Młodzieżowy Teatr Eksperymentaln1.doc

(2830 KB) Pobierz
Młodzieżowy Teatr Eksperymentalny

Młodzieżowy Teatr Eksperymentalny

Shade

przedstawia sztukę pod tytułem

Sto Procent

scenariusz i reżyseria Iwona Strusińska – Dziewic



 

 

 











 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Muzyka

Krzysztof Labut – śpiew

Łukasz Bożek – gitara

Patryk Tomaszewski – organy

 

Utwory

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Prolog:

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Do scenariusza Stu Procent

Bonawentura brat Andrzeja Romeckiego Mororo

Bonawentura - imię męskie pochodzenia włoskiego. Wywodzi się od słów bona vantura oznaczającego "dobry los". Imię pierwszy raz użyte przez św. Bonawenturę ucznia św. Franciszeka z Asyżu.

 

ZOŚKI" WIARA

Harcmistrz kapitan Andrzej Romocki-Morro (16 IV 1923 - 15 IX 1944) dowódca Kompanii "Rudy" Batalionu "Zośka", poległ na Czerniakowie 15 września 1944 roku. Odznaczony Krzyżem Walecznych i Virtuti Militari. Patron wielu drużyn i szczepów harcerskich. Ostatnie zdjęcie Andrzeja "Morro" przed powstaniem, lipiec 1944.

(C) ZBIORY BARBARY WACHOWICZ

Stare Miasto, Wola i Czerniaków

skąpały się we krwi

Zabrakło "Zośko" dziś Twoich chłopaków

Gdy inni we wrażą niewolę szli

To "Zośki" wiara, harcerski huf

Na gruzach złożył skronie do snu

Potrafił umrzeć jak umiał się bić...

Lecz duch nie zginął!

W nas pozostał - aby żyć!

Piosenka śpiewana współcześnie przez harcerzy na kominkach otwierających wystawę "Kamyk na szańcu" - opowieść o Druhu Aleksandrze Kamińskim i Jego Bohaterach - Harcerzach Szarych Szeregów. Czołowymi bohaterami wystawy są żołnierze Harcerskiego Batalionu Armii Krajowej "Zośka" odznaczonego Srebrnym Krzyżem Virtuti Militari za męstwo w Powstaniu Warszawskim!

1 sierpnia 1944 r. stanęła na barykadach powstańczych Warszawy symboliczna trójka bohaterów najsławniejszej książki czasów okupacji - "Kamienie na szaniec" Aleksandra Kamińskiego: Batalion "Zośka", Kompania "Rudy", Pluton "Alek".

1 września 1943 r. Harcerski Batalion Warszawskich Grup Szturmowych, których dowódcą był Tadeusz Zawadzki, otrzymuje jego imię-pseudonim "Zośka". Jednym z inicjatorów tego wyboru jest podkomendny "Zośki", Andrzej Romocki, który przyjął pseudonim swego ojca, bohatera walk z czasów I wojny - Morro. Od grudnia 1943 r. i podczas Powstania Warszawskiego Andrzej "Morro" dowodzi 2 Kompanią "Rudy". Dowódcą drużyny w tej kompanii jest młodszy brat Andrzeja - Janek, pseudonim Bonawentura, co po łacinie oznacza "dobra przyszłość".

O Andrzeju Romockim-Morro napisał dowódca Batalionu "Zośka" Ryszard Białous w swej kronice powstańczej "Walka w pożodze":

"Widzę Cię, Andrzeju, zawsze troszczącego się o kolegów-żołnierzy, o ich odpoczynek i wyżywienie, pamiętającego o każdym rannym. Twa pogoda i wiara była zaraźliwa. Odwaga Twoja zawsze pociągała innych. Pamiętam Twą twarz skupioną, gdy gotowi do skoku czekamy na moment, kiedy można będzie ruszyć do natarcia. Widzę Cię jeszcze, jak na czele kompanii biegniesz ruinami domów, zawsze pierwszy, zawsze zdecydowany."

Za dowodzenie walkami "Rudego" na Woli i błyskawiczne uderzenie z rejonu ulicy Sołtyka podczas natarcia Niemców na cmentarz ewangelicki Andrzej Romocki-Morro otrzymuje Order Virtuti Militari.

Serca na szali

5 sierpnia Batalion "Zośka" uwolnił z Gęsiówki 348 więźniów Żydów. Zośkowcy znaleźli się w ramionach wychudłych postaci odzianych w pasiaki, płaczących, błogosławiących...

11 sierpnia pod wieczór "Zośka" wchodzi na Stare Miasto. Idą szykiem defiladowym, śpiewają "Hej, chłopcy, bagnet na broń!". Takie było powitanie "Zośki" ze Starym Miastem, które, jak powie żołnierz Kompanii "Rudy" - Witold Sikorski-Boruta, "będzie dla nas barykadą, domem, rodziną, a dla niejednego stanie się grobem..."

- Alarm! Kompania w ostrym pogotowiu!

12 sierpnia o 16.20 plutony Kompanii "Rudy" - "Alek" i "Sad" - pod dowództwem Andrzeja "Morro" nacierają na magazyny niemieckie przy Stawkach.

"Chłopcy biegli jak szaleni, padali, podrywali się, znów biegli, padali, zrywali się... - pisze żołnierz "Sadu" Ali-Jerzy Waleszkowski.

Podharcmistrz podporucznik Jan Romocki- -Bonawentura (17 IV 1925 - 18 VIII 1944) żołnierz Batalionu "Zośka", zginął w szpitalu powstańczym 18 sierpnia 1944. Autor sławnej "Modlitwy Bonawentury". Odznaczony Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych.

(C) ZBIORY BARBARY WACHOWICZ

- Co jest do cholery, panowie! - krzyknąłem - nie dają nam się ruszyć. Musimy wydostać się zza tych kamieni!

Wyczekaliśmy chwilę i... skok pod ścianę, oddaloną o dwadzieścia pięć, trzydzieści metrów od nas. Udało się.

- Jasiek - krzyknął któryś do "Bonawentury" - za tymi magazynami stoi czołg!

- Dawaj gamon - rzekł "Bonawentura" - i podsadźcie mnie, tylko szybko!

Zgrabnie począł się wdrapywać na dach magazynu. Wtem strzał z kabe i "Bonawentura" stoczył się nam na głowy. Był ranny w brzuch. Krwawił bardzo silnie".

"Morro" wynosi rannych, gdy dopada go łączniczka z wieścią o bracie. (...)

W książce "ÇZośkaČ i ÇParasolČ" Aleksander Kamiński opisuje ostatnie spotkanie braci Romockich: "17 sierpnia na odwieczerz Jaśka przeniesiono właśnie do nowiutkiego szpitala przy Miodowej 23. ÇBonawenturaČ leżał z Michałem, z Kompanii ÇGiewontaČ. Było czysto i dużo miejsca. Andrzej ÇMorroČ wniósł zapach dymu. Miał twarz osmaloną przez wybuch ÇszafyČ, spalone brwi, obandażowaną głowę.

- Cześć bohaterom - powiedział rześko, kładąc chłopcom na kołdrze po złocistej pomarańczy.

Doktor "Brom" pocieszył go, że stan Jaśka poprawia się. Obydwaj myśleli o matce".

Doktor "Brom" - Zygmunt Kujawski, nieprawdopodobnej ofiarności i odporności - dziesiątkom dziewcząt i chłopców ocali życie.

Jest 18 sierpnia 1944 roku. "Od strony Okęcia lecą (...) stukasy. Ilość przerażająca... Widać padające bomby. Domy chwieją się i padają na ulice... Ogień huraganowy". (Jerzy Świderski - "Pamiętnik powstańca").

Pisał do mnie Kazimierz Kodym-Kazik, żołnierz Plutonu "Sad" Kompanii "Rudy":

"Jasio jedyny, jako najciężej ranny, leżał na solidnym szpitalnym łóżku, my na materacach. Ja obok Jasia. Ranne miałem obie ręce, siedziałem oparty o ścianę. Jasio leżał na lewym boku, twarzą do mnie i rozmawialiśmy sobie... Wracał do zdrowia, lepiej wyglądał... Uśmiechnął się, i zaczął coś mówić, ale tego już nie usłyszałem. Huk. Błysk. I ściana położyła się na nas. Bomba runęła na nasz szpital."

"Bonawentura" spał, gdy Kazik zobaczył błysk ognia i stracił przytomność. Łóżko zgięło się, materace owinęły go szczelnie, przeleciał przez trzy sale. Ocalał. Jasiek spadł z pierwszego piętra. Nie żył.

Przez zieleń łąk, przez złoto pól

Idź z nami w tyralierce,

A kiedy ci zabraknie kul -

Na szalę ciśnij serce

- powtarzali chłopcy jego wiersz.

21 sierpnia dowództwo niemieckie stwierdzało: "Polscy bandyci walczą fanatycznie i zaciekle". Rozkazem z 21 sierpnia 1944 r. Janek Romocki zostaje odznaczony pośmiertnie Krzyżem Virtuti Militari "za wyjątkową odwagę osobistą wykazaną w walkach i za bohaterskie, pełne poświęcenia prowadzenie natarcia na nieprzyjaciela".

Zachował się list Andrzeja do matki z 28 sierpnia. Pogodny: "Kochana moja Mamuśku! Już wysłałem kilka listów, ale wątpię, czy doszły. Z wiadomości, jakie otrzymałem, wynika, że nasze mieszkanie jest spalone. Nie wiem więc, jaki adres podawać w tej korespondencji. Czujemy się bardzo dobrze, jemy nieźle, a w każdym razie lepiej, niż można by sądzić. Nie wiem, kiedy się wszyscy zobaczymy, bo plany nasze i przypuszczenia lekko nawaliły, ale niech się Mamuśka nie niepokoi. Będzie dobrze. Wszyscy jesteśmy zdrowi. Jasiek też pisał, ale adresował na dawny adres. Chłopcy się świetnie spisują. Całuję Mamuśkę b. mocno z całego serca - Andrzej."

Jasiek od dziesięciu dni leżał pod drewnianym krzyżykiem...

A w piwnicach Starego Miasta, płonącego, ginącego, ludzie odmawiali jego "Modlitwę", którą napisał, gdy miał 17 lat. Modlitwę o łaskę wybaczania:

Od bomb, granatów i pożogi

I gorszej jeszcze w sercu trwogi,

Od trwogi strasznej, jak konanie,

Uchroń nas, Panie!

Od rezygnacji w dobie klęski,

Lecz i od pychy w dzień zwycięski,

Od krzywd, lecz i od zemsty za nie,

Uchroń nas, Panie!

Uchroń od zła i nienawiści,

Niechaj się odwet nasz nie ziści.

Na przebaczenie im przeczyste

Wlej w nas moc, Chryste!

Najdłuższy dzień "Rudego"

Nocą z 30 na 31 sierpnia oddziały powstańcze zaczynają operację przebicia się z ginącego Starego Miasta do Śródmieścia. Natarcie załamuje się...

Andrzej "Morro" pada zalany krwią, ma postrzał twarzy. Ale natychmiast się zrywa, już jest z chłopcami, przytomny, skupiony, czujny, już dowodzi. Ogarnia ich spokój. Wierzą mu. Przez ten powstańczy miesiąc zdobył ich najwyższe zaufanie.

Są na skraju Saskiego Ogrodu.

Do piwnicy wpada granat. Wspomina "Czart": "...kolejne wybuchy i znów kroki żandarmów. Serce przestaje bić, pot zalewa oczy, zaciskają się spazmatycznie zęby. Tynk zasypuje nam twarze, przez szpary pakuje się dym. Szukam wzrokiem Andrzeja ÇMorroČ, on przecież leży przy erkaemie na wprost okienka. (...) - Czekamy do zmroku i potem spróbujemy wyjść - rzuca szeptem".

O dziesiątej, jak cienie, chłopcy "Rudego" zanurzają się w głąb Ogrodu Saskiego. Nagle omiata ich światło reflektora. "W odkrytych wozach bojowych siedzą Niemcy (...), widać nas zupełnie dokładnie, ale żandarmi przyglądają się nam obojętnie (...), zwiodły ich nasze esesmańskie mundury i brak opasek" - pisze "Czart" Stanisław Lechmirowicz.

Barykada! Jej dowódca krzyczy coś w dialekcie dolnoniemieckim. "Drogosław" - Janek Więckowski odpowiada mu natychmiast sztucznym basem i świetną niemczyzną. Wspominał: "Ten szkop na barykadzie wrzasnął okropnym narzeczem: - Tędy nie przejdziecie! Cofnijcie się! A ja na to bezczelnie i trzy razy głośniej: - Wiemy, którędy iść!...

I idziemy za Andrzejem. Wolno, spokojnie w stronę Marszałkowskiej i Królewskiej. Zbliżamy się do ruin giełdy i nadziewamy prosto na gniazdo niemieckiego cekaemu. - Wy dokąd? - Z pałacu Brhla! - odszczekuję. - Uważajcie. Tu siedzą polnische banditen! - ostrzega Niemiec. - No to im pokażemy! - rzucam. Niemcy się śmieją.

Już blisko... blisko... Zaraz będą nasi. I w tym momencie dostajemy się we wściekły ogień. Prażą do nas Niemcy - i także, niestety, nasi, sądząc, że to natarcie.

Andrzej woła najpotężniejszym głosem, na jaki pozwala mu przestrzelony nos: - Nie strzelać! Starówka! Radosław! Baon ÇZośkaČ! Niech żyje Polska!...".

Był to jedyny oddział, który się przebił ze Starówki górą.

Śmierć pod sztandarem

O północy z 14 na 15 września "Zośka" zajmuje placówki na brzegu Wisły pod silnym ostrzałem Niemców, idącym od portu czerniakowskiego i od mostu Poniatowskiego, z którego ocalało jedno przęsło. Chłopcy odpowiadają ogniem i udaje się nieprzyjaciela odepchnąć...

Niebo jaśnieje późnym wrześniowym świtem. Słońce wzejdzie o 6.26 i uczyni się złotojesienny 15 września roku 1944. Tuż przed wschodem Andrzej grupuje swoich chłopców w okolicy białego, parterowego domku u wylotu ulicy Wilanowskiej.

Dnieje. Zośkowcy, przytajeni w małym domku nad rzeką, słyszą nagle plusk... Płyną trzy łódki, do których Niemcy otwierają piekielny ogień.

"Morro" decyduje: - Musimy natychmiast nawiązać łączność. Wywieszają na stronę łodzi biało-czerwoną chorągiew. Krzyczą po rosyjsku. Bezskutecznie. "Morro" decyduje się wyruszyć z patrolem sam.

Rozmowa Stanisława Sieradzkiego-Śwista i Witolda Sikorskiego-Boruty, żołnierzy Kompanii "Rudy" Batalionu "Zośka", nagrana dla I Programu Polskiego Radia na Zaduszki 1981 roku.

Świst: - I zjawia się między nami Andrzej "Morro"... Wychodzi zza tego małego domku... I pada seria, chyba z karabinu maszynowego.

Boruta: - Andrzej zginął, witając patrol z tamtej strony Wisły.

Świst: - Oni już byli na naszym brzegu, ale nie wiem, czy ci żołnierze go widzieli, jak padał.

Boruta: - A był taki epizod z chorągwią biało-czerwoną, ja nie bardzo już teraz pamiętam.

Świst: - To właśnie dziewczynki ją uszyły... miała pokazywać polskie posterunki powstańcze lądującym żołnierzom Berlinga. Andrzej ten sztandar trzymał w ręku.

Boruta: - Tego nie powiedziałeś! A to taki ważny moment. Ta śmierć urasta do rangi symbolu.

Pogrzeb Andrzeja Romockiego-Morro - 31 października 1945. Chłopcy z "Zośki" niosą go odwrotną stroną walk od Czerniakowa przez Śródmieście i Wolę. Trumnę dźwigają: Bogdan Celiński, który przedarł się przez Wisłę po zerwanych przęsłach mostu Poniatowskiego, i Janek Rodowicz-Anoda (z prawej), który zginie zamordowany przez UB w styczniu 1949. Za trumną - matka.

(C) JULIUSZ BOGDAN DECZKOWSKI

Świst: - No właśnie, Andrzej z tym sztandarem biało-czerwonym wyszedł, dając znak, gdzie jesteśmy. I dostał tak, jak "Zośka" - w okolice serca.

Wspomina "Leszczyc" - Tadeusz Sumiński, Kompania "Rudy" Pluton "Felek":

"Stoimy za domem, pod ścianą od strony Wisły. ÇMorroČ wychodzi sam, pierwszy, zupełnie odsłonięty, w kierunku, wydaje się, pustych niemieckich rowów strzeleckich. Staje na chwilę twarzą do mostu. Jest prawie widno.

Pojedynczy strzał karabinowy.

ÇMorroČ pada. - O, Boże! - i za chwilę - Pomocy...

Nagle zjawia się Zosia. Bez namysłu biegnie do ÇMorroČ, próbujemy ją zatrzymać. Wyrwała się. Klęka przy nim. Jest zupełnie odsłonięta, odwraca Andrzeja.

- Nie mogę znaleźć rany!...

Nie strzelają do niej. Dlaczego? Ciągle bezskutecznie szuka rany. To zresztą już niepotrzebne: ÇMorroČ nie żyje".

Krystyna Musiatowicz, ostatnia łączniczka Andrzeja na Czerniakowie:

"Był dla mnie uosobieniem rycerskości, dzielności, energii i kultury osobistej. W chwilach trudnych umiał podejmować szybkie i trafne decyzje, starając się w miarę możliwości nie narażać niepotrzebnie życia swoich ludzi. A najważniejsze - w trudnych chwilach wahań i niepokojów umiał nas natchnąć wiarą w celowość zrywu powstańczego.

Chcieliśmy nadziei!

I właśnie Andrzej umiał nas natchnąć wiarą i optymizmem, że choć może wielu z nas zginie, z naszej krwi powstanie wolna Polska".

Podobno w jakiejś audycji telewizyjnej poszukiwacze kłamliwej sensacji obwieścili, że Andrzej "Morro" zginął ugodzony kulą... żołnierzy polskich, którzy właśnie przepłynęli Wisłę. Żyją cytowani świadkowie śmierci Andrzeja - doktor Witold Sikorski-Boruta i Tadeusz Sumiński-Leszczyc, rzetelny edytor "Pamiętników żołnierzy Baonu ÇZośkaČ". Żyje bohaterska sanitariuszka, która miała odwagę wybiec, by ratować Andrzeja - profesor Zofia Stefanowska-Treugutt, wybitny historyk polskiej literatury romantycznej. Nikt nigdy nie podał tej absurdalnej, krzywdzącej wersji. I nie warto byłoby w ogóle o niej wspominać, gdyby nie fakt, że znalazła się ona nieoczekiwanie w przypisie do pięknej, mądrej trylogii Jerzego Ślaskiego "Polska Walcząca", wydanej przez moją macierzystą Oficynę Rytm. Nie wiemy, niestety, kto sporządził te przypisy! A przecież żyje także świadek koronny - dowódca tej jedynej łodzi, której o świcie 15 września udało się przedrzeć z Pragi na Czerniaków - żołnierz I Samodzielnej Kompanii Zwiadowczej 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. Harcerz I Wołyńskiej Drużyny Harcerzy im. Zawiszy Czarnego. Podchorąży Janusz Kowalski. Dziś - znakomity, ofiarny lekarz, który tysiącom dzieci polskich uratował życie. Doktor Kowalski przyjechał z Lęborka, by przejść ze mną całą swą nadwiślańską trasę, wskazując dokładnie miejsca wydarzeń.

Mówi Janusz Kowalski:

- Gdy wyskoczyliśmy z łodzi, by schronić się za nadbrzeżnym wałem, nie było już nikogo na rzece. Choć jeszcze długo wodę siekły karabiny maszynowe. Dowiedzieliśmy się później, że obie łodzie towarzyszące nam zostały trafione pierwszymi strzałami i poszły na dno. Nadchodził świt, między domami migały sylwetki w niemieckich mundurach. Ktoś silnie ostrzeliwany czołgał się do nas. Dyżurujący obserwator trzymał go na muszce, pełzający stoczył się z wału na brzeg kilkadziesiąt metrów od nas. Był w niemieckim hełmie i panterce, ale z biało-czerwoną opaską na ręku! Rzuciłem się w jego kierunku. - Ty z powstania? - Z powstania! Padliśmy sobie w ramiona. Jak bracia".

Na opłatku Batalionu "Zośka" w roku 1985 podchorąży dr Janusz Kowalski był brany w ramiona przez wszystkich zośkowców z doktorem "Bromem" na czele, który poklepując masywną postać, wołał: - To ty żyjesz! Ty żyjesz!

"Chłopcy naszego domu rozbitego"

Osierocona matka Andrzeja i Janka Romockich pisała w pamiętniku: "Chłopcy naszego domu rozbitego! wiem jeszcze o was wszystko i wszystko przeżywam.

(...)

Chłopcy odkopali do połowy Andrzeja, wręczyli mi krzyż harcerski, odcięli koalicyjkę z odznaką Agricoli - pokazali ryngraf z Matką Boską Ostrobramską, którego nie wzięłam - zostawiłam. Podali mi płócienną torbę, z której posypały się zupełnie świeże cukierki (...).

Doczekałam się kolegów, którzy przynieśli wiadomość, że trumna dębowa kosztuje 11 000 zł, a o taką prosiłam - więc pytanie, co mają robić. Suma oczywiście była ponad moje możliwości. Wrócili więc po zwykłe, żołnierskie, sosnowe trumny. Jeden z kolegów został na Solcu, ja poszłam na cmentarz wojskowy. Tu odszukałam ks. proboszcza i kapelana. Dowiedziałam się, że cmentarz jest zaminowany i wstępu nie ma. Grabarz zgodził się przewieźć na ręcznym wózku, Çpod siennikamiČ trumnę. Nie rozumiałam - dlaczego?

(...) Następnego ranka od świtu byłam na Solcu - i tak co dzień, do zmroku.

Towarzyszyli mi chłopcy, opowiadając szczegóły ich walki. - Ich przeżyć, w których wszędzie był Jasiek, był Andrzej. Mówili o nich z uwielbieniem, miłością, opowiadali rzeczy nieprawdopodobne... (...)

Zaczęłam się rozglądać i szukać ludzi do ekshumacji - i usłyszałam: - Proszę nie szukać nikogo. Jaśka i Jędrka nikt obcy nie dotknie... Wtedy zrozumiałam, kim dla nich był Andrzej i jak Jaśka kochali...

I myślałam, dzięki Ci Jezu, że nikogo nie zawiedli - że wytrwali, bo byłeś z Niemi Jezu Miłosierny - do końca. Tyś dawał Im siłę i moc".

Tylko "Bonawentura" miał pogrzeb "pod siennikiem". 13 marca 1945 r. matka, ciotka i garstka kolegów szła za drabiniastym wozem, na którym pod słomą leżał poeta "Zośki". Grzebano go jednocześnie z dowódcą 1 Kompanii "Parasola", bratem ciotecznym, Stanisławem Leopoldem "Rafałem". Według pamiętnika pani Romockiej był to pierwszy powstańczy pogrzeb na "Działce", która miała się rozrosnąć w potężną kwaterę "Zośki".

Kiedy nagrywaliśmy naszą audycję radiową o braciach Romockich, Bogdan Deczkowski-Laudański przyniósł do studia niezwykłe zdjęcie... Oto nagranie:

Staszek Sieradzki-Świst: - Popatrzcie, tutaj Laudański przyniósł zdjęcie z pogrzebu Andrzeja Romockiego!

Laudański: - To już nad mogiłą...

Świst: - Jest pułkownik "Radosław", jaki młody...

Witold Bartnicki-Kadłubek: - A tu obok Jasio Anoda!

Świst: - On był na wszystkich ekshumacjach i organizował pogrzeby. Kiedy go ubecja zamordowała w styczniu 1949 r. i przywieźli ciało, żeby chyłkiem pochować, to grabarze Anodę rozpoznali i dzięki temu potem odnaleźli go rodzice...

Witold Sikorski-Boruta: - I Bogdan Celiński... niesie Andrzeja...

Laudański: - Pamiętacie - ten pogrzeb zaczął się od brzegów Wisły. Trumna Andrzeja, niesiona na ramionach, była okryta biało-czerwoną flagą ze znakiem kotwicy - Polski Walczącej. Na trumnie leży hełm Andrzeja, który potem pani Romocka oddała do Muzeum Historycznego Warszawy. Jest ozdobiony literami. W "G" wkomponowane jest "S" w kształcie błyskawicy. Znak Grup Szturmowych. Ma pokrowiec z panterki, podziurawiony odłamkami...

Nieśliśmy Andrzeja trasą od Wisły, poprzez Czerniaków, Śródmieście, koło kościoła Świętego Antoniego, ulicą Senatorską, przez ruiny getta, do Okopowej...

Świst: -... przez całą Warszawę na cmentarz wojskowy. Trasą naszych walk. Tylko w przeciwnym kierunku...

Kadłubek: - Kiedy to było dokładnie?

Laudański: - 31 października 1945 roku, w rok i półtora miesiąca po śmierci Andrzeja... Popatrzcie na twarz matki...

Świst: - Ale była taka dzielna!

Jadwiga Romocka szukała synów innym matkom. Przesiewała rękami popioły spalonych placówek. Dosłownie. Nigdy nie mówiła o swych nieszczęściach. Wszystkim dodawała otuchy. Gromadziły się wokół niej, jak w czasie powstania chłopcy wokół Andrzeja. Otaczała opieką te, które upadały pod ciężarem rozpaczy, samotności, biedy.

Relacja Zofii Wańkowiczowej, której Jadwiga Romocka pomagała w poszukiwaniach ciała córki Krysi, łączniczki Rafała (na próżno!): "rozkopywała ze straszliwą cierpliwością groby w towarzystwie niezliczonych matek, które krążyły po miejscach walki, odczytywały spełzłe napisy na prowizorycznych krzyżach, pytały kolegów, rozpoznawały rozkładające się ciała. Jeśli legowiska w ruinach można nazwać domami, to w tych domach polskich matek nikt nie zawieszał Silver Star, nie przyjmował ich przedstawicielek z kondolencjami żaden prezydent. Przygięte do ziemi, wsiąknąć starały się w niepamięć..."

Mieszkała w nędznej kawalerce, bez kuchni, na Mokotowie, pracowała w Caritasie przy kościele św. Michała, chodziła do chorych, opiekowała się nimi... Ocalały dowody jej niestrudzonych starań wokół cmentarza "Zośki", nad którym czuwała trzy dziesiątki lat.

Współpracowała przy pracy nad książką "ÇZośkaČ i ÇParasolČ" z druhem Aleksandrem Kamińskim, który spełnił obietnicę zawartą w dedykacji na pierwszym powojennym wydaniu "Kamieni na szaniec" z 1946 roku: "Pani Jadwidze Romockiej, matce dwóch wspaniałych synów, których pamięci w pierwszym rzędzie pragnę poświęcić dalszy ciąg ÇKamieni...Č ".

(Przez wszystkie lata III niepodległej Rzeczypospolitej Środowisko Żołnierzy Batalionu "Zośka" stara się o wprowadzenie "ÇZośkiČ i ÇParasolaČ" na listę lektur - na próżno! Młodzież nie ma dziś w lekturach ani jednej książki o bohaterstwie ich rówieśników w Powstaniu Warszawskim!!!)

Matka rzucała w pamiętniku zdania bolesne jak jej los:

"Chłopcy - czyż to możliwe, że mam żyć bez Was? Jaśku, Jaśku, mój Jaśku, widzę ciągle Twoje kochane, dobre oczy, czasami lekko przerażone, gdy spostrzegłeś, że coś mi dolega, że jestem sama, a Wy z domu wyjść musicie Obydwaj. A dziś?...

Tak niedawno snułeś plany, Çże nie rozstaniemy się nigdy MamusiuČ - potem gdy wiedziałeś, że pójdziesz... - patrzyłeś tak smutno. Nie mówiliśmy nigdy o tym, rozumieliśmy się tak dobrze, mój Synku, wiedzieliśmy i wierzyliśmy, że tak trzeba. - Byłam z Ciebie taka dumna, tak bardzo dumna, Jaśku, i tak bezmiernie przez Was szczęśliwa. (...)

W najśmielszych naszych marzeniach z Tatusiem nie umieliśmy sobie Was wyobrazić takimi - jacyście byli Obydwaj. - Przeszliście nasze oczekiwania - byliście naszą dumą i szczęściem. (...) - Iskra Boża rozpalała się w Was wielkim płomieniem, który promieniował i dał Wam tyle serc z przyjaźni ludzkiej i dał Wam możność wnoszenia wszędzie tyle radości.

BARBARA WACHOWICZ

Fragmenty książki Barbary Wachowicz, która ukaże się nakładem Oficyny Wydawniczej Rytm pod tytułem "To ÇZośkiČ wiara" w cyklu tej autorki "Wierna rzeka harcerstwa". Wszystkie pamiątki braci Romockich można zobaczyć na wystawie "Kamyk na szańcu" prezentowanej od 19 września w Muzeum Torunia na Rynku Staromiejskim.

Modlitwa

Od wojny, nędzy i od głodu,
Sponiewieranej krwi narodu,
Od łez wylanych obłąkanie
Uchroń nas Panie

Od niepewności każdej nocy,
Od rozpaczliwej rąk niemocy,
Od lęku przed tym co nastanie,
Uchroń nas Panie

Od...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin