Krok za krokiem.docx

(606 KB) Pobierz

"Krok po kroku"
Rozdział I

- Wzywałeś mnie, Albusie? - zapytał Severus Snape, wchodząc do pokoju dyrektora. W tym momencie jego wzrok padł na chudego, czarnowłosego chłopca siedzącego na sofie obok Dumbledore'a. - A co ON tutaj robi?
Harry zadrżał na widok swojego nauczyciela eliksirów i dopiero w tym momencie uświadomił sobie, do czego zmierza dyrektor. Chce, by to Snape zajął się Harrym podczas wakacji! To nie może być prawda! To jakiś koszmar!
- Właśnie o Harrym chciałem z tobą porozmawiać, Severusie - powiedział Dumbledore. - Nastąpiły pewne komplikacje i w związku z tym mam do ciebie małą prośbę...
- O nie! - wyrwało się Harry'emu. - Nawet nie ma mowy!
Obaj Snape i Dumbledore popatrzyli na niego w zdumieniu.
- Do tej pory nikt cię nie nauczył, chłopcze, że nie przerywa się dorosłym? - zapytał szyderczo Snape.
Harry nie dbał o to, ze zachowuje się niegrzecznie. Tu chodziło o jego życie! A spędzenie wakacji ze Snape'm. mogło skończyć się dla Harry'ego tragicznie, zwłaszcza po wydarzeniach tego roku i incydencie z Myślodsiewnią. - W żadnym wypadku nie zostanę z nim! - krzyknął w stronę Dumbledore'a. - Przecież...
- Spokojnie, Harry - powiedział łagodnie dyrektor i zwrócił się w stronę Snape'a, po którego zdumionym wyrazie twarzy widać było, że zaczyna rozumieć sytuację. - Severusie, widzę że domyślasz się czego dotyczy moja prośba. Otóż tak, chcę by Harry został pod twoją opieką w czasie wakacji i mam ku temu swoje powody...
- Pan wybaczy, dyrektorze - ton głosu Snape'a stał się zimny i bardzo formalny - ale chyba się przesłyszałem.
- Harry, zechciałbyś mnie i profesora Snape'a zostawić na chwilę samych? - Dumbledore zwrócił się w stronę Harry'ego. Jego oczy wyrażały troskę i czarodziej nagle wydał się chłopcu bardzo stary i zmęczony. Mimo to złość kipiała w Harrym nadal, kiedy odpowiedział. - Jasne! Przywykłem do tego, że wszystko, co mnie dotyczy jest ustalane za moimi plecami! - i wyszedł trzaskając drzwiami. Szybkim krokiem zaczął iść w stronę Wielkiej Sali. Chłopiec po prostu nie wierzył w to, co usłyszał! Jak Dumbledore mógł mu to zrobić! On, który lepiej niż ktokolwiek inny wiedział, że Snape nie znosi Harry'ego, dokucza mu przy każdej okazji i tylko czeka na możliwość zemsty po tym co się stało na zajęciach z Oklumencji! Jak Dumbledore, człowiek któremu Harry ufał najbardziej na świecie, mógł go tak zdradzić? I to akurat teraz, po tym jak zginął Syriusz i Harry nie miał już nikogo... Wzdrygnął się na myśl o swoim ojcu chrzestnym. Syriusz śnił mu się niemalże co noc od tamtego zdarzenia i Harry był pewien, że niedługo od tego zwariuje. Od śmierci Syriusza Harry był jakby w letargu, nie miał apetytu, nie mógł normalnie spać i był pewien, że już nigdy się nie będzie się śmiał. Teraz to było nawet bardziej niż pewne! Miał spędzić wakacje z tym wrednym typem o tłustych włosach! Już wolał wrócić do Dursleyów! Harry nadal nie był pewien, dlaczego Dumbledore jednak zdecydował się go zabrać od ciotki i wuja po pierwszym miesiącu wakacji. Hagrid pojawił się dzisiaj rano u Dursleyów w domu (wszedł drzwiami wyważając je, czym przyprawił ciotkę Petunię niemal o zawał serca) i oznajmił, że zabiera Harry'ego. Chłopca nie zdziwiło, że Dursleyowie nie protestowali. Prawdopodobnie po ostatnich doświadczeniach woleli nie reagować, a myśl że pozbędą się Harry'ego na pewno ich cieszyła. Harry też był szczęśliwy - na tyle na ile był w stanie w obecnej sytuacji. Po przybyciu do Hogwartu natychmiast spytał Dumbledore'a, dlaczego go zabrał od Dursleyów i gdzie w takim razie będzie spędzał wakacje. Miał nadzieje, że u Rona. Dyrektor odpowiedział, iż niedługo wszystko się wyjaśni i żeby mu zaufał. W tym momencie wszedł Snape. Na samo wspomnienie Harry'ego ogarnęła fala już nawet nie złości, ale po prostu rozpaczy. Z impetem wkroczył do Wielkiej Sali, która była teraz kompletnie pusta i ciemna. Stoły były nie nakryte i święciło się zaledwie kilka świec. Jedynie sufit pozostał taki sam, zaczarowany, i błyszczały na nim tysiące gwiazd. Harry usiadł na swoim miejscu przy stole Gryfonów, a twarz ukrył w dłoniach. Był kompletnie załamany. Nawet nie miał siły by się złościć. To i tak nie miało sensu, Dumbledore postawi na swoim. Dręczyło go pytanie: dlaczego wybór padł akurat na Snape'a? Harry był pewien, że ten wredny typ też nie jest zachwycony perspektywą spędzenia wakacji z synem Jamesa Pottera. Co więcej, jest zapewne z tego powodu wściekły! Dlaczego Dumbledore wybrał akurat jego? Nie mógł poprosić o to Lupina? Albo Weasley'ów. Oni na pewno by się zgodzili! Musiał wybrać akurat człowieka który nienawidził Harry'ego, a on odpłacał mu tym samym?
- Harry - czyjś głos wyrwał go z rozmyślań. To był Dumbledore. - Właśnie cię szukałem.
Harry nie odpowiedział, tylko spojrzał na dyrektora z wyrzutem. Dumbledore westchnął, przejeżdżając ręką po swojej długiej, siwej brodzie
- Chcę żebyś wiedział, że owszem, poprosiłem profesora Snape'a aby zajął się tobą podczas wakacji, ale zrobiłem to dla twojego dobra Jak się zapewne domyślasz, na początku protestował, jednak w końcu wyraził zgodę, za co jestem mu wdzięczny. Wybrałem profesora Snape'a z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że mu ufam, i wiem że jest to bardzo dobrze wyszkolony czarodziej. Umie sobie radzić w trudnych sytuacjach lepiej niż ktokolwiek inny...- Dumbledore przerwał i spojrzał na Harry'ego.
- A jego praca dla Zakonu? - spytał odrobinę ironicznie chłopiec po chwili milczenia. - Czy to nie będzie kolidowało z jego...hmmm...obowiązkami? Myślałem...
- Harry... - Dumbledore mu przerwał - jeśli chodzi o działania profesora Snape'a na rzecz Zakonu to niestety nie będę z tobą rozmawiać na ten temat. Natomiast chcę cię poinformować, że wyznaczyłem profesora Snape'a na twojego opiekuna również dlatego, że chcę by kontynuował z tobą lekcje oklumencji.
- Co? Przecież on już nie chce mnie uczyć! Wyrzucił mnie ze swoich zajęć! - Harry nie z oburzenia omal nie spadł z krzesła. Ma znowu znosić te katusze i upokorzenia?! Nigdy!
- Uspokój się, moje dziecko - Dumbledore spojrzał na niego łagodnie. - Rozmawiałem z profesorem Snape'm i zgodził się kontynuować lekcje pod warunkiem, że się do nich przyłożysz. Mogę na ciebie liczyć, prawda?
- Ale dlaczego? Dlaczego nie mogę zostać u Rona i mieć normalnych wakacji? Jestem zmęczony i...
- Właśnie ci to tłumaczę, moje dziecko. Chodzi o twoje bezpieczeństwo. A jestem pewien, że profesor Snape ci je zapewni. Poza tym, jest on jedyną osobą, która może uczyć cię oklumencji, oprócz mnie. Rozważałem możliwość uczenia cię osobiście, ale na razie jest to niemożliwe - Dumbledore położył rękę na ramieniu Harry'ego. - Jestem pewien, że wszystko się jakoś ułoży. Wiem, że teraz jest ci trudno i doskonale cię rozumiem, ale niestety nie mamy innego wyjścia. Mogę na ciebie liczyć, Harry?
Harry nie był pewien co odpowiedzieć. Czuł się skołowany, nie wiedział czy jest zły, że musi spędzić wakacje ze Snape'm., czy bardziej się tego boi.
- Harry? - powtórzył Dumbledore. - Zadałem Ci pytanie.
- Hmmm..tak... myślę, że może pan na mnie liczyć - odpowiedział w końcu słabym głosem.
- To dobrze. Profesor Snape czeka na ciebie w swoim gabinecie.

****************************************************************
Harry stanął przed drzwiami gabinetu Snape'a i wziął głęboki oddech, aby się uspokoić.
- No to teraz się zacznie - pomyślał i zapukał.
- Wejdź , Potter - usłyszał głos Snape'a.
Harry wszedł i zamknął za sobą drzwi. Snape siedział za swoim biurkiem, ręce miał skrzyżowane na piersi i mierzył go uważnie wzrokiem. Harry przypuszczał, że próbuje odczytać jego myśli i pilnował się, by nie spojrzeć Snape'owi w oczy.
- Siadaj - Snape wskazał na wolne krzesło stojące koło jego biurka. - Jak przypuszczam, rozmawiałeś już z dyrektorem?
Harry potwierdził skinieniem głowy.
- Wiesz więc, że zostałem poproszony aby się tobą zająć w czasie wakacji - głos Snape'a był zimny jak lód. - Nie czuję się zaszczycony tym, że to akurat mnie przypadła w udziale opieka nad tobą, ale niestety tak się złożyło, iż nie mogłem odmówić dyrektorowi... - tu Snape przerwał i przez chwile mierzył Harry'ego spojrzeniem swoich ciemnych, zimnych oczu. - Będę musiał ścierpieć twoje towarzystwo przez ten miesiąc.
Harry nie wytrzymał i posłał Snape'owi pełne złości spojrzenie.
Snape zdawał się tego nie zauważyć i kontynuował.
- A teraz chcę, byś przyniósł tutaj wszystkie swoje rzeczy. Za godzinę wyruszamy.
Harry myślał, że się przesłyszał.
- Słucham? - był pewien, że Snape w czasie wakacji zostaje w Hogwarcie
- Nie mam w zwyczaju się powtarzać, Potter. - wysyczał Snape. - Chyba nie myślałeś, że cale wakacje spędzam w szkole? Masz być gotowy za godzinę. A teraz do widzenia - machnął ręką jakby chciał odpędzić muchę.
Harry wahał się przez chwilę, po czym odwrócił się i wyszedł. Przez moment stał na korytarzu przed drzwiami gabinetu Snape'a i zastanawiał się, co powinien zrobić. Spędzenie wakacji w Hogwarcie pod opieką Snape'a było straszne, ale spędzenie wakacji ze Snape'm poza Hogwartem to już był prawdziwy koszmar. Harry potrząsnął z niedowierzaniem głową. Gdzie Snape miał zamiar go zabrać? Do swojego domu? Czy ktoś taki jak Snape ma w ogóle dom? Pewnie mieszka w jakiś obskurnych lochach! To wszystko nie miało sensu. Dlaczego Dumbledore uważał, że Harry będzie bardziej bezpieczny gdzieś z dala od szkoły? Przecież Hogwart był chroniony przez masę różnych zaklęć! Nagle zaświtała Harry'emu w głowie myśl, że może Dumbledore wcale nie wie, że Snape ma zamiar opuścić szkołę! Po chwili jednak doszedł do wniosku, że to niemożliwe. Dumbledore ufał Snape'owi. Harry westchnął. Zaczął rozważać możliwość udania się do Dumbledore'a i zażądania wyjaśnień, ale przypomniał sobie, że nie zna hasła potrzebnego, by wejść do gabinetu dyrektora. Stał jeszcze przez jakiś czas zamyślony, po czym odwrócił się i poszedł w stronę wieży Gryffindoru po swoje rzeczy.

- Ach Potter, chyba pierwszy raz w swoim życiu się nie spóźniłeś! - powiedział lodowato Snape, kiedy Harry zjawił się w jego gabinecie dokładnie godzinę później. - Masz ze sobą wszystko czego potrzebujesz?
- Tak. A mogę spytać, dokąd się udajemy?
Snape przyglądał mu się przez chwilę uważnie.
- Do mojego domu, to chyba oczywiste - odpowiedział w końcu. - A teraz ,jeśli jesteś gotowy, to możemy ruszać. Snape minął Harry'ego i wyszedł z gabinetu. Harry chwycił jedną ręką rączkę od swojego kufra, a drugą klatkę z Hedwigą i pognał za nim, nerwowo się zastanawiając, czy Snape ma zamiar całą drogę przebyć piechotą, bo jeśli tak, to może pomógł by mu trochę z bagażami! Snape szybkim krokiem przemierzył korytarz i dotarł do holu, gdzie ostatecznie zdecydował się poczekać na swojego ucznia
- Żwawiej, Potter - warknął, kiedy Harry cały zasapany pojawił się w końcu u jego boku. - Widać, chłopcze, że nigdy nie byłeś na obozie wędrownym.
Harry obrzucił swojego nauczyciela nienawistnym spojrzeniem, ale nic nie odpowiedział. Snape sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej coś, co wyglądało jak piłeczka do gry w golfa. Obrócił ja w palcach po czym skierował się do drzwi i wyszedł na zewnątrz. Harry westchnął i podążył za nim, ciągnąc za sobą kufer i klatkę z Hedwigą. Snape najwyraźniej zmierzał w kierunku pola do gry w quidditcha, co wprawiło Harry'ego w kompletne zdumienie. Myślał, że skierują się raczej do Hogsmeade, skąd można złapać pociąg albo jakiś inny środek transportu (nadal miał nadzieję, że jednak nie będą podróżować pieszo). Ale Hogsmeade było w zupełnie innym kierunku! Harry był już cały spocony, jego kufer był potwornie ciężki, a Hedwiga piszczała i wierciła się w swojej klatce.
- Uhm, profesorze?! - zawołał do Snape'a który był teraz o jakieś dwadzieścia metrów przed nim. - Mogę wiedzieć gdzie idziemy, bo ...
- A jak myślisz, Potter? - odwarknął nauczyciel. - Szukam miejsca, gdzie można uaktywnić świstoklik. Chyba, że wolisz podróżować o własnych siłach - dodał ironicznie.
Harry odetchnął. Nie lubił świstoklików, ale mógł być przynajmniej pewien, że nie będzie mu się dłużyła podroż.. Doczłapał ze swoimi bagażami do miejsca w którym stał Snape (środek boiska do quidditcha).
- I co teraz? - spytał.
- Doprawdy, Potter! O ile mnie pamięć nie myli, zdarzyło ci się już przemieszczać w ten sposób - Harry wzdrygnął się na to wspomnienie. - Świstoklik uaktywni się za dwie minuty. Radzę ci, byś dobrze trzymał swój kufer. Chyba nie chcesz zostać bez żadnych ubrań? - Snape uśmiechnął się z wyższością i wyciągnął rękę w stronę klatki z Hedwigą. - Daj mi to.
Harry oddał Hedwigę Snape'owi, a sam upewnił się, że jego kufer jest dobrze zamknięty. Naprawdę nie chciał zostać bez ubrań! Po chwili Snape kazał mu się przysunąć i dotknąć piłeczki, która okazała się by wspomnianym świstoklikiem. Harry poczuł szarpniecie w okolicy pępka i świat wokół niego zawirował.

Harry podniósł się z ziemi i rozejrzał się dookoła. Dom przed którym się znaleźli był bardzo duży i wyglądał na opuszczony. Otoczony był wielkim, dość zaniedbanym ogrodem. W okolicy nie było widać innych zabudowań i Harry nie miał pojęcia, gdzie dokładnie mogą się znajdować.
- Dawno tutaj nie byłem - usłyszał za sobą glos Snape'a . - Ale nakazałem domowemu skrzatowi wszystko przygotować na nasz przyjazd. Poczekaj tutaj.
Snape postawił na ziemi klatkę z potwornie zestresowaną Hedwiga i udał się w kierunku domu. Harry popatrzył za nim, po czym zwrócił się do Hedwigi.
- Uspokój się, już jesteśmy na miejscu. Jak tylko nadarzy się okazja, to cię wypuszczę.
Chłopiec obejrzał się za siebie. Za nim znajdowała się duża, stara brama. Droga od bramy prowadziła do drzwi domu i była wysypana żwirem. Rodzina Snape'a musiała być, albo jest nadal, bogata - pomyślał Harry. - I nawet mają domowego skrzata. W życiu bym o to Snape'a nie podejrzewał! Ciekawe co na to powie Hermiona. Harry zaśmiał się w duchu, kiedy sobie przypomniał zabiegi Hermiony o poprawienie warunków życia skrzatów domowych. Snape na pewno nie traktuje swojego sługi z należytym szacunkiem...
- Potter! Ogłuchłeś? Weź swoje rzeczy i wejdź do środka.
Harry westchnął i pociągnął swoje rzeczy w stronę ogromnych drzwi, w których stał Snape.
Hol wejściowy był przestronny. Zaraz naprzeciwko wejścia znajdowały się schody prowadzące na pierwsze piętro. Harry rozejrzał się i na lewo od schodów dostrzegł duże pomieszczenie, które przypominało salon i w którym znajdował się ogromny stół, przeznaczony chyba dla dwunastu osób. Na prawo natomiast były duże zamknięte drzwi. Dom był umeblowany i od wewnątrz sprawiał wrażenie zamieszkanego. Widać biedny skrzat domowy dostosował się do poleceń swego pana.
- Potter, zanim pójdziesz obejrzeć swój pokój chcę ci wyjaśnić kilka spraw. Po pierwsze - Snape obrzucił lodowatym spojrzeniem klatkę z Hedwigą - nikt, ale to absolutnie nikt, nie ma prawa wiedzieć, że tu jesteś. Ani z kim jesteś. Czy to jest jasne?
Harry poczuł jak wzrasta w nim oburzenie.
- Czy to oznacza, że nie wolno mi pisać do moich przyjaciół? - spytał ze złością
- Pisać ci wolno - odpowiedział spokojnym, ale nie znoszącym sprzeciwu tonem Snape, cedząc każdy wyraz. - Nie wolno ci natomiast wspominać w listach o miejscu twojego pobytu, ani o tym ze jesteś tu ze mną. Dlatego będziesz mnie informował za każdym razem, jak będziesz chciał wysłać list. Zanim go wyślesz, uważnie przeczytasz go jeszcze raz w mojej obecności i sprawdzisz czy nie napisałeś nic niestosownego. Jeśli uznam to za konieczne, poproszę cię abyś mnie dał do przeczytania to, co napisałeś. Rozumiesz?
Harry poczuł jak ogarnia go furia! Nigdy w życiu nie pozwoli temu wrednemu typowi czytać swoich listów! Już miał otworzyć usta by to powiedzieć, kiedy Snape ponownie się odezwał.
- Radzę panu, panie Potter, zachować swoje komentarze dla siebie - powiedział zimno.
Harry policzył w duchu do dziesięciu, aby się uspokoić.
- A mogę wiedzieć co będzie jak ktoś postanowi cię odwiedzić? Czy mam się wtedy ukryć w swoim pokoju i udawać, że nie istnieję? - spytał ironicznie.
Snape milczał przez chwilę zanim odpowiedział.
- Nie spodziewam się gości - powiedział wolno. - Oprócz dyrektora Dumbledore'a prawie nikt nie wie, że tu jesteśmy. Póki co, jeśli tylko będziesz się stosował do moich instrukcji, możesz czuć się tu całkowicie swobodnie. Czy wyrażam się dostatecznie jasno?
- Aż za jasno - warknął Harry.
- To dobrze. Teraz możesz udać się na górę obejrzeć swój pokój. Kertuz, domowy skrzat, cię zaprowadzi - Snape pstryknął palcami i po chwili mała postać pojawiła się u jego boku.
- Witam pana, panie Potter - powiedziała postać piskliwym głosem. - Proszę za mną, panie Potter.
Harry miał właśnie udać się po schodach za skrzatem, kiedy zorientował się, że nigdzie nie ma jego kufra.
- Twoje rzeczy są w twoim pokoju - Snape jak zwykle bezbłędnie odczytał jego myśli. To było naprawdę irytujące. - A, i jeszcze jedno Potter. Chyba już ci kiedyś mówiłem, jak się masz do mnie zwracać? To, że są wakacje nie ma żadnego znaczenia.
- Tak, w istocie mi PAN to kiedyś mówił - Harry drżał ze złości, kiedy wchodził za Kertuzem po schodach.
Pokój, ku zdumieniu Harry'ego, był przestronny i jasny. Po prawej stronie pod ścianą stało duże, podwójne łóżko, przykryte jasnoniebieską, puchatą narzutą. Na podłodze leżał podobnego koloru dywan. W pokoju nie było dużo mebli, poza łóżkiem znajdowało się tu jeszcze stare, drewniane i prawdopodobnie zabytkowe, biurko, wielka szafa na ubrania, komoda i kominek.. Mimo to, całe pomieszczenie wydało się Harry'emu nawet przytulne. Zwłaszcza jak na pomieszczenie w domu Snape'a. Harry jeszcze raz potoczył wzrokiem po pokoju, po czym zwrócił się do małej postaci stojącej obok niego.
- Dziękuję, pokój bardzo mi się podoba.
- To Kertuz dziękuje panu, panie Potter - zapiszczał skrzat i się ukłonił. - Gdyby pan Potter czegoś potrzebował, wystarczy wezwać Kertuza. Teraz Kertuz musi już iść, ma przygotować kolacje na szóstą - wypowiedziawszy te słowa, skrzat zniknął.
Harry pokręcił głową. Skrzaty domowe to zdecydowanie dziwne stworzenia. Podszedł do klatki z Hedwigą, która stała na biurku i zdecydował, że wypuści sowę aby mogła wreszcie rozprostować skrzydła. Otworzył drzwiczki klatki i uchylił okno. Hedwiga natychmiast wyfrunęła do ogrodu. Harry wyjrzał i stwierdził, że okna jego pokoju muszą wychodzić na tył domu, bo nie mógł stąd dostrzec bramy ani żwirowanego podjazdu. Właściwie jedyne co widział, to puste pole i las w oddali. To jakieś kompletne pustkowie - pomyślał i zabrał się do rozpakowywania swojego kufra.

Kiedy tuż przed szóstą zszedł do salonu, stół był już nakryty do kolacji. Harry był potwornie głodny, gdyż nic nie jadł od śniadania. Usiadł przy stole i stwierdził, że nie pozostaje mu nic innego, jak czekać. Kiedy z głodu zaczął zastanawiać się, co też zostanie podane i czy będzie to coś równie smacznego jak jedzenie serwowane w Hogwarcie, do salonu wszedł Snape. Bez słowa zajął miejsce naprzeciwko Harry'ego i pstryknął palcami. Talerze napełniły się jedzeniem. Harry musiał przyznać, że wszystko wyglądało smakowicie - ryba, gotowane warzywa i pieczone ziemniaki. Bez zastanowienia zaczął jeść, od czasu do czasu rzucając Snape'owi nerwowe spojrzenia. Spożywanie posiłku w towarzystwie tego człowieka było stresujące. Ale Snape zdawał się w ogóle nie dostrzegać Harry'ego.
Harry jak najszybciej skończył się posilać i miał właśnie wstać od stołu, kiedy Snape go zatrzymał.
- Nie tak szybko, panie Potter - powiedział cichym głosem, sięgając po kieliszek wypełniony, najprawdopodobniej, winem.- Siadaj.
Harry posłusznie usiadł z powrotem.
- Jak zapewne wiesz, dyrektor mnie poprosił, abym kontynuował z tobą lekcje oklumencji - na twarzy Snape'a malowała się głęboka niechęć. Upił łyk wina i odstawił kieliszek. - Zgodziłem się na to pod pewnymi warunkami.
Harry zdał sobie sprawę, że woli nie wiedzieć, co to za warunki.
- Tak, Potter - syknął Snape pochylając się do przodu i zmuszając Harry'ego, by spojrzał mu w oczy. - Pod pewnymi warunkami. Po pierwsze, jeśli uznam, że się nie starasz albo, że starasz się niewystarczająco, natychmiast przestaje cię uczyć i zawiadamiam o twoim zachowaniu Dumbledore'a, przed którym będziesz musiał się wytłumaczyć. A zdaje mi się, że mu coś obiecałeś? - Harry skurczył się pod przeszywającym spojrzeniem nauczyciela eliksirów. Snape wstał ze swojego miejsca, obszedł stół dookoła i stanął obok krzesła na którym siedział Harry. Chłopiec nie miał odwagi odwrócić głowy i spojrzeć na nauczyciela. Snape pochylił się w stronę Harry'ego. Jego głos był cichy jak szept, ale Harry doskonale słyszał każde słowo.
- Po drugie, Potter, masz się stosować do wszystkich moich zaleceń. Bez żadnych dyskusji. Jasne?
Harry skinął bez słowa głową.
- Nie słyszę, Potter.
- Jasne, proszę pana.
Snape wyprostował się.
- To dobrze, bo jeśli zobaczę, że coś kombinujesz, wtykasz nos w nie swoje sprawy, jak to zwykłeś robić, to natychmiast stąd wylatujesz. I nie obchodzi mnie, co się wtedy z tobą stanie. Nie toleruje wścibskich bachorów, które myślą, że im wszystko wolno - Snape uśmiechnął się z wyższością i wolnym krokiem wrócił na swoje miejsce przy stole.
Harry rozluźnił się odrobinę kiedy zauważył, że Snape już nie stoi koło niego. Ponownie spróbował się podnieś i odejść do stołu, kiedy nauczyciel się odezwał.
- Nasze zajęcia będą odbywały się codziennie po obiedzie. W moim gabinecie.
Harry nie miał pojęcia, gdzie znajduje się gabinet Snape'a.
- To znaczy? - spytał oschle.
- Dokładnie tam - nauczyciel wskazał ręka mały korytarzyk, prowadzący z salonu zapewne do owego gabinetu. - Ale nie radzę ci tam wchodzić bez mojego pozwolenia, Potter.
- Nie miałem takiego zamiaru - wycedził Harry, a strach, który czuł, zamienił się w złość. Zacisnął zęby, aby nie wybuchnąć.
- To dobrze, Potter - powiedział łagodnie Snape.- Czegoś się jednak uczysz. A teraz możesz udać się do swojego pokoju. Widzę, że od jakiegoś czasu masz na to ochotę - uśmiechnął się szyderczo i ponownie sięgnął po kieliszek z winem.
Harry wstał i bez słowa wyszedł z salonu. Był wściekły i nienawidził Snape'a z całego serca. Nie mógł pojąć, jak ten drań to robi, że we wszystkich uczniach wzbudza taki strach! Musiał przyznać przed samym sobą, że mimo tego, że Snape był jego nauczycielem już od pięciu lat, to ton jego głosu i lodowate spojrzenie paraliżowały Harry'ego. Zwłaszcza w takich sytuacjach, jak ta przed chwilą.

Prawda była taka, że Harry wcale nie chciał się uczyć Oklumencji. A już na pewno nie ze Snape’m. Wiedział jednak, że nie ma wyjścia. Voldemort powrócił i już raz mu się udało posiąść jego umysł. Chłopiec zdecydowanie nie chciał, by to się powtórzyło. Zdawał sobie jednak sprawę, że w obecnym stanie psychicznym nie odeprze zaklęcia Legilimens, choćby nawet nie wiem jak się starał. A wtedy Snape wpadnie w furie i spełni swoje groźby. Zawiadomi Dumbledora i wyrzuci Harry’ego ze swojego domu. Jeśli tak by się stało, to Harry już nigdy nie mógłby spojrzeć Dumbledore’owi w oczy. Wie, co by tam zobaczył – żal i ogromne rozczarowanie.
Leżał w łóżku i patrzył w sufit. Już od bardzo długiego czasu próbował zasnąć, ale wszystko wskazywało na to, że spędzi kolejną bezsenną noc. To było ponad jego siły. Z jednej strony bał się spać, bo bał się koszmarów, które nawiedzały go, gdy tylko zamknął oczy. Z drugiej strony tym, czego teraz najbardziej potrzebował, był zdrowy spokojny sen. Czyli coś, czego nie zaznał od śmierci Syriusza. Harry nie był w stanie myśleć o swoim ojcu chrzestnym. Na samo wspomnienie ogarniała go panika i chciało mu się krzyczeć.
- Jak tak dalej pójdzie, to kompletnie zwariuje – mruknął do siebie. Żałował, że nie powiedział Dumbledorowi o swoich problemach ze snem, bo dyrektor na pewno by coś na to poradził. Niestety, nie był w stanie nawet myślami powracać do swoich koszmarów, a co dopiero o nich rozmawiać.
- Jestem pewiem, że to wszystko mnie wykończy – wymamrotał w poduszkę, przekręcając się na bok. Słyszał jak tyka zegarek, stojący na biurku i mijają godziny – jedna, druga, trzecia. Dopiero nad ranem udało mu się przysnąć, ale ledwie zamknął oczy, obudziło go jakieś szarpanie
- Panie Potter! Panie Potter! Niech się pan obudzi! Śniadanie czeka.
- O co chodzi? – zapytał zaspanym głosem Harry, rozglądając się dookoła.
- Ach, to ty –dopiero teraz dostrzegł skrzata domowego, który trzymał w ręku jego rękaw od piżamy i systematycznie za niego pociągał – Możesz mnie puścić. Już się obudziłem.
Kertuz puścił rękaw Harry’ego i się ukłonił. Na ten widok Harry przewrócił oczami i westchnął.
- Kertuz przyszedł obudzić pana Pottera, bo inaczej pan Potter się spóźni na śniadanie – zapiszczał skrzat
- Dziękuje, zaraz zejdę. Możesz już iść.
Kertuz zniknął a Harry z trudem zwlekł się z łóżka. Z niewyspania potwornie bolała go głowa i czuł, jakby miał nogi z waty.
-Coś mi się wydaje, że czeka mnie trudny dzień – wymamrotał pod nosem, kiedy 10 minut później schodził na śniadanie.
Kiedy wszedł do salonu, Snape już siedział przy stole i pijąc kawę przeglądał Proroka Codziennego
- Ach widzę, że jednak zdecydowałeś się wstać z łóżka, Potter.

Harry puścił tę uwagę mimo uszu i bez słowa zajął swoje miejsce .
Pewien, że jedynym, co może mu pomoc przetrwać dzisiejszy dzień jest dobra mocna kawa, zaczął rozglądać się za dzbankiem . Niestety imbryczek z upragnionym czarnym płynem stał po drugiej stronie stołu, koło filiżanki Snape’a.
Harry wahał się przez chwile, zanim podjął decyzje.
- Przepraszam, czy mogę prosić kawę?
Snape uniósł wzrok znad gazety i spojrzał Harry’emu prosto w oczy. Chłopiec natychmiast odwrócił głowę i zaczął przyglądać się słoikowi z dżemem.
- Źle spałeś, Potter? – spytał łagodnie Snape, przesuwając imbryczek w kierunku Harry’ego. Harry podniósł dzbanek i nalał sobie kawy.
- Jeszcze nie zdążyłem przyzwyczaić się do nowego miejsca, proszę pana. – odpowiedział cicho
- Czyżby? – parsknął Snape – Nie wiedziałem, że jesteś taki czuły na zmianę otoczenia.
Harry był zdecydowany nie dać się sprowokować, wiec skupił całą swoją uwagę na smarowaniu tosta masłem. Snape odłożył gazetę i przyglądał mu się uważnie jeszcze przez chwile, poczym dopił swoją kawę, wstał i bez słowa udał się w kierunku gabinetu. Harry odetchnął z nieukrywaną ulgą.

Kiedy ponownie znalazł się w swoim pokoju, natychmiast rzucił się na łóżko i nakrył głowę poduszką. Jego sytuacja była beznadziejna i nic nie mógł na to poradzić. Może tylko płakać....Albo się śmiać. Naprawdę chciało mu się śmiać. To wszystko było takie irracjonalne – On, Harry, spędza wakacje u swojego najbardziej znienawidzonego nauczyciela! W życiu by mu nie przyszło do głowy, że kiedyś tak się stanie. Harry uśmiechnął się w poduszkę, kiedy pomyślał, jak bardzo ta sytuacja musi irytować Snape’a. Tak, Snape musi być ostro wkurzony. Ale wkurzony Snape może się wydawać śmieszny do momentu, kiedy nie stanie się z nim oko w oko. Harry spoważniał i gwałtownie podniósł się z łóżka. Spotkanie w cztery oczy z bardzo wkurzonym Snape’em zdecydowanie nie było tym, na co miał teraz ochotę. Spojrzał na zegarek stojący na biurku. Dochodziła dziewiąta. Za jakieś pięć godzin będzie jednak musiał stanąć twarzą w twarz z rozwścieczonym nauczycielem eliksirów, przed którym parę minut wcześniej najprawdopodobniej potwornie się upokorzy.
Nie, nie ma się z czego śmiać, należy raczej płakać. Harry podszedł do okna. Na parapecie stała klatka z Hedwiga. Sowa wróciła w nocy z polowania i teraz smacznie spała. Przypomniał sobie, że powinien napisać listy do Rona i Hermiony. Ale jaka miałaby być treść tych listów, skoro nie wolno mu pisać gdzie ani z kim jest? Miałby znowu kłamać? Harry miał dość kłamstw. Walnął ze złości ręka w parapet okienny, co obudziło Hedwigę. Sowa spojrzała na niego z wyrzutem.
- Co się tak patrzysz ? – spytał ostro Harry – O niczym nie masz pojęcia! Jesteś tylko głupim ptakiem, którego jedynym zmartwieniem jest jak upolować mysz na kolację!
Sowa zahuczała w oburzeniu i przefrunęła na druga stronę klatki. Harry westchnął
- No dobrze, przepraszam. Nie chciałem cię urazić.
Ale Hedwiga się nie poruszyła. Najwyraźniej znowu przysnęła.
Harry odwrócił się od okna i rozejrzał po pokoju. Zastanawiał się, co mógłby porobić dla zabicia czasu i jego wzrok padł na leżąca pod ścianą Błyskawice, którą Dumbledore mu odesłał w urodziny.
O lataniu nie było mowy, Snape pewnie w życiu by mu na to nie pozwolił, ale mógł ją przynajmniej wyczyścić. To by zajęło trochę czasu i pozwoliło oderwać się od czarnych myśli. Harry wziął głęboki oddech i przystąpił do dzieła.
****************************************************************
Lunch wyglądał bardzo smakowicie, ale Harry nie miał apetytu. Rozgrzebywał jedynie widelcem jedzenie na talerzu i rzucał ukradkowe spojrzenia na Snape’a. Ten zdawał się w ogóle nie dostrzegać obecności chłopca. Harry wzruszył ramionami i zdecydował się zjeść parę kęsów kurczaka. Skoro Snape postanowił go ignorować, on postąpi dokładnie tak samo. Sięgnął przez stół po dzbanek z sokiem dyniowym i zaczął nalewać go sobie do szklanki.
- Potter – mało nie rozlał napoju na obrus – Bądź za pół godziny w moim gabinecie. I radzę ci się nie spóźnić – Snape obrzucił Harry’ego uważnym spojrzeniem, wstał od stołu i wyszedł z salonu.
Harry nie mógł pojąc, dlaczego ten facet tak go stresuje. W głosie Snape’a było coś takiego, co go kompletnie paraliżowało i nie miał pojęcia, dlaczego. Snape był mroczny, czasem wręcz przerażający, ale Harry znał go na tyle długo, by wiedzieć, że nauczyciel nie rzuci się na niego z znienacka i go nie udusi. Chociaż czasem wyglądało, jakby miał na to ochotę. Mimo to Harry nadal się go bał.
– To kompletnie bez sensu – powiedział sam do siebie, odstawiając na stół pustą szklankę – stawiłem czoła Voldemortowi, a daje się zastraszyć jakiemuś głupkowi o tłustych włosach! Chyba jest ze mną naprawdę źle!

Dokładnie pól godziny później Harry zapukał do drzwi, które znajdowały się na końcu korytarzyka.
- Wejdź
Harry wszedł do zaciemnionego pomieszczenia. Snape stał z założonymi rękami, oparty o duże biurko. Z powodu panującego półmroku Harry nie widział wyrazu jego twarzy. Zauważył jednak coś innego, co sprawiło, że na chwile zamarł. Na półce w rogu pokoju stała Myslodsiewnia. Harry nie wiedział, czy jest to ta sama Myślodsiewnia, której Snape wtedy używał, czy jakaś inna, ale wołał o to nie pytać. Co więcej, postanowił udawać, że nic nie dostrzegł, aby nie prowokować tematu.
- Dobrze, Potter – usłyszał beznamiętny głos Snape’a. – Myślę, że możemy zaczynać – Nauczyciel przeszedł na druga stronę biurka i odwrócił do Harry’ego – Wyjmij różdżkę i przygotuj się. Sprawdzimy, ile zapamiętałeś.
Harry drżącymi rękoma wyjął różdżkę z kieszeni i z całej siły spróbował się skupić. Nie myśl o niczym, nie myśl o niczym – powtarzał sobie w duchu. Usłyszał, jak Snape liczy do trzech i rzuca zaklęcie. Zacisnął mocniej powieki. Zaczęło mu się kręcić w głowie. I wtedy zobaczył Syriusza przelatującego przez postrzępiona zasłonę i usłyszał głos Lupina
– Już nic nie możesz zrobić, Harry. On odszedł.
Obraz się rozmył i Harry poczuł straszny ból w okolicy blizny, zupełnie jakby Voldemort znowu go opanował. I dokładnie w tym momencie zapragnął, żeby to wszystko się wreszcie skończyło, żeby umarł...
Snape zdjął z niego zaklęcie i Harry zauważył, że klęczy na podłodze. Strasznie kręciło mu się w głowie i wszystko go bolało. Nie miał siły się ruszyć, a serce waliło mu jak oszalałe. Zaczął głęboko oddychać, by się uspokoić i wtedy to się stało...Ogarnęła go nagła fala mdłości i zwymiotował...
- Boże, to już koniec – pomyślał z przerażeniem – Snape mnie zabije...
Usłyszał odgłos kroków, ale nie miał siły podnieść głowy i widział tylko czarne, skórzane buty Snape’a zmierzające w jego kierunku. Buty zatrzymały się metr od Harry’ego i chłopiec usłyszał, jak nauczyciel mamrocze jakieś zaklęcie. Wszystko to, co Harry przed chwilą zwrócił zniknęło z podłogi.
Harry zebrał się w sobie i podniósł głowę. Przed nim stał Snape, w jednej ręce trzymał różdżkę, a drugą wyciągnął w stronę chłopca.
- Wstawaj, Potter – Harry poczuł jak nauczyciel chwyta go za ramie i podnosi na nogi. Musiał przytrzymać się ściany, żeby ustać. Snape puścił jego ramię i dla odmiany schwycił go za brodę, zmuszając by spojrzał mu w oczy.
- Zdaje się, że mamy problem, panie Potter – oznajmił beznamiętnie i oderwał wzrok od źrenic Harry’ego – Czy rozumiesz, chłopcze, na czym ten problem polega? – spytał chłodno.
Harry spojrzał na swojego nauczyciela, który teraz ponownie stał oparty plecami o biurko, ręce miał skrzyżowane na piersiach. Zdawał sobie sprawę, że powinien cos odpowiedzieć, ale kompletnie nie wiedział co.
- Zadałem ci pytanie, Potter. Wiesz, dlaczego mamy problem?
- Uhm – zaczął Harry – Bo uważa pan, że nie wystarczająco się starałem i...
- Zła odpowiedź, Potter – przerwał mu sucho Snape – Prawie nigdy nie starasz się wystarczająco, ale tym razem nie o to chodzi - westchnął teatralnie– Spróbuj raz jeszcze. Słucham, na czym polega twój, a przez to i niestety mój, problem?
Harry milczał przez chwile, zanim zdecydował się odpowiedzieć.
- Chodzi o to, że w obecnej ...eee... sytuacji nie jestem w stanie pozbyć się emocji i skoncentrować na tyle, aby odeprzeć zaklęcie Legilimens – wyksztusił jednym tchem
- Właśnie, Potter – przytaknął łaskawie Snape – Zdaje się, że kompletnie sobie nie radzisz z tym, co się ostatnio wydarzyło. To powoduje, że jesteś bezbronny wobec tego zaklęcia .Gdyby jakimś strasznym zbiegiem okoliczności Czarny Pan tu się znalazł, byłbyś dla niego śmiesznie łatwym celem.
- Niby co mam w takim razie zrobić ? – spytał rozdrażnionym głosem Harry – Od tamtego czasu nie mam wizji wiec może Vol... to znaczy On.. Może ...zrezygnował...?
- Chyba nawet ty nie jesteś taki naiwny, Potter – warknął Snape – Czarny Pan mógł sobie zrobić małą przerwę, ale możesz być pewien, że nie zrezygnował. Radzę ci, lepiej pozbieraj się do kupy!
Harry puścił ścianę i chwiejnym krokiem podszedł do Snape’a
- A niby jak mam to zrobić? – spytał ze złością – Jak zauważyłeś, nie jestem w stanie na zawołanie pozbierać się do kupy!
Snape obrzucił Harry’ego groźnym spojrzeniem
-Licz się ze słowami, Potter – syknął – Obawiam się, że dopóki wszystkiego sobie nie poukładasz w swojej biednej głowie, nie będę mógł cię uczyć Oklumencji. – Snape podrapał się ręka po brodzie- Groziłoby to powtórką z dzisiaj...
- To znaczy, że mnie wyrzucasz???
Wyglądało na to, że wszystko skończy się tak, jak Harry przypuszczał.
- Ostatni raz ci powtarzam, że masz się do mnie zwracać proszę pana albo profesorze – Snape pochylił się w stronę chłopca, a jego glos był bardzo cichy i bardzo groźny. Harry zadrżał odsunął się trochę i wpadł na krzesło, które stało obok biurka.
- Przepraszam – szepnął, rozcierając kolano, którym uderzył o wspomniany mebel – Czy to znaczy, że mnie pan wyrzuca?
Snape westchnął i z politowaniem, a przynajmniej takie Harry odniósł wrażenie, pokręcił głową.
- Nie Potter, bynajmniej cię nie wyrzucam.
Harry spojrzał na swojego nauczyciela tym razem z zainteresowaniem. Jednak go nie wyrzuca? Miłe zaskoczenie.
- Ale przecież powiedział pan, że nie ma sensu bym teraz się uczył Oklumencji…
- Potter – przerwał mu Snape z rozdrażnieniem – Czy ty naprawdę jesteś taki tępy, czy tylko udajesz?
Harry mimo woli się zaczerwienił i poczuł jak znowu wzbiera w nim złość na tego wrednego typka w sutannie.
- W tej chwili nie ma sensu kontynuować zajęć, ale mam nadzieję, że wznowimy je jak najszybciej! Sytuacja jest bardzo niekorzystna, bo jesteś teraz praktycznie bezbronny. Musisz jak najszybciej dojść do ładu z samym sobą! Czy to jasne?!
Harry podniósł wzrok na Snape’a. Wahał się przez chwile, ale stwierdził, że nie ma wyjścia i musi to powiedzieć. Zwłaszcza, jeśli sytuacja rzeczywiście była tak poważna, jak twierdzi ten typek.
- Ja próbowałem, proszę pana – wyszeptał – ale chyba nie bardzo daje sobie rade...

Harry spuścił głowe i zaczął wpatrywać się w podłogę. Przez chwile nikt nic nie mówił.
- Spójrz na mnie, Potter – rozkazał nagle Snape. Harry posłusznie podniósł wzrok i spojrzał na nauczyciela.
- Czego się najbardziej boisz?
- Słucham?
- Spytałem, czego się najbardziej boisz, Potter – powtórzył z irytacja w głosie Snape – to nie jest chyba bardzo skomplikowane pytanie!
Pytanie, owszem, nie było skomplikowane, ale Harry wcale nie chciał na nie odpowiadać. Snape był ostatnią osobą, z którą miał ochotę rozmawiać na temat swoich leków.
...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin