyskiego aż tak serio.
W jej orzechowych oczach pojawiły się groźne błyski. Miała
ochotę tupać ze złości, ale przecież nie mogła przy nim po-
zwolić sobie na wybuchy irytacji. Choć zachowywał się tak
prowokująco, tak obojętnie, tak... nieznośnie! Och, gdyby nie
to, że był taką dobrą partią...
- Mam brać przykład z ciebie?
8
Usiłując opanować rosnące wzburzenie, odpowiedziała
spokojnie:
- Chodzi o bal, Nicky. Mówiłam o balu, ale ty mnie w ogó
le nie słuchasz. Jeśli chcesz, nie wspomnę o nim już ani sło
wa, ale tylko pod jednym warunkiem. Obiecaj mi, że jutro
przyjedziesz po mnie punktualnie.
- Jaki bal?
Selena westchnęła, szczerze zaskoczona. Nie był pijany
i nawet nie starał się okazywać jakiegoś szczególnego znudze-
nia. Po prostu naprawdę nie wiedział, o czym ona mówi.
- Nie drażnij się ze mną, Nicky. Bal u Shepfordów. Wiesz,
jak bardzo mi na nim zależy.
- A, tak - odparł głucho. - Bal, który ma zaćmić wszystkie
pozostałe, choć to dopiero początek sezonu.
Udała, że nie dostrzegła jego tonu.
- Wiesz przecież, jak długo czekałam na zaproszenie do
księżnej Shepford, a jej tegoroczny bal zapowiada się wyjąt
kowo wspaniale. Będą tam po prostu wszyscy. Każdy, kto ma
jakieś znaczenie, Nicky.
- I co z tego?
Selena policzyła powoli w myślach do pięciu.
3881232.002.png
O, gdyby tylko mogła, odpowiedziałaby mu o wiele moc-
niej. Czuła, że jeszcze chwila, a nerwy odmówiąjej posłuszeń-
stwa, a przecież nie mogła sobie na to pozwolić. Wiedziała, jak
bardzo potępiał nieopanowane wybuchy emocji u innych, choć
sam pozwalał sobie na wiele.
- Dobrze, Nicky, skoro nie mogę na tobie polegać w sprawie
tak dla mnie ważnej, znajdę kogoś innego, kto odprowadzi mnie
na bal. Mam jednak nadzieję, że się tam w końcu pojawisz.
Igra z nią? Świetnie. Postanowiła odpłacić mu pięknym za
nadobne.
Nicholas wzruszył jedynie ramionami.
- Możesz mnie nazwać ekscentrykiem, kochanie, ale nale
żę do prawdziwie nielicznej garstki ludzi, którzy niewiele so
bie robią z tego całego zbiegowiska.
9
Nicholas mówił szczerą prawdę. W przypływie złego humoru
potrafił zignorować, a nawet obrazić dosłownie każdego,
bez względu na rangę. Przyjaźnił się też, z kim chciał, nawet
z ludźmi, o których publicznie wiedziano, że są bękartami nie
uznawanymi przez szanujące się towarzystwo. I nigdy, ale to
nigdy, nikomu nie schlebiał. Był dokładnie taki arogancki, jak
o nim mówiono. A mimo to potrafił być zabójczo uroczy -jeśli
tylko miał na to ochotę.
Selena jakimś cudownym sposobem i tym razem zdołała
utrzymać nerwy na wodzy.
- A jednak, Nicky, jak pamiętasz, obiecałeś, że pójdziesz ze
mną na bal Shepfordów.
- Doprawdy? - wycedził.
- Jak najbardziej. - Jeszcze raz opanowała wzburzenie. -
Obiecaj mi, że się po mnie nie spóźnisz, dobrze?
Znowu wzruszył ramionami.
- Jak mogę ci coś takiego obiecać, kochanie? Nie umiem
przewidywać przyszłości. Przecież nie sposób powiedzieć, czy
jutro nie zdarzy się coś, co mnie zatrzyma.
Miała ochotę krzyczeć. Oboje doskonale wiedzieli, że jeśli
coś mogło go zatrzymać, to jedynie jego własna, perfidna obo-
jętność. Miała już tego wszystkiego dość!
Szybko podjęła decyzję i odparła z wyraźną nonszalancją:
3881232.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin