Heyer Georgette - Sierotka.PDF

(1141 KB) Pobierz
7245084 UNPDF
Edited by Foxit PDF Editor
Copyright (c) by Foxit Software Company, 2004
For Evaluation Only.
7245084.001.png
1
***
Hrabia Wroxton bawił się całkiem dobrze, jeśli to w ogóle
możliwe, by starszy dżentelmen, cierpiący z powodu niestraw­
ności i szczególnie gwałtownego ataku podagry, mógł odczu­
wać jakąś przyjemność poza ulgą w nękających go bólach.
Pochłonięty był wdzięcznym zadaniem, jakie stanowiło dlań
wygłaszanie przemowy na temat przywar swego potomka. Nie
wtajemniczonym jego ostre słowa mogły wydawać się niespra­
wiedliwe, gdyż Ashley wicehrabia Desford odznaczał się wszel­
kimi cechami syna, z którego każdy ojciec powinien być dum­
ny. Miał nie tylko miłą powierzchowność i wysoką atletyczną
sylwetkę, lecz także ujmujący styl bycia, będący wynikiem
wrodzonej delikatności oraz wychowania, jakie odebrał. Wyka­
zywał się również sporą dozą cierpliwości i poczuciem humoru,
które uwidaczniało się w uśmiechu, jaki czaił się w jego oczach
i jaki wiele osób uważało za nieodparty. Ojciec jednak nie
zaliczał się do tych ludzi - jako cierpiący na podagrę uznawał
ów uśmiech za wręcz irytujący.
Działo się to w czerwcu, lecz ponieważ nie można było
powiedzieć, że panują letnie upały, hrabia kazał napalić w bi­
bliotece. On i jego dziedzic siedzieli teraz po obu stronach
kominka: hrabia z grubo obandażowaną nogą opartą na stołku,
a syn (niezauważenie odsunąwszy swe krzesło od płonących
bierwion) - jak zazwyczaj w swobodnej pozie naprzeciw ojca.
Wicehrabia miał na sobie surdut, bryczesy z koźlej skóry i wy­
sokie buty, co było jak najbardziej odpowiednim porannym
strojem każdego dżentelmena bawiącego na wsi. Jednak pewna
elegancja, dająca się zauważyć w kroju surduta oraz sposobie
5
GEORGETTE HEYER
wiązania fulara, stała się dla ojca wicehrabiego pretekstem, by
nazwać syna ,,jednym z tych okropnych dandysów". Na to ów
odparł tonem łagodnego protestu:
- Ależ nie, sir! Prawdziwy dandys byłby oburzony słysząc
coś podobnego.
- Rozumiem więc - patrząc na niego rzekł ojciec - że
uważasz się za sybarytę!
- Prawdę mówiąc, sir - powiedział wicehrabia przepraszają­
co - za nikogo szczególnego się nie uważam. - Milczał przez
chwilę, obserwując z sympatią i jednocześnie rozbawieniem,
jak zaciskają się szczęki jego rodzica, po czym rzekł przymilnie:
~ No, ojcze! Czymże zasłużyłem sobie na podobną reprymendę
z twojej strony?
- A co zrobiłeś, by zasłużyć sobie na pochwałę? - natych­
miast odparował hrabia. - Nic! Jesteś lekkoduchem, synu.
Przeskakujesz wciąż z kwiatka na kwiatek, nie myśląc o tym,
że twoje nazwisko zobowiązuje cię do czegoś więcej niż nazwi­
sko jakiegoś pospolitego człowieka! Jesteś zwykłym utracju-
szem - i nie musisz mi przypominać, że pieniądze, które
wydajesz na konie, zakłady i spódniczki, są twoje, gdyż wiem
o tym dobrze. Nie przestanę jednak powtarzać tego, co zawsze
mówiłem: to bardzo podobne do twej ciotecznej babki, by
zostawiać ci całą swą fortunę - niczego innego nie należało się
spodziewać po takim ptasim móżdżku jak ona! To tak jakby dać
ci carte blanche na najróżniejsze... eee... ekstrawagancje i roz­
rywki! Ech, na Jowisza, nic już nie powiem - rzekł jego
lordowska mość z przekonaniem, lecz jak się okazało, niezupeł­
nie konsekwentnie. - Była ciotką twej matki i ta okoliczność
zamyka mi usta.
Umilkł rzucając wojownicze spojrzenie swemu dziedzicowi,
na co wicehrabia odparł tylko ze stosowną powściągliwością:
- Racja, ojcze!
- Gdyby poczyniła zastrzeżenie, że jej majątek ma być
wykorzystany na utrzymanie twej żony i dzieci, uznałbym to za
korzystny zapis - oznajmił hrabia, dodając jednak: - Nie żebym
wtedy albo teraz nie chciał czy nie mógł zwiększyć twoich
apanaży, tak byś mógł sprostać dodatkowym wydatkom związa­
nym ze wstąpieniem w związek małżeński!
6
SIEROTKA
Przerwał znowu i wicehrabia, zdając sobie sprawę, że ocze­
kuje się od niego jakiejś reakcji, odrzekł uprzejmie, iż jest ojcu
bardzo zobowiązany.
- Och, nie, wcale nie jesteś! - odparł hrabia ponuro. - A co
więcej, nie wyrazisz swej wdzięczności inaczej, jak tylko dając
mi wnuka, niezależnie od tego, jak szybko roztrwonisz fortunę
swej ciotecznej babki. Na Boga, ależ dużo mam wnuków! -
powiedział, nagle przypomniawszy sobie swe inne pretensje. -
Nikt z was ani trochę nie myśli o rodzinie! Należałoby się
spodziewać, że w moim wieku będę miał gromadę wnuków,
które byłyby mi pociechą na starość! ł co? Czy mam jakieś?
Nie mam. Ani jednego.
- Przecież masz troje - odrzekł wicehrabia nie dając się zbić
z tropu. - Wprawdzie nie wydaje mi się, by stanowiły dla ciebie
wielką pociechę, lecz uważam, że ze względu na Griseldę
należy wspomnieć o jej latoroślach.
- Dziewczynki! - sapnął hrabia wykonując przy tym lekce­
ważący gest, jakby odsuwał je na bok. - One się nie liczą! Poza
tym to smarkule Broxbourne'ów. Chcę chłopców, Ashley! Car-
ringtonów, którzy by przejęli nasze nazwisko, tytuł i tradycje
rodu.
- Chyba nie wszystkie! - zaprotestował wicehrabia. - Nale­
ży zachować zdrowy rozsądek, sir. Nawet gdybym spełnił twoje
oczekiwania i ożenił się w wieku dwudziestu lat, a moja nie­
szczęsna małżonka co roku obdarowywałaby mnie bliźniętami,
to i tak nie byłbyś w pełni zadowolony... pomijając fakt, że
wśród tak wielu wnuków musiałoby się trafić kilka dziewczy­
nek.
Próba rozbawienia starszego pana niemal by się udała (gdyż
hrabia skłonny był do śmiechu), gdyby nie to, że poczuł nagły
ból w chorej nodze, pod wpływem którego wykrzywił twarz
i wykrzyknął groźnie:
- Nie bądź impertynencki, mój panie! Przypominam ci, że...
dzięki Bogu!... nie jesteś moim jedynym synem!
- Rzeczywiście nie - zgodził się wicehrabia ze stoickim
spokojem. - I chociaż mam wrażenie, że Simon jest jeszcze za
młody, by zapełnić swymi potomkami pokój dziecinny, to tuszę,
iż Horace mógłby cię zadowolić w tym względzie... oczywiście
7
GEORGETTE HEYER
gdy skończy się okupacja - a wszystko wskazuje, iż nastąpi to
w niezbyt odległej przyszłości - i będzie mógł do nas wrócić.
- Horace! - wykrzyknął jego lordowska mość. - Będę
szczęśliwy, jeśli nie przyjedzie do domu z jakąś francuską
dziewką!
- Och, nie sądzę, by było to możliwe - odparł wicehrabia.
- Horace nie jest wielkim zwolennikiem cudzoziemców i pa­
mięta o honorze rodu tak samo jak ty, sir.
- Nie dożyję dnia, w którym miałbym się o tym przekonać
- stwierdził hrabia, próbując odwołać się do swego wieku
i choroby, lecz nieco osłabiając efekt przez dodanie zgryźliwej
uwagi: - Co żadnego z was niewiele obchodzi!
Wicehrabia roześmiał się, lecz była w tym spora doza sym­
patii.
- Nic z tego, ojcze! - powiedział. - Nie próbuj ze mną tych
sztuczek. Nie urodziłem się wczoraj - znam cię dobrze od
dwudziestu dziewięciu lat! - i wiem, kiedy próbuje się mnie
podejść. Dobry Boże, sir, trzymasz się bardzo dobrze - poza
skłonnościami do podagry, z której mógłbyś się wyleczyć, gdy­
byś nie wypijał dwóch butelek porto za jednym posiedzeniem -
i będziesz żył jeszcze długo! Wystarczająco długo, jestem tego
pewien, by karcić mojego syna, tak jak karcisz dziś mnie!
Hrabia nie mógł oprzeć się uczuciu zadowolenia słysząc, że
jego dziedzic znajduje go w bardzo dobrej formie, lecz uznał za
stosowne stwierdzić surowo, że nie rozumnie i nie aprobuje
tych potocznych wyrażeń, których niestety używają teraz mło­
dzi mężczyźni. Przez chwilę miał chęć poinformować wicehra­
biego, że gdyby zamierzał zasięgnąć jego opinii na temat picia,
zapytałby go o to, lecz oddalił tę myśl, wiedząc, iż nie należy
liczyć, że Ashley przyjmie reprymendę z synowską pokorą,
a ponadto sam nie miał ochoty wdawać się w rozmowę, pod­
czas której poruszałby się po tak niepewnym gruncie. Zamiast
tego rzekł więc:
- Twój syn? Nie chcę żadnych bękartów, dziękuję za coś
takiego, Desford! - Po czym dodał pospiesznie: - Lecz nie
sądzę, byś miał ich dużo... czy choćby jednego!
- Z tego, co wiem, żadnego, sir - rzekł wicehrabia.
- Miło mi to słyszeć! Gdybyś jednak zgodził się na małżeń-
8
Zgłoś jeśli naruszono regulamin